Po piąte: nie zabijaj. Dlaczego więc Kościół akceptuje zabijanie zwierząt? O tym i nie tylko przeczytacie w książce „Nieboskie stworzenia” Doroty Sumińskiej, Tomasza Jaeschkego i Ireny A. Stanisławskiej.
TJ: Kiedy odszedłem z Kościoła, zacząłem szukać, jakie miejsce zajmują zwierzęta w teologii i Biblii. One cały czas są obecne na stronach Starego Testamentu i de facto współtworzą świętą biblijną historię. Są zupełnie inaczej zintegrowane ze światem narodu wybranego niż zwierzęta dzisiaj. Dzisiaj stały się rzeczami, wtedy uczestniczyły w procesie odkrywania wiary i prawdy o Bogu. Miały zupełnie inną pozycję. Czytając Pismo Święte strona po stronie, znajdowałem naprawdę głębokie wypowiedzi, symbole, obrazy, w których zwierzęta brały udział, i zacząłem całkowicie inaczej postrzegać ich miejsce w historii zbawienia.
Historią, która szczególnie zainspirowała mnie do nowych przemyśleń, jest ta z prorokiem Balaamem i jego oślicą (Lb 22), zwłaszcza przepływ komunikacji na wszystkich poziomach: między Bogiem, człowiekiem, aniołem i zwierzęciem. Naród wybrany nie zostaje przeklęty, prorok rozpoznaje wolę prawdziwego Boga i tym samym ratuje swoje życie, nie ginąc od miecza anioła. Nie udałoby się to jednak bez pomocy i mądrości zwierzęcia, oślica bowiem widzi to, czego nie widzi prorok. Ma kontakt z rzeczywistością (obecność anioła), do której człowiek najwyraźniej nie ma wstępu. Pośredniczy między dwoma światami. Jest wysłanniczką Boga.
Niestety, zostaje za to ukarana. Prorok bije oślicę, ponieważ ta nie chce go dalej nieść na grzbiecie w stronę, w którą on chciał podążać. Nie widzi, że w ten sposób zwierzę ratuje mu życie, jest zbyt ograniczony. Ta wzruszająca i piękna historia uzmysławia jeszcze jedno: jak bardzo Bóg i człowiek potrzebują we wzajemnej komunikacji pośrednictwa zwierząt. Choćby tylko z tego powodu powinniśmy zwierzęta szanować.
Takiej interpretacji nie usłyszysz w żadnym kościele, chyba że w ASC.
DS: Dla Kościoła jest ona niewygodna, bo księża chcą kotleta.
IS: Skoro jedzą mięso, to nie mogą powiedzieć, że zwierzęta trzeba szanować.
TJ: Jeżeli wychodzi się z założenia, że zwierzęta to tylko „bezduszne automaty” (bo przypiąłbym Kościołowi powiedzenie Kartezjusza), jedzenia mięsa nie uważa się za problem. Nie słyszałem o żadnym wegetariańskim posiłku dla biskupa. Kiedy odwiedzam parafie, stoły uginają się od mięsa w przeróżnych postaciach.
IS: Co jedzą księża? Podaj jakieś menu.
TJ: Menu jest przede wszystkim mięsne: ziemniaki z „mięskiem”, spaghetti z „mięskiem”. Chyba że ksiądz ma problemy zdrowotne i dostał zalecenie, by mięso ograniczać.
IS: W zakonie gotuje się dla wszystkich, tak jak w koszarach, trudno więc o indywidualną dietę. Ale ksiądz na plebanii ma swoją gosposię, więc mógłby jej powiedzieć: „Pani Aniu, proszę przyrządzać mi dania bezmięsne”.
TJ: Tylko dlaczego miałby to zrobić? Musiałby widzieć w tym sens. Skoro jest klasycznym przypadkiem, który twierdzi, że zwierzęta nie mają duszy, czemu miałby zrezygnować z jedzenia mięsa?
Nie chcę mówić, że żaden ksiądz nie jest wegetarianinem; lecz nawet gdyby był, myślę, że będzie to jego prywatna, cicha sprawa. Ale ja żadnego księdza wegetarianina nie znam. Naprawdę mnie to dziwi, bo cała formacja księży i zakonników powinna propagować obronę praw zwierząt. Przecież kapłaństwo ma prowadzić do tego, by człowiek stawał się szlachetniejszy, lepszy, bardziej etyczny.
DS: Dla mnie również jest to niepojęte, bo, jak mówiłam wcześniej, Kościół ma ogromną siłę i mógłby zmienić świat.
TJ: Chrześcijaństwo ją ma. Gandhi twierdził: „Wy, chrześcijanie, dysponujecie dokumentem mającym siłę rażenia dynamitu, mogącym wysadzić całą cywilizację, zrewolucjonizować świat, przynieść targanej wojnami ziemi pokój. Podchodzicie do niego jednak tak, jakby był tylko elementem wielkiej spuścizny literackiej ludzkości, i niczym więcej”. Dlatego z takim uporem trwam przy chrześcijaństwie. Mimo wszystko wciąż w nie wierzę – nie w Kościół, ale w Dobrą Nowinę Jezusa z Nazaretu.
Jego Boską empatię. Kiedy prowokowałem Kościół do nowych przemyśleń na temat jego stosunku do zwierząt i ich cierpienia, mówiąc o ich duszy, powołując się na hebrajski termin nefesh, Biblię, teologię, teksty monastyczne, teksty Ojców Kościoła, apokryfy, empatię Jezusa z Nazaretu, ten zniecierpliwiony odsyłał mnie najczęściej do buddyzmu.
Ale ja nigdzie nie muszę iść. Mam ogromny szacunek dla buddyzmu, ale w chrześcijaństwie – tym czystym, a nie zmanipulowanym jak Kościół katolicki – znajduję wszystko, co jest mi potrzebne. Dlatego uważam, że tworząc Animal Spirit Church, nie stworzyłem nic nowego. Tak naprawdę nie jestem jego założycielem; po prostu do bólu wyciągnąłem konsekwencje z tego, co mi podarowało chrześcijaństwo.
Ten Kościół jest ogromną nadzieją dla ludzi, którzy mają straszny dylemat – bo z jednej strony chodzą do Kościoła katolickiego i chcą chodzić, chcą wierzyć, w Bogu odnajdują nadzieję, motywację do życia, a z drugiej strony w tym Kościele zupełnie nie ma miejsca dla zwierząt. To ich boli, bo mają w domu psiaka, kota. Przychodzi do nich ksiądz i mówi: „Niech pani zamknie tego kundla, bo inaczej nie wejdę. Albo ja, albo pies na kolędzie”. Nie znajdują w swoim Kościele, w którym chcą zostać, miejsca dla miłości do zwierząt. A ja mówię, że to decyzja Kościoła katolickiego, bo w Kościele założonym przez Chrystusa na tę miłość jest miejsce.
- Tekst: Dorota Sumińska, Tomasz Jaeschke, Irena A. Stanisławska
- Tekst ukazał się w wydaniu 7-8/2019 magazynu Vege