Pierwszy miesiąc prenumeraty cyfrowej za 5 złzamawiam

Logowanie

Wizerunkowy terror

październik 24 2022

W ostatnim czasie podejście do wyglądu mocno ewoluowało. Duży nacisk kładzie się na akceptację siebie i swojego ciała takiego, jakim jest. W mediach społecznościowych coraz częściej pokazuje się tzw. prawdziwe życie zamiast wyidealizowanych obrazków. Dużo mówi się o ciałopozytywności. Mamy lubić i szanować swoje ciało. Akceptować je. Ważne jest, żebyśmy podążali za swoimi potrzebami, mamy się nie przejmować oceną innych, zwłaszcza w tak osobistej i indywidualnej kwestii jak wygląd. No i mamy mieć swój własny styl i nie podążać ślepo za modą, bo podobno wyjdzie to na zdrowie nam i planecie.

Takie podejście, zdawałoby się, ma na celu uświadomienie nam, że to my i nasze potrzeby jesteśmy ważni, a nie to, co wmawia nam otoczenie. Nieważne, jaki nosimy rozmiar, ważne, żebyśmy dobrze czuli się we własnym ciele i w tym, co nosimy. Pełna swoboda. W końcu każdy może być sobą. Takim, jakim jest.

To podejście bardzo do mnie przemawia i życzyłabym sobie, by taki właśnie przekaz wybrzmiewał ze wszystkich mediów. Czy naprawdę tak jest? Jak wygląda rzeczywistość? Ta niestety nie jest do końca tak idealna ze względu na mnóstwo niespójności i wykluczających się komunikatów.

Z jednej strony mówi się nam: „rób co chcesz, to twoje ciało”, ale za chwilę usłyszymy: „OK., ale pamiętaj jednak, by o siebie dbać. Najlepiej robić peelingi, wcierać kremy, masować, pić dużo wody…”. Czyli z jednej strony możemy mieć ciało w innym rozmiarze niż 36 (o, łaskawcy!), pod warunkiem że będzie zadbane – najlepiej gładkie i bez cellulitu.
Teoretycznie ogólny przekaz jest taki, że możemy być, jacy chcemy, ale miejmy to ciało zadbane. Według tych założeń każdy chce wyglądać ładnie. Moje pytanie brzmi: a co, jeśli ktoś nie ma takiej potrzeby? Poza tym co to tak naprawdę znaczy „ładnie”? To przecież względne. W końcu ładne jest to, co się komu podoba.

A jeśli ktoś ma ochotę nosić rozmiar, który nosi, i wcale o siebie nie dbać? Nie chodzi o to, że dbanie o siebie jest złe. Bo nie jest! Ja np. uwielbiam dbać o swoją skórę i nie wyobrażam sobie, że jej nie nawilżę po kąpieli. Robię to od prawie 25 lat, bo tak lubię, a nie dlatego, że wmawia się mi, że tak powinnam, bo inaczej nie wypada, że w przeciwnym razie będę zaniedbana itd. A jeśli nawet bym była, to co z tego?

Podobnie wygląda sprawa z presją młodego wyglądu. Z jednej strony mamy akceptować swoje ciało i wygląd, ale jednocześnie dążyć do tego, by wyglądać jak najmłodziej, zatrzymać efekty starzenia.

Nasz wizerunek za wszelką cenę ma sprawiać wrażenie, że mamy mniej lat, niż mamy naprawdę. Nie bierze się już pod uwagę tego, że przecież zmarszczki na twarzy – poza tym, że wskazują na upływający czas – pokazują też emocje, które przez lata nam towarzyszyły: lęk, radość i związane z nimi śmiech i płacz. To ludzkie i normalne. Zmarszczki opowiadają naszą historię. Tak też można spojrzeć na efekty upływającego czasu i wówczas uznać je za pożądane. Z wiekiem stajemy się bardziej doświadczeni, pewniejsi tego, czego chcemy od życia, zyskujemy dodatkową wiedzę. Same pozytywne rzeczy, dlaczego wiec mamy ukrywać wizualne efekty, które towarzyszą tym pożądanym zmianom?

