Pierwszy miesiąc prenumeraty cyfrowej za 5 złzamawiam

Logowanie

Obcy nadchodzą: gatunki inwazyjne w Polsce

październik 30 2019

W Polsce pojawia się coraz więcej gatunków zwierząt do tej pory niewystępujących w naszej strefie klimatycznej. Sami je sprowadzamy lub do nas przywędrowują i zadomawiają się, wypierając rodzime gatunki zwierząt.

W ciągu ostatnich 200 lat do Polski zawitało wiele nowych gatunków zwierząt i roślin, które wcześniej u nas nie występowały. Szacuje się, że może być ich ponad 1500 (w całej Europie nawet 11 tys.). Część z nich przywędrowała w efekcie zmian klimatycznych, inne ściągnął człowiek, a następnie wprowadził do środowiska – czasem celowo, czasem przez przypadek. Wiele to gatunki inwazyjne, czyli takie, których pojawienie się i rozprzestrzenianie poza granicami naturalnego zasięgu występowania stwarza zagrożenie dla różnorodności przyrodniczej, ponieważ często w nowych środowiskach nie mają naturalnych wrogów.

Jednym z przykładów jest stanowiąca ogromne zagrożenie dla wielu ptasich populacji norka amerykańska, która niemal całkowicie wyparła już naszą norkę europejską. Zwierzę pojawiło się w polskim ekosystemie oczywiście w konsekwencji ucieczek z ferm hodowlanych – więcej można przeczytać w Raporcie na temat przemysłu futrzarskiego w Polsce na tej stronie internetowej.

Inne takie zwierzę to jenot, który przywędrował do nas około 70 lat temu zza wschodniej granicy, gdzie wcześniej sprowadzono go z Chin, Korei i Japonii. Po co to zrobiono? Żeby polować na niego ze względu na piękne futro bez konieczności zakładania ferm… Wprawdzie wpływ jenota na polski ekosystem jest jak na razie słabo zbadany, ale wiemy na pewno, że ten ssak wyrządza duże szkody w koloniach lęgowych ptaków wodnych i wodno-błotnych.

Jakieś 130 lat temu w Europie introdukowano amerykańskiego raka pręgowanego, odpornego na dżumę raczą dziesiątkującą w tamtych czasach populację rodzimych raków. Okazał się jednak nieprzydatny gospodarczo ze względu na małe rozmiary i gorszy smak, natomiast za sprawą odporności na niekorzystne warunki środowiska i choroby nie tylko wypiera nasze raki (szlachetnego i błotnego), ale na dodatek nadal jest nosicielem dżumy…

Berniklę kanadyjską sprowadzono do Anglii w drugiej połowie XVIII dla zwiększenia różnorodności gatunkowej – zasiedlono nią liczne stawy i jeziora parkowe. Niestety nikt nie przewidział konsekwencji pojawienia się ptaków, które szybko zaczęły się rozprzestrzeniać, a dołączyli do nich uciekinierzy z hodowli i ogrodów zoologicznych. Bernikle kanadyjskie to konkurenci rodzimych gatunków. Bywają agresywne w stosunku do innych ptaków wodnych podczas walki o miejsca lęgowe i pokarm. Poważny problem to parowanie się bernikli z dzikimi gęsiami – krzyżując się, dają niepłodne potomstwo całkowicie bezwartościowe dla natury, ale będące konkurencją dla innych osobników. Gęsi to ptaki długowieczne (w niewoli mogą dożyć ponad 50 lat, w naturze około 20-30) i tworzą pary na całe życie. W związku z tym jeżeli dzika gęś zwiąże się z hybrydą, jest praktycznie stracona dla swojego gatunku, gdyż nigdy nie doczeka się młodych. Największe obawy wzbudza obecnie hybrydyzacja bernikli kanadyjskiej z gęsią małą – gatunkiem poważnie zagrożonym wyginięciem.

