Pierwszy miesiąc prenumeraty cyfrowej za 5 złzamawiam

Logowanie

Zwierzęta pod kołami, wypadki na drodze

wrzesień 29 2019

Potrącone zwierzęta to niestety dość częsty obraz na naszych drogach. Jak powinniśmy się zachować, kiedy je zobaczymy albo – co gorsza – kiedy to my spowodowaliśmy wypadek?

Rannego stworzenia z całą pewnością nie można zostawić bez pomocy. Kiedy widzimy potrącone zwierzę, powinniśmy się zatrzymać i sprawdzić, w jakim jest stanie. Musimy zapewnić zwierzęciu bezpieczeństwo przed przejeżdżającymi pojazdami, ale w miarę możliwości do przyjazdu służb nie ruszać go z miejsca, w którym się znajduje.

Powiadomienie służb

Zgodnie z przepisami ustawy o ochronie zwierząt każda gmina ma obowiązek zapewnić całodobową opiekę weterynaryjną w przypadkach zdarzeń drogowych z udziałem zwierząt, co w praktyce oznacza, że musi mieć zawartą umowę z całodobową kliniką lub lekarzem dyżurującym 24/24 godz., tak aby wypadku potrącenia zwierzęcia, natychmiast udzielić mu pomocy lekarskiej.

Z naszej strony powinno wystarczyć powiadomienie jakikolwiek służb – dzwonimy na telefon alarmowy, telefon Policji lub Straży Miejskiej. Informacja ta powinna zostać przekazana lekarzowi weterynarii, który ma niezwłocznie udać się na miejsce. Warto jednak zaczekać na przyjazd funkcjonariusza z lekarzem, aby mieć pewność, że pomoc zwierzęciu została udzielona.

Obowiązki sprawcy wypadku

Co się dzieje, kiedy to my jesteśmy sprawcami nieszczęśliwego wypadku? Prawo co do zasady nie przewiduje odpowiedzialności za nieumyślne potrącenie zwierzęcia. Odpowiedzialność ponosi się wyłącznie za nieudzielenie pomocy po potrąceniu lub niezawiadomienie jednej ze służb, które wymienia ustawa o ochronie zwierząt, tj.: Polskiego Związku Łowieckiego, organizacji społecznej, której statutowym celem działania jest ochrona zwierząt, Policji, Straży Ochrony Kolei, Straży Gminnej, Straży Granicznej, Służby Leśnej lub Służby Parków Narodowych, Państwowej Straży Łowieckiej, strażnika łowieckiego lub Państwowej Straży Rybackiej.

Osoba, która potrąciła zwierzę, powinna zapewnić mu w miarę możliwości pomoc. Oznacza to, że w pewnych przypadkach, kiedy winny zdarzenia nie ma realnej możliwości udzielenia pomocy zwierzęciu, nie będzie podlegać karze. Chodzi tu o sytuacje, kiedy np. zatrzymanie samochodu na autostradzie groziłoby poważnym ryzykiem karambolu, ale nawet ten fakt nie zwalnia nas z obowiązku natychmiastowego poinformowania służb. Z praktyki wiem, że ta przesłanka zwalniająca z odpowiedzialności bywa niekiedy nadinterpretowywana.

W jednej ze spraw, które prowadziłam przeciwko osobie, która potrąciła pod supermarketem psa i odjechała, nie udzielając mu pomocy, obwiniony tłumaczył się, że od dziecka bał się psów, a ponadto na miejscu była jego właścicielka, która zapewniła mu pomoc. Niestety sąd przychylił się do tej linii obrony, z czym nie mogę się zgodzić. W tym przypadku właścicielka psa była drobną kobietą, a pies dużym owczarkiem niemieckim z połamaną łapą, opiekunka nie była w stanie samodzielnie wnieść psa do samochodu, a obwiniony nie zaproponował jej jakiejkolwiek pomocy, tylko tuż po zdarzeniu odjechał. Sam fakt, że właściciel potrąconego zwierzęcia jest na miejscu, nie powinien zwalniać kierowcy od udzielenia mu pomocy, a przynajmniej jej wyraźnego zaproponowania.

Za nieudzielenie zwierzęciu pomocy lub niezawiadomienie jednej z uprawnionych służb, kierowcy grozi kara grzywny do 5 tys. zł lub kara aresztu do 30 dni.