Nie inaczej jest w kwestii znajomości trendów. Niby mamy za nimi nie podążać, bo ważniejsze jest mieć swój własny niepowtarzalny styl, ale wystarczy, że ktokolwiek założy na jakiś modowy event czy inną imprezę coś, co było na topie kilka sezonów temu, by został skrytykowany przez stylistów i znawców mody, bo taki strój już wyszedł z mody, więc nie wypada go nosić. Żeby było zabawniej, często mówią to te same osoby, które wszem wobec głoszą, jak ważne jest niepodążanie ślepo za modą i oczywiście niekupowanie co chwilę nowych ubrań, bo trzeba dbać o środowisko.

Mam nieodparte wrażenie, że pod pretekstem wyjścia z jednego narzuconego kanonu i pozornej akceptacji różnorodności, wpychamy się w kolejne zasady. Różnica jest taka, że teraz nie musimy już być chudzi. Możemy mieć dowolny rozmiar, ale jednocześnie wszystkich informować, że dbamy o nasze ciało, smarujemy je i masujemy. Niby mówi się nam, że możemy żyć, jak chcemy, jednak za chwilę okazuje się, że pod pewnymi warunkami, które musimy spełniać, żeby uzyskać przychylność otoczenia. Tym sposobem z jednego „urodowego terroru” weszliśmy w drugi.

Jako osoba zawodowo zajmująca się kreowaniem wizerunku powinnam wszystkim mówić, że wygląd jest niezwykle ważny i każdy zdrowo myślący człowiek powinien przykładać do niego dużą wagę, starać się wyglądać jak najmłodziej i nosić tylko modne ciuchy. Dzięki temu klienci waliliby do mnie drzwiami i oknami, żebym pomogła im to osiągnąć, a ja nie wiedziałabym, co robić z zarobionymi pieniędzmi… Oczywiście doskonale wiem, jaką siłę ma świadome kreowanie wizerunku, jak wygląd wpływa na nasze samopoczucie oraz to, że pierwsze wrażenie można zrobić tylko raz. Jednocześnie uważam, że każdy powinien przede wszystkim czuć się dobrze ze sobą i postępować tak, jak czuje. Chciałabym, aby pragnienie stworzenia własnego wizerunku płynęło z wewnętrznej potrzeby, a nie z tych sztucznie wykreowanych przez społeczeństwo i media. Komunikaty sugerujące, jakoby dbanie o wizerunek było jedyną słuszną drogą, są w moim przekonaniu szkodliwe. Pod osłoną skądinąd bardzo dobrego i pożytecznego hasła ciałopozytywności wpychane są nam kolejne wizerunkowe pułapki. Kolejne kanony, do których mamy dopasować swoje ciało i zachowanie. Możemy być sobą, ale jeżeli\ mieścimy się w kanonie. Kiedy wychodzimy poza niego, okazuje się, że zmarszczki nie są jedynie zmarszczkami, lecz dowodem na to, że „brzydko się starzejemy”, że jesteśmy zaniedbane, leniwe, nie dbamy o siebie. Urastają do rangi zarzutu ad personam i zaczynają świadczyć o tym, jakimi jesteśmy ludźmi, zamiast o tym, że po prostu ciało w danym miejscu straciło jędrność. Nie dajmy się temu!

Naprawdę pozwólmy ludziom wyglądać, jak sami chcą. Jeśli będą chcieli dbać o jędrność swojego ciała, szczupłą i wysportowaną sylwetkę czy nosić modne ciuchy, to będą to robić. Jeśli uznają, że to nie dla nich, też bardzo dobrze. Wystarczy dać im przestrzeń, żeby mogli wsłuchać się w swoje (podkreślam: swoje) potrzeby, a nie te narzucane z zewnątrz.

  • Tekst: Ania Marciniak
  • Tekst ukazał się w numerze 11/2022 Magazynu VEGE