Nie tylko znana wszystkim Łajka, lecz także inne psy, małpy, kot, a nawet ryby i pająki zostały wysłane w kosmos, aby zrobić tam przestrzeń dla człowieka.
Przez wiele miesięcy media w Polsce z ekscytacją pisały o misji IGNIS (łac. ogień), która w czerwcu poleciała na Międzynarodową Stację Kosmiczną. W czteroosobowej załodze był m.in dr Sławosz Uznański-Wiśniewski. To powrót Polaka do przestrzeni kosmicznej po 47 latach. Takie podróże nie byłyby jednak możliwe, gdyby nie poświęcenie, cierpienie, a czasem też śmierć zwierząt.
Dla porządku
Według Sił Powietrznych Stanów Zjednoczonych (USAF) do momentu pisania tego tekstu w przestrzeni kosmicznej było 727 osób, licząc od 1961 r., czyli od pierwszego lotu Jurija Gagarina. Międzynarodowa Federacja Lotnicza (FAI) ma inne zdanie na ten temat i jej licznik wskazuje 688 osób. Różnica wynika stąd, że organizacje w innym miejscu widzą granicę kosmosu. FAI opiera się na tzw. linii Kármána, która znajduje się na wysokości 100 km. Tymczasem USAF ustawiły tę granicę na wysokości 50 mil, czyli około 80 km. Dlatego Amerykanie doliczają uczestników komercyjnych lotów Blue Origin czy Virgin Galactic, którzy wznosili się na wysokości 90–95 km nad ziemią.

Kolejna rozbieżność dotyczy nazewnictwa. Na Zachodzie od czasów zimnej wojny mówi się o astronautach, podczas gdy kosmonauci to nomenklatura z bloku wschodniego. Dlatego pierwszego człowieka w kosmosie, czyli Jurija Gagarina, określa się mianem kosmonauty, a Neil Armostrong, pierwszy człowiek na Księżycu, jest nazywany astronautą. W Chinach z kolei mówi się o taikonautach (taikong to kosmos).
Mucha nie siada
Doktor Uznański-Wiśniewski będzie badać w przestrzeni kosmicznej materiały MXene połączone z celulozą bakteryjną oraz zdolność przeżywania w warunkach mikrograwitacji zmodyfikowanych drożdży wzbogaconych o białka niesporczaków. To mogą być ważne badania w kontekście kolonizacji Księżyca lub Marsa. Tymczasem już w 1947 r. rakieta V2 (zaprojektowana przez Niemców, ale technologię finalnie przejęli Amerykanie), która poleciała na wysokość 109 km, czyli powyżej linii Kármána, miała na pokładzie muszki owocówki. Naukowcy chcieli w ten sposób sprawdzić wpływ promieniowania kosmicznego na żywe organizmy. Muszki zamknięto w pojemniku, który był zabezpieczony termicznie. Miał też przyczepiony mały spadochron. Pojemnik wrócił na Ziemię, naukowcy go odnaleźli, a znajdujące się w nim owady przeżyły. To był dowód na to, że krótki pobyt w kosmosie nie musi oznaczać śmierci. Zakłada się, że 20 lutego 1947 r., czyli dzień startu misji V2, jest też początkiem badań biologicznych w kosmosie.
Dynastia Albertów
Nieco ponad rok później w kosmos poleciał pierwszy ssak. Był to Albert – makak rezus, czyli małpa, która pod względem biologicznym i genetycznym jest bardzo podobna do człowieka. Dzieli z homo sapiens 93 proc. DNA. Jego misja zakończyła się totalnym niepowodzeniem. Rakieta doleciała tylko do wysokości 63 km, czyli nie dotarła do kosmosu. Albert jednak zginął jeszcze przed startem, bo w maszynie zawiodły systemy podtrzymywania życia. Zwierzę prawdopodobnie się udusiło.
Lot jego następcy, czyli Alberta II, w pewnym sensie zakończył się sukcesem. Rakieta wyleciała na wysokość 134 km, a potem wróciła na Ziemię. Małpa jednak nie przeżyła. Zginęła w katastrofie, bo nie otworzył się spadochron i rakieta roztrzaskała się o ziemię. Albert III również zginął w wypadku. Tym razem rakieta wybuchła w czasie startu na wysokości około 10 km. Misja Alberta IV z grudnia 1949 r. również uważana jest – z ludzkiej perspektywy – za sukces. Rakieta poleciała na wysokość 130 km, wróciła na Ziemię, ale podobnie jak w przypadku Alberta II, rozbiła się. Znowu nie zadziałał spadochron.
