Pierwszy miesiąc prenumeraty cyfrowej za 5 złzamawiam

Logowanie

Hybryda nie uratuje koni z Morskiego Oka

maj 17 2024

Zastąpienie tradycyjnych wozów hybrydowymi nie rozwiążę problemu cierpienia koni z Morskiego Oka ani zanieczyszczenia atmosfery pyłem bitumicznym.
Po doniesieniach medialnych i komunikatach Ministerstwa Klimatu i Środowiska dotyczących możliwości wprowadzenia na trasę do Morskiego Oka hybrydy konno-elektrycznej Fundacja Viva! przypomina, że takie rozwiązanie było już testowane.

Hybryda na tej trasie zwyczajnie się nie sprawdziła – mówi Anna Plaszczyk z Fundacji Viva! – Pierwszy prototyp spłonął podczas ładowania. Kolejne także nie wytrzymywały tej trasy. Podczas drogi w dół, która paradoksalnie jest znacznie trudniejsza dla koni, kable się topiły, co groziło pożarem. Nawet nie chcę sobie wyobrażać, co by się stało, gdyby wóz zaczął płonąć. Konie natychmiast próbowałyby uciec przed zagrożeniem, a to już niemal gotowa tragedia dla turystów na wozie i tych, którzy trasą wędrują – zapowiada aktywistka.

Cała konstrukcja i działanie wozu były oparte o wyniki obliczeń przeciążeń, jakie działają na konie. Wykonał je hipolog pracujący na zlecenie TPN. To właśnie te obliczenia biegły sądowy uznał za nieprawdziwe, bo były oparte o pomiar sił wykonany z grubym błędem metody.

Przypominamy, że pomiar ten przeczył podstawowym prawom fizyki, a przy pomierzonych wówczas siłach wóz nie mógłby wyjechać z Palenicy Białczańskiej na Włosienicę – mówi mecenas Katarzyna TopczewskaFirma, która wyprodukowała hybrydę, podczas procesu jej projektowania miała konsultować się z hipologiem, który skompromitował się wyliczeniami niezgodnymi z logiką i prawami fizyki. Już sam ten fakt pozwala prognozować, że hybryda nie mogła działać w sposób, w jaki działać powinna, czyli nie odciążała koni – stwierdza prawniczka.

Viva! przypomina, że obliczenia hipologa wykonane dla TPN nie stwierdziły przeciążeń koni, więc hybryda działająca na ich podstawie nie ma prawa odciążać zwierząt. Poza tym TPN podawał, że wóz ze wspomaganiem elektrycznym waży 1200 kg, czyli był cięższy od obecnych wozów o 400 do nawet prawie 600 kg. Z obliczeń przeciążeń wynika, że w obecnych warunkach konie ciągną o około tonę za dużo. Tymczasem podczas testów opisywanych przez TPN wyłączono wspomaganie na najbardziej stromych podjazdach, by sprawdzić, czy konie poradzą sobie z takim obciążeniem.

Taka sytuacja przy 12 osobach i furmanie będzie powodowała jeszcze większe przeciążenie, a co za tym idzie, cierpienie koni – mówi Anna Zielińska, wiceprezeska Fundacji Viva! – W przypadku testów hybrydy skonstruowanej na zlecenie TPN twierdził, że podczas wyłączenia silnika na najbardziej stromym odcinku „para koni bez większego problemu poradziła sobie bez wspomagania”. Ale kto stwierdził, że konie sobie poradziły bez problemu? Fiakrzy? Pracownicy TPN? To, że konie wyciągnęły ten ładunek do góry wcale nie oznacza, że nie cierpiały w wyniku tej pracy. Zresztą TPN od lat zaprzecza przeciążeniom, więc nie dziwi nas to, że w tej sytuacji również ich nie dostrzegł – tłumaczy.

