Znane nam obecnie filtry przeciwsłoneczne zostały wymyślone w laboratoriach chemicznych w XX w., jednak historia ochrony przed słońcem sięga starożytności. Co opalanie ma wspólnego z Coco Chanel, wprowadzeniem urlopów wypoczynkowych, teledyskami muzyki pop i rafami koralowymi?
Dawne cywilizacje zdawały sobie sprawę ze szkodliwego działania promieni słonecznych, choć nie umiały wyjaśnić jego przyczyn ani mechanizmu. Już w starożytnym Egipcie jasna skóra była oznaką dostojeństwa i zamożności, dlatego chroniono ją pieczołowicie przed słońcem, stosując ekstrakty z otrębów ryżowych, jaśminu i łubinu. Dodatkowo chętnie pudrowano twarz jasną ochrą i malowano oczy, aby podkreślić delikatność cery.
Starożytne Greczynki, podobnie jak Egipcjanki, doceniały alabastrową skórę i dlatego stosowały rozmaite pudry, kremy i maski wybielające. W Helladzie od wieków wykorzystywano też chętnie cenne właściwości oliwy, którą stosowano w pielęgnacji skóry, m.in. do ochrony przed poparzeniami słonecznymi. Szukając remedium na spieczone ciało, niektóre plemiona rdzennych Amerykanów stosowały igły choiny Tsuga canadensis (z pędów i kory tej rośliny wytwarzano orzeźwiający napój).
Od nastania średniowiecza aż po wiek XIX rządziła moda na alabastrową cerę. Opalenizna – i w ogóle ciemna karnacja – kojarzyły się z pracą fizyczną w polu, czyli z zadaniami właściwymi dla plebsu i niewolników. By chronić się przed niechcianym oddziaływaniem słońca, damy z dobrych domów zawsze nosiły rękawiczki, twarze i dekolty chroniły pod parasolkami i ubierały się w mocno zabudowane suknie.
Moda na opalanie
Powszechna moda na opalanie nastała dopiero po I wojnie światowej. Kobiety przestały ukrywać swoje ciała i śmielej wystawiały je do słońca. W 1923 r. Coco Chanel wywołała prawdziwy skandal, kiedy po wakacjach na Lazurowym Wybrzeżu zaprezentowała publicznie swoją opaloną skórę. Tak rozpoczęła się nowa moda. Złocista cera nagle przestała być symbolem niskiego urodzenia, a zaczęła się kojarzyć z zagranicznymi podróżami i środowiskiem bogaczy. Postrzeganie ciała zaczęło się zmieniać, czego wyrazem było nie tylko odkrywanie coraz większych jego partii, lecz także zarzucenie myślenia o wyższości białej skóry. Bycie opalonym stało się symbolem nowoczesności, sukcesu i otwartego umysłu. Co ciekawe, w tamtym okresie wprowadzono we Francji pierwsze w Europie płatne urlopy, które zachęciły rzesze ludzi do wypoczynku na świeżym powietrzu. Moda na opalanie rozkwitła.
Dekadę później na rynek wkroczyło bikini. Strój wymyślony przez inżyniera Louisa Réarda był tak szokujący, że projektant z długo szukał modelki, która zechciałaby go zaprezentować. Ostatecznie została nią młodziutka tancerka wodewilowa Micheline Bernardini. 5 lipca 1946 r. na terenie publicznego basenu w Paryżu odbyła się prezentacja tego modowego wynalazku reklamowanego jako „kostium mniejszy od najmniejszego na świecie”. Z reklamą wiąże się też jego nazwa pochodząca od atolu Bikini, gdzie Amerykanie testowali broń jądrową.
Kostium Réarda miał wywoływać nie mniejszy szok niż eksplozja bomby. Męska część publiczności była zachwycona pokazem, a modelka otrzymała niemal 50 tys. listów od zachwyconych fanów. Panie nie dały się jednak od razu zauroczyć skąpym, trójkątnym kawałkom materiału… Podobno szczególnie zgorszone były pomysłem odkrywaniem pępka, który dotychczasowe stroje szczelnie zakrywały. Nietypowy strój kąpielowy musiał przeleżeć swoje w szafie, zanim zyskał na popularności. Krótko po pokazie trafił na czarną listę w wielu krajach Europy, a papież Pius XII uznał jego noszenie za grzech.
