Niezwykła wielokulturowa przestrzeń, gdzie do niedawna żyli zgodnie obok siebie Rosjanie, Ukraińcy, Żydzi, Tatarzy, Karaimi, Ormianie, Grecy, Niemcy. A obok nich bezdomne psy i koty. Co dzisiaj można spotkać na Krymie?
Autorka: Joanna Wydrych
Na Krym pojechałam trzy lata temu ? gdy wojska rosyjskie były jeszcze tylko w wyznaczonych bazach. Marzyłam o nim, chciałam zobaczyć Eupatorię, dawną Kerkinitydę, o której Majakowski pisał, że żal mu ludzi, którzy w niej nie byli. Miał rację. Krym jawił mi się jako niezwykłe miejsce ? miejsce, gdzie Zachód spotyka się ze Wschodem, współczesność z historią, gdzie słońce świeci wyjątkowo jasno. Miejsce, gdzie relikty starożytnej przeszłości sąsiadują z nie tak dawną świetnością Związku Radzieckiego. Niezwykła wielokulturowa przestrzeń.
Krym był niezwykły. Czy po rosyjskiej inwazji będzie tym samym miejscem, którym był? Otwartym i różnorodnym, w którym obok meczetów i cerkwi funkcjonowały karaimskie kenasy i żydowskie synagogi?
Bardzo emocjonalnie przeżyłam ostatnie wydarzenia na Krymie, śledziłam doniesienia stamtąd. Patrzyłam na zdjęcia rosyjskich transporterów opancerzonych, w miejscach, gdzie jeszcze nie tak dawno się włóczyłam. Czytałam o oznaczaniu drzwi tatarskich domów w Bakczysaraju, o strachu krymskich Tatarów, którzy przecież dopiero w połowie lat 90. XX wieku wrócili z Uzbekistanu, dokąd w 1944 w ramach planowej polityki eksterminacji deportowano ich na rozkaz Stalina. Krym to ich dom, są jedną z największych mniejszości ? stanowią 12 proc. wszystkich mieszkańców półwyspu i znów się boją, że będą musieli go opuścić.
Tęsknię za tym Krymem, który poznałam w czasie pierwszej wizyty. Niektórzy znajomi byli przerażeni moim pomysłem wyjazdu, ? ostrzegali, że całą noc trzeba będzie jechać pociągiem przez Ukrainę i mogą się wydarzyć straszne rzeczy. Nic takiego się nie stało. Podczas całego pobytu na Krymie z nielicznymi wyjątkami spotykałam przyjemnych i otwartych ludzi. Mimo zdecydowanie większej niż w Polsce biedy ludzie byli serdeczni i uśmiechnięci ? nie tak sfrustrowani jak Polacy. Jedyni pijani, których tam spotykaliśmy, to byli Polacy wybierający się na plaże z torbami pełnymi mięsa i alkoholu. W karaimskiej kenesie (dom modlitwy) w Eupatorii Polacy zachowywali się głośno i wulgarnie, naruszając spokój i ciszę tego miejsca.
Wtedy na Krymie, nie było czegoś, co można nazwać ?obsesją bezpieczeństwa?, czyli domofonów, krat, pozamykanych podwórek, świdrujących oczu mieszkańców ani pytań: czego tu szukasz? Można było wszędzie wejść, wszystko zobaczyć, nie bojąc się, że spotka nas jakaś nieprzyjemność.
Mili ludzie. 90-letnia mama Leny, karmicielki kotów, którą tam poznaliśmy, za każdym razem, gdy mnie widziała podkreślała, jak piękne są moje dredy. W Polsce osoby młodsze, które ? wydawałoby się ? są bardziej otwarte, potrafiły zwracać mi uwagę, że nie powinnam mieć dredów, bo? dyskredytuję w ten sposób ruch prowegański.
Jadąc na Krym wybraliśmy pociąg ukraiński i był to świetny ruch, bo jest tanio i punktualnie. Półwysep jest świetnie skomunikowany ? ze stolicy Krymu, Symferopola odjeżdżają co 10 min marszrutki do każdej większej miejscowości. Bardziej dba się tam o to, by pociągi, autobusy i marszrutki odjeżdżały punktualnie, niż żeby sprawdzić, czy wszyscy mają bilety. Liczy się to, że każdy ma miejsce siedzące, reszta nie jest ważna. Żadnym problemem nie było to, że się usiadło na cudzym miejscu, ot, ktoś usiądzie na twoim, nie ma powodów do nerwów.
- Sok z granatu zamiast weterynarza
Podróżując po Krymie, nie byłam tylko turystką biernie podglądającą życie ?tubylców?, ale siłą rzeczy wchodziłam w interakcje z nimi. Choć było to miejsce wypoczynkowe, większość osób tam wyjeżdżających korzystała nie z hosteli, których jest tam mało, czy domów wypoczynkowych, tylko z usług babuszek wyczekujących pod dworcami i oferujących kwatery prywatne. No i był to również efekt naszych spotkań ze zwierzętami.