Viva zwraca uwagę, że bez względu na to, czy wóz hybrydowy będzie działał i w jakimś zakresie odciążał konie – nie jest w stanie zapobiec uszkodzeniom układu ruchu koni, wynikającym z pracy tych zwierząt w podkowach hacelowych na stromo nachylonej drodze asfaltowej, stresowi cieplnemu w upalne dni czy wychłodzeniu podczas mrozów, a także stresowi wynikającemu z pracy na zatłoczonej trasie do Morskiego Oka. Hybryda nie zapobiegnie też transmisji do atmosfery parku pyłu bitumicznego

Środowisko
Droga do Morskiego Oka na odcinku Łysa Polana–Włosienica została wyremontowana w 2009 roku z funduszu na walkę ze skutkami klęsk żywiołowych Ministerstwa Administracji i Cyfryzacji, za kwotę 12 mln zł. Już w 2015 roku Viva! raportowała, że droga, po której poruszają się zaprzęgi konne, jest tak zniszczona, że nie spełnia przepisowych standardów drogi lokalnej. Gołym okiem widać powstałe na skutek działania haceli dziury w asfalcie. Hacele to specjalne metalowe gwoździe wystające z podków, które mają zapobiegać ślizganiu się koni po asfalcie.

Viva! wykonała wiele badań drogi, aby odkryć przyczyny i skutki jej zniszczenia. Był to między innymi pomiar równości podłużnej nawierzchni wykonany planografem. Na odcinku ok. 6,7 km, po którym kłusują konie, uszkodzenie drogi okazało się ewidentne. Poza tym odcinkiem od postoju wozów na Palenicy Białczańskiej aż do Łysej Polany (fragment drogi ok.1,2 km, na którym wykonano pomiar kontrolny) stan asfaltu był bardzo dobry.

W ciągu 5 lat transport konny doprowadził do transmisji do atmosfery parku nawet 70 ton toksycznego pyłu bitumicznego – mówi Anna PlaszczykW dodatku z wysoką zawartością metali ciężkich. A to bezpośrednio zagraża nie tylko środowisku naturalnemu chronionego obszaru, lecz także tysiącom turystów wędrujących każdego dnia tym szlakiem. Udając się w Tatry, nie zdają sobie sprawy, że podczas spaceru do Morskiego Oka wdychają rakotwórczy pył odkuwany z asfaltu przez konie. W poniedziałek przyjrzałam się asfaltowi, który został położony na części trasy w ubiegłym roku. On już jest w znacznym stopniu odkuty. Specjaliści, z którymi konsultowaliśmy sprawę, zwrócili nam uwagę, że nie wymyślono jeszcze takiej mieszanki asfaltowej, której konie na tej trasie nie zdołałyby odkuć. Tego czynnika żadna hybryda nie wyeliminuje – dodaje.

Zniszczenia nawierzchni asfaltu występują na całej trasie przejazdu koni w dół. Są jednak miejsca szczególne, w których ubytki są wyjątkowo duże i głębokie. Obraz, w jaki układają się te zniszczenia, jest odwzorowaniem reakcji podłoża na obciążenia dynamiczne, czyli przenoszone poprzez narząd ruchu koni podczas jazdy kłusem w dół trasy. Co więcej, w tych miejscach mogło dojść do powstania czynnych osuwisk w obrębie drogi. Nierówności powyżej 26 mm wskazują na mogące występować procesy osuwiskowe występujące w miejscach, w których wozy jadące w dół hamują „silnikiem”, czyli końmi. W tych miejscach dochodzi do ogromnych przeciążeń u zwierząt, które muszą wyhamować pędzący z prędkością nawet ponad 20 km/h skład ważący ponad 3 tony (waga wozu, pasażerów i dwóch koni).