Prawie 1/3 obecnie spotykanych w polskich wodach ryb należy do gatunków nierodzimych! Wśród nich jest… karp, sprowadzony do Polski na przełomie XII i XIII wieku. Ryba ta pochodzi ze zlewisk mórz Czarnego, Kaspijskiego i Aralskiego. W polskich wodach praktycznie się nie rozmnaża ze względu na zbyt niską temperaturę wody, w której nie ma warunków do rozwoju ikry. Obecność karpia w naszym kraju umożliwiają wyłącznie prowadzone corocznie zarybienia zbiorników (karp stanowi 80 proc. zarybień wód otwartych). Bardzo negatywnie oddziałuje na rodzime gatunki ryb, nie tylko konkurując z nimi o pokarm, ale też degradując środowisko wodne.

Penetrując dno, uwalnia z osadów duże ilości biogenów i wprowadza je do wody, co przyczynia się do zakwitów glonów i przyspiesza tempo eutrofizacji naturalnych akwenów.

Żółw czerwonolicy to podgatunek północnoamerykańskiego żółwia ozdobnego, który naturalnie występuje w środkowo-wschodniej części Stanów Zjednoczonych. Obecnie żyje jednak na każdym kontynencie poza Antarktydą. W latach 90. XX wieku rocznie eksportowano 3-4 mln żółwi czerwonolicych, a bezmyślni hodowcy z całego świata, kiedy zwierzęta urosły lub się znudziły, wypuszczali je do najbliższego zbiornika wodnego. Obecnie uważa się żółwia czerwonolicego za jeden ze 100 najniebezpieczniejszych obcych gatunków inwazyjnych na świecie. W 1997 roku w celu ochrony rodzimych zasobów przyrodniczych Unia Europejska wprowadziła całkowity zakaz importu okazów tego gatunku na teren Wspólnoty. W 2012 roku w Polsce rozpoczął się spis powszechny żółwi czerwonolicych (wszyscy właściciele gatunków inwazyjnych muszą mieć zezwolenia na ich hodowlę). Ten gad jest taki groźny, ponieważ przede wszystkim wypiera europejskiego żółwia błotnego, z którym konkuruje o plażowiska (miejsca do wygrzewania się na słońcu), pokarm i miejsca lęgowe. Jest od niego silniejszy i agresywniejszy. Poza tym to skuteczny drapieżnik, który może całkowicie oczyścić zbiornik wodny z płazów, a także plądrować gniazda ptaków. Z uwagi na zbliżone warunki klimatyczne panujące w naszym kraju i w północnej części naturalnego zasięgu występowania w USA gady te mogą skutecznie przetrwać nawet surowe zimy.

Bywają też przypadki niecodzienne, które często wydają się zabawne i podbijają internet. Rzeczywistość nie jest jednak kolorowa. Gatunki egzotyczne po zaaklimatyzowaniu się w nowym środowisku mogą rozpocząć inwazję na rodzimą faunę i florę, wprowadzając do środowiska nowe patogeny i choroby.
Przykładowo opolską Nysę zamieszkuje kolonia zielonych papużek. Aleksandretta obrożna to ptak o długości około 40 cm, naturalnie występujący w środkowej Afryce i Półwyspie Indyjskim z Cejlonem.

Dwa lata temu polską populację aleksandretty szacowano na około 70 osobników zbiegłych z hodowli, ale w maju zeszłego roku po raz pierwszy potwierdzono lęgi – właśnie w Nysie. Papugi przetrwały zimę, jedząc ziarno wystawiane w karmnikach. Niestety w przyszłości aleksandretty mogą być zagrożeniem dla naszego ekosystemu, wypierając nie tylko rodzime gatunki ptaków gniazdujących w dziuplach, lecz również nietoperze – papugi są w stanie nawet zabić te ssaki.

Neocaridina davidi to słodkowodna krewetka karłowata naturalnie zamieszkująca wody Chin i północnego Wietnamu. To gatunek bardzo łatwy w hodowli i pielęgnacji, dlatego popularny wśród miłośników akwarystyki. Niestety, właśnie te cechy połączone z bardzo niską ceną krewetek sprawiają, że każdy może je hodować. Około 2003 roku ktoś wypuścił te zwierzęta do wód Odry. Krewetki do dziś zamieszkują kanał, do którego odprowadzane są podgrzane wody z elektrowni w Gryfinie, 25 km od Szczecina. Podobnie zresztą wygląda sytuacja piranii, które można kupić za kilka złotych. Do tej pory zaobserwowano je m.in. w zalewie Rybnickim, w okolicach Bydgoszczy, w dolnej Odrze, Warcie i Wisłoce, żwirowni niedaleko Choruli i wielkopolskich jeziorach.

