Pierwszy miesiąc prenumeraty cyfrowej za 5 złzamawiam

Logowanie

Czy w raju może być brudno?

marzec 25 2024

Szczera relacja z Sycylii dla tych, którzy lubią widzieć i wiedzieć więcej.

Myśląc o Sycylii, większość z nas kojarzy pomarańcze, piękne plaże, Etnę, włoskie jedzenie, antyczne zabytki i lazurową wodę. Dla fanów kina to także klasyczne figury Ojca Chrzestnego i mafii. W tych skojarzeniach jest oczywiście wiele prawdy, ale ta największa na Morzu Śródziemnym wyspa ma do zaoferowania o wiele więcej.

Artykuł Premium
Zyskaj dostęp online do wszystkich wydań Magazynu
Pierwszy miesiąc 5 zł!
przy subskrypcji miesięcznej*

Nie chcesz prenumerować? Na naszej stronie znajdziesz również ciekawe darmowe treści. Możesz też:

Dobry start

Bywa, że inspiracją do wyjazdu staje się film, lektura, serial, postać, którą podziwiamy, ale częściej – tanie bilety lotnicze i potrzeba wygrzania się w słońcu. Przed wyruszeniem w drogę, należy zebrać… informacje. Od tego zaczyna każdy, kto podróżuje świadomie. Dla mnie świetnymi źródłami informacji są zarówno przewodniki, jak i subiektywne relacje z pierwszej ręki: blogi, vlogi a nawet mapy, z których można wyczytać ciekawe informacje i znaleźć nietuzinkowe miejsca warte odwiedzenia. Dobrze też poczytać o miejscowych zwyczajach, cenach i atrakcjach, które mogą być niedostępne poza sezonem.

Wyspa kontrastów

Na Sycylii na każdym kroku wyraźnie widać wpływy wielu kultur, które budowały tutaj swoje miasta. Znajdziemy tutaj przecudnej urody barokowe Noto czy Taorminę, antyczne ruiny w Syrakuzach i Agrygencie, zamki na górach, wulkan, a także portowe miasta pełne ukrytych ciekawostek architektonicznych. To raj dla miłośników szeroko pojętej kultury oraz dla tych, którzy lubią aktywnie spędzać czas na urlopie. Z drugiej strony to piekło dla każdego, kto stara się żyć ekologicznie, segregować odpady czy unikać plastiku. Obecność śmieci w miastach i poza nimi, na poboczach autostrad i mniejszych dróg, na wybrzeżach, plażach i niemal w każdym miejscu „niczyim” potrafi zniweczyć najpiękniejszy widok.

Sycylijczycy nie przywiązują specjalnej wagi do czystości wokół siebie. Standardem jest rzucanie śmieci na chodnik albo pozbywanie się ich przez okno samochodu. Ogromnym szokiem były dla mnie ulice Katanii, które dosłownie lepiły się od brudu, psich odchodów i ludzkiej uryny. Wrażenie, że brud otacza nas wszędzie, także w powietrzu, którym oddychamy, nie będzie przesadne. Kontrastujący z tym widokiem majestatyczny wierzchołek Etny potrafi za to przyprawić o szybsze bicie serca.

Jej wysokość

Na wulkan najlepiej dostać się z Katanii, skąd kursują prywatne busiki oraz zorganizowane wycieczki. Najtańsza opcja to poranny autobus sprzed katańskiego dworca kolejowego. Obowiązująca w nim zasada „kto pierwszy, ten lepszy” nijak nie kojarzy się z XXI wiekiem, ale nie ma wyjścia – jeśli chce się pojechać na Etnę za 6,60 euro w obie strony, to trzeba grzecznie czekać w ogonku.

Po drodze mijamy zastygłe języki lawy, częściowo porośnięte bujnymi drzewami kasztanowymi, a częściowo ledwo muśnięte drobną roślinnością. Mijamy spalone przez wulkan domy i cudem ocalały hotel otoczony ze wszystkich stron czarnym, zastygłym morzem lawy. Widoczność jest znakomita, dostrzegamy jeden z czubków Etny, a tuż nad nim okrągły obłok pary charakterystyczny dla tego wulkanu. Przejazd kończy się na wysokości 2000 m n.p.m., przy schronisku Refugio Sapienza. Stamtąd rozpoczynamy marsz do góry, ku Torre del Filosofo, na najwyższy, dostępny bez pomocy przewodników punkt na Etnie.