Wszystko zmieniło się dopiero w 1956 roku za sprawą legendarnej gwiazdy tamtych czasów – Brigitte Bardot, która w filmie „I Bóg stworzył kobietę” w jednej ze scen miała na sobie właśnie bikini. Okrzyknięta niebezpieczną uwodzicielką aktorka tą jedną sceną rozpromowała odważne stroje kąpielowe.
Krem wkracza na scenę
Zmiany obyczajowe, moda na opaleniznę i bikini, urlopy wypoczynkowe – to wszystko przyczyniło się do prac nad stworzeniem skutecznego kremu do opalania, który pozwoliłby skórze bezpiecznie przybrać złocisty odcień. Nie mówiło się wtedy wiele o negatywnych skutkach długotrwałego przebywania na słońcu takich jak starzenie i odwodnienie skóry albo zwiększone ryzyko czerniaka. To o tyle zastanawiające, że o istnieniu promieni ultrafioletowych wiedziano już od początku XIX w., a pierwszy produkt do ochrony przed światłem UV powstał w 1878 roku.
Na krem przeciwsłoneczny, który przyjął się na rynku, trzeba było jednak poczekać do lat 20. XX w. Jego autorem był chemik i zapalony żeglarz Eugène Schueller, założyciel marki L’Oréal. Miał doświadczenie w pływaniu po Riwierze Francuskiej i doskonale rozumiał potrzebę ochrony skóry przed poparzeniami. W 1935 roku wprowadził na rynek olejek pod nazwą Ambre Solaire.
II wojna światowa przyniosła pewien zastój w rozwoju kosmetyków, jednak tropikalne słońce palące amerykańskich żołnierzy przyniosło inspirację lotnikowi i farmaceucie Benjaminowi Greenowi. W 1944 roku opatentował krem Red Vet Pet oparty na tych samych składnikach co… wazelina weterynaryjna. Doskonaląc swój produkt, dodał do niego olej kokosowy i masło kakaowe, po czym zmienił nazwę produktu na Coppertone. Ta marka sprzedaje produkty do opalania do dziś i jest właścicielem pierwszej formuły filtru przeciwsłonecznego UVA i UVB.
Do rozwoju tej części rynku kosmetycznego przyczynił się chemik Franz Greiter.
Wspinając się na szczyt Piz Buin na granicy szwajcarsko-austriackiej, doznał poważnych poparzeń słonecznych, co skłoniło go do pracy nad kremem ochronnym. Jakiś czas później stworzył produkt Gletscher Crème, który pod marką Piz Buin wciąż jest dostępny na rynku. To właśnie Greiter wynalazł klasyfikację SPF (oznaczenie poziomu ochrony przed promieniowaniem UVB i oparzeniami stosowane w kosmetykach – najniższy współczynnik to 15, a najwyższy 100 – przyp. red.). Jego wynalazek miał współczynnik równy… 2. Firma stopniowo się rozwijała i w 1970 roku zaprezentowała pierwsze formuły filtrów chroniących przed światłem ultrafioletowym.
Pod koniec lat 70., wraz z rozwojem badań, coraz więcej mówiło się też o negatywnych skutkach działania słońca. Odkryto, że promieniowanie UVB powoduje zmiany na skórze i przyczynia się do powstawania nowotworów. Z czasem pojawiła się także ochrona UVA i wodoodporne filtry przeciwsłoneczne.
Informacje płynące od naukowców nie padły jednak na podatny grunt. Kiedy na ekrany MTV wkroczyły takie gwiazdy muzyki pop jak Jennifer Lopez, Shakira czy Christina Aguilera – kobiety o wiecznie mieniącej się, złocistej skórze – moda na opaleniznę utrwaliła się na dobre. Nie zmieniło tego nawet odkrycie dziury ozonowej nad Antarktydą, której istnienie było głośne pod koniec ubiegłego wieku.
