Pierwszy miesiąc prenumeraty cyfrowej za 5 złzamawiam

Logowanie

O przywilejach

listopad 19 2023

Pierwszą przysięgą, jaką składam każdemu zwierzęciu, które przybywa do Domu Żab, jest to, że nigdy więcej nie będzie się bać, jednak niezmiennie co roku dwójka z nich doświadcza strachu. Nic nie mogę z tym zrobić i jest to wina ludzi.

Co roku strzyżemy Sola i Maję, czyli syna i matkę. Maja pokryta jest kołtuniącą się wełną, jednak dosyć krótką, Sol natomiast zmieszany jest z rasą merynosów, najgorszą do strzyżenia.

Ma obfitą wełnianą okrywę, długą na 15 cm, bardzo gęstą i skręconą, sprawiającą duże trudności przy obcinaniu. W stanie dzikim owce wymieniają wełnę regularnie, wyrywają kłaczki, ocierając się o gałęzie i drzewa rosnące na pastwiskach, jednak te uwięzione dla ludzkiej zachcianki nie mają takiej możliwości, a przecież nie leży w ich interesie, aby ludzie kradli im futro i zapewniali sobie ciepło. Miła i ciepła wełna jest produktem strachu.

W rzeczywistości nie ubieramy się, aby utrzymać ciepło lub chronić naszą skórę (a przynajmniej nie tylko po to), lecz aby ukryć wstyd nagiego ciała – skonfudowanego po tysiącleciach tabu, kpiny i obrzydzenia cudzego i naszego własnego. Przebieramy się w postać, którą udajemy i gramy przed innymi, odgrywamy rolę w społecznym teatrze niezależnie od tego, czy jest to rola osoby uduchowionej, seksownej, prostej, zabawnej, lubiącej luksusy, nietypowej, ostentacyjnej… Ubrania nie są już narzędziem przetrwania, ale kolejnym przejawem próżności, podobnie jak fryzura, makijaż i inne akcesoria służące kultowi wyglądu. Wełna to okrycie, które można doskonale zastąpić innymi materiałami roślinnymi bądź sztucznymi, dużo skuteczniejszymi i lżejszymi. Wełna nie jest nam niezbędna, ale na całym świecie produkuje się jej 2 mln ton rocznie – kosztem strachu, bólu i śmierci 1,2 mld owiec.

Trochę czasu zajmuje mi podjęcie decyzji o strzyżeniu owiec, zwłaszcza Sola, ponieważ z nim pracy jest najwięcej. Muszę się przygotować emocjonalnie, aby poradzić sobie z tym twardym orzechem do zgryzienia. Zanim nadejdą wysokie, letnie temperatury, wybieram chłodniejszy dzień i pracuję w cieniu. Aby to zrobić, muszę chwycić jedną z jego nóg, delikatnie przewrócić go na przód i położyć na boku, sam kładę się na nim ostrożnie, ale stanowczo, podczas gdy Aga głaszcze go po głowie, uspokaja, czasem da mu jakiś smakołyk. Następnie bardzo ostrymi nożyczkami usuwamy wełnę z szyi i wokół głowy, czyli z miejsc, w których hałas maszynki do strzyżenia mógłby jeszcze bardziej go zestresować. Trzymanie 80-kg. zwierzęcia, które próbuje usiąść zrezygnowane, z rozszerzonymi źrenicami i czasami wydaje z siebie odgłos strachu, wołając matkę i kozy, czyli swoją rodzinę, jest wyczerpującą pracą. Reszta obserwuje go z daleka, przywołuje zaniepokojona i zdenerwowana. Staram się pracować szybko, żeby skrócić tortury. Maszyna rozgrzewa się do czerwoności, kiedy warstwa po warstwie usuwamy 10–15 kg gęstej i trudnej do strzyżenia wełny. Pot spływa mi po ciele, zapach naszej zwierzęcości miesza się z nerwami. Jeszcze nie udało mi się ostrzyc owcy bez jednego lub dwóch małych nacięć, ponieważ trudno jest znaleźć miejsce między grubą wełną a bardzo delikatną różową i wrażliwą skórą, a trzeba zgolić jak najwięcej wełny. Zawsze mamy pod ręką spirytus do dezynfekcji. Innego dnia robimy to samo z Mają. Następna taczka zabrudzonej wełny trafi na kompost. Moglibyśmy ją sprzedać, żeby uzyskać pieniądze na prowadzenie naszego projektu, ale nie zrobimy tego, bo to by oznaczało, że jest to produkt. Że zwierzęta są produktem. A nie są. Wełna musi zostać wyrzucona.

