Kiedy to piszę, płonie australijski busz. I światowy internet. I jak to zwykle bywa w przypadku internetu, zapalił się z dwóch stron. Użytkownicy każdej z nich czytają (widzą) tylko „własny pożarˮ, bo algorytmy sieci podpowiadają, co komu wyświetlić, a mózgi lubią tylko swoją, rozpoznaną wersję wydarzeń. Według mojej strony mamy do czynienia z katastrofą wywołaną przez zmiany klimatyczne.
Ta „mojaˮ wersja opiera się na tym, że przyswoiłem sobie raporty naukowców, którzy nie pozostawiają złudzeń: klimat się zmienia, globalne ocieplenie jest faktem i nie ma czego interpretować. Owszem, zawsze podlegał zmianom, ale nigdy tak szybkim i za to już odpowiedzialny jest człowiek. Druga wersja zaczyna się od zdania odwiecznych zmianach, ale już bez wskazania odpowiedzialnych. A busz według niej płonie,
a) bo tak,
b) bo robi to tak samo odwiecznie, jak zmienia się klimat,
c) bo podpalają go ekoaktywiści, żeby mieć dowód na swoje teorie. I jestem pewien, że nie brakuje ludzi, którzy chętnie w to ostatnie uwierzą. Typuję pewnego polskiego arcybiskupa, który był łaskaw wypowiedzieć się w grudniu o „ekologizmieˮ, oczywiście grzesznym.
Nawet po „mojejˮ stronie nie ma jedności. To znaczy jest zgoda na to, że tak być nie może, że ludzkość musi działać, ale kłótnie trwają w najlepsze. Czytam, że w pożarach zginęło już 0,5 mld zwierząt. I oczywiście jestem przerażony. Zaraz potem natykam się na komentarz „no i co z tego, tyle samo ginie w rzeźniachˮ. Oba fakty przerażają mnie i smucą tak samo, przecież się nie wykluczają. Odstręcza mnie za to sposób, w jaki można się do nich odnieść, nawet będąc po „mojejˮ stronie. Jakby któraś śmierć była lepsza, a któraś gorsza.
Porozumiewanie się to nie jest umiejętność, którą opanowaliśmy, choć podobno to ona zapewniła nam sukces ewolucyjny. Warto ją potrenować. O technikach możecie przeczytać w tym numerze.
- Tekst: Maciej Weryński
- Tekst ukazał się w numerze 2/2020 Magazynu VEGE