Tylko na własnych nogach

Etna jest jednym z najbardziej aktywnych wulkanów na świecie. Marsz do góry wiedzie kilkoma szlakami, które można sobie urozmaicić podejściami do wygasłych kraterów. Łącznie Etna ma ich ponad 300! Obserwowanie, jak zmienia się widoczność, jak spada temperatura, z każdym metrem oddalając nas od upału, który panuje na poziomie morza, niesamowicie odświeża. Fantastyczny księżycowy krajobraz, wypełniony szarością, czernią i bielą, od czasu do czasu tylko rozganianymi przez jaskrawe promienie słońca, gwarantuje niezapomniane wrażenia. Do tego w górze panuje tak przejmująca cisza, jakiej nie doświadczycie zapewne nigdzie indziej na całej Sycylii. Miła odmiana od typowego, miejskiego zgiełku. To także sprawdzian dla kondycji, orientacji w terenie, miłości do gór – jeśli macie to wszystko, wejście na Etnę będzie cudownym doświadczeniem, które trudno porównać z czymkolwiek innym.

Torre del Filosofo to wielki wygasły krater, przy którym ludzie wydają się maleńcy jak mrówki. Myśl o tym, że kiedyś wyrzucał z siebie tony piekielnie gorącej lawy, przypomina, gdzie jest właściwe miejsce człowieka w przyrodzie. To lekcja pokory i szacunku dla natury, którą warto odrobić.

Centrum

Stolica Sycylii – Palermo – to spore miasto z trzech stron osłonięte górami. Z tego powodu jest tu naprawdę gorąco, a o orzeźwiającym wietrzyku możemy co najwyżej pomarzyć. Wysokie kamienice i wielkie place nagrzewają się za dnia, oddając ciepło w nocy, dzięki czemu nawet po sezonie mamy pewność, że wieczory możemy spędzić bez kurtek.

Naszym punktem numer jeden były katakumby klasztoru kapucynów oferujące przechadzkę w klasztornych piwnicach, gdzie niemal na wyciągnięcie ręki, ze ścian, wnęk, gablot i stojaków, szczerzą się setki mumii. Część ciał jest niepokojąco dobrze zachowana, jak słynna dziewczynka Rosalia, której martwe od 150 lat ciałko leży w szklanej trumience. Jej twarz słynie na całym świecie ze złudzenia snu, a wiele osób utrzymuje, że widziało, jak dziewczynka mruga. Specyficzny mikroklimat panujący w podziemiach okazał się naturalnym konserwantem, co wykorzystano, kiedy miasto nawiedziła epidemia. Włodarze Palermo nie nadążali z wyznaczaniem miejsc pochówku dla zmarłych mieszkańców miasta i kapucyni udostępnili swoje piwnice.

Jednokierunkowa ścieżka prowadzi nas wzdłuż kolejnych mumii. Nie wolno robić zdjęć, a ochrona pilnuje, by turyści nie mieli w rękach telefonów. Panuje cisza, apeluje się o szacunek dla zmarłych i godne zachowanie. Wszak jesteśmy w wielkim grobowcu. Po wyjściu z podziemi od nowa uderza w nas żar, a słońce przypomina, że nadal jesteśmy wśród żywych. Z katakumb blisko do tętniącego kolorami, hałasem i tłumem turystów centrum miasta. Na głównych deptakach pełno jest grajków, artystów i straganów. Najlepiej kupić sobie granitę i pozachwycać się pięknem kamienic, skręcić w stronę słynnego targu Ballaró i zgubić się przez chwilę w afrykańskim miszmaszu kolorów. Przy okazji dobrze jest wiedzieć, że te same pamiątki, które na głównych deptakach kosztują kilka euro, na Ballaró kupimy za co najmniej połowę ceny. Nie mówiąc o cudownych owocach, warzywach, orzechach i przyprawach.

Klęska urodzaju

Każdy znajdzie na Sycylii coś dla siebie i naprawdę nie jest to pusty frazes. Zarówno spragnieni wypoczynku miłośnicy plażowania, entuzjaści muzeów i stanowisk archeologicznych, jak i turyści szukający wyzwań sportowych mogą tu spędzić satysfakcjonujący czas. Jeśli kochasz dobre jedzenie i cenisz sobie gastroturystykę – leć na Sycylię, bo pyszne makarony czy wysmakowane cukiernicze dzieła sztuki to tylko początek kulinarnej przygody. Dla wielbicieli filmu jest mnóstwo miejsc, które posłużyły jako scenerie dzieł kinematografii. Wspinacze i miłośnicy gór znajdą tu fantastyczne trasy i widoki zapierające dech w piersiach. Kolarze będą zachwyceni nadmorskimi trasami i wymagającymi podjazdami, których nie brakuje także na wybrzeżu. Oczywiście nie da się tego wszystkiego zaliczyć w dwa tygodnie, choć można próbować.