Radość z widoku pozbawionych wełny zwierząt jest warta chwili ich stresu. Wyobraźmy sobie, jak to jest nosić na sobie 12-kg. wełniany płaszcz w 35-stopniowym upale. Byłoby to nie do zniesienia. Ta metoda, na tyle bezbolesna, na ile jesteśmy w stanie ją taką uczynić, jest wyjątkiem w porównaniu z traktowaniem owiec na farmach – brutalnym, z dużą ilością krwi przy obcinaniu ogonów (ogon Mai został amputowany, ale Sol, który się tu urodził, cały czas go ma), z użyciem ostrych narzędzi powodujących przecięcia skóry przy prędkości strzyżenia ustanowionej przez kapitalistyczną skuteczność. Masowe użycie brutalnej siły, bicie, strach przed strzyżeniem (co dotyczy zarówno dużych fabryk, jak i gospodarstw rodzinnych) przeczą uległości przypisywanej owcom, która stała się częścią zbiorowej wyobraźni. Zwierzę buntuje się, walczy, chce uciec. Nie jest jak człowiek, który planuje swoje życie w niewoli. Owce, te niezwykle wrażliwe i spokojne zwierzęta, są kopane po pyskach i nogach, przewracane, wrzucane na rampy, zszywa im się rany bez użycia środków przeciwbólowych i dezynfekujących, leżą na brudnej podłodze strzyżalni, przydeptuje im się szyje i głowy i ogółem traktuje jak przedmioty. Przemysłowe strzyżenie, z którego pochodzi większość wełny na rynku, jest tak samo patologiczne, jak pozyskiwanie skór, jedwabiu, futer, ptasiego puchu i wszystkiego innego, co zostało skradzione zwierzętom, i nie może być tolerowane w rozwiniętym społeczeństwie. Przemoc wobec owiec jest jedną z najbardziej wymownych metafor ludzkiego traktowania natury i niewinności – jednym z najbardziej prymitywnych przykładów wszechobecnego uprzywilejowania.

Niemiecki poeta i eseista Hans Magnus Enzensberger zastanawiał się nad socjologią przepływów migracyjnych i ich wpływem na społeczeństwa przyjmujące, przedstawiając przypowieść o przedziale jadącego pociągu. Siedząc wygodnie w naszym fotelu, denerwujemy się, gdy inny pasażer wsiada na jednej ze stacji, i niechętnie rezygnujemy z dodatkowej przestrzeni, aby przybysz mógł podróżować z godnością. Jest wystarczająco dużo miejsca dla wszystkich, ale nie możemy już położyć się na wspólnym siedzeniu ani nonszalancko rozłożyć nóg. Dzieje się tak na każdej stacji, na której wsiada więcej pasażerów, niż wysiada. Chociaż przywilej jest nieadekwatny do sytuacji, nie rezygnujemy z niego z łatwością. Przywilej jest czymś, czego nie zbudowaliśmy, ale co zostało nam dane i z czego korzystamy, więc musimy zagwarantować go innym. Zatem z szacunku dla tych, którzy przyjdą, przywilej powinien być zbiorowy i nieszkodliwy – w ten sposób nie przekształci się w pasożytnictwo. Nikt szczególny nie buduje krajów. Ludzie, którzy w nich żyją, są tam być może tymczasowo, więc absurdem jest zakładać, że owa konstrukcja nie może podlegać zmianom.

Dominująca hegemonia męskości cierpi z powodu feministycznych żądań dotyczących przestrzeni we wspólnocie – przestrzeni, która przecież nie jest męska z definicji, ale z imperatywu brutalnej siły i jej bezwładnego trwania od wieków. Grupy mniejszości rasowych na danym terytorium również cierpią z powodu zamożnych tubylców, którzy nie chcą zrezygnować z nadwyżek posiadanej przestrzeni i dyskryminują owe grupy. Zarówno biali europejscy mężczyźni, jak i kobiety, a nawet „drugorzędni” tubylcy, jak Romowie, którzy są pełnoprawnymi Europejczykami od XV w., są w uprzywilejowanej pozycji w stosunku do migrantów. To samo dotyczy orientacji seksualnych marginalizowanych przez dominującą heteronormę.