Szkody środowiskowe
Wraz z rozwojem branży kosmetycznej pojawiły się nie tylko kremy ochronne, lecz także rozmaite produkty przyspieszające powstanie opalenizny. Część z ich składników jest szkodliwa zarówno dla ludzkiego organizmu, jak i dla zwierząt morskich i rafy koralowej.
Należy unikać zwłaszcza kremów z oksybenzonem (benzofenon-3). Pojawia się coraz więcej dowodów naukowych, że ten składnik kosmetyków wykazuje toksyczność dermatologiczną i środowiskową. Substancję tę odkryto już w zbiornikach i organizmach wodnych na całym świecie. Oksybenzon zaburza m.in. funkcjonowanie parzydełkowców, planktonu i niektórych gatunków ryb, niszcząc przez to rafy koralowe. Jego najwyższe stężenia obserwuje się m.in. na Hawajach i Wyspach Kanaryjskich.
1 stycznia 2021 roku Hawaje oficjalnie zakazały używania kremów przeciwsłonecznych zawierających oksybenzon i oktinoksat (metoksycynamonian oktylu) – jeszcze jeden składnik z listy podejrzanych, który nie rozpuszcza się w wodzie. Nad podobnym prawem pracowały także władze Florydy, Kalifornii, Karaibów, Tajlandii i Wysp Dziewiczych. W Tajlandii grzywną mogą zostać ukarani turyści, którzy na terenie tamtejszych parków narodowych stosują kremy przeciwsłoneczne z oksybenzonem, oktinostatem, a także butylparabenem i 4-metylobenzylideno-kamforą.
Analizy National Geographic mówią o 14 tys. ton filtrów przeciwsłonecznych zmywanych co roku z ludzkich ciał do mórz i oceanów. Być może wkrótce więcej regionów turystycznych zakaże używania niektórych składników chemicznych filtrów, aby chronić bioróżnorodność swoich linii brzegowych, zwłaszcza że substancje pochodzące z kremów przeciwsłonecznych znaleziono nie tylko w morzu, lecz także w słodkiej wodzie w naturalnych zbiornikach, basenach. Są też w wodach podziemnych i wodociągach. Ponadto ich śladowe ilości oznaczano w tkankach małży, skorupiaków, ryb i ptaków wodnych.
Badania na ludzkich komórkach, rybach i żabach potwierdziły z jednej strony biotoksyczność kremów do opalania, a z drugiej ich negatywny wpływ na układ hormonalny. Duże stężenia filtrów UV mogą np. obniżać ekspresję genów zaangażowanych w działanie hormonów płciowych oraz kumulować się w mózgu, skrzelach, wątrobie i sercu, powodując uszkodzenia narządów.
Badania nad biotoksycznością kremów do opalania są nadal prowadzone, a ich wyniki dają do myślenia. Tymczasem z roku na rok popyt na kosmetyki z wysokim filtrem rośnie, choć liczba zachorowań na raka skóry wcale nie maleje. W samej Polsce w latach 1990–2010 odnotowano dwukrotny wzrost przypadków nowotworów skórnych.
Opinia Komisji Europejskiej jest jednoznaczna: branża kosmetyczna nie powinna sugerować, że kremy i olejki chronią w 100 proc. Nawet jeśli ich używamy, nie powinniśmy przebywać długo na słońcu.
Planując wakacje, warto zapoznać się ze składem kosmetyków, których używamy, oraz analizami szkodliwości zawartych w nich substancji. Wybierajmy najlepiej sprawdzone produkty i pamiętajmy, że to od nas całkowicie zależy, czym będziemy smarować się na najbliższym wyjeździe. Myśląc o wypoczynku, nie zapomnijmy o ochronie – nie tylko tej przeciwsłonecznej, ale też środowiska i jego bioróżnorodności.
- Tekst: Katarzyna Kujac
- Tekst ukazał się w numerze 6/2022 Magazynu VEGE