Mniejsza i mniej ważna
Śmierć małp wywołała poruszenie. W raportach pojawiały się napomknięcia o tym, że niepowodzenia były kosztowne emocjonalnie, etycznie i politycznie, bo te zwierzęta są bliskie człowiekowi ewolucyjnie. Dlatego w kolejnym locie brały udział myszy uchodzące za klasyczny organizm modelowy w biologii i medycynie – naukowcy dobrze znają ich genetykę i fizjologię. W 1950 r. rakietę V2 zastąpiła Aerobee (ang. powietrzna pszczoła), nowocześniejsza, bardziej precyzyjna i nadal z małą ładownością. Mniejsza od małpy mysz pozwalała zaoszczędzić cenne kilogramy i przyrządy podtrzymujące życie. Łatwiej też było monitorować jej funkcje biologiczne w ograniczonej przestrzeni.

Pierwszy lot myszy (chociaż niektóre raporty mówią o tym, że na pokładzie Aerobee było kilka przedstawicielek tego gatunku) był „prawie sukcesem”. Lot na wysokości ponad 130 km skończył się powrotem na Ziemię, jednak kapsuła rozbiła się podczas lądowania.
Pieski los
Po początkowych sukcesach Stanów Zjednoczonych w latach 50. XX w. na czoło wyścigu kosmicznego wysuwają się naukowcy ze Związku Radzieckiego. W 1951 r. zasłynęły tak dwa kundelki, Cygan i Dezik, małe pieski zgarnięte z moskiewskich ulic. Specjalnie wybrano te psy, bo wychodzono z założenia, że bezdomne zwierzęta są bardziej zahartowane i przyzwyczajone do trudnych warunków. W końcu średnia temperatura zimą w stolicy Rosji wynosi -5 st. C, a często spada do minus kilkunastu.
Rakieta R1 była zmodernizowaną kopią niemiecko-amerykańskiej V2. Poleciała z Cyganem i Dezikiem 22 lipca 1951 r. Zwierzęta były zamknięte w specjalnej kapsule z systemem podtrzymywania życia i czujnikami. Po kilkuminutowym pobycie w przestrzeni kosmicznej kapsuła odłączyła się i wróciła na Ziemię. Spadochron zadziałał bez zarzutu, oba psiaki przeżyły wyprawę w kosmos. Cygan nigdy więcej już nie poleciał do gwiazd, ponieważ został adoptowany przez jednego z naukowców. Natomiast Dezik udał się w kolejną wyprawę rakietą R1, która startowała już tydzień później. Tym razem towarzyszyła mu kundelka Lisa. Oba psiaki zwiedziły przestrzeń kosmiczną, jednak w czasie powrotu spadochron znowu zawiódł jak w przypadku wielu wcześniejszych podróży.
Sześć lat później świat obiegła informacja, że Sputnik 2 wyniósł na orbitę okołoziemską suczkę Łajkę, która miała około 2 lat, ważyła 6 kg i została znaleziona na moskiewskich ulicach. Jej kabina miała system wentylacji i podtrzymywania życia, pasy zabezpieczające i czujniki życiowe. Dodatkowo w Sputniku zainstalowano system automatycznego karmienia. Od początku było jednak wiadomo, że Łajka nie wróci żywa na Ziemię. Zaprojektowane systemy miały ją utrzymać przy życiu przez kilka dni. Miała zostać uśpiona, zanim skończy się tlen. Pies jednak zmarł już po kilku godzin od startu przez awarię systemu chłodzenia i izolacji termicznej. Kapsuła się przegrzała, a Łajka się w niej po prostu ugotowała. Zaangażowany w misję naukowiec Oleg Gazenko na konferencji prasowej w 1998 r. powiedział: „Im więcej czasu mija, tym bardziej żałuję. Nie nauczyliśmy się wystarczająco dużo z tej misji, by usprawiedliwić śmierć psa”.
