Pierwszy miesiąc prenumeraty cyfrowej za 5 złzamawiam

Logowanie

Profesor Bralczyk rozwala system [felieton]

lipiec 23 2024

Dla środowiska prozwierzęcego opinia profesora Bralczyka jest cenniejsza, niż by się to mogło na pierwszy rzut oka wydawać.
Zwierzę nie je, tylko żre, nie umiera, tylko zdycha i zapewne – chociaż tego w swojej niefortunnej publicznej wypowiedzi prof. Jerzy Bralczyk nie zawarł – nie ma krwi tylko farbę. A jednak jego opinia jest dla środowiska prozwierzęcego cenniejsza, niż by się to mogło na pierwszy rzut oka wydawać. W sumie to jestem szczerze profesorowi Bralczykowi wdzięczna, a jego dobry wkład byłby jeszcze lepszy, gdyby dyskusja wokół wypowiedzi nie utknęła na martwym psie.
Dołączam do tego chóru – mój pies, Agat, miks kundla z owczarkiem niemieckim, nie zdechł, tylko umarł. Podobnie było w przypadku świnki morskiej o imieniu Gienek, podobnie będzie, gdy przyjdzie ich pora, z kotami: Bulwą i Trójczynką.
Po tym jak słynny polski językoznawca powiedział, co wiedział, czy też, cytując Aszdziennik, wygenerował swoje niedługo już chyba kultowe kocopoły, internety zaroiły się i zagęściły od wyznań psich ojców i kocich matek, że ich koty i psy nie zdechły i nie zdechną, co najwyżej umarły i umrą. Bo to członkowie rodziny, istoty, które obdarzyliśmy miłością, nasze psieci, kosynkowie i kocórki. Wszystko to prawda i empatyczne byłoby uszanowanie tych uczuć, nawet jeśli samemu wchodzi się w bardzo bliskie relacje tylko i wyłącznie z gatunkiem ludzkim. Niemniej kiedy czytałam te wszystkie wyznania psich mam i kocich tatusiów, na usta cisnęło mi się jedno pytanie – a, proszę państwa, świnia w rzeźni? Umiera czy zdycha? No dobrze, ona akurat jest mordowana, ale mimo wszystko, co się dzieje na skutek tego mordu? Czy awans ze „zdychania” do „umierania” przysługuje tylko tym zwierzętom, z którymi jakiś człowiek nawiązał bliską relację? I czy to nie nowa, wyjątkowo perfidna forma szowinizmu gatunkowego, że to nasz, ludzki gatunek, ma moc takiego „uświęcania” innych zwierząt, że przestają zdychać i zaczynają z godnością umierać?
Tak tylko tutaj zostawię te pytania, bo choć w sporze jestem całym sercem i mózgiem za kocimi mamami i psimi tatusiami, a przeciwko profesorowi Bralczykowi, to jednak każde kolejne wyznanie „mój pies umarł, a nie zdechł” wywołuje we mnie opór, zwłaszcza jeśli nie jest to deklaracja weganina czy weganki. No, coś tu mi się po prostu etycznie nie zgadza.
A poza tym kwestia psio-kociego „zdychania” vs. „umierania” przyćmiła zupełnie inną, bardzo ważną kwestię, która w samej wypowiedzi profesora, a nawet w komentarzach chwilę po niej, wybrzmiała całkiem mocno. Otóż profesorowi nie podoba się, żeby osoby innych gatunków niż człowiek nazywać osobami. Tak powiedział, że nie leżą mu te wszystkie „osoby nieludzkie”. I tym samym – o paradoksie, który niesiesz dobro – „osoby nieludzkie” weszły na salony. Kiedyś zwrot używany przez niewidzialną niszę, nawet mój redaktor naczelny w Magazynie „Vege” trochę się krzywi (pozdrowienia dla Macieja Weryńskiego!), a tu proszę – profesor Bralczyk ma opinię, po której osoby nieludzkie lądują na głównych stronach onetów i gazetpeel. Aktywiści i aktywistki tyle czasu gardła sobie zdzierają i nic, a wjeżdża językoznawca cały na biało i rozwala system w perzynę.
Panie Profesorze, mam dla Pana listę tematów, które błagają o rozgłos: w pierwszej kolejności karnizm, szowinizm gatunkowy i sentiokracja, dalej będziemy się zastanawiać. Bardzo proszę Pana Profesora o głośne wyrażenie powątpiewania w ich sensowność. Może naświetli Pan w ten sposób kwestię praw innych osób nieludzkich, nie tylko naszych przyjaciół psów.

  • tekst: Jolanta Nabiałek