Śmierć bliskiej osoby, pobyt w więzieniu, ślub, pojednanie z mężem lub żoną, narodziny dziecka, wzięcie kredytu, awans zawodowy, ukończenie studiów, urlop – co może łączyć te wydarzenia? Zgadza się, każde z powoduje stres.
Ponad 50 lat temu Thomas Holmes i Richard Rahe, amerykańscy psychiatrzy, opracowali skalę sytuacji stresowych, na której znalazły się właśnie te i kilkadziesiąt innych zdarzeń wiążących się z koniecznością życiowych zmian. Na podstawie badań każdemu zdarzeniu określonemu mianem stresoru lekarze przyporządkowali wartość od 0 do 100, gdzie 0 oznaczało praktycznie brak stresu, zaś 100 stres wyjątkowo silny. Po zebraniu odpowiedzi od respondentów za najmniej obciążające uznali drobne wykroczenia prawne (np. przejście po pasach na czerwonym świetle), spędzenie świąt w gronie rodzinnym czy urlop poza domem, natomiast śmierć współmałżonka za zdecydowanie najbardziej. Badacze zasugerowali, że im większa zmiana w dotychczasowym funkcjonowaniu człowieka (wybijajaca go z codziennej rutyny), tym silniejszy wywołuje stres. Co więcej, Holmes i Rahe zaobserwowali, że doświadczenie dużej liczby stresujących doświadczeń w ciągu dwóch lat, zwłaszcza tych z góry rankingu (poza śmiercią współmałżonka to rozwód, separacja, pobyt w więzieniu, ale też… ślub), pociąga za sobą ryzyko poważnej choroby wymuszającej pobyt w szpitalu. Z obserwacji psychiatrów wynikało, że pacjenci przywiezieni na oddział mieli za sobą więcej tak trudnych przeżyć niż osoby, które pojawiły się razem z nimi w roli towarzyszy.
Mimo że badania nad sytuacjami stresowymi przeprowadzono w Stanach Zjednoczonych pod koniec lat 60. XX wieku, ich liczne replikacje w kolejnych latach i różnych krajach dały bardzo podobne wyniki. Wynika z tego, że niezależnie od czasów, w których żyjemy, postrzeganie pewnych wydarzeń jako obciążających i trudnych nie podlega zmianom.