Czarne koty od wieków mierzą się z wykluczeniem, ale jest nadzieja na odmianę ich losu.
Mruczki o ciemnym umaszczeniu od dawna miały pod górkę. Krzywdzące zabobony doprowadziły do powstania tzw. syndromu czarnego kota, czyli trudności napotykanych w trakcie procesu adopcyjnego. Od średniowiecznych tortur do filmowych antagonistów – historyczna droga czarnych kotów nigdy nie prowadziła przez krainę szczęśliwości. Statystyki demaskują okrutną rzeczywistość – czarne koty to najrzadziej wybierani na naszych towarzyszy mieszkańcy schronisk. Jak do tego doszło?
Syndrom czarnego kota
Nie ma chyba osoby, która nie słyszałaby o przesądzie z czarnym kotem przynoszącym pecha. Dopatrując się prawdziwego nieszczęścia w tym pełnym niesprawiedliwości osądzie, dojdziemy do przykrych wniosków. Faktyczni pechowcy to bowiem same mruczki o ciemnym umaszczeniu, których stereotypowy wizerunek zakorzeniony w kulturze działa na ich szkodę.
Najbliższe mi otoczenie rozlicza się z krzywdzącymi stereotypami wokół mruczków o czarnym umaszczeniu. Pupilką mojego partnera pozostaje spowita hebanowym puszkiem, złotooka Furia nazwana na cześć animacji „Jak wytresować smoka”. Gdy wchodzę do bloku, w którym mieszkam, skryty oknem na parterze czarny kocurek – „osiedlowych monitoring” – śledzi z uwagą każdy mój ruch. Sąsiad z drugiej klatki również ma pod opieką czarną kicię. Prywatne podwórko może jednak prowadzić do zniekształcenia rzeczywistości. Tymczasem niepokojące relacje schronisk biją na alarm: czarne koty są najrzadziej adoptowane w wielu zakątkach świata. Dlaczego unikamy opieki nad nimi, skoro w oddaniu i niosącej wiele radości więzi nie ustępują żywiołowym rudzielcom czy przyjaznym buraskom?
Ciemne futra, ciemne wieki
Koty od zarania dziejów wywoływały skojarzenia z tajemniczością i niezależną naturą. W przeciwieństwie do psów nie uchodzą za poddane swojemu człowiekowi, choć w rzeczywistości budują z nim bliskie, emocjonalne więzi. Kocie fochy czy ignorancja podczas nawoływania (mimo wyraźnych znaków rozpoznawania swego imienia) są znane niemal wszystkim opiekunom mruczących cudów natury. Te charakterystyczne zachowania sprawiły, że wiele stuleci temu pokolenia ludzi nieprzewidujące rozwoju behawiorystyki zwierząt przypięły kotom łątkę stworzeń interesownych i przebiegłych.
Historia nie była łaskawa dla kotów w ogóle, ale czarne futrzaki cierpiały podwójne. Ciemne umaszczenie potęgowało ich sekretną aurę. Przywoływało w końcu piekielne skojarzenia wśród prostych ludów zastraszonych wizją pośmiertnej kary w płomieniach. Okres średniowiecza to najmroczniejszy rozdział w historii kotów. W starożytnym Egipcie były czczone, a potem nastały czasy, w których mruczki uznano za pomocników czarownic – kobiet, których wiedza i praktyczne umiejętności zagrażały ówczesnemu patriarchalnemu układowi.
Duchowni obrali je za swych wrogów, jednocześnie rzucając na pożarcie wiernym poszukującym kozła ofiarnego. Tak było im łatwiej zrozumieć, dlaczego spotykają ich tragedie, choroby i głód. Winna była przecież złośliwa „wiedźma”, a każda czarownica musiała mieć kota.
Paranoja polowań na czarownice, która trwała od końca XIV w. do połowy XVIII w. w całej Europie i Ameryce, dosięgła również ich towarzyszy. Panowało powszechne przyzwolenie na tortury, którym poddawano i ludzi, i zwierzęta. Dziś samo czytanie o tych represjach porusza wrażliwe osoby. Koty palono na stosach, zamurowywano żywcem w ścianach, topiono we wrzątku, odzierano ze skóry, nawet przybijano do krzyży – wszystko dla rzekomej walki ze złymi mocami. Ofiarami prześladowań padały zwierzęta najróżniejszych umaszczeń i ras, ale te czarne doczekały się szczególnego statusu. To je uznano za najniebezpieczniejsze. Czarny kocur miał być chowańcem, czyli demonem skrytym pod postacią czworonoga.
Kolor zła
Status kotów poprawił się dopiero około XIX w., ale dla tych najciemniejszych zmiana była najmniejsza. Czerń nie ma pozytywnych konotacji w zachodniej kulturze. To kolor żałoby, tajemnicy, niebezpieczeństwa, „demonicznych wysłanników”, kojarzony z Halloween czy wyznawcami laveyańskiego satanizmu, którego założyciel spacerował w czarnej pelerynie. W kontekście walki dobra ze złem zawartej w monoteistycznych religiach ciemność symbolizuje zgubę i zagrożenie dla ludzkości.
