Pierwszy miesiąc prenumeraty cyfrowej za 5 złzamawiam

Logowanie

Rozliczmy siebie. Nie bobry

październik 24 2024

Według wyliczeń naukowców z World Weather Attribution, gdyby nie ocieplenie klimatu, opady z września byłyby o 7 proc. mniej obfite. 2 st. C więcej niż przed epoką przedindustrialną (na razie to ok. 1 st. C), to prawdopodobieństwo takich ulew – a nawet większych, bo ich intensywność wzrośnie jeszcze o 5 proc. – będzie o połowę większe. A to oznacza, że „powodzie stulecia” będziemy odnotowywać dwa razy na 10 lat. Biorąc pod uwagę, że od lat 80. XX w. średni przyrost temperatury na dekadę to 0,8 st. C, to całkiem realny scenariusz.

Czy ulewy muszą oznaczać powodzie? Oczywiście, że nie. Nie jest wiedzą tajemną, że próby ujarzmienia wody poprzez jej skanalizowanie i jak najszybsze odprowadzenie do morza tylko zwiększają problem (a właściwie problemy, bo także ten związany z suszą). A my uparcie stawiamy zapory, regulujemy rzeki, sypiemy wały tuż obok ich koryt, a na finał jeszcze osiedlamy się w sąsiedztwie, bo ładnie albo aż szkoda nie wykorzystać terenu pod budowę… Kończy się zawsze tak samo: tragedią. A o tragedię trzeba kogoś obwinić.

Po pierwsze „winny” jest deszcz, ale to za mało. Padło na bobry. No przecież widuje się je na wałach przeciwpowodziowych (nic dziwnego, gdy fala zalewa wszystko, nie omija też żeremi), więc na pewno rozkopują! I mówią to poważni ludzie, np. polski premier. „Sugestia, że to one zawiniły, wcale nie jest świadectwem (nie)wiedzy polityków na temat przyczyn powodzi, tylko ich wyobrażenia o własnych wyborcach” – napisała w „Dzienniku Gazecie Prawnej” Anita Dmitruczuk. Nie powinniśmy im na to pozwalać.

  • Tekst: Maciej Weryński
  • Tekst ukazał się w numerze 11/2024 Magazynu VEGE