To ptaki pod ochroną. Mimo to ornitolodzy znaleźli cały arsenał pułapek w gnieździe jednej z samic. „To wierzchołek góry lodowej” – mówią. O sprawie pisze lokalna „GW”.
Sławomir Rubacha i Łukasz Czajka działają w lubuskim oddziale Komitetu Ochrony Orłów. Do mediów zgłosili się po tym, jak dostali alert o uwięzionym jastrzębiu. Szybko pojechali na miejsce (nie chcą zdradzać dokładnej lokalizacji, mając nadzieję, że kłusownika uda się złapać na gorącym uczynku).
„To co zobaczyliśmy, przeszło najgorsze wyobrażenia, jakie można mieć o bestialstwie człowieka” – powiedzieli. Na sośnie znaleźli złapanego w potrzask szczękowy ptaka, zwisającego ze swojego gniazda. Jeszcze żył, gdy przyjechali z interwencją, jednak ostatecznie nie udało się go uratować.
Szczeki przymocowane łańcuchem do drzewa były tylko jedną z sześciu zastawionych w gnieździe podobnych pułapek (w kolejną złapał się dzięcioł, którego szczęki rozcięły na pół). Ornitolodzy uważają, że to jedynie wierzchołek góry lodowej, niestety policja nie chciała nawet zabrać sideł (zasłaniając się… obostrzeniami w czasie epidemii). Wnyki cały czas znajdują się w garażu jednego z działaczy. Rubacha i Czajka chcą, aby kłusownik odpowiedział nie tylko za zabicie chronionego gatunku, ale także za znęcanie się nad zwierzętami ze szczególnym okrucieństwem.
Szacuje się, że w Polsce żyje jedynie 5-6 tys. par jastrzębi. To drapieżnik, który poluje na inne ptaki – głównie na gołębie i sierpówki.
Ornitolodzy stawiają tezę, że to właśnie hodowcy gołębi zabijają chronione ptaki. „Fora gołębiarzy to przerażająca lektura” – przyznają. Hodowcy mają chwalić się tam wyłapywaniem, zabijaniem i okaleczaniem ptaków. Według ornitologów, z nienawiści wyrywają im nogi, smarują gołębiom służącym za przynętę pióra trucizną, zabijają jastrzębie siekierą, zastawiają wnyki, wrzucają petardy do gniazd.
WK