Zimne, deszczowe weekendy. Odwieczna zmora przedszkolaków, użytkowniczek ogródków działkowych lub wysokich obcasów i, rzecz jasna, kierowców usiłujących się wydostać z wielkomiejskiego korka. A dla mnie? To świetna wymówka, żeby urządzić sobie kolejny w tym roku, trwający ponad dwie doby Dzień Dziecka.
Dzięki chlupie za oknem mogę bez wyrzutów zanurzyć się w wygodnym fotelu i pod pledem z mruczących dachowców udawać, że świat zatrzymał się w miejscu. Po godzinie leżakowania (która w praktyce okazuje się naciąganym kwadransem) nieśpiesznie włączam laptopa.
– Pora na kulturalny switching – oznajmiam znudzonym kotom.
Nie protestują, więc klikam myszką i szybko trafiam na apetyczny kąsek: wywiad z Michelem Faberem, nietuzinkowym pisarzem cenionym zwłaszcza w kręgach feministek oraz holenderskich wegetarian. Ci drudzy szanują Fabera za książkę ?Pod skórą?. Jest to mroczna opowieść o mężczyznach porywanych na odludną szkocką farmę. Tam zostają sprowadzeni do roli niemych vodselów, czyli ?miesięczniaków? hodowanych na mięso dla pozaziemskiej korporacji handlującej frykasami z rzadkich gatunków. Podczas procesu tuczenia ludzkie (do niedawna) samce są poddawane podobnym praktykom, jakim my, przedstawiciele homo sapiens, poddajemy miliardy zwierząt pozaludzkich. Praktykom równie okrutnym i serwowanym z taką samą obojętnością. A wszystko dla zaspokojenia wyrafinowanych zachcianek mieszkańców innych, odległych planet.
Autora, który z takim zaangażowaniem odmalował piekło hodowli przemysłowej, nie sposób nie zapytać o zawartość jego własnego talerza. ?Czy jesteś wegetarianinem?? – pada w końcu z ust przeprowadzającej wywiad. Co na to Faber? Podkreśla wprawdzie, że szanuje wegetariański styl życia i jest absolutnie przeciwny dręczeniu zwierząt, ale sam chętnie jada mięso. I nie widzi w tym żadnego problemu. Dostrzega jednak zdziwienie dziennikarki, bo zaraz wysuwa autorską hipotezę, kto jego zdaniem powinien odrzucić mięso. Mianowicie osoby, które czują opór przed zabiciem zwierzęcia. On, Michel Faber, takich oporów nie ma. Mógłby śmiało zarżnąć jałówkę, co daje mu prawo, by zjadać fragmenty jej ciała, oczywiście odpowiednio przyrządzone.
Dziwna teoria – mruczy najstarszy z dachowców, Wiesiek Działkowiec, leniwie przewracając się na prawy bok. W języku Wieśka oznacza to, że pora zmienić temat. Na przyjemniejszy.
Posłusznie pstrykam pilotem, poszukując w domowych zasobach nieobejrzanych jeszcze komedii.
Może być z krzepiącym przesłaniem ? podpowiada Wiesiek, zniecierpliwiony.
I niekoniecznie dla dorosłych – dorzuca najmłodsza z kociej trójki, Albenka vel Dresiara. – W końcu mamy Dzień Dziecka – przypomina, ziewając szeroko.
Wybieramy ?Ratatuj?, porywającą historię obdarzonego wyjątkowym smakiem i pasją gotowania francuskiego szczurka Remyego. By spełnić swoje marzenia o pichceniu, Remy musi się zmierzyć z mnóstwem przeszkód, wśród nich najgorszą ? odwieczną ludzką niechęcią do piwnicznych szczurów. Dzięki kulinarnym talentom, odwadze i szczęściu, którego zabrakło pasażerom Titanica, Remy zostaje wreszcie szefem paryskiej restauracji, przywracając jej dawny splendor. A przy okazji zyskuje prawdziwego przyjaciela. Człowieka.
Widzicie, koty ? szepczę – nawet szczur ma dziś szansę na międzynarodowy sukces.
W kreskówkach ? odpowiada mi Stefan von Piwnica.
