Pierwszy miesiąc prenumeraty cyfrowej za 5 złzamawiam

Logowanie

Nie narzucam, pytam

październik 24 2023

Naszą rozmówczynią jest Katarzyna Puzyńska: pisarka, autorka kryminałów, fantasy, horroru oraz książek non-fiction. Od lat jest weganką, co jest bardzo ważną częścią jej ideologii życiowej.

Pisarka, opowiadaczka, Baba z lasu? Twoją twórczość i działania w social mediach można opisać na wiele sposobów. Zacznijmy od pisania. Jesteś autorką bestsellerów, masz na koncie wiele książek – kryminałów i fantasy, tworzysz własny, charakterystyczny miks gatunków. Co jest dla Ciebie najciekawsze w takiej pracy?

Praca pisarza ma wiele aspektów. Nie jest to tylko sam zapis. On jest tak naprawdę wisienką na torcie. Poprzedza go przygotowanie – zarówno research, jak i tworzenie bohaterów czy wymyślanie całej intrygi. Ponieważ jestem z wykształcenia psychologiem, bardzo dużą wagę przykładam do tworzenia postaci. Jestem zdania, że nawet te z drugiego czy trzeciego planu powinny być dopracowane. Czytelnik czuje, że autor włożył w tekst pracę. Poza tym, jeśli poświęcimy bohaterom wystarczająco dużo czasu, to potem odwdzięczają się nam pomocą przy kreśleniu intrygi. Dopiero mając plan, bohaterów itd., zasiadam do zapisu.

Każdy z tych etapów ma swój urok i trudno powiedzieć, który jest najbardziej interesujący. Tak naprawdę lubię chyba każdy, choć trzeba też przyznać, że pod koniec kolejnych zawsze chcę już przejść do następnego (śmiech).

Research to taki moment, kiedy można się czegoś ciekawego nauczyć. Pisarz nie może przestać chłonąć wiedzy, bo nigdy nie wiadomo, co i kiedy się przyda. To często bywa naprawdę fascynujące! Wymyślanie postaci czy tworzenie intrygi – a w przypadku fantastyki całego świata – to z kolei radość z możliwości dania upustu wyobraźni. Kocham to! Zwłaszcza fantastyka jest takim gatunkiem, w którym zupełnie nie ma granic. Oczywiście świat stworzony przez pisarza musi być spójny i przekonać czytelnika. Jeśli dobrze coś uzasadnimy, może dziać się tam wiele. Uwielbiam taką wędrówkę w różne literackie zaułki. Zresztą w moich kryminałach też lubię przemycać fantastyczne elementy.

Ostatnio udało mi się spełnić moje literackie marzenie – napisałam horror! Premiera już 7 listopada. Podczas pracy nad książką można więc udać się do różnych miejsc, stać się na moment kimś innym, nauczyć się czegoś nowego.

Dlaczego właśnie horror?

To tak naprawdę podgatunek szeroko pojętej fantastyki. Uwielbiam takie klimaty. Niezbyt lubię w książkach realizm. Za dużo tego mamy na co dzień (śmiech). Jestem z tych pisarzy, którzy lubią wymyślać! I choć robię dokładny research, np. związany z tematyką policyjną, to potem nie zawsze trzymam się tego, czego się dowiedziałam. Taka ze mnie buntowniczka (śmiech). A tak na poważnie, wracając do pytania, horror kocham dzięki Stephenowi Kingowi. Są różne typy tego gatunku, ale ten autor wspaniale umie nakreślić nastrój, atmosferę i świetnie kreuje bohaterów oraz małe społeczności. To jest coś, co lubię u niego najbardziej – wbrew pozorom wcale nie te straszne elementy, lecz lekkość tworzenia opowieści. Dlatego King sprawdza się w wielu gatunkach. Bo baza historii musi być dobra, potem można pójść w każdą stronę. Ja też nie chciałabym zamykać się w jednym gatunku.

Wydałaś ponad 20 książek. Skąd czerpiesz inspiracje?

Inspiracje można czerpać praktycznie zewsząd. Wcale nie muszą to być wątki kryminalne, tylko np. czyjś sposób mówienia, czyjaś historia, jakiś przedmiot, a nawet słowo. Jestem takim językowym nerdem i zwracam uwagę na różne dziwne, niespotykane słowa. Zdarzyło mi się już zbudować całą książkę wokół jednego z nich. Tak było np. z „Chąśbą”. Chciałam napisać książkę fantasy, miałam wymyślony świat, a nawet bohaterów, ale nie wiedziałam jeszcze, co się tam będzie działo. Wtedy przypadkiem trafiłam na słowo „chąśba” i już wiedziałam, że będzie jakaś kradzież! Wtedy mogłam zacząć tworzyć tę historię dalej.