Zupełnie inny przypadek to emigrujące gatunki, których nie można nazwać obcymi, gdyż pojawiły się naturalnie, bez ingerencji człowieka. Takim zwierzęciem jest np. szakal złocisty – ssak bliskowschodni, uznawany za rodzimy w pasie od Bałkanów po Indochiny. Pojawił się w Polsce dość niedawno, bo dopiero w 2015 roku, ale już w lipcu dwa lata później ówczesny minister środowiska Jan Szyszko wydał zarządzenie, na mocy którego na szakala złocistego można polować od sierpnia obecnego roku. Właściwie w jakim celu, skoro nie jest to gatunek obcy inwazyjny, a potwierdzonych obserwacji szakala w Polsce jest… 10? Naukowcy są przekonani, że odstrzał szakali uderzy w wilki, bo myśliwi będą mylić te dwa gatunki podczas polowań.

– Nie należę do zwolenników teorii spiskowych, ale może właśnie o to chodziło? Skoro nie udało się w inny sposób doprowadzić do redukcji populacji wilków, to rozwiązanie tego problemu wprowadzono tylnymi drzwiami, dopuszczając polowania na szakale – mówi prof. Henryk Okarma z Instytut Ochrony Przyrody PAN w Krakowie.

Od strony Bieszczad zbliża się do nas tarantula ukraińska – największy pająk kontynentalnej Europy. Trudno powiedzieć, kiedy właściwie pojawił się po polskiej stronie granicy. W 2008 roku po raz pierwszy zaobserwowano go na Białorusi, a pięć lat później można już było mówić o inwazji na zachodnią część tego kraju. Tarantule mają masywną budowę ciała, osiągają 28-40 mm długości. Kiedy poczują zagrożenie, stają się bardzo agresywne. Ich ukąszenie jest niezwykle bolesne, ale nie zagraża zdrowiu człowieka.

Wprawdzie kolejny stawonóg – modliszka – najliczniej występuje w strefie tropikalnej i subtropikalnej, ale jeden z przedstawicieli tego gatunku to nasz rodzimy owad. Modliszka zwyczajna jeszcze kilkanaście lat temu występowała zaledwie w kilku miejscach w południowo-wschodniej Polsce. Wraz z ociepleniem klimatu zaczęła bardzo szybko rozprzestrzeniać się na północ, dotarła nawet do Białegostoku. Niestety, wraz z pierwszymi przymrozkami wszystkie dorosłe osobniki giną. Zimę i mrozy dochodzące do -40 st. C przeżywają za to jaja ukryte w kokonach niezwykle odpornych na każdą pogodę.

Kolejny coraz częściej spotykany w Polsce egzotycznym gatunkiem to żołna – kolorowy ptak wędrowny. Zimuje w Afryce na południe od Sahary, a lato zwykle spędza na południu Europy i Azji oraz w Afryce. Pierwsze – bardzo rzadkie i nieregularne – obserwacje tego ptaka w Polsce pochodzą z połowy XVIII wieku. Wraz ze wzrostem średnich temperatur w Polsce żołn przybywa i od lat 90. regularnie zwiększa się liczba gniazdujących par.

Gatunki obce inwazyjne to ogromne zagrożenie dla bioróżnorodności ekosystemów. Ich obecność wiąże się z wypieraniem rodzimych zwierząt, przeobrażaniem lub nawet niszczeniem środowiska, wprowadzaniem obcych pasożytów i patogenów. Żyjemy w czasach, kiedy możemy zapobiegać niechcianej introdukcji, więc dlaczego nie robimy tego skutecznie?

  • Tekst: Martyna Sobótka
  • Tekst ukazał się w numerze 11/2019 Magazynu Vege