Rajskie wyspy położone przy zachodnim wybrzeżu Sycylii, które tworzą archipelag Egad, kuszą przejrzystą wodą i urokiem maleńkich, portowych miasteczek, które z łatwością zwiedzimy w ciągu jednego dnia, w ramach regularnych rejsów organizowanych przez lokalne biura podróży. Można tam także popłynąć promem, który kursuje kilkanaście razy dziennie z portów w Trapani i Marsali. Dodatkową atrakcją największej z wysp, Favignany, jest zamek świętej Katarzyny, na szczycie malowniczego wzgórza. Warto poświęcić popołudnie, by wdrapać się na górę lub podziwiać z niej zachód słońca za pobliską wyspą Marettimo. Podczas takiej wycieczki dobrze jest skosztować lokalnych specjałów, takich jak arancini czy oryginalnie wegański makaron po trapańsku z czosnkiem i pomidorami.

Pomiędzy Egadami rozciąga się największy na Morzu Śródziemnym rezerwat morski. Niestety, pomimo statusu rezerwatu, morze wokół wysp nie jest wolne od śmieci. Niech więc nie zdziwi was dryfująca na lazurowych falach plastikowa butelka czy pokaźna ławica plastikowych korków. Pod wodą, której przejrzystość jest jednak nieskazitelna, możemy zobaczyć ogromne ławice ryb różnych gatunków i rozmiarów, cudowne muszle czy maleńkie kraby, w tym pustelniki.

Jedz, spaceruj, zadzieraj głowę

Leżące 100 km od stolicy wyspy Trapani to portowe miasto położone na sporym cyplu pomiędzy Morzem Tyrreńskim a Śródziemnym. W odróżnieniu od Palermo możemy tutaj liczyć na orzeźwiające podmuchy morskiej bryzy, która działa zbawiennie w upalne dni. Stare miasto oferuje piękne, zabytkowe kościoły, pałace i labirynt wąskich uliczek. Co ciekawe, najpiękniejsze fasady zabytkowych kamienic zobaczymy tutaj od strony miasta, ponieważ od strony morza zawsze nadchodziło niebezpieczeństwo (sztormy, statki nieprzyjaciół i inne kataklizmy).

Dopiero w czasach bardziej współczesnych, gdy rozwinęła się szeroko pojęta turystyka, fronty domów zwrócone w stronę morza zaczęły przyjmować bardziej atrakcyjną formę.

W tym portowym miasteczku niemal każda pizzeria, piekarnia i sklep spożywczy oferują coś dla wegan i bez problemu zjemy tradycyjne dania bez nabiału. Warto jednak pamiętać, że pora obiadu, do której najbardziej jesteśmy w Polsce przyzwyczajeni, czyli godz. 13–15, to we Włoszech bardzo skrupulatnie przestrzegana sjesta. Obowiązuje w każdym sklepie, bez względu na branżę i porę roku. Wyłamują się z tego jedynie markety, niektóre uliczne stragany i bary z kawą. Dopiero po godz. 16:30 miasto wraca do życia.

Różowe ranne ptaszki

Z zachodnim wybrzeżem Sycylii nierozłącznie kojarzą się saliny, czyli wielkie połacie wody morskiej, z której wytrącana jest sól. Malownicza, niezmącona wiatrem powierzchnia wody, poprzecinana wąziutkimi groblami i urozmaicona wiekowymi wiatrakami, ciągnie się aż po horyzont. Zadaniem wiatraków było nie tylko przepompowywanie wody między zbiornikami, lecz także mielenie soli – dziś nadal są wykorzystywane, także jako symbol okolicy. Bardzo słona woda odpali alert każdemu miłośnikowi ptaków – tu muszą być flamingi! Spotkanie z nimi wymaga jednak odrobiny wysiłku. Przede wszystkim ptaki te mają swoje ulubione miejscami, dlatego jeśli wybieramy się na saliny z przewodnikiem, warto o to zapytać. Jeśli jedziemy sami (autem, busem lub – jak my – rowerami), dobrze jest wybrać się rano i zajrzeć w te z salin, które są na uboczu. Właśnie tam możemy spotkać cudowne różowe stadko spokojnie brodzące w słonej wodzie basenów. Ich niezwykłej sylwetki nie można pomylić z żadnym innym gatunkiem.

Kolejką, rowerem, a może pieszo?

