Pierwszy miesiąc prenumeraty cyfrowej za 5 złzamawiam

Logowanie

Samotność potwora

listopad 29 2019

Ale wkrótce umrę – wykrzyknął w pełnym smutku uniesienia – i tego, co teraz, nie będę już dłużej odczuwał. Już wkrótce skończy się dla mnie ta sromotna niedola. Triumfalnie wstąpię na stos całopalny i oddam się rozkosznej torturze płomieni. Światło tej pożogi zblednie i zaniknie, a wiatry rozniosą me popioły i rzucą je w morze. Mój duch odpoczywać będzie w pokoju – a jeśli choć raz myśl jaka go nawiedzi, inna będzie niż wszystko. Żegnaj!

To rzekłszy, zeskoczył z okna kabiny na lodową krę, unoszącą się przy statku. Po chwili fale uniosły go w dal i zginął w mroku przestrzeni” (tł.: Paweł Łopatka).

Są to ostatnie wersy z napisanego przez angielską pisarkę Mary Shelley w roku 1816„Frankensteina”. Dręczony i niezrozumiany przez społeczeństwo potwór znika.

Bardziej niż samo dzieło literackie należące do gotyckiego nurtu grozy doceniam „Frankensteina” za temat, który nurtuje mnie od paru dekad. Chodzi o samotność potwora, czyli stan emocjonalny osoby dyskryminowanej po zerwaniu więzów ze społeczeństwem. Powody w świecie ludzkim różniły się w zależności od epoki (np. miliony ludzi nienawidziły Hitlera, ale również miliony go uwielbiały), jednak nie o socjopsychologii chcę mówić. Los potworów został doskonale zdefiniowany przez Nexusa-6 z legendarnego filmu „Blade Runner” w dwóch ostatnich zdaniach wypowiedzianych przed rozłączeniem się: „Wszystkie te momenty zostaną stracone w czasie jak łzy na deszczu… Czas umierać”.

Bo los potwora to śmierć, tak samo jak wykluczenie go ze społeczeństwa w rozumieniu nam znanym, wyparcie go na margines, kompromitacja, poniżenie, pozbycie się na tysiąc sposobów, zniszczenie i – w przypadku zwierząt będących w naszych oczach potworami – wyzysk, rozczłonkowanie ciała i pożarcie. Żeby nic nie zostało. Jakby nigdy nie istniał.

Postać potwora ucieleśnia innego, czyli tego, który nie jest nami.

Pojęcie innego to sofizmat nierozerwalnie związany z naszym pierwotnym szkicem kultury. W momencie, kiedy jedna kultura uznała drugą kulturę za inną – i dlatego groźną – obydwie przestały być dwoma równoległymi systemami posiadającymi swoje odwieczne prawa, by stać się zdeklarowanymi wrogami, których łączy jednostronna lub dwustronna nienawiść. Różnica, która powinna być bogactwem, w wielu sytuacjach przekształca się w zagrożenie dla naszego stylu życia. Uznanie kogoś za innego, za przedmiot naszego osądu – zawsze subiektywnego – to działanie przede wszystkim męskie, przynajmniej od czasów istnienia pisma, dlatego pochodzenie dyskryminacji jest wybitnie patriarchalne i samcze.

Postać innego to element konfliktu, a nie różnorodności. Dzieje się tak w przypadku migrantów, osób LBGTQ+, skrajnie ubogich czy wydziedziczonych, dlatego pierwszym krokiem do uprzedmiotowienia zwierząt pozaludzkich było i jest przypisanie im inności. Odmawiając im jakiegokolwiek podobieństwa do nas, pojmujemy, że „my” oznacza pewien stopień korzyści polegający na dostępie do określonych przywilejów, które plasują nas wyżej w hierarchii niż ich i często, by nie powiedzieć zawsze, osiągane są ich kosztem. Zepchnięcie w ową inność drugiej kategorii opieramy przede wszystkim na kryterium intelektu.

Jednak inteligencja ludzka nie jest jednolita. Są umysły z większą skłonnością do technologii, inne – do abstrakcyjnego myślenia, jeszcze inne do spontanicznej kreatywności, a wszystkie one błyskotliwie rozwiązują wyzwania i konflikty metodą przypadku albo prób i błędów. Inteligencja zwierząt pozaludzkich działa w podobny sposób zarówno na poziomie jednostek, jak i gatunków. Wiele zwierząt jest w stanie z łatwością rozsupłać tajemnice, których człowiek nigdy by nie odkrył (tak jak ma to miejsce w przypadku pamięci wzrokowej osób z zespołem Aspergera lub autyzmem), posiadają one zróżnicowane inteligencje emocjonalne, które pozwalają im zapobiegać niebezpieczeństwom czy uprościć sobie zadanie – co wcale nie oznacza prostoty umysłowej – i są tak samo złożone umysłowo jak ludzie. Wykazują zatem bardzo wysoką zdolność rozwiązywania problemów, porównywalną do naszej. Dlatego należy stwierdzić, że nie istnieją inteligencje mniejsze lub większe, są one zróżnicowane i zmienne. Stanowią rodzaje inteligencji, które ewoluują w różnych sytuacjach jakościowych i ilościowych, lecz nie tworzą poziomów hierarchicznych.

