Pierwszy miesiąc prenumeraty cyfrowej za 5 złzamawiam

Logowanie

Nie ma zgody na eksperymenty na zwierzętach

wrzesień 29 2019

Eksperymenty na zwierzętach to biznes. Czy potrzebny? Niekoniecznie. Choć z pewnością niektóre doświadczenia czegoś nas nauczyły. Tylko za jaką cenę?

Łajka nie była jedynym zwierzęciem wysłanym w kosmos. Amerykanie zrobili to samo z szympansami. Niektóre przeżyły nawet tę dramatyczną podróż. „Szymponauci” i inne szympansy wykorzystywane do badań to w większości porwane z dżungli dzieci matek zabitych przez kłusowników po to, aby odebrać im maluchy i korzystnie sprzedać amerykańskim siłom powietrznym. Proceder doprowadził do przetrzebienia gatunku.

Wtedy rozpoczęto na potęgę rozmnażać nieszczęsne zwierzęta w hodowlach w USA z przeznaczeniem do celów badawczych. W latach 70. w Stanach Zjednoczonych wybuchło wiele skandali związanych z drastycznymi doświadczeniami na tych naczelnych oraz ze skandalicznymi warunkami bytowymi w laboratoriach. W obronę szympansów włączyła się m.in. Jane Goodall i wielu innych naukowców. Na skutek sprzeciwu społecznego era eksperymentów na naszych najbliższych krewnych w USA powoli dobiega końca.

 

Rabbit in Research for Animal Testing

Zagadnienie eksperymentów na zwierzętach (w języku polskiej ustawy: badań z wykorzystaniem zwierząt) wydaje się szczególnie trudnym i przykrym tematem dla osób wrażliwych na krzywdę innych. Cierpienia fizyczne i psychiczne są wpisane w istotę większości eksperymentów. Opisy doświadczeń nie pozostawiają wątpliwości. Są jak wymyślne tortury. W niektórych ból i stres nie mogą być łagodzone, bo to właśnie te doznania są przedmiotem badań. Z drugiej strony, podobnie jak w przypadku zwierząt hodowlanych, zwierzęta doświadczalne ukryte są przed naszym wzrokiem. Opisy doświadczeń, nawet te przeznaczone dla opinii publicznej, są często niezrozumiałe. Jeśli trudno jest powiązać mięso na talerzu ze świnią zamkniętą w kojcu, to już zupełnie niemożliwe wydaje się dostrzeżenie związku między kremem do twarzy, lekiem na nadkwasotę, środkiem owadobójczym czy tamponem a stworzeniem, które wykorzystano do testów.

Także dyskusja o doświadczeniach na zwierzętach jest wyjątkowo trudna, ponieważ w dużej mierze dotyczy pola, na którym ścierają się etyka i nauka. Kwestionowanie ich jest postrzegane jako zakwestionowanie nauki, postępu w medycynie i ciekawości poznawczej człowieka. Sprzeciw wobec eksperymentów ma jednak tak długą historię jak historia wiwisekcji (doświadczeń na żywych organizmach). Jjej przeciwników znajdziemy zarówno wśród naukowców, jak i wśród osób niemających z nauką nic wspólnego. Czy możliwe jest porozumienie w tej kwestii?

Postulat całkowitego zakazu wykorzystywania zwierząt do badań jest najdalej idącą propozycją etyczną. Jest elementem ruchu wyzwolenia zwierząt, żądaniem wielu organizacji prozwierzęcych, a także stanowiskiem filozofów takich jak Tom Regan. Jest też oczywistą konsekwencją wyboru weganizmu etycznego jako światopoglądu sprzeciwiającego się wszelkiej eksploatacji zwierząt. Rzecznicy takiego rozwiązania uważają, że niezależnie od tego, czy eksperymenty na zwierzętach przynoszą nam korzyści, powinniśmy z nich zrezygnować. Podnosi się, że zwierzęta nigdy nie są w stanie wyrazić zgody na poddanie ich eksperymentowi, a fakt, że cierpią, jest wystarczającym uzasadnieniem zakazu takich procedur.

Doświadczalnicy odrzucają to stanowisko. Twierdzą, że cele nauki są w tym przypadku nadrzędne. Człowiek jako drapieżnik zabija inne zwierzęta na mięso, co również uzasadnia wykorzystywanie ich do celów naukowych. Nadal poddawana w wątpliwość bywa zdolność zwierząt do odczuwania cierpienia. Podnosi się, że brakuje dowodów przesądzających, że zwierzęta są w tym zakresie rzeczywiście świadome.

Łatwo zrozumieć, że spór stron o tak odmiennych poglądach nie przyniesie szybkiego rozstrzygnięcia. Dyskusja dotyczy przede wszystkim przekonań. To, co jedni akceptują, inni zdecydowanie odrzucają. I w gruncie rzeczy za przerzucaniem się rozmaitymi faktami dotyczącymi badań na zwierzętach zawsze w tle jest ukryta właśnie ta niezgodność postaw, odmienność przekonań co do tego, co jest dobre, a co złe, co możemy zaakceptować, a czego absolutnie nie powinniśmy.