Przełom
W 1960 r. w kosmos leci Sputnik 5. Na jego pokładzie są nie tylko dwa kundelki, Biełka i Striełka, ale też 40 myszy, 2 szczury, owady, rośliny i grzyby. Cała załoga zrobiła 17 okrążeń Ziemi, a potem bezpiecznie wróciła do domu i wszyscy przeżyli. Obserwacje z tej misji pozwoliły rok później wysłać w kosmos pierwszą misję załogową z Jurijem Gagarinem na pokładzie. Striełka urodziła maluchy, a jednego z nich Nikita Chruszczow podarował Johnowi Kennedy’emu jako dyplomatyczny gest dobrej woli. Piesek miał na imię Puszynka i zanim trafił do Białego Domu, CIA dokładnie sprawdziło, czy nie ma w nim podsłuchu. Piesek dożył spokojnej starości wraz z rodziną Kennedych. Po śmierci Biełka i Striełka zostały wypchane i wystawione w Muzeum Kosmonautyki w Moskwie.
W tym samym roku Rosjanie wysłali też w kosmos Burię i Lisiczkę – dwie suczki, które miały jeszcze innego towarzysza. Marfuszka była pierwszym królikiem, który przekroczył linię Kármána. Cała trójka doleciała na wysokość 212 km, a potem bezpiecznie wróciła na Ziemię. Ich dokonania zostały upamiętnione przez rumuńską pocztę wizerunkami zwierząt, które znalazły się na znaczkach pocztowych.
Wyścig trwa
Pod koniec lat 50. XX w. Nowo powstała Narodowa Agencja Aeronautyki i Przestrzeni Kosmicznej, czyli NASA znowu prowadziła testy na małpach. Niewiele wiadomo o Sally, Amy i Moe. Możliwe, że użyto ich tylko do testów na Ziemi, ale niewykluczone, że brały udział w lotach testowych rakiety nośnej Atlas D 71D i powróciły bezpiecznie. Naukowcy sprawdzali reakcje organizmów makaków na przeciążenia, mikrograwitację, hałas, wibracje i izolację. Małpy były także zabezpieczone czujnikami, a w niektórych przypadkach uczone naciskania przycisków, by ocenić funkcje poznawcze w trakcie lotu.

Trochę więcej wiadomo o misjach Hama i Enosa – szympansów, które brały udział w misjach Mercury – Redstone 2 oraz Mercury – Atlas 5. Ham urodził się w Kamerunie w 1957 r. Został schwytany i przewieziony do Stanów Zjednoczonych, gdzie był tresowany do misji wraz z 40 innymi szympansami. Jego imię nie pochodzi od angielskiego słowa oznaczającego szynkę. To skrót nazwy szpitala Holloman Aerospace Medical Center.
Naukowcy uczyli szympansa obsługiwania prostych urządzeń, aby sprawdzić, czy w stanie nieważkości funkcje poznawcze zostaną zachowane. Ham naciskał przyciski w odpowiedzi na bodźce dźwiękowe i świetlne – jeśli zareagował prawidłowo, otrzymywał bananową kulkę, jeśli nie – lekki impuls elektryczny. W ten sposób udowodniono, że nawet w stresujących warunkach przeciążenia i nieważkości istota żywa może działać logicznie. Chociaż lądowanie kapsuły napotkało drobne problemy podczas wodowania (do środka dostało się trochę wody), zwierzę przeżyło i resztę swoich dni spędziło w zoo w Waszyngtonie. Ham zmarł w 1983 r., a jego szczątki pochowano w International Space Hall of Fame w Nowym Meksyku.
Również w 1961 r. w kosmos poleciał Enos (po hebrajsku „człowiek”). Tak samo jak Ham był tresowany, żeby obsługiwać proste komendy. W swojej rakiecie miał zrobić trzy okrążenia, jednak misja została skrócona do dwóch, ponieważ popsuł się sprzęt na pokładzie i przez to Enos był wielokrotnie rażony prądem, mimo że prawidłowo wykonywał zadania. Naukowcy postanowili go ratować i sprowadzać na Ziemię. Szympans bezpiecznie wylądował, ale zmarł rok później na chorobę niezwiązaną z kosmiczną misją. Jego lot dostarczył jednak danych, dzięki którym rok później amerykański astronauta John Glenn poleciał na orbitę. Zrobił to 10 miesięcy po Gagarinie.