Mając na uwadze, że sezon letni trwa góra pięć miesięcy, rocznie na tej trasie wykonywanych jest około 6000 przejazdów wozów konnych. Poza nielicznymi samochodami oraz regularnymi kursami wozów na drodze odbywa się jedynie ruch pieszy. To oznacza, że w ciągu pięciu lat (od remontu drogi w 2009 roku aż do wykonania badania planografem w 2015) ruch był minimalny. Drogą do Morskiego Oka przejechało łącznie mniej pojazdów, niż dziennie przejeżdża autostradą. Mimo to po zaledwie pięciu sezonach letnich (zimą trasa jest pokryta śniegiem), jakie upłynęły od wyremontowania drogi, asfalt leżący pomiędzy Włosienicą a postojem wozów na dole został zniszczony. Czynnikami wpływającymi na tak duże uszkodzenia nawierzchni są zarówno profil trasy (325 m deniwelacji, duże spadki) wpływający na poziom przeciążeń, jak i sposób eksploatacji koni zaprzęgowych przy zbyt dużym obciążeniu wozów.

Na nasze zlecenie wykonano też badania składu pył, zalegającego na drodze do Morskiego Oka na asfaltowym odcinku Palenica Białczańska – Włosienica – mówi Anna ZielińskaBadanie zostało wykonane przez akredytowane laboratorium w Pradze. Wyniki są jednoznaczne: pył zawiera wyjątkowo duże ilości tytanu (1650 mg/kg) oraz frakcji ropopochodnej C12-C35 – 626 mg/kg i może być toksyczny. W 84,2 mg/kg pyłu oznaczono chrom. Nawet niewielkie jego ilości mają działanie szkodliwe dla zdrowia człowieka. Może on prowadzić do wystąpienia reakcji uczuleniowych, ma działanie toksyczne, mutagenne i kancerogenne – tłumaczy wiceprezeska fundacji.

Jak informuje Viva!, stężenie metali ciężkich na drodze do Morskiego Oka jest wyjątkowo duże jak na miejsce, w którym nie odbywa się intensywny transport spalinowy. Wiele substancji wykrytych w pyle w ogóle (nawet w minimalnym stężeniu) nie powinno znaleźć się na terenie parku narodowego. Większość wykrytych w pyle jest wysoce szkodliwa – metale ciężkie uszkadzają ośrodkowy układ nerwowy, niektóre z nich są rakotwórcze (tak jak np. substancje ropopochodne). Pył drogowy o takim składzie zanieczyszcza powietrze i glebę, przez którą może przedostawać się do cieków wodnych i zanieczyszczać wodę. Chrom jest bardzo łatwo rozpuszczalny w wodzie i silnie toksyczny.

Pył bitumiczny wdychają wszyscy podążający do Morskiego Oka w Tatrach turyści piesi oraz ci jadący zaprzęgami i to pomimo okresowego zmywania go przez TPN z drogi – mówi mec. Katarzyna TopczewskaPobór próbek pyłu odbył się kilkanaście dni po „myciu” drogi przez pracowników Parku, a mimo to „udało się” łącznie w 7 punktach pomiarowych z niewielkiej powierzchni pobrać 15 litrów(50 kg) pyłu. Niewielkie natężenie ruchu samochodów na tej drodze i brak przemysłu mogącego zanieczyszczać środowisko wskazuje, że jedynym możliwym powodem obecności tych substancji w pyle zalegającym na drodze jest bardzo intensywne ścieranie asfaltu przez konie pracujące w zaprzęgach. To każe zadać pytanie, czy turyści wędrujący tą drogą mają świadomość zagrożenia. I kto będzie odpowiadał za ewentualne skutki wdychania przez nich tego pyłu? – pyta.

Viva! natychmiast po otrzymaniu wyników badań powiadomiła o całej sprawie Ministerstwo Środowiska oraz Tatrzański Park Narodowy. Obie instytucje przez wiele lat bagatelizowały problem i nigdy nie wykazały żadnego zainteresowania tym faktem.

Mamy nadzieję, że teraz temat zanieczyszczenia terenu parku przez transport konny w końcu przestanie być, dosłownie, zamiatany pod dywan – mówi Anna PlaszczykI że transport konny do Morskiego Oka, który szkodzi nie tylko samym koniom, ale też atmosferze parku i turystom, w końcu odejdzie do wstydliwej historii – podsumowuje.