A i to dlatego, że świetnie gotuje ? dodaje Albenka, beztrosko kładąc się na pilocie.
W ten oto wdzięczny sposób serwuje nam dodatek, z którego można się dowiedzieć kilku faktów o szczurach. Między innymi, za co warto je polubić, nawet jeśli nie gotują równie dobrze jak Remy. Wiecie, za co? Za
to, że – podobnie jak karaluchów – nie da się ich wytępić. Będą nam towarzyszyć do końca ludzkiego świata. A, jak powiadają mędrcy i psychoterapeuci, jeśli nie możesz się czegoś pozbyć, zaakceptuj i polub. Dzięki temu zaoszczędzisz niepotrzebnych kosztów oraz stresów. By ułatwić ową akceptację, autorzy dodatku informują, że szczury zjadają mnóstwo resztek, zmniejszając ilość produkowanych przez człowieka śmieci. Za co jeszcze można je lubić? Mnie szczególnie uderzył następujący argument: ?miliony naszych braci oddało dla was życie w laboratoriach?. Dzięki tej pięknej ofierze człowiek zyskał sporą wiedzę o samym sobie oraz o niektórych truciznach.
Interesujący dodatek ? stwierdza po wszystkim Stefan, dodając: ? Faber nie nakręciłby lepszego.
I wtedy dociera do mnie, co miał na myśli. Zarówno Michel Faber, jak i twórcy filmu ?Ratatuj? wypowiadają się na temat zwierząt ze swojej perspektywy, nie zwracając większej uwagi na tych, o których mówią. Historia Remyego jest wprawdzie piękną opowieścią o łamaniu uprzedzeń, ale nie zbliża nas za bardzo do prawdziwego świata szczurów. Nie wnosi nowej wiedzy na temat ich potrzeb, za to sporo mówi o ambicjach ludzi. O ich pasjach, ograniczeniach i lękach. W żadnym fragmencie filmu ani w wywiadzie udzielonym przez Fabera nie pada zdanie o tym, że zwierzęta mają prawo do życia niezależnie od tego, czy i jakie korzyści przynoszą homo sapiens. By zamieszkiwać w spokoju Ziemię, nie muszą pisać podań, składać w ofierze swoich bliskich, ?dawać? mleko, jaja czy wełnę, łasić się, znajdować trufle czy zabawiać ludzi w cyrku. I wcale nie muszą umieć gotować ratatui. Ale o tym nie ma ani słowa. Rządzi perspektywa pana, w której zwierzę jawi się jako:
posłuszny niewolnik naszych kaprysów,
towar, zwykły jak filet z pangi lub ekskluzywny niczym futro sobola,
wierny sługa – na medal, ale bez prawa do emerytury,
przebrany w psią/ kocią/ małpią czy szczurzą skórę człowiek.
To właśnie perspektywa pana sprawia, że Faber, mówiąc o zabijaniu krowy, beztrosko ?zapomina? o jej cierpieniu czy strachu. Z tej perspektywy wypowiadają się postępowi podobno kaznodzieje, dając prawo do Nieba tylko wybranym (i oddanym człowiekowi) gatunkom. Z tej perspektywy kręci się większość filmów o dzielnych psach, leniwych misiach lub nieśmiałych prosiaczkach. Wreszcie (chwila szczerości) ja również po nią sięgam, choćby po to, by ubarwić felieton i wnieść doń nieco magii. Chętnie poprosiłabym o wybaczenie całą moją kocią trójkę, dobrze wiem jednak, że Stefan, Wiesiek i Albenka są ponad takie bzdury. Wolą podrzemać na balkonie, kątem oka śledząc niepewny lot młodej muchy.
Na koniec zasadnicze pytanie. Jak dostrzec w zwierzętach…. zwierzęta, które mają prawo żyć dla siebie, nie dla nas, ludzi. Jak je zrozumieć? Może zniżenie się do ich poziomu jest w gruncie rzeczy wspięciem się na wyżyny człowieczeństwa?
A dla tych, którzy nie potrafią się wspinać, pozostaje jedna rada. Dajmy zwierzętom święty spokój. To wystarczy.
Autor: Iza Sowa- wegetarianka, feministka, czasem pisarka
Felieton pochodzi z “Vege” nr 5/2012