Jednak stawianie coraz bardziej złożonych argumentów antropocentrycznych pomiędzy nagim sercem świńskim a człowieczym jest stronnicze. Ten, kto potrzebuje wyjaśnienia, dlaczego nie należy zabijać i zniewalać i nie zamierza wspomóc się empatią, współczuciem czy miłością (najmocniejszym argumentem), z łatwością odrzuci więź ze zwierzętami i użyje w tym celu jakiegokolwiek wykrętu. Myślenie nigdy nie zastąpi uczucia, mimo że uważamy, że inteligencja to nasze jedyne i najlepsze narzędzie. Potrzeba nam empatycznej sympatii w sensie pozytywnym.

Samotność potwora – ta przepaść ciszy, w którą wrzucamy zwierzęta pozaludzkie – i pogarda, która jedynie potwierdza naszą etyczną niepełnosprawność są jednak świetnym podłożem dla empatii. Czasem zdarza się, że wszyscy nienawidzą konkretnego człowieka i to właśnie sprawia, że powinniśmy go pokochać. Dlatego, kiedy spotykam kogoś szlachetnego, bezinteresownego, dobrego i nieskażonego, zapytuję, jakie zwierzę nauczyło go bycia akurat takim. Powszechność wyrażenia „traktować jak zwierzę” potwierdza, że wszyscy ludzie bardzo dobrze wiedzą, jak traktowane są zwierzęta pozaludzkie, a mimo to wciąż postępują zgodnie z tym stwierdzeniem albo uważają, że możliwe jest uśmiercenie w sposób łaskawy. Należy sprawić, by społeczeństwo zaczęło zawsze postrzegać eksploatację zwierząt jako bestialstwo i okrucieństwo, mimo że ono samo nie zadaje tortur w sposób bezpośredni. Zwierzę pozaludzkie to ten dawny potwór, którym można pogardzać, którego trzeba bić i bać się, zgodnie z absurdalnym przekonaniem, że natura jest wrogiem, którego należy poskromić, nie biorąc pod uwagę, że można z nią współistnieć i współpracować.

Wszystkie zwierzęta, włącznie z nami, potrafią się komunikować. Robią to nawet rośliny. My używamy mowy, inne zwierzęta miauczą, muczą, ryczą. Jedne używają języka ciała, inne chemii czy też dźwięków o częstotliwościach dla nas niesłyszalnych, echa i fal, i wielu jeszcze sposobów, których nie znamy. Wszelka żywa istota istnieje dla siebie i żeby współpracować z otoczeniem, projektować swoją indywidualność na zewnątrz lub na inną żywą istotę. Współpraca oraz narzędzia do niej służące stanowią esencję życia. Nie jesteśmy sami. Nikt nie jest. Nie istnieje My ani Wy. Istnieje Wszystkie.

Wina to ból, jakiego nikt nie chce doznać. W bezbólowym społeczeństwie, do którego dążymy i w którym wszystko można rozwiązać za pomocą uśmierzających cierpienie leków, obojętność i zaniechanie to idealne pigułki przeciwko odpowiedzialności za nasze czyny. Jak lekarstwo na raka płuc, które nie wymaga zaprzestania palenia. Obwinianie wegan o radykalizm i ekstremizm jest równoznaczne ze spaleniem nielubianych wyników badań lekarskich lub zabiciem posłańca. Wina wciąż jest i ma się całkiem nieźle. Jakakolwiek pigułka odsuwająca winę i potrzebę wyrzeczenia się tego, co czyni nas winnymi, to kolaboracja z opresorem. Niezależnie od aluzji do uniwersalności zbrodni, jej długowieczności, rzekomego do niej prawa, banalności zła lub czynienia z innych potworów. Wina istnieje, bo istnieje zbrodnia. Zbyt łatwo odebrać komuś życie, żeby prawo stało na przeszkodzie. I zaniechanie zbrodni nie jest żadną zasługą, bo cały heroizm polega na zdrowym rozsądku i altruizmie, które winny być podstawą społeczeństwa.

Nienawiść do innego to forma strachu. Najbardziej dochodowym biznesem świata jest właśnie strach. Strach wypełnia sklepy, uniwersytety, świątynie, biura, warsztaty, łóżka, korporacje. Za każdą kobietą pozbawioną strachu stoją setki odważnych kobiet. Przed każdą wątpiącą kobietą są setki dzielnych kobiet, które starają się ją umocnić. A pod nimi zawsze są tchórzliwe i agresywne samce, którzy robią z siebie widowisko.

Nienawiść i pogarda dla tego, czego nie rozumiemy lub co oznacza pozbawienie przywilejów, to plaga, którą należy zwalczyć, jeśli chcemy rozwinąć wspólny projekt społeczeństwa horyzontalnego. Włączenie innych do nas, przytulenie zwierzęcości cudzej i naszej własnej, to część procesu eliminacji samotności i potworów w niej żyjących. Samotności świń umierających z czystego żalu w betonowych halach, samotności wycieńczonego kurczaka, który nie przeżyje więcej niż dwa tygodnie w gigantycznych barakach, samotności krowy, której odebrano i zabito dziecko, samotności psa na łańcuchu, któremu brak sił, żeby mieć chęć do życia.

Lekiem na te wszystkie samotności jest weganizm, minimum zdrowego rozsądku w systemie globalnej dyskryminacji.

  • Tekst: Xavier Bayle
  • Tłumaczenie: Agnieszka Władzińska
  • Tekst ukazał się w numerze 12/2019 Magazynu Vege