Artykuł przygotowały autorki programu Replanet, które uczestniczą w ogólnopolskiej olimpiadzie Zwolnieni z Teorii.
Zapewne każdy z nas natknął się kiedyś na olej palmowy. Nic dziwnego, bo jest on zawarty w połowie produktów na sklepowych półkach, a szczególnie cieszy się popularnością wśród wegańskich artykułów. Najczęściej widać go na liście składników i tytułach badań naukowych. Nie bez powodu jest to powszechnie wykorzystywany dodatek do żywności. Jest bardzo odporny na zmiany temperatury, wytrzymały i nie ma smaku. Poza tym jego produkcja jest bardzo wydajna.
Co jest z nim nie tak, skoro ma tyle zalet?
Większość palm olejowych rośnie w tym samym rejonie co lasy deszczowe, które są domem dla około połowy zwierząt naszej planety – od najmniejszych owadów (którymi mało kto się przejmuje) po słonie, tygrysy i orangutany. Wiecie, że światowe plantacje tych drzew zajmują 27 mln ha? To dosyć dużo, bo dla porównania powierzchnia Polski to 31 mln ha. Ponieważ olej palmowy jest tak popularnym surowcem, w celu jego produkcji zaczęto bez jakiejkolwiek ostrożności wycinać, a nawet wypalać olbrzymie obszary lasów, by przygotować je pod uprawy. Według Global Forest Watch w 2020 roku uprawa palm olejowych pochłonęła 4,2 mln hektarów lasów deszczowych, zwiększając emisję dwutlenku węgla.
Poza oczywistymi szkodami dla środowiska spowodowanymi wycinaniem „zielonych płuc Ziemi” na taką skalę są jeszcze wykorzystywane na plantacjach nawozy i inne środki chemiczne, które często lądują w rzekach. Z ich powodu cierpią nie tylko ryby, lecz także miejscowa ludność pozbawiona wody i pożywienia. Kolejny problem to warunki pracy na plantacjach. Najgroźniejsze dla środowiska są uprawy nielegalne – to na nich najłatwiej o nieodpowiedzialne, destrukcyjne praktyki. Olej palmowy i jego produkcja szkodzi środowisku – to już wiemy.
Gdybyśmy jednak przerzucili się na lokalne rośliny oleiste, spowodowalibyśmy o wiele (bo prawie cztery razy) większe szkody ekosystemom. Dlaczego? Jak wspominałyśmy, palmy olejowe są bardzo wydajne, więc nie potrzeba aż tak dużej powierzchni pod uprawę jak pod inne źródła olejów roślinnych (np. rzepak, len czy słonecznik). Na pewno nie należy pokładać nadziei w oleju kokosowym, który jest często mylony z tłuszczem palmowym. Produkuje się go na podobnych obszarach, więc przynosi podobne szkody (na szczęście nie w takim stopniu).
Co możemy zrobić?
Warto zacząć od dwóch rzeczy – ograniczyć przetworzoną żywność i patrzeć na certyfikaty. Szukajmy na produktach z olejem palmowym certyfikatów. Jak podaje organizacja RSPO (Roundtable for Sustainable Palm Oil) przyznająca ten certyfikat, by plantacja mogła otrzymać zaświadczenie, musi działać jawnie i zgodnie z prawem, z poszanowaniem praw człowieka i pracowników oraz dbać o ochronę środowiska.
Możemy wysnuć wniosek, że do produkcji oleju palmowego wykorzystywana jest olbrzymia ilość wody, emitowana kosmiczna miara CO2 i pozbywanie się drzew. Wszystko to niszczy ekosystemy i życie – ludzi i zwierząt. Dlatego warto szukać produktów lokalnych, odwiedzać warzywniaki czy targi, by oszczędzić na emisjach spowodowanych transportem. W ten sposób ocalimy nie tylko planetę, ale też nasze portfele.