Zgodnie z tym tokiem myślenia najstarsze wspólnoty na jakimkolwiek terytorium były i nadal są masakrowane od tysięcy lat przez suprematyzm uzurpowanego przywileju. Na przykład gatunki zwierząt, towarzysze tego pociągu w biegu, jakim jest życie tu i teraz, są traktowane z przywilejem wyłączającym i to jest hierarchicznie. Przywilej wykorzystywania zwierząt nie ma sensu, a i sam Enzensberger nie chciał rezygnować z miejsca w pociągu i nie stał się weganinem – zapomniał, że miliony gatunków podróżują tym pociągiem. Podobnie Hannah Arendt nie stosowała myślenia krytycznego, kiedy przeżuwała ciała zwierząt i wobec nich stosowała swoją słynną banalność zła, którą rzekomo odrzucała. Przywilej jest więc ewidentnie darem i jeśli nie możemy wszyscy korzystać z niego na równych warunkach, jeśli jest ekskluzywny i wymaga ofiar, jest to tylko faszyzm.

Zapach owiec zawsze przypomina mi ich ubój, którego świadkiem byłem jako dziecko w hiszpańskim miasteczku, oraz zbieranie ich krwi z poderzniętych gardeł, a samo spojrzenie Sola i Mai, kiedy je strzygę, a one są zupełnie bezradne, dusi mnie i uwalnia wszystkie zmory otrzymanego wychowania. Dlatego trudno mi strzyc owce. Ludzie są tak racjonalnym gatunkiem, że chcą, żeby krowa została zgwałcona, żeby następnie skraść jej dziecko, wycisnąć z niej mleko, dziecko zamknąć, zarżnąć, poćwiartować i zjeść, a wszystko to bez złego traktowania.
Dziś, w erze informacji, a wręcz nadmiaru informacji, jest dosłownie niemożliwe, aby przeciętna osoba nie widziała obrazów egzekucji i wykorzystywania zwierząt na ulicy, na ekranach, w sieciach lub w broszurach albo nie doświadczyła tego bezpośrednio. W dzisiejszych czasach nikt nie może powoływać się na niewiedzę lub usprawiedliwiać się nieznajomością tematu. Niemcy próbowali tego po II wojnie światowej, a my przecież im nie uwierzyliśmy. Nikt nie jest niewinny i normalizacja takiego zachowania tylko je usprawiedliwia. Organizacja masowej rzezi, premedytacja, głębia perwersji, irracjonalność i negacjonizm zwykłych ludzi, naszej własnej rodziny, pokazuje prawdziwą ludzką naturę – gatunku, który jest zdecydowanie gorszy od reszty i odrażający. W tej scenerii, w której tylko ewidentni imbecyle i przestępcy mogą czuć się swobodnie, nie powinno dziwić, że wielu z nas wybiera ścieżkę odosobnienia, brak przywiązania do ludzkiej przygody, do jej samozwańczej chwały i funta kłaków wartych wyczynów.

Pochodzimy z pragnienia życia, z dążenia do bycia. Ssaki, ptaki, gady… Wszyscy pochodzimy z morza. Naszymi ewolucyjnymi przodkami są ryby, skorupiaki, to im zawdzięczamy nasz centralny układ nerwowy, naszą emocjonalność, pamięć i zdolność adaptacyjno-rozwojową. One były wyposażone w te cechy miliardy lat przed nami. Są naszymi godnymi szacunku starożytnymi krewnymi i powinny być dla nas punktem odniesienia. Wszystko, co ludzkie, wygląda tak naprawdę przeciętnie, przewidywalnie i banalnie. Ludzka wielkość jest dyskusyjna i względna. Tylko natura zadziwia, koi i nie zawodzi. Tak jak owce są ciche i spokojne, skromne i dyskretne, mądre i prastare. Obyśmy pewnego dnia potrafili zostawić je w spokoju.

  • Tekst i ilustracje: Xavier Bayle
  • Tłumaczenie: Agnieszka Władzińska
  • Tekst ukazał się w numerze 12-01/2023-2024 Magazynu VEGE