Obrońcy praw zwierząt przytaczają argumenty, które mają przekonać naukowców o tym, że eksperymenty nie są przydatne, nie przynoszą spodziewanych korzyści. Podnosi się, że modele zwierzęce często nie sprawdzają się w odniesieniu do ludzi. Znane są przypadki, kiedy testowane na zwierzętach leki nie wywoływały u nich skutków ubocznych, a powodowały poważne zagrożenie dla zdrowia i życia ludzi (np. Talidomid i Vioxx). Argument ten należy jednak stosować z uważnością. Prawdą jest, że przydatność badań na zwierzętach do praktyki klinicznej jest problematyczna i coraz głośniej dyskutowana wśród naukowców. Wiele wskazuje na to, że faktycznie wkład doświadczeń na zwierzętach w rozwój medycyny był przeceniany. Nie można jednak zaprzeczyć, że wielu ważnych odkryć dokonano w ten właśnie sposób. Podobnie jak w przypadku zbrodniczych praktyk nazistów, nieetyczny sposób przeprowadzania doświadczeń nie zmienia faktu, że dostarczyły nam pewnej wiedzy. Tak, badania na ludziach wykonywane przez zbrodniarzy mają nadal walor poznawczy. Unikalny, bo – miejmy nadzieję – nigdy nie zostaną powtórzone.

Zdaniem niektórych naukowców i zwolenników doświadczeń na zwierzętach badania, które nie mają praktycznego zastosowania, ale mają cel poznawczy, są uzasadnione. Sprowadzając rzecz do absurdu, można by stwierdzić, że zawsze możemy się czegoś dowiedzieć z eksperymentu. Choćby tego, że na nic się on nie przydał. Może zatem pytanie należałoby postawić inaczej: czy każda wiedza warta jest cierpień zwierząt?

W 2010 roku w europejskiej prasie szeroko komentowany był pewien eksperyment na świniach przeprowadzany w Austrii. Zwierzęta te przewieziono w góry i spuszczono na nie lawinę. Celem było uzyskanie wiedzy, jak umiera zasypana śniegiem świnia. Na skutek protestów eksperyment przerwano. Zginęło „tylko” 10 zwierząt.

Cały wachlarz okrutnych i oderwanych od zastosowania praktycznego eksperymentów opisuje Peter Singer w „Wyzwoleniu zwierząt”. Przykład psów i królików poddawanych ekspozycji na wysokie temperatury aż do zgonu jest jednym z łagodniejszych. Niewątpliwie z takich eksperymentów wynika jakaś wiedza, ale czy naprawdę jest ona niezbędna, czy nie można jej uzyskać w inny sposób i czy pragnienie zaspokojenia ciekawości poznawczej w takich przypadkach uzasadnia cierpienie i śmierć? O ile można wybaczyć siedmiolatkowi zabójstwo żaby w celach poznawczych, o tyle od naukowców oczekiwać należałoby bardziej pogłębionej refleksji etycznej.

Problem korzyści z eksperymentowania był podnoszony już w latach 70. XX w. przez Petera Singera, który trafnie zauważył, że nie da się tej kwestii rozstrzygnąć jednoznacznie, bo gdybyśmy zakazali wykorzystywania zwierząt do tego celu, to z pewnością nauka rozwijałaby się w innym kierunku i doskonaliła metody alternatywne. Trudno więc ustalić, jak wyglądałaby nauka i medycyna, gdyby badań na zwierzętach nie prowadzono.

Metody alternatywne już się rozwijają. Najczęściej wymienia się metodę modelowania komputerowego – in silico, badania na komórkach hodowanych in vitro oraz na narządach na chipach (organs on a chip). Promuje je i wyjaśnia, na czym polegają, np. organizacja Animal Free Reaserch. Wielkim krokiem w kierunku ograniczenia liczby przeprowadzanych badań może być również komputerowy system RASCAR (Read-Across-based Structure Activity Relationship) opracowany w połowie 2018 roku przez prof. Thomasa Hartunga z amerykańskiego Uniwersytetu Johnsa Hopkinsa w Baltimore. RASCAR służy do badań toksykologicznych.

Profesor Hartung twierdzi, że system ten jest dokładniejszy niż drogie i długotrwałe doświadczenia na zwierzętach. Dokładność systemu komputerowego wynosi 87 proc., a w przypadku badań na zwierzętach 81 proc. Zdaniem profesora system ten pozwoli zastąpić wiele badań toksykologicznych na zwierzętach testami komputerowymi i uzyskać bardziej wiarygodne wyniki.

Uwagę zwraca informacja, iż podczas tworzenia bazy danych konstruktorzy systemu odkryli, że te same chemikalia były dziesiątki razy testowane w ten sam sposób, np. poprzez zakraplanie nimi oczu królikom. To obrazuje, z jakimi problemami zmaga się dziedzina badań na zwierzętach. Niezależnie od tego, czy eksperymenty na zwierzętach są konieczne, użyteczne i czy ta użyteczność jest w ogóle wystarczającym kryterium etycznym ich prowadzenia, wielokrotne powtarzanie tych samych badań w ten sam sposób – bez wymiany informacji między naukowcami – budzi zasadniczy sprzeciw.

