Choć społeczeństwo staje po stronie koni pracujących na trasie do Morskiego Oka, urzędnicy od lat zdają się nie widzieć ich pracy ponad siły.
O koniach z Morskiego Oka robi się głośno co roku w sezonie letnim, kiedy turyści idący pieszo trasą widzą ich cierpienie. W tym roku, 18 czerwca, na tym najpopularniejszym tatrzańskim szlaku doszło do tragedii, która po raz kolejny rozpaliła dyskusję o zasadności trwania tej formy „turystycznej rozrywki”.
Śmierć na trasie
W okolicach południa konie oczekujące na kurs z Morskiego Oka na postoju na Włosienicy spłoszyły się i pobiegły w dół trasy. Kilkaset metrów dalej uderzyły w bariery okalające drogę.
Wbrew oficjalnym informacjom zwierzęta nie przestraszyły się nisko lecącego helikoptera TOPR – zgodnie z relacją wielu świadków maszyna przelatywała nad polaną na kilka minut przed spłoszeniem się koni. Dodatkowo – wbrew informacjom podawanym przez policję – według świadków furmana w chwili spłoszenia koni nie było na wozie.