Akcje uliczne Klatka po klatce otwierają ludziom oczy na cierpienie kur, których zabija się w Polsce miliard rocznie.
Dziesięć miast, dziesiątki aktywistek i aktywistów, tysiące przechodniów. Mowa o akcjach ulicznych Klatka po klatce kampanii Fundacji Viva! Stopklatka. Ich główny cel to uświadamianie społeczeństwu warunków i skutków przemysłowej hodowli, przyczyniającej się do ogromnego cierpienia zwierząt i negatywnie oddziałującej na środowisko. Plansze z migawkami z klatek filmowych trzymane w rękach aktywistek i aktywistów przedstawiają fragmenty okrutnego i krótkiego życia zwierząt od narodzin przez życie w klatce lub hali po transport i śmierć w rzeźni. To trudny temat i wielu przechodniów odwraca wzrok, uciekając przed okrutną prawdą stojącą za codziennymi wyborami żywieniowymi przynajmniej części z nich. Inni rozmawiają, zadają pytania i nie mogą uwierzyć, że wcześniej nie wiedzieli o realiach hodowli. Zdarzają się też osoby, które powoli i dokładnie oglądają wszystkie plansze, roniąc przy tym łzy.
Klatka po klatce odbyła się w tym roku w Poznaniu, Łodzi, Piotrkowie Trybunalskim, Wrocławiu, Szczecinie, Gdańsku, Słupsku, Toruniu, Warszawie i Lublinie. Tegoroczną edycję poświęcono kurom, których w Polsce co roku zabija się ponad miliard.
Wbrew panującej opinii kury to inteligentne ptaki, które przekazują sobie wiedzę z pokolenia na pokolenie, potrafią rozwiązywać proste zadania i rozumieją związki przyczynowo-skutkowe. Dwudniowe kurczęta zdają sobie sprawę z tego, że obiekt, który widziały, nadal istnieje, nawet jeżeli ukryto go przed nimi (u dzieci zmysł ten rozwija się w okolicach szóstego miesiąca życia). Ponadto kury widzą więcej kolorów niż ludzie i mają złożony system komunikacji. Matki zaczynają się kontaktować z dziećmi jeszcze przed ich przyjściem na świat, ćwierkając do niewyklutych piskląt. Kury bardzo przywiązują się do swoich młodych, okazują im wsparcie i bronią przed drapieżnikami. Czułe matki uczą też pisklęta unikania potencjalnie szkodliwych ziaren. Ponadto kury potrafią wysoko skakać i biegać z prędkością ponad dziesięciu kilometrów na godzinę.
Niestety większość kur jest przetrzymywana w halach i klatkach, w których ptaki ledwo mogą się poruszać. W chowie przemysłowym zwierzęta nie mają dostępu do świeżego powietrza ani światła słonecznego. Nigdy nie skorzystają z kąpieli piaskowych, dzięki którym pozbywają się pasożytów i poprawiają stan piór. Nie ma mowy o leczeniu zwierząt, gdyż brakuje na to czasu i jest nieopłacalne. Specjalnie wyselekcjonowane genetycznie kury hodowane na mięso, tzw. brojlery, trzyma się stłoczone w liczbie kilkudziesięciu tysięcy w jednym budynku. Intensywnie karmi się je specjalną paszą, która powoduje zbyt szybki przyrost wagi.
Pod wpływem nadmiernego ciężaru ciała ptaki mają problemy z kośćmi i nogami. Część kur po upadku nie jest w stanie podnieść się z ziemi, w związku z czym bardzo cierpi i umiera z wycieńczenia, głodu lub pragnienia. W wieku zaledwie około sześciu tygodni wrzuca się je do skrzynek i tirami przewozi do rzeźni. Podczas załadunku i rozładunku kury często doznają kontuzji lub złamań skrzydeł, część w ogóle nie przeżywa transportu. W rzeźni wiesza się je za nogi i ogłusza na taśmie produkcyjnej – bardzo często nieprawidłowo, przez co wiele ptaków jest w pełni świadomych w momencie zabijania.
Wszystko to przedstawiają plansze akcji Klatka po klatce. Gdy ujrzy się takie cierpienie na własne oczy, ciężko przejść obojętnie. Nawet jeśli przechodnie nie są gotowi na rozmowę i zmiany, dostrzegają, w jak okrutnym dla zwierząt świecie żyjemy. To człowiek skazuje zwierzęta na taki los i wszyscy powinni być świadomi tego, za co płacą, kupując w markecie pierś kurczaka czy drobiowego burgera w jednej z gastronomicznych sieciówek.
Akcje uliczne Klatka po klatce to jedna z wielu form próby zwiększania świadomości ludzi na temat sytuacji zwierząt i naszej planety. Ta droga bywa trudna – zarówno dla przechodniów, którym prezentuje się okrutne, lecz prawdziwe materiały, jak i dla aktywistek i aktywistów, którzy muszą konfrontować się z rozmówcami, a czasem nawet reagować na niekulturalne lub agresywne komentarze. Jest też druga strona, ta milsza, czyli wsparcie mieszkanek i mieszkańców miast, którzy rozumieją szczytny cel i mówią: „jesteśmy z wami, podziwiamy was za to, co robicie, działajcie dalej”, a nawet stają ramię w ramię z wolontariuszami fundacji i trzymają plansze. Najważniejsze są jednak deklaracje osób, które mówią, że przejrzały na oczy i zmienią swoje nawyki żywieniowe, gdyż już nigdy więcej nie chcą przyczyniać się do cierpienia zwierząt.
- Tekst: Karolina Czechowska
- Zdjęcia: Łukasz Musiał
- Tekst ukazał się w numerze 11/2019 Magazynu Vege