Pierwszy miesiąc prenumeraty cyfrowej za 5 złzamawiam

Logowanie

Pupile na chwilę

marzec 25 2024

Nawet jeśli nie możemy przygarnąć zwierzęcia na stałe, możemy zwiększyć jego szansę na adopcję, zostając opiekunem tymczasowym.

Wiele osób chciałoby pomóc zwierzętom w potrzebie, jednak obawiają się decyzji o adopcji ze względu na jej ostateczność tej decyzji czy sytuację materialną. W takiej sytuacji idealnym rozwiązaniem jest stanie się domem tymczasowym – możliwość zaopiekowania się zwierzęciem, jednak bez ponoszenia kosztów leczenia i żywienia, ponieważ to zapewnia fundacja.

Bardzo często decydują się na to też osoby, które nie miały wcześniej do czynienia z pełnowymiarową opieką nad zwierzęciem i chciałyby sprawdzić się w takiej roli, zanim adoptują własnego psa albo kota. Podstawowa wiedza o potrzebach gatunkowych wystarczy, abyśmy dali tymczasowe schronienie zwierzęciu, o ile nie ma wyjątkowych wymagań takich jak problemy behawioralne czy choroby, z którymi nie mieliśmy wcześniej do czynienia. W przypadku obaw możemy też liczyć na wsparcie fundacji, z której wzięliśmy podopiecznego.

Aby pies mógł być sobą

Instytucja domu tymczasowego polega na wzięciu z danej fundacji lub schroniska zwierzęcia do siebie, dopóki nie znajdzie opiekuna na zawsze. My zapewniamy codzienną opiekę np. poprzez wizyty u weterynarza, pracę z behawiorystą i przesyłanie do fundacji zdjęć oraz filmów, które później zostaną wykorzystane do ogłoszeń adopcyjnych.

Zalet domów tymczasowych jest naprawdę wiele. Pierwsza z nich to możliwość zapewnienia zwierzęciu środowiska, które jest bezpieczne, a także wolne od stresu czy chorób zakaźnych. Jest to szczególnie istotne dla osobników szczególnie wrażliwych, takich jak kocięta i szczenięta, zwierzęta w podeszłym wieku lub chore albo w trakcie rekonwalescencji. Przebywając w schronisku, szansa na zarażenie się od innych jest bardzo duża, co może prowadzić nawet do śmierci osłabionego zwierzęcia. W schroniskowych ciasnych klatkach lub zimnych kojcach psy i koty są też bardzo zestresowane, co nie pozwala pracownikom schronisk i wolontariuszom na poznanie ich prawdziwego charakteru.

Szkoła życia

Kolejną zaletą domów tymczasowych jest nieoceniona możliwość socjalizacji. Bardzo często najlepsze dla młodych psów są miejsca z psimi rezydentami. Pozwala to na sprawdzenie, jak nowi podopieczni zachowują się w różnego rodzaju interakcjach, a także umożliwia im nauczenie się od spokojnego i stabilnego psychicznie rezydenta reagowania w stresujących sytuacjach. Jest to naprawdę nieoceniona wartość, dzięki której często lękliwy wcześniej pies może stać się zdecydowanie bardziej pewny siebie i lepiej radzić sobie z komunikacją.

Poza nauką płynącą od zrównoważonych zwierząt bardzo cenne jest także samo przebywanie z człowiekiem. Pozwala to na zmniejszenie traum objawiających się jako lęk czy nawet agresja. Podczas pobytu w bezpiecznym i spokojnym środowisku zwierzę jest w stanie zregenerować się zarówno pod kątem fizycznym, jak i psychicznym. W przeciwieństwie do warunków schroniskowych będzie otrzymać dużo uwagi, troski oraz miłości, co może bezpośrednio przekłada się na jego dobrostan i samopoczucie.

Jako dom tymczasowy jesteśmy w stanie nauczyć danego psa życia w środowisku miejskim. Dzięki regularnym spacerom może się on oswoić z nieznanymi wcześniej dźwiękami, zapachami i spotykanymi innymi psami. Bardzo często zwierzęta w schroniskach wychodzą na spacer jedynie raz w tygodniu z wolontariuszami, co utrudnia im naukę chodzenia w szelkach. Opiekun tymczasowy, zapewniając psu regularne spacery, sprawi, że staną się one elementem rutyny zwierzęcia, co zmniejszy związaną z nimi nadmierną ekscytację.

Jak cię widzą…

Bardzo ważną częścią tymczasowej opieki jest wspomniane robienie zwierzęciu zdjęć czy nagrywanie filmików, które są później wykorzystywane do materiałów promujących adopcję. Wolontariusze w schroniskach, którzy często działają po godzinach swojej pracy zarobkowej, w pierwszej kolejności muszą skupić się na podstawowych potrzebach podopiecznych (karmienie, spacery, kontrola stanu zdrowia), przez co nie starcza im czasu na przygotowywanie materiałów adopcyjnych.