W Eupatorii poznaliśmy Lenę, która naraiła nam kwaterę u swojej znajomej. Lena była mocno zaangażowana w pomoc bezdomnym zwierzętom: za własne pieniądze, z grupą koleżanek, sterylizowała i leczyła bezdomne koty i psy, dokarmiała je. To jej zostawiliśmy małego kotka z gorączką i biegunką znalezionego na deptaku w Eupatorii. Obroniłam go przed około siedmioletnim dzieckiem, które go kopnęło. Była to jedyna nieprzyjemna sytuacja, w jakiej uczestniczyłam na Krymie. Na dziecko i dziadka, który się pojawił, nakrzyczałam, a kota zabrałam. Nazwaliśmy go Wowa. Koleżanka Leny, u której mieszkaliśmy, nie przepadała za zwierzętami, ale pracowała na zmiany w jednym z domów wypoczynkowych. Gdy miała noc pracującą, Wowa był z nami, gdy była w domu, trafiał do Leny. Ostatecznie został z nią. Podobnie jak na Białorusi, weterynarze na Ukrainie są drodzy i jest ich mało. Z ich usług korzysta się tylko przy sterylizacjach lub zabiegach ratujących życie. Osoby zaangażowane w pomoc bezdomnym zwierzętom same starają się je leczyć. Co ciekawe, wykorzystują przy tym znajomość naturalnych metod leczenia ? np. przy biegunce i gorączce Wowczika Lena z powodzeniem używała soku z granatu.
- Adopcja z ulicy
Ukraina po Euro 2012 nie kojarzy się szczególnie dobrze w kontekście praw zwierząt, jednak na Krymie spotkałam sporo działających samodzielnie lub w co najwyżej kilkuosobowych nieformalnych grupach osób, które im pomagały. Ograniczały się oczywiście głównie do bezdomnych psów i kotów ? przeznaczając własne pieniądze na dokarmianie ich, leczenie i sterylizowanie. W swojej działalności na rzecz zwierząt mogły jednak liczyć tylko na siebie, bo na Krymie przez długi czas funkcjonowała tylko jedna organizacja pozarządowa zajmująca się pomocą zwierzętom ? Liga Ochrony Zwierząt ?Oddany Przyjaciel? z siedzibą w Symferopolu. W 2013 roku w Eupatorii założono drugą organizację ? “Przyjaciel Człowieka”. Organizacje nie mają pieniędzy, by pomagać w leczeniu czy dokarmianiu zwierząt. Jeśli uda im się je zdobyć, to sterylizują zwierzęta. Władze miejskie nie wspierają ich działań ? nie funkcjonują programy ograniczania bezdomności wśród zwierząt. Gdy zwierząt na ulicach jest za dużo, władze zlecają ich odstrzał. W Symferopolu takie akcje odbywają się raz do roku.
Osoby zajmujące się zwierzętami prowadzą też adopcje ? odbywają się one na ulicy: zwierzęta oczekują na dom w koszykach, transporterach i pudełkach. Jednej z takich aktywistek w Sewastopolu udało nam się przekazać zgarniętego z ulicy rudego kociaka z kocim katarem.
Bezdomne psy i koty spotyka się wszędzie ? w parkach, pod sklepami, na deptakach, na plaży, w dzielnicach turystycznych i na obrzeżach miast, pod cerkwiami, szpitalami, pod knajpami. Są po prostu wszędzie. Z jednej strony jest ich tak dużo, że dla przeciętnego człowieka stają się przeźroczyste, wtapiają się w krajobraz. Ludzie w większości wykazują się wobec nich obojętnością. Z drugiej strony, nikt ich nie goni, nie dręczy, są dokarmiane. Praktycznie wszędzie, gdzie widziałam bytujące bezdomne zwierzęta, były miski z wodą i jedzeniem. W Odessie, na terenie przylegającym do jednej z cerkwi, bytowała duża kolonia dokarmianych regularnie kotów, podobnie było na terenie wielkiego kompleksu pałacu chańskiego w Bakczysaraju.
Zwierzęta są oswojone i niezbyt płochliwe. Czas spędzają leżąc i wygrzewając się, śpiąc albo wędrując. W Polsce zwierzęta chowają się przed ludźmi…
Utkwiła mi w pamięci scena z Eupatorii: przy okienku kiosku, leżąc na gazetach, wygrzewał się bezdomny kot ? nikomu to nie przeszkadzało, nikt słowem tego nie skomentował. Podobnie w Odessie, gdzie przed jedną z księgarni, vis-á-vis komendy milicji (przed którą stał pomnik milicjanta otoczonego chmarą ptaków) na ławce spała kotka, a inna wygrzewała się na progu sklepu jubilerskiego przy ul. Derybasiwskiej.