Saga kryminalna o Lipowie cieszy się ogromnym zainteresowaniem. Czy Lipowo jest wzorowane na prawdziwej miejscowości?

Tak. Książkowe Lipowo wzoruję na mojej ukochanej miejscowości z dzieciństwa, czyli na Pokrzydowie. Z reguły korzystam z istniejących lokalizacji, ale czasem coś trochę zmieniam albo dodaję, żeby pasowało do akcji książki. Lipowo jest więc taką mieszanką istniejącej miejscowości z tym, co powstaje w mojej wyobraźni.

Jestem lokalną patriotką i bardzo się cieszę, że wielu osobom spodobały się te tereny. Co roku w okolicy odbywają się zloty moich czytelników. To olbrzymie wyróżnienie dla mnie jako autorki, że przyjeżdża tyle osób. Zloty były oddolną inicjatywą, a potem z organizatorami bardzo się zaprzyjaźniliśmy. Wiem, że zawsze mogę na nich liczyć. Gmina Zbiczno, na terenie której znajduje się Pokrzydowo, przygotowała nawet ścieżkę śladem moich powieści. Można więc przyjechać i zwiedzić te rejony.

To świetny pomysł, atrakcja dla fanów i fanek sagi, a także promocja gminy. Czy mieszkańcy „Lipowa” znają Twoją twórczość i angażują się w ten projekt?

Cieszę się, że mieszkańcom gminy podobają się moje książki. Na początku nie byłam pewna, jak zostaną odebrane. Właśnie dlatego zmieniłam nazwę miejscowości z Pokrzydowa na Lipowo. Przecież umieszczałam tam różne ciemne sprawki, morderstwa itd. Spotkałam się jednak z bardzo pozytywnym przyjęciem. Wiele osób bardzo się angażuje w różne sprawy związane z organizacją zlotu. Gmina Zbiczno również nas wspiera na różne sposoby.

Czy szczególnie polecasz jakieś miejsce?

Serdecznie zachęcam do odwiedzenia całego Pojezierza Brodnickiego. Przepiękne lasy i jeziora to nasz znak rozpoznawczy. Oczywiście trzeba pamiętać o leśnej etykiecie, bo przecież las to przede wszystkim miejsce, gdzie mieszkają zwierzęta, to ich dom. My jesteśmy tam tylko gośćmi! Dbajmy więc o to, żeby nasza obecność im nie przeszkadzała. Porównam to trochę do urbeksowej zasady, że wolno zabrać tylko zdjęcia i zostawić tylko odcisk stopy.

Na podstawie Twojej twórczości powstał serial „Lipowo. Zmowa Milczenia”. To na pewno docenienie dla pisarki, ale też pewne ryzyko, jak zostaną odwzorowani bohaterowie czy jakie wątki znajdą się w serialu, a których zabraknie. Jak to odbierasz?

Jestem bardzo szczęśliwa, że serial powstał. Dla mnie jako pisarki to wielkie wyróżnienie. Wśród moich czytelników są różne opinie, co wynika z tego, że wprowadzono zmiany w stosunku do mojej powieści. Uważam, że powieść to coś bardzo plastycznego. Można z niej tworzyć rozmaite historie. Przede wszystkim dzieje się to za każdym razem, kiedy ktoś sięga po książkę. Ja jedynie daję szkielet, na którym każdy buduje swoje Lipowo. Każdy więc ma swoje własne wyobrażenie tej historii, dodając swoje doświadczenia i swoją wyobraźnię. Może dlatego traktuję zmiany w serialu na luzie, bo tak naprawdę każdy mój czytelnik zmienia moją książkę, kiedy po nią sięga (śmiech). To jest absolutnie w porządku, bo o to chodzi w czytaniu, żeby każdy stworzył swoją historię.

Wracając do serialu, mnie się on podoba. Uważam, że jest porządnie zrobioną rozrywką. Ostatnio nagrałam na jego temat filmik. Jest na moim kanale na YouTube, tam trochę szerzej o tym mówię. Zapraszam serdecznie, jeśli ktoś będzie miał chwilę i jest ciekawy.

Pisanie to nie jedyna Twoja pasja. Kim jest Baba z lasu?

Jakoś już się tak utarło, że jestem w ten sposób nazywana. Już nie pamiętam, jak to się zaczęło (śmiech). Zapewne wzięło się po prostu z tego, że mieszkam w lesie, co oczywiście ma swój powód. Kocham naturę i wyciszenie, które daje nam las. W mieście czuję się przebodźcowana. Im jestem starsza, tym bardziej dążę do spokoju wokół siebie. Współczesne życie trochę nas od tej natury odsuwa, ale obserwuję, że jest też grupa osób, która wraca do korzeni. Natura zawsze była dla mnie ważna.