Mając zwierzę w domu, jesteśmy w stanie zrobić dobrej jakości zdjęcia albo nawet pomóc w przygotowywaniu postów adopcyjnych, co jest nieocenionym wsparciem w próbach znalezienia domu stałego. Dość często zdarzają się także sytuacje, w których ktoś z naszej rodziny czy znajomych, poznając przebywające u nas zwierzę, postanawia je zaadoptować. Wiąże się to z możliwością spędzenia z nim czasu i zaobserwowania jego charakteru w domowych warunkach, co nie jest możliwe w schronisku.

Nie tak szybko

Warto jednak pamiętać, że decydując się na zostanie domem tymczasowym, musimy liczyć się z dużą odpowiedzialnością. Gdy przyjmiemy zwierzę pod swój dach, to na nas spoczywać będzie dbanie o jego bezpieczeństwo, kontynuowanie opieki weterynaryjnej i reagowanie w niespodziewanych sytuacjach. Bardzo ważne jest też pozostawanie w stałym kontakcie z fundacją lub schroniskiem i informowanie o wszystkich istotnych wydarzeniach w życiu podopiecznego.

Przed podjęciem takiej decyzji powinniśmy się także zastanowić, czy na pewno jesteśmy przygotowani na takie zobowiązanie. Jeśli w naszym domu mieszka ktoś jeszcze, to podobnie jak w przypadku adopcji kluczowa jest zgoda i chęć wszystkich domowników. Kiedy mamy już swoje zwierzę (tzw. rezydenta), warto dokładnie dobrać charakter tymczasowicza do naszego pupila. Możliwe, że dla statecznego i starszego kota obecność rozrabiającego kociaka będzie męcząca, z kolei sprowadzenie kota do domu, w którym mieszka już nietolerujący innych gatunków pies, może skończyć się silnym stresem i dyskomfortem obydwu zwierząt.

Idea

Poza tym, że jako opiekun tymczasowy pomagamy konkretnemu zwierzęciu, wpływamy na wzrost społecznej świadomości takiej formy pomocy dla bezdomnych psów i kotów. W ten sposób możemy zainspirować osoby z naszego otoczenia, które również rozważą stworzenie domu tymczasowego i to rozwiązanie ma szansę zyskiwać na popularności. Poprzez podarowanie zwierzęciu bezpiecznego schronienia i opieki często dosłownie ratujemy mu życie i dajemy szansę na znalezienie tej najlepszej, jedynej rodziny, w którym szczęśliwie spędzi resztę swoich dni.

Ja sama stworzyłam dom tymczasowy dla kilku zwierząt: Lusi, Buni, Jędrzeja i Henryka. Każde z nich trafiło do mnie potrzebujące pomocy i spokoju, co byłoby niemożliwe do zapewnienia w schronisku. Lusia została znaleziona na wsi, przypięta łańcuchem do budy. Miała zaledwie parę miesięcy, była nieufna, wystraszona i reaktywna. Bunia z kolei wcześniej przebywała w lecznicy po poważnym pogryzieniu przez inne psy. Wymagała spokoju, uwagi i nauki życia w mieście. Jędrzej – dziecko beztrosko rozmnożonych buldożki francuskiej i basseta – urodził się z przełykiem olbrzymim, przez co wymagał przytrzymywania przy jedzeniu i stałych wizyt u weterynarza. Henryk jako paromiesięczny kociak błąkał się w Mińsku Mazowieckim. Chorował na koci katar, był przestraszony i niedożywiony. Opieka nad całą czwórką wiązała się z wieloma trudnymi momentami: Lusia gryzła wszystko, co spotkała na swojej drodze i trudne emocje wyrażała ciągłym szczekaniem. Bunia reagowała agresywnie na inne psy na spacerach, zdarzyło jej się też zaatakować jedną z psich rezydentek. Jędrzej wymagał wiele uwagi i troski nie tylko podczas karmienia. Podczas trzytygodniowej socjalizacji z izolacją Henryka wiele razy zastanawiałam się, czy jedna z moich suczek na pewno będzie w stanie go zaakceptować. Udało się i w styczniu – mimo że początkowo miał zostać tylko na jakiś czas – stał się pełnoprawnym członkiem mojej rodziny.

Każdemu z tych zwierząt pomogłam dojść do siebie, zyskać zaufanie do człowieka i stworzyć dom, w którym czuły się bezpiecznie. Warto jednak wspomnieć o dość trudnym momencie rozłąki z tymczasem. W moim przypadku najcięższe okazało się rozstanie z Bunią, która spędziła ze mną aż pół roku i powoli oswajałam się z myślą, że po prostu ją adoptuję. Trafiła jednak na cudowną opiekunkę, której jest jedynym psem, co z pewnością jest dla suczki najlepszym rozwiązaniem.

To wszystko z pewnością byłoby o wiele trudniejsze, gdyby nie mój w pełni wspierający partner i dwie zrównoważone psie rezydentki. W żadnym momencie nie żałowałam wzięcia któregokolwiek zwierzęcia pod swój dach, nawet w tych najcięższych momentach. Poczucie podarowania im szansy na bezpieczne i szczęśliwe życie jest naprawdę bezcenne. Muszę tylko ostrzec, że tymczasowanie wciąga – jeśli raz się zdecydujecie, musicie mieć świadomość, że potem może być wam trudno przestać to robić.

  • Tekst: Kalina Domińska
  • Tekst ukazał się w numerze 4/2024 Magazynu VEGE