Gdyby nie śledztwo organizacji prozwierzecych, potworne doświadczenie na zwierzętach, jakie prowadzono w laboratorium LPT w Hamburgu, nigdy nie ujrzałyby światła dziennego. A tymczasem dowiedział się o nich cały świat. Kto za tym stoi i jak zniósł pracę w takim miejscu? Rozmawiamy o tym z aktywistą śledczym SOKO Tierschutz.
Minionej jesieni niemiecka organizacja Soko Tierschutz wraz z Cruelty Free International opublikowały śledztwo z jednego z laboratoriów, gdzie przeprowadza się testy na zwierzętach. Publikacja obnażyła skandaliczne warunki, w jakich eskperymentowano na kotach, psach i małpach. Wstrząsające obrazy znęcania się nad zwierzętami zszokowały opinię publiczną na całym świecie. W miarę rozwoju sytuacji odkrywano nowe nieprawidłowości, a do organizacji zgłoszali się byli pracownicy gotowi opowiadać o fałszowaniu testów. W Hamburgu odbyły się największe demonstracje przeciwko testom na zwierzętach w historii tego kraju. Do protestów dołączały też symbolicznie inne kraje, w tym Polska. Niedługo po wybuchu skandalu władze obiecały zamknąć laboratorium. To niewątpliwy sukces organizacji, ale stoi za nim przede wszystkim jedna osoba, która z przyczyn bezpieczeństwa nie może się ujawnić. Aktywista śledczy SOKO Tierschutz, który zatrudnił się w laboratorium, by zbadać i ujawnić prawdę.