Poznałyśmy się podczas tegorocznej edycji Ogólnopolskiego Tygodnia Wege. Poprosiłam Cię o poruszenie z tej okazji tematu weganizmu w Twoich social mediach i zgodziłaś się od razu. Widać, że weganizm jest dla Ciebie bardzo ważny. Jak to się zaczęło?

Tak, jest dla mnie bardzo ważny! To taka moja filozofia życiowa – mieć szacunek do wszystkich wokoło. Gdy byłam dzieckiem, zawsze zaskakiwało mnie, dlaczego jedne zwierzęta mają być naszymi kochanymi przyjaciółmi, a inne lądują na talerzu. Dlaczego podchodzi się i mówi: „o, jaka piękna krówka”, a potem na talerzu ma się kotlet. Nikt nie myśli też o tym, żeby zjeść psa. Wiem, że może brzmi to dosadnie i ostro, ale nie mogłam tego zrozumieć jako dziecko i teraz też jest to dla mnie zagadką. Dla mnie wszystkie zwierzęta zawsze były na równi – wszystkie zasługują na największy szacunek. Tak jak ludzie. Zresztą to, jak traktujemy istotny zależne od nas (czy to zwierzęta, czy ludzi, których mamy pod opieką), bardzo wiele o nas mówi.

W wieku 11 lat uznałam, że nie będę jeść mięsa. Na całe szczęście w mojej rodzinie wszyscy to zaakceptowali, choć nie było tam nawet wegetarian. Cieszę się, że rodzice i dziadkowie zrozumieli, że dla mnie to naprawdę bardzo ważne. Chciałam pokazywać swoją postawą, że można inaczej. Wtedy to jeszcze nie było za dobrze widziane, a często nawet wyśmiewane. Teraz – na szczęście – świadomość w tym temacie wzrasta. Słuchałam muzyki punkowej, która była mocno nacechowana ideologicznie, również pod względem walki o prawa zwierząt. Rzecz w tym, że niestety człowiek wiele rzeczy wypacza. Gdyby jedna osoba polowała na jedno zwierzę, po upolowaniu jadła jego mięso, a ze skóry robiła ubranie, mogłabym to jeszcze jakoś zaakceptować. Niestety z hodowli mięsa zrobiono fabryki, nawet mleko jest „produkowane” na wielką skalę kosztem dobrostanu zwierząt. Jest to dla mnie przerażające.

Czym dzisiaj jest dla Ciebie weganizm?

W tej kwestii nic się dla mnie nie zmieniło. Nadal jest to niezwykle ważna ideologia życiowa. Ludzie przechodzą na weganizm z różnych względów – niektórzy środowiskowych, inni zdrowotnych, jeszcze inni, bo mogą uważać to za jakiś typ mody. Ale jest też cała grupa osób, która robi to, bo bardzo zależy im na zwierzętach. Niektórzy wytykają, że to tylko moda. Jeśli rzeczywiście tak jest, to ja się z tego bardzo cieszę! Na pewno świat się zmienia, coraz więcej osób się tym interesuje, jest coraz więcej produktów, które można dostać nawet w sieciowych sklepach. Kiedyś tego wszystkiego nie było. Tak naprawdę nie ma już żadnych wyrzeczeń.

Nigdy nie interesowały mnie zamienniki mięs czy wędlin. Nie mam potrzeby jedzenia czegoś takiego, natomiast bardzo lubię żółty ser – oczywiście wegański. Wiele osób uważa, że weganizm to umartwianie się nad listkiem sałaty, a tymczasem to bardzo zróżnicowana dieta, która naprawdę nie wymaga od nas obniżania bilansu kalorycznego. Jeżeli więc ktoś przejdzie na weganizm, próbując schudnąć, to może się zawieść (śmiech).

Czasem weganizm bywa – celowo czy też nie – przeinaczany. Obserwowałam to, np. kiedy media relacjonowały śmierć jednej z blogerek. Komentarze w internecie pod tymi artykułami były przerażające. Nie tylko ze względu na weganizm, ale też poszanowanie czyjejś śmierci.

Gdy poruszasz temat weganizmu w swoich social mediach, widać, że jest to dla Ciebie zupełnie szczere i naturalne. Jaki sposób zachęcania do weganizmu jest Ci bliski?