W wielu zakątkach świata utarły się przesądy o nieszczęściu zwiastowanym przez przebiegającego drogę czarnego kota. W Turcji o zakończeniu relacji bliskich osób mówi się, że „między nie wtargnął czarny kot”. Irlandczycy wierzą natomiast, że czarny kot przecinający drogę o północy to zapowiedź śmierci w chorobie, choć już na Wyspach Brytyjskich niespodziewane pojawienie się czarnego kota (za dnia!) np. na ganku to zwiastun czegoś dobrego.
Kultura
Czarne koty zajmują szczególne miejsce w tekstach kultury. Pisał o nich m.in. mistrz melancholijnej grozy Edgar Allan Poe. „W bezinteresownej miłości zwierzęcia, w jego nie szczędzącym własnego życia poświęceniu tkwi coś, co bezpośrednio porusza serce ludzi, którzy częstokroć mieli sposobność stwierdzenia wątłej przyjaźni i słomianej wierności człowieka w oryginale” – pisał w opowiadaniu „Czarny kot”.
W „Mistrzu i Małgorzacie” Michaiła Bułhakowa czarny kocur Behemot potwierdzał stereotyp diabelskiego pomagiera. W budowaniu niepochlebnego wizerunku czarnych kotów sporą rolę odegrało również kino. Koci aktorzy zbyt często występowali w rolach antagonistów i pupili czarownic. Uwielbiany przez widzów za sarkastyczne komentarze Salem z serialu „Sabrina nastoletnia czarownica” (1996–2003) skrywał mroczną przeszłość. W rzeczywistości był czarnoksiężnikiem, który swego czasu planował zdominować cały świat. Postać czarnego kocura to forma jego kary za popełnione występki.
W „Złodzieju w hotelu” (1955) Alfreda Hitchcocka czarny kot symbolizował natomiast przebiegłość rabusia, który pod osłoną nocy skrada się po dachach luksusowych apartamentów na Lazurowym Wybrzeżu, by okradać gości z cennych błyskotek. Ludzki złoczyńca nosił pseudonim Kot. Na ekranie zobaczymy też mruczka o kruczoczarnej sierści.
Mroczny obraz czworonoga funduje nam Lucio Fulci w kryminale „Czarny kot” (1981). Tytułowy antybohater wypełnia mordercze instynkty swojego pana – medium, który kieruje zwierzęciem, aby zemścić się na wrogach.
Tematyka śmierci wraz z czarnym kotem pojawia się w kolejnym podgatunku horroru, w którym trup ściele się gęsto, czyli slasherze, jak „Deliria” (1987) Michele Soaviego. Kocurek o ciemnym umaszczeniu kroczy między uwięzionymi w teatrze aktorami, którzy stawiają czoła psychopatycznemu mordercy. Futrzak niejednokrotnie wskazuje głównym postaciom ciała poległych znajomych.
Sympatyczniejszy wizerunek, choć wciąż utrwalający schemat o rzekomych zdolnościach magicznych czarnych kotów, zaprezentowano w kultowym polskim serialu „Siedem życzeń” (1984). Rademenesa cechuje życiowa mądrość i wdzięczność za uratowanie mu życia, ale też umiejętność spełniania życzeń. Pozytywne oblicze czarnego kota zaprezentowano przy okazji dość niepokojącej bajki „Koralina i tajemnicze drzwi” (2009), gdzie czworonożny protagonista ratuje z opresji zagubioną między wymiarami dziewczynkę, choć nie odmawia sobie przy tym prawa do cynizmu.
Na cztery łapy
W animacji „Flow” (2024) można upatrywać próby dalszej rehabilitacji kociej reprezentacji na ekranie. Główny bohater, czarny kot, mierzy się z wyzwaniami codzienności i kryzysem na miarę biblijnego potopu. Publiczność doceniła produkcję za wyważoną dawkę wzruszeń, subtelny humor i suspens, a także błyskotliwe oddanie kociej perspektywy. Tym, co chyba najbardziej ujęło widzów, jest proste, lecz uniwersalne przesłanie zbliżające nas do przedstawicieli gatunków pozaludzkich. Życie – niezależnie od formy – to walka o przetrwanie, a w niestabilnym świecie ostoją pozostaje wyzbyta egoizmu wspólnota. Łotewscy twórcy nie potrzebowali dialogów, by przekonać do tego widzów.
Ponadczasową konkluzję zawarli w środkach wizualnych, tworząc ukłon w stronę niemej tradycji.
Pełne dynamicznych zwrotów akcji losy czworonożnego protagonisty porwały też krytyków. Podczas 97. ceremonii wręczenia Oscarów dzieło w reżyserii Gintsa Zilbalodisa zwyciężyło w kategorii najlepszego pełnometrażowego filmu animowanego. Na fali sukcesu produkcji schroniska z różnych stron świata odnotowały wzrost adopcji czarnych kotów. Może to całkowity przypadek, a może magia X muzy. Z pewnością niebagatelną rolę odegrały prowadzone w ostatnich latach na całym świecie kampanie oswajające mity wokół czarnych kotów, które jedyne, co mogą przynieść człowiekowi, to szczęście. Fortunnie coraz więcej osób odcina się od przestarzałych i krzywdzących zabobonów, dając mruczkom dom, na który czekały z utęsknieniem niezależnie od umaszczenia.
- Tekst i zdjęcia: Paula Apanowicz
- Tekst ukazał się w numerze 7–8/2-25 Magazynu VEGE