Celowe działanie

A co, jeżeli kierowca widział zwierzę i mimo to w nie wjechał? Wtedy powinien odpowiadać już za przestępstwo znęcania się nad zwierzęciem. Jeśli zwierzę nie przeżyło – za zabicie zwierzęcia. W praktyce trudno udowodnić kierowcy, że widział zwierzę i celowo je przejechał. Wiele tego rodzaju spraw kończy się umorzeniem właśnie dlatego, że kierowca twierdzi, że jego zachowanie było nieumyślne, bo zwierzęcia nie zauważył.

Ostatnio głośna stała się sprawa przejechanego przez kierowcę busa psa Maksa. W tym przypadku zgromadzony materiał dowodowy wskazuje, że było to najprawdopodobniej celowe działanie, bowiem podejrzany nakręcił zdarzenie telefonem komórkowym i na głos je komentował. Takie przypadki są jednak bardzo rzadkie i zazwyczaj o tym, czy kierowca widział zwierzę czy nie, rozstrzygają dowody pośrednie, takie jak opinie biegłych, którzy badają m.in. widoczność, warunki atmosferyczne, prędkość, z jaką poruszał się sprawca.

Co grozi osobie, która świadomie potrąca zwierzę? Jest to przestępstwo zagrożone karą trzech lat pozbawienia wolności. Jeżeli sprawca działa ze szczególnym okrucieństwem, tak jak to może być w przypadku Maksa – kierowca powoli najeżdżał kilka razy na starszego, niedowidzącego i niedosłyszącego psa – wówczas sprawcy grozi kara od trzech miesięcy do pięciu lat więzienia.

Odszkodowanie

Do kolizji z udziałem dzikich zwierząt dochodzi najczęściej w nocy na drogach biegnących przez las. Naprawa zniszczonego samochodu może być bardzo kosztowna. Czy w sytuacji potrącenia zwierzęcia kierowca może ubiegać się o odszkodowanie? I od kogo? Zwierzęta nie są przecież ubezpieczone. Sprawa jest skomplikowana, a każdy przypadek jest inny i osobno badany. Wiele tego rodzaju spraw kończy się w sądzie.

Odpowiedzialność może ponosić zarządca drogi, jeżeli nie dopełnił on swoich obowiązków. Co prawda nie można zabezpieczyć każdej drogi przed dziko żyjącymi zwierzętami – ogrodzenia, które mogą powstrzymać jelenia, sarnę czy dzika, ustawiane są jedynie wzdłuż autostrad i niektórych dróg ekspresowych. Kiedy w danym miejscu występuje duża populacja zwierząt i istnieje duże ryzyko wypadku, zarządca drogi powinien ustawić znak drogowy A-18b „zwierzęta dzikie”. W 2003 roku sąd nakazał warszawskiemu ZDM wypłatę ponad 400 tys. zł odszkodowania kobiecie, która została ranna w zderzeniu jej auta z łosiem. Powód? Na drodze nie było znaku ostrzegawczego. Orzecznictwo w takich sprawach nie jest jednak jednolite, niekiedy sądy stwierdzają, że wtargnięcie zwierzęcia na jezdnię było tak nagłe, że znaki ostrzegawcze nie uchroniłyby przed wypadkiem.

Należy pamiętać, że to nadleśnictwo ma obowiązek poinformowania zarządcy drogi o konieczności ustawienia takiego znaku. Jeżeli zaniedbało ten obowiązek, wówczas nasze roszczenia powinny być skierowane właśnie do nadleśnictwa.

Co innego, jeżeli dzika zwierzyna przebiega przez drogę spłoszona organizowanym na terenie lasu polowaniem. W takim przypadku nie ma wątpliwości, kto odpowiada za wypadek – jest nim organizator polowania. Przepisy prawa łowieckiego nakładają na członków Polskiego Związku Łowieckiego obowiązek zawierania umów ubezpieczeń OC w zakresie czynności związanych z polowaniem lub gospodarką łowiecką.

Warto pamiętać, aby na miejscu zdarzenia zabezpieczyć dowody, które będą pomocne w walce o odszkodowanie – na miejsce powinien zostać wezwany patrol policji, który sporządzi notatkę służbową, a my powinniśmy wykonać zdjęcia (w tym dokumentujące np. brak znaku ostrzegawczego) oraz spisać dane ewentualnych świadków zdarzenia.

  • Tekst: Katarzyna Topczewska
  • Tekst ukazał się w numerze 10/2019 Magazynu Vege