Felieton prof. Joanny Hańderek do refleksji przy okazji Dnia Ryby (20 grudnia).
Istnieją słowa klucze, które otwierają wszystko. Istnieją słowa zatrzaski zamykające za sobą bezpowrotnie wszelkie możliwości. Istnieją słowa ostateczne, które ranią jak żadne inne. Istnieją słowa miłości, zaklęcia przyjaźni, potwierdzenia i afirmacji. Istnieją też słowa wykluczenia. Niektóre słowa mogą stanowić tarczę, broń, za którą chowa się człowiek o nieczystym sumieniu. To słowa niebezpieczne, śliskie, marne, szkodliwe. Niczym pasożyt wchodzą do rozmowy i infekują wszystkich.
Nieczyste sumienie uwielbia zasłaniać się tradycją. Karp to tradycyjna potrawa. Krowa czy świnia zabita w rzeźni to również tradycja, „przecież zwierzęta wzajemnie się zjadają”, a człowiek to „najwyższa istota” – tako rzecze tradycja. Konie zaprzęgnięte do dorożek, konie na torze wyścigowym to oczywiście też tradycja. Jedzenie mięsa, używanie skór zwierzęcych, wykorzystanie zwierząt do rozrywki to cały czas tradycja. Słowo tarcza, za którą kryje się uszkodzone sumienie. Dzisiaj już trudno nie wiedzieć, trudno udawać ignorancję, ściany rzeźni od dawna są szklane za sprawą monitorów kamer, filmów i internetowego przekazu. Wystarczy jedno kliknięcie, żebyśmy się dowiedzieli, jak wygląda nasza tradycja, ile kosztuje cierpienia, jak bardzo zabija. Słowo-pasożyt: wystarczy raz powiedzieć, że dane zjawisko należy do tradycji, a już usta oponentów zostają zawiązane. Kto przeciwko tradycji, ten przeciwko ludziom, ich szczęściu, ich historii. To słowo-szkodnik korodujący wszelkie argumenty zwłaszcza tam, gdzie sądy i przekonania dawno już zostały obalone lub dawno przeszły do lamusa historii bądź nauki.
Wojujący tradycją zapominają o dwóch szczegółach: tradycja nie jest czymś stałym, niezmiennym, a do niej należały również rzeczy haniebne i przerażające. Niewolnictwo było tradycją, tak samo jak aranżowanie małżeństw, do których zmuszano kobiety czy małe dzieci. Ożenek nieletnich dziewczynek też był tradycją, gdy rządził mężczyzna, ojciec, głowa rodziny. Tradycyjnie kobiety nie mogły zdobyć wykształcenia, nie mogły dziedziczyć, nie miały praw wyborczych, tak samo jak pracownicy nie mieli żadnego wpływu na swoje zatrudnienie ani na liczbę godzin pracy. Nie raz, nie dwa w dziejach tradycja stała na straży haniebnego porządku wyzysku i przemocy, niszcząc wszelkie przejawy równościowego myślenia. Po dziś dzień w języku czy w naszych stereotypach zachowały się relikty tradycyjnego myślenia. To dlatego jeszcze dla wielu osób zwierzę „zdycha”, to dlatego są i tacy, których rażą feminatywy. Tradycja jest przemocowa, dlatego weganie i weganki nieraz muszą się tłumaczyć dlaczego nie chcą jeść mięsa, jajek i sera ani nie chcą pić mleka. Tu nie wystarczą argumenty, że zwierzę cierpi, tradycja przecież pozostaje ślepa wobec bólu i głucha jest na wszelkie przejawy żalu czy trwogi.
W tradycji jest coś bardzo perfidnego. Każe się bowiem tłumaczyć i schodzić na pozycje obronne wszystkim tym osobom, które nie godzą się na uczestniczenie w przemocy. Tradycja obraca też porządek i nagle okazuje się, że to nie osoba zadająca cierpienie, ale ta, która z tym walczy jest przemocowa, agresywna lub ekstremalna. Ten odwrócony porządek argumentacji będzie wskazywał, że to aktywista i aktywistka walczący o uwolnienie koni z ciężkiej pracy w dorożkarskim kieracie sprowadzi na zwierzęta ich śmierć.