- Pawie w lunaparku
Jednak na ulicach ukraińskich miast obecne są nie tylko psy i koty, ale również zwierzęta wykorzystywane do pracy ? np. w Odessie, na słynnych Schodach Potiomkinowskich, można było spotkać krymskich Tatarów oferujących za opłatą zdjęcia z sokołami. Na placu Soborowym pod odeską katedrą Przemienienia Pańskiego można było zrobić sobie zdjęcie i przejechać się na umęczonych dwóch małych kucach. W Eupatorii na głównym deptaku ? Prospekcie Lenina (który, oględnie mówiąc, wyglądał jak całodobowy lunapark ? było tam wszystko, co tandetne i świecące: knajpy, wyciągające pieniądze automaty do gier itp.) prowadzącym do morza ? wśród hałasu, gwaru, świateł do późnej nocy przetrzymywano pawie, z którymi można było sobie robić zdjęcia.
Zdarza się, że na koniec sezonu fotografowie, nie chcąc utrzymywać zwierząt przez zimę w trakcie martwego dla siebie sezonu, uśmiercają je. Niedawno głośno było o wszczęciu postępowania karnego przez okręgowego prokuratora w Symferopolu w sprawie dręczenia zwierząt wykorzystywanych przez fotografów przy wodospadzie Dzhur Dzhur do pracy ? odebrano wtedy młode lwiątko i jastrzębia ze względu na przetrzymywanie ich w tragicznych warunkach bytowych. Lwiątko i jastrząb trafiły do zoo w Jałcie. Nie zdarza się jednak często, że władze podejmują takie interwencje.
Na Krymie znajduje się kilka ogrodów zoologicznych ? największe dwa: park safari Taigan pod Symferopolem i zoo Skazka (Bajka) w Jałcie należą do jednej osoby, Olega Zubkowa.
- Podwodni żołnierze
Pod Symferopolem od 2012 roku funkcjonuje park safari Taigan, w którym znajduje się 50 lwów afrykańskich (a także żyrafy, tygrysy, kangury, małpy, niedźwiedzie). Obecnie sytuacja drapieżników jest tragiczna ? grozi im śmierć głodowa, bowiem właścicielowi parku po aneksji Krymu przez Rosję odcięto dostęp do jego ukraińskiego konta bankowego. Stało się tak dlatego, że właściciel, Oleg Zubkow, zorganizował 30 marca imprezę na cześć przejęcia Krymu przez Rosję. Rustam Temirgaliew, wicepremier Krymu, zapowiedział, że zoo nie zostanie pozostawione samo sobie i wkrótce zostaną przekazane pieniądze na jedzenie dla zwierząt. Nie wiadomo jednak, ile z nich przeżyje do tego czasu.
Z kolei urząd miasta Symferopola zwrócił się do władz rosyjskich o pomoc w remoncie symferopolskiego zoo. Prezydent miasta Wiktor Agiejew chce dzięki rosyjskiej pomocy finansowej powiększyć boksy dla zwierząt, ustawić ławki dla zwiedzających, wyremontować drogę prowadzącą do zoo, a także? sprowadzić ?ciekawsze? zwierzęta!
Na Krymie niestety bardzo popularne są oceanaria i delfinaria (funkcjonują m.in. w Sewastopolu, Eupatorii) ? łącznie jest ich osiem. W Sewastopolu (Bałakława) znajduje się jedna z dwóch na świecie baz wojskowych z tresowanymi delfinami (druga mieści się w San Diego w USA). Delfiny były w niej tresowane od połowy lat 60. XX w. Miały lokalizować płetwonurków przeciwnika, unieszkodliwiać ich m.in. za pomocą specjalnego noża przytwierdzonego do ciała, a nawet być używane jako kamikadze do wysadzania okrętów przeciwnika. Po upadku ZSRR i powstaniu niepodległej Ukrainy zwierzęta trafiły jako turystyczna atrakcja do otwartych dla zwiedzających delfinariów. Ale nie tylko: koleje losu niektórych delfinów z bazy w Bałakławie były jeszcze tragiczniejsze ? część z nich w 2000 roku trafiło do Iranu, gdzie miały być dalej wykorzystywane jako podwodni żołnierze. W 2012 roku Ukraina reaktywowała program militarny z udziałem delfinów. Nie potrwał on jednak długo ? w lutym 2014 r. minister obrony zapowiedział zamknięcie programu i wypuszczenie delfinów na wolność albo przekazanie ich do cywilnych delfinariów. Nie doszło jednak do tego. Po aneksji Krymu przez Rosję również i baza w Bałakławie wraz z delfinami została przejęta przez wojska rosyjskie. Rosja na pewno będzie chciała ją utrzymać i kontynuować program militarnego wykorzystywania zwierząt.
***
Aśka Wydrych ? aktywistka, weganka, feministka, założycielka Fundacji Czarna Owca Pana Kota. Kręci filmy dokumentalne, realizuje projekty edukacyjne, ratuje z opresji zwierzęta. Lubi skandynawskie kryminały, Hiszpanię i sery wegańskie.