Kolejny rywal
Do kosmicznego wyścigu w latach 60. XX w. dołączyła Francja. W 1963 r. na pokładzie rakiety Veronique AGI znalazła kotka Félicette – jedyna przedstawicielka tego gatunku w historii kosmicznych lotów. Początkowo nazywano ją C 341, ale po sukcesie misji i bezpiecznym powrocie dostała prawdziwe imię. Kotka miała wszczepione elektrody w czaszkę, które w czasie lotu sprawdzały aktywność jej mózgu. Naukowcy badali też jej tętno, oddychanie i ciśnienie krwi. Kilka tygodni po locie została uśpiona, żeby można było przeanalizować dokładnie jej mózg i układ nerwowy. Félicette była praktycznie zapomniana, ale w 2019 r. dzięki kampanii społecznej doczekała się pomnika w Międzynarodowej Szkole Kosmicznej w Strasburgu.


Dalsze podboje
Radziecka misja Kosmos 110 miała sprawdzić wytrzymałość zwierząt w kosmosie. Na pokładzie rakiety były m.in. kundelki Wietierok i Ugoliok (po rosyjsku Wietrzyk i Węgielek). Psy spędziły na orbicie okołoziemskiej rekordowe dla zwierząt 22 dni. Podczas misji naukowcy badali wpływ długotrwałego lotu na układ krążenia, mięśnie, kości, metabolizm oraz stres. Czworonogi wróciły na Ziemię osłabione i wychudzone, ale przeżyły i po rekonwalescencji cieszyły się zdrowiem. Rosyjskie źródła potwierdzają, że w tej samej misji uczestniczyły też żółwie, ale nie ma na ich temat za dużo informacji. Inaczej jest w przypadku uczestników misji Zond 5 z 1968 r. Dwa żółwie nie tylko poleciały w kosmos, lecz także jako pierwsze stworzenia okrążyły księżyc. Wróciły bezpiecznie na Ziemię, przy czym były nieco wychudzone. Naukowcy zaobserwowali też drobne zmiany w ich organach. Rosjanie wybierali na misje żółwie stepowe, ponieważ są odporne na odwodnienie i głód, dobrze znoszą brak grawitacji, ich metabolizm można łatwo monitorować, a po locie długo badać ich tkanki. Ponadto są łatwe w transporcie i nieagresywne.
Kolejne lata to już regularne loty kosmiczne z udziałem ludzi. Odbył się jeszcze jeden lot z udziałem zwierząt, który stosunkowo mocno przebił się do świadomości opinii publicznej. W 1973 r. w amerykańskiej misji Skylab 3 uczestniczyły pająki ogrodowe Anita i Arabella oraz kilka ryb z gatunku przydenek żebrowatych. W pewnym sensie krzyżaki skolonizowały kosmos, bo w rakiecie przędły sieć. Przez pierwsze dwa dni były zdezorientowane brakiem grawitacji, ale z czasem zaczęły robić coraz bardziej symetryczne pajęczyny, orientując się na światło, a nie na siłę grawitacji w dół. Arabella zmarła w kosmosie, zaś Anita szybko po powrocie na Ziemię. Za ich udział w misji odpowiadał 17-letni Judith Miles, którego pomysł badania naukowego wygrał konkurs edukacyjny NASA. Obecność ryb w rakiecie wynikała z faktu, że naukowcy chcieli sprawdzić, w jaki sposób poradzą sobie z grawitacją. Przez kilka dni były zdezorientowane, pływały w okręgach i spiralach, ale po kilku dniach zaczęły się przystosowywać do nowych warunków. Używały innych bodźców do orientacji, np. światła czy przepływu wody. Wszystkie osobniki wróciły bezpiecznie na Ziemię. To była pierwsza misja ryb w kosmosie, ale nie ostatnia. W ekspedycjach Shuttle ISS naukowcy używali tych zwierząt do eksperymentów genetycznych i neurologicznych.
- Tekst: Kamil Szwarbuła – ekspert od komunikacji, rzecznik prasowy, wcześniej radiowiec. Wykładowca akademicki. Prywatnie pasjonat koncertów, o których opowiada w social mediach jako „moshbuty”. Koci i psi tata, dom tymczasowy
- Tekst ukazał się w numerze 7-8/205 Magazynu VEGE