Przeciwnicy niewolniczej pracy koni ciągnących wozy do Morskiego Oka lub duszących się na rynku Krakowa piętnowani są jako ci, którzy wysyłają zwierzęta do rzeźni. To odwrócona logika tradycji traktująca zastany porządek jako dobry, słuszny i służący wszystkim dookoła. Zwierzęta mogą umierać w rozpaczy. Tego jednak nie wolno dostrzec, ważniejsza jest bowiem tradycja, nawet jeśli została ustanowiona całkiem niedawno.
W latach 1944-1949 ministrem gospodarki był Hilary Minc i to jemu zawdzięczamy wprowadzenie wigilijnego zwyczaju jedzenia karpia. Przed wojną na polskich stołach pojawiały się inne ryby, karp jednak był łatwy w „produkcji”, ponieważ wystarczyło tylko rozmnożyć go w jeziorach. Samo odławianie też nie wymagało całej morskiej floty, wystarczyły sieci i tak rozpoczęła się epopeja katowania karpia w imię „wielowiekowej tradycji”.
Do Morskiego Oka turystów od 1910 roku woziły samochody, autobusy, i lekkie dwuosobowe bryczki. Dopiero po 1988 roku zakazano transportu samochodowego, a przewoźnicy używający koni rozwinęli swój biznes. Wozy ciągnące turystów, nierzadko do trzydziestu osób, które rozpanoszyły się w latach 90. XX wieku, uznano za tradycję. Manipulacja słowami jest tu podstawowa, tak samo jak manipulacja moralnością i wrażliwością ludzi. Bardzo długo wizytówką świątecznych chwil był karp, półżywy, z otwartym pyszczkiem. Dorożki i wozy zaprzęgnięte w umęczone konie prezentowane są jako piękna wizytówka, a kolorowa uprzęż i fantazyjnie zaplecione ogony mają odciągać od tego, co realnie przeżywają te zwierzęta. W XIX wieku rozpowszechnił się zwyczaj picia mleka, od tego też stulecia zaczęto rozwijać narrację o jego dobroczynnym wpływie. Mleko pojawiło się na europejskich stołach tylko dlatego, że zaczęto rozwijać uprawę zwierząt na masową skalę. Wiek XX okazał się wiekiem technologicznej produkcji, a sklepy zostały przytłoczone ciałami zwierząt. Reklama i marketing zrobiły swoje – wmówiły wszystkim, że jedzenie mięsa jest zdrowe, a do tradycyjnych należy niejedna mięsna potrawa.
Istnieją słowa klucze, które otwierają wszystko. „Proszę”, „dziękuję”, „przepraszam”. Istnieją słowa zatrzaski zamykające za sobą bezpowrotnie wszelkie możliwości. „Ale”, „nic ci nie wychodzi”, „jesteś beznadziejna”, „nic nie potrafisz”. Istnieją słowa zaklęcia, które potrafią usprawiedliwić to, co złe, uspokoić nieczyste sumienie. „To zgodne z tradycją”, „tak jest od zawsze”, „nic nie da się zrobić”, „ludzie już tak postępują, mają, potrzebują, chcą….” Dla miliardów zwierząt na całym świecie to wyrok skazujący najpierw na ciężką pracę i życie w koszmarnych warunkach, a potem na rzeźnię. Zgodnie z tradycją zwierząt nie czeka bowiem emerytura. Ich ostatecznym przeznaczeniem i tak jest rzeźnia i nieważne, czy jest to obolała od rodzenia świnia, wyeksploatowana rodzeniem i „dawaniem” mleka krowa, czy koń umordowany ciężkim życiem w pracy ponad siłę.
- Tekst: Joanna Hańderek
- Ilustracja: Elżbieta Bińczak-Hańderek