Staram się postępować w zgodzie ze sobą i swoimi przekonaniami. Są osoby, które dobrze się spełniają jako aktywiści. Ja jestem na to zbyt spokojna i pewnie nie odnalazłabym się w takim działaniu. Natomiast staram się inaczej wykorzystać swoje możliwości – np. pokazywać, że są alternatywy dla produktów pochodzenia zwierzęcego. Zarówno w jedzeniu, jak i w doborze ubrań, butów itd. Uważam, że nawet jeśli wiele osób wykona mały gest, to może on przynieść wymierne rezultaty. Być może choć kilka zwierząt będzie miało dzięki temu lepszy los. Czasem jest tak, że opinia publiczna nie zdaje sobie nawet sprawy, że coś można zrobić inaczej. Cieszę się, że może jakiś mój post sprawi, że ktoś zainteresuje się tematem i zacznie szukać swojej drogi związanej z tym, jaka może być jego rola w tej kwestii.

Co w kuchni wegańskiej lubisz najbardziej?

Nie jestem szczególnym smakoszem. Mnie zazwyczaj wystarczy prosta kanapka z wegańskim serem i pomidorem (śmiech). Za to mój mąż dobrze gotuje.

Twój kolejny życiowy wybór to straight edge. To mało popularny, ale bardzo zdrowy sposób życia. Na czym polega?

Faktycznie, poza tym, że jestem weganką, nie stosuję żadnych używek. Niestety widziałam wśród bliskich mi osób, jak mogą zniszczyć życie. Nawet jeśli komuś wydaje się, że kontroluje ich przyjmowanie, często okazuje się, że tylko do czasu. Chciałam pokazać swoją postawą, że można się fajnie bawić bez alkoholu czy narkotyków. Uważam, że wszelkie zmiany zawsze trzeba zaczynać od siebie.

Nie boisz się mówić o swoich poglądach. Wspierasz grupy dyskryminowane, mówisz o prawach kobiet, a na Twoich profilach pojawia się co jakiś czas tęcza. Takie wsparcie i edukacja w czasach rozprzestrzeniającego się hejtu są niezwykle ważne. Czy spotykają Cię negatywne konsekwencje wyrażania publicznych opinii?

Tak. Zwłaszcza internet jest miejscem, gdzie niektórzy wyrażają swoje niezadowolenie w sposób dosadny i wulgarny. Cytować nie będę (śmiech). Uważam jednak, że skoro mam możliwość odezwania się poprzez media społecznościowe w kwestiach, które uważam za ważne, to warto to zrobić. Jeśli będziemy milczeć, to nigdy nic się nie zmieni.

Jesteś również fanką Muminków.

Uważam, że dobra książka dla dzieci ma to do siebie, że odkrywamy ją na nowo, kiedy czytamy ją jako dorośli. Muminki poruszają wiele ważnych tematów, które mając kilka lat, przegapiamy, a rozumiemy dopiero później. Są w nich świetnie nakreślone typy osobowości i sytuacje, które skłaniają do refleksji. Zdecydowanie polecam wrócić do tych historii!

Czy jest szansa, że jedna z Twoich kolejnych książek będzie skierowana do najmłodszych?

Kto wie, nigdy nie mów nigdy! Moim zdaniem literatura dla dzieci to ogromne wyzwanie. Na razie jeszcze boję się go podjąć. Często jednak w moich książkach dla dorosłych czytelników staram się przemycić różne kwestie do zastanowienia. To rozrywka, ale może być też pretekstem do przemyśleń. Nie staram się nikomu narzucić mojej wizji świata – raczej próbuję zadawać pytania, żeby ktoś mógł rozważyć, co myśli na jakiś temat. Czasem w pędzie życia nie ma na to czasu. Książka może być dobrym momentem, żeby to zrobić.

Praca twórcza na pewno jest trudna i bywa wyczerpująca, poza tym jako wegance o dużej wrażliwości na pewno towarzyszy Ci świadomość zła tego świata. Gdzie szukasz ukojenia i odpoczynku?

Faktycznie dużo rzeczy przeżywam. Warto jednak szukać momentów, w których możemy się zresetować nawet na chwilę. To nie jest fanaberia, bo myślę, że wiele osób – zwłaszcza tych, które o coś walczą – ma czasem kłopoty, żeby znaleźć chwilę dla siebie. Odpoczynek jest potrzebny każdemu, by mieć siłę, żeby działać dalej. Dla mnie taką odskocznią jest bieganie. Każdy dzień zaczynam od treningu. To mi zapewnia spokój ducha.

Zdradzisz nam najbliższe twórcze plany na przyszłość?

Tu akurat muszę milczeć jak grób (śmiech). Musi być jakaś zagadka!

  • Rozmawiała: Karolina Czechowska
  • Zdjęcia: Agata Mądrachowska
  • Tekst ukazał się w numerze 11/2023 Magazynu VEGE