Postulat radykalnej zmiany w myśleniu o wykorzystywaniu zwierząt dla celów badawczych przynosi pewne efekty. Choć daleko nam jeszcze do całkowitego zakazu eksperymentowania na zwierzętach, to sprzeciw opinii publicznej i troska o ograniczenie cierpień zwierząt coraz częściej dochodzą do głosu.

W 2014 roku przez Polskę przetoczyła się fala gorących dyskusji na temat etycznych aspektów doświadczeń. Było to związane z projektem nowej ustawy regulującej wykorzystywanie zwierząt do celów naukowych lub edukacyjnych. Ustawa miała wdrażać unijną dyrektywę i polepszać los zwierząt doświadczalnych. Ze względu na ustępstwa w stosunku do wymogów unijnych projekt spotkał się z poważnymi zastrzeżeniami środowisk zatroskanych o dobrostan zwierząt doświadczalnych, a w odpowiedzi – z reakcją obronną naukowców. Ostatecznie ustawę uchwalono z niewielkimi korektami, a temat ucichł. W 2017 roku Najwyższa Izba Kontroli przeprowadziła kontrolę funkcjonowania tej niedoskonałej ustawy. Okazało się, że „nowe prawo nie przyniosło na razie oczekiwanego wpływu na poprawę ochrony zwierząt”. Co zatem funkcjonuje źle i jakich zmian możemy, jako obywatele, domagać się od naszych władz w tym zakresie?

Nowa ustawa miała poprawić los zwierząt poprzez wdrożenie zasady 3R (replacement, reduction, refinement), co na polski tłumaczy się jako 3Z (zasada zastąpienia, złagodzenia i zmniejszenia liczby zwierząt). Zgodnie z polską ustawą wykonanie procedur jest dopuszczalne tylko pod warunkiem, że uwzględnione są zasady: zastąpienia (nie można zastosować innej metody badawczej), ograniczenia (należy ograniczyć liczbę zwierząt do koniecznego minimum) i udoskonalenia (należy zapewnić zwierzętom warunki bytowania zgodne z ich potrzebami gatunkowymi oraz ograniczyć lub wyeliminować cierpienie, dystres).

Z raportu NIK wynika, że mechanizmy ustawowe, które miały zapewnić realizację tych zasad, nie działają. W szczególności nie sprawdza się system kontroli, nie funkcjonuje współpraca z organizacjami pozarządowymi, których celem statutowym jest ochrona zwierząt, powiatowi lekarze weterynarii nie wykonują obowiązku przeprowadzania kontroli doświadczeń, a przy jej wykonywaniu nie korzystają z ekspertów. Komisja etyczna w niezadowalającym stopniu upowszechnia zaś tzw. dobre praktyki.
Skąd bierze się opór środowiska naukowego wobec wdrażania nowych standardów?

Profesor Andrzej Elżanowski przeanalizował badania postaw moralnych w laboratoriach eksperymentujących na zwierzętach i doszedł do wniosku, że układają się w spójny obraz „etycznej niekompetencji”. Peter Singer pisał o „warunkowej ślepocie moralnej”, twierdząc, że system nagród zawodowych może uwarunkować człowieka do ignorowania kwestii moralnych związanych z eksperymentami na zwierzętach. Dodać można, że proces warunkowania rozpoczyna się już podczas studiów, kiedy studenci przyuczani są do eksperymentów jako metody zdobywania wiedzy. Etyka jako przedmiot nauczania nadal nie zajmuje należnego jej miejsca. Powinna być obowiązkowa w każdej dziedzinie nauki i na każdym etapie edukacji. Nieustanny kontakt z przemocą wobec zwierząt znieczula, uruchamia mechanizmy obronne.

Eksperymenty na zwierzętach to także gigantyczny przemysł i dochodowy interes: hodowla zwierząt, produkcja sprzętu laboratoryjnego, granty na badania itd. Będąc trybikiem w tym sprawnie działającym mechanizmie, trudno się zdobyć na głęboką refleksję moralną, spojrzeć z innego punktu widzenia. Dlatego zapisy dotyczące kontroli etycznej powinny być skrupulatnie przestrzegane. Nawet przestrzeganie obecnych – niedoskonałych – przepisów znacząco poprawiłoby sytuację zwierząt. W tej sprawie rola opinii społecznej jest nie do przecenienia.

Czy świat bez wykorzystywania zwierząt do doświadczeń jest możliwy? Z pewnością. Nie ma żadnych przeszkód, aby ludzie umówili się, że nie wykorzystują zwierząt do tego celu, tak samo jak kiedyś (nie tak dawno, bo dopiero po II wojnie światowej) umówili się, że ludzie mogą być poddani badaniom tylko na podstawie świadomie wyrażonej zgody, po uzyskaniu pełnej informacji o badaniu i jego skutkach i przy spełnieniu wielu warunków dodatkowych. W przeciwieństwie do ludzi zwierzęta nie mogą wyrazić zgody na poddawanie ich doświadczeniom.

  • Tekst: Joanna Hasiak
  • Tekst ukazał się w numerze 10/2019 Magazynu Vege