Trapani opisywane jest w internecie jako jedno z najbardziej przyjaznych miast dla rowerzystów. Polemizowałabym z tą tezą, jednak skoro słowo się rzekło, a rowery (w stanie technicznym przyprawiającym o palpitacje serca) zostały wypożyczone, to należało swoje wyjeździć. Po spotkaniu z flamingami podjęliśmy decyzję, że chcemy zobaczyć średniowieczne miasteczko Erice, położone 780 m n.p.m. Na szczyt wiedzie kilka dróg, jednak ta najbardziej polecana kolarzom wiedzie po zachodniej stronie wzgórza, dostarczając po drodze niesamowitych wrażeń nie tylko dlatego, że wciąż jedziemy pod górę (przypomnę: na naprawdę kiepskich rowerach). To także piękny widok na zatokę, saliny i odległe Egady. Droga nie jest może bardzo wymagająca dla zaprawionych rowerzystów, ale słabej jakości jednoślady utrudniają czerpanie stuprocentowej przyjemności z jazdy. Moja rada: jeśli zdecydujecie się na wypożyczenie rowerów, postarajcie się znaleźć dobre, prawdopodobnie droższe jednoślady, które zapewnią zarówno wygodę, jak i bezpieczeństwo, a co za tym idzie – mniej stresu.

Uroda i wyjątkowość Erice warte są każdej wylanej po drodze kropli potu. Pięknie położone, z widokiem na wszystkie strony świata, z urokliwymi, wąskimi uliczkami wyłożonymi kamieniami i z malutkim rynkiem. Niemal na każdym kroku znajdziemy coś zachwycającego.

Miasteczko ma własny szlak zabytków architektury składający się głównie z kościołów i zamków, których na przestrzeni wieków powstało ponad 30. Pierwsze wzmianki o mieście i najstarsze zabudowania sięgają 3 w p.n.e., a stare, grube mury wznosili tutaj starożytni Grecy.
Jako że jesteśmy na górze, blisko otwartego morza, musimy liczyć się ze względnym zimnem. Warto mieć ze sobą coś do okrycia, szczególnie w bardziej przewiewnych zakątkach miasteczka. Co ciekawe, Erice słynie z chmury, która lubi je okrywać wieczorami, a niekiedy nawet całymi dniami. Wówczas z uroczego miejsca zamienia się w mglistą scenerię jak z horroru. Warto spróbować zobaczyć je w różnych warunkach atmosferycznych. Do Erice można także dostać się kolejką linową (uwaga: jest wyłączana przy silnym wietrze, a zimą całkiem nieczynna), samochodem lub autobusem.

Bolesny widok

Dla wrażliwych na krzywdę zwierząt podróż na Sycylię może się wiązać z wieloma nieprzyjemnymi sytuacjami. Natkniemy się tutaj m.in. na konne bryczki. Zwierzęta pracują także podczas upałów, ubrane w kolorowe fatałaszki i ozdobne pióropusze. Choć wśród Europejczyków spada popyt na takie „atrakcje”, to turyści z Azji chętnie korzystają z tej formy przejażdżki po mieście. To jednak nie koniec eksploatacji koni przez Sycylijczyków: jak niemal wszędzie we Włoszech, natkniemy się tu na sklepy z koniną. Tak jak w naszej części Europy można spotkać reklamy z uśmiechniętymi krowami (nawet na samochodach wiozących zwierzęta na rzeź), tak samo tutaj przed sklepami z końskim mięsem umieszczane są zdjęcia pięknych koni w galopie.

Nie sposób też zapomnieć o tresowanych ptakach, które spędzają swoje smutne życie na uwięzi, w roli atrakcji dla nieświadomych (chyba) turystów. Ten rozdzierający serce widok jest niestety dość powszechny zarówno w Palermo, jak i w Catanii.

Zachwyt mimo wszystko

Zauroczenie Sycylią dotyka chyba każdego, kto postawił swoją stopę na jej ziemi. Im dłużej na niej przebywa, tym Sycylia głębiej wnika w nasz krwiobieg, styl życia i jadłospis. Pomimo gorzkich obserwacji i smutku, który wzbudzał we mnie widok zaniedbanych, chorych kotów na ulicach, nie potrafię przestać myśleć o miejscach, których nie udało mi się zobaczyć. O smakach, których nie poznałam, o drogach, których (jeszcze) nie przejechałam na rowerze. Niech was nie zmyli lekkie narzekanie wyżej podpisanej – sycylijski czar zadziałał niezawodnie.

Pomimo lekkich rys na jej opinii, Sycylii trudno nie polubić. Spróbujcie sami.

  • Tekst: Justyna Maras
  • Tekst ukazał się w numerze 4/2024 Magazynu VEGE