Pierwszy miesiąc prenumeraty cyfrowej za 5 złzamawiam

Logowanie

Nawet Chrobry chronił bobry. I miał rację

lipiec 02 2019

Bóbr jest ważnym mieszkańcem polskich lasów, choć niektórzy nazywają go „pożytecznym szkodnikiem”. Swoistej ochronie podlegały już w średniowieczu: Bolesław Chrobry, a później Władysław Jagiełło dbali, aby kłusownicy nie wytrzebili tych cennych zwierząt do nogi. Minister Ardanowski, który chce teraz znieść częściową ochronę bobra i przywrócić go polskiej kuchni, nie zdaje sobie chyba sprawy z tego, że ich jedzenie z pewnością nie przyjmie się na skalę masową. Lepiej, by te cenne zwierzęta w erze, gdy temperatura w czerwcu sięga 40 stopni, robiły raczej to, na czym się znają: nawadniały okolice dolin rzek.

Nawet „Łowiec Polski” przyznaje, że już pierwszy król Polski zastrzegł dla siebie wyłączne prawo ubijania bobrów, powołał im „ochroniarzy” – specjalnych strażników – bobrowniczych, kazał chronić żeremia, tamy i cały obszar tzw. na rzut patykiem od nich. Swoistym protoekologiem okazał się później również Władysław Jagiełło: który objął ochroną także cisy, zagrożone całkowitym wykarczowaniem na potrzeby sporządzania z nich łuków.

Bóbr już w średniowieczu był cennym łupem, ale nie jako przysmak na stole: cenne były ich skóry i tłuszcz (używany do opatrywania ran). Na stołach pojawiał się rzadko, a jeśli już – to dzięki kościołowi, który uznał go za rybę (pływa, ma ogon pokryty łuskami) zawędrował do katalogu dań jarskich. Bóbr żył w symbiozie z polskim dworem – władcy pilnujący monopolu na zyski z polowań, nie pozwalali jednocześnie za bardzo uszczuplić populacji. Za to latach trzydziestych zwierzęta te prawie wyginęły. Populacja została odbudowana dzięki reintrodukcji.

Dzisiaj bóbr w powszechnym mniemaniu żyje z człowiekiem w konflikcie (podobnie jak dzik, o którym pisaliśmy m.in. tutaj): podtapia pola, niszczy wały przeciwpowodziowe. Na stoły trafiają rzadko, raczej są wykorzystywane w przemyśle kosmetycznym (a aromaty z gruczołów bobra można dodawane są m.in. do lodów truskawkowych, czy waniliowych papierosów). Myśliwi na bobry polują niechętnie bo jak sami przyznają – nie mają co z upolowanym zwierzęciem zrobić. Dlatego pomysł ministra Ardanowskiego, aby bobry znów zacząć zjadać – raczej nie doczeka się aplauzu nawet w jego własnych towarzyskich kręgach.

A co z tym afrodyzjakiem? Cóż, pan minister wszystko pomylił. Tzw. bobrowe stroje czyli worki wypełnione wydzieliną gruczołów napletkowych służące zwierzętom do znaczenia terenu, były faktycznie wykorzystywane już w medycynie starożytnej (wspominał o tym m.in. Herodot). Później stosowano je na tzw. dolegliwości kobiece (trudne porody, spędzanie płodu – uniwersalne zastosowanie!), ale również przy dolegliwości zwanej „histerią” – spowodowanej „przemieszczeniem macicy”, występującej naturalnie tylko u pań. Ale o bobrowym afrodyzjaku jako żywo nikt nie słyszał.

Wszyscy słyszeli za to bardzo dobrze o tym, że bóbr europejski w Czerwonej Księdze Gatunków Zagrożonych IUCN z 2007 zyskał status gatunku podwyższonego ryzyka. A dopiero go odzyskaliśmy. W latach 90. według danych GDOŚ było ich tylko około 5 tysięcy. Pozytywnie wpływają na bioróżnorodność, tworzą siedliska dla innych zwierząt. Od 1 października, przynajmniej na razie, nadal nie będzie można do bobrów bezkarnie strzelać.

WK