Pierwszy miesiąc prenumeraty cyfrowej za 5 złzamawiam

Logowanie

Wolne krowy z Deszczna historia prawdziwa

sierpień 30 2019

O stadzie z Ciecierzyc huczała cała Polska. Krowy, które nie poznały nigdy człowieka ani obory, zostały przez polityków skazane na śmierć. Ostatecznie udało się je uratować. Jak wyglądał bój o ich lepszy los?

Ciecierzyce, gmina Deszczno – to właśnie tutaj, w pięknym otoczeniu przyrody Santockiego Zakola, tuż nad rzeką Wartą, spotkać można najsłynniejsze stado krów w Polsce. Dlaczego najsłynniejsze? Ponieważ jako jedyne tak duże stado w Europie przeżyło bez pomocy człowieka co najmniej dziewięć lat, radząc sobie w każdych warunkach pogodowych, a także rozmnażając się.

fot. Ela Radzikowska/ www.eradzikowska.com

Około 180 krów, zajmując okoliczne tereny radziło sobie samodzielnie przez cały ten czas. Byki pilnowały stada, matki dbały o młode, cielaki bawiły się ze sobą. Cała historia zaczęła się, kiedy właściciele kilkunastu krów nie mogli podołać opiece nad nimi oraz ich wyżywieniu i podjęli decyzję o wypuszczeniu ich na okoliczne nieużytki. W związku z obecnością w stadzie krów obu płci, szybko zaczęły się rozmnażać – niektóre nie poznały nigdy człowieka, obory czy dojarki. Liczba zwierząt w ciągu kilku lat bardzo wzrosła. Przy zachowaniu pełni dobrostanu, ten miły obraz mógłby wciąż trwać. Niestety, problemem stada jest to, że żyjąc dziko, nie były od wielu lat badane ani kolczykowane. Nie są też wpisane do ewidencji weterynaryjnej.

Po kilku latach cierpliwość urzędników państwowych się skończyła. Po aferze z tzw. leżakami (bydłem leżącym z powodu urazu czy chorób, nieprzeznaczonym do uboju ze względu na wątpliwy stan zdrowia) w jednej z polskich rzeźni nasz kraj według ministra rolnictwa nie mógł pozwolić sobie na kolejny skandal, ponieważ postawiłoby to polski przemysł produkcji wołowiny w bardzo złym świetle i prawdopodobnie wstrzymało eksport mięsa do innych krajów. W związku z tym w porozumieniu z głównym lekarzem weterynarii, a także powiatowym lekarzem weterynarii z Gorzowa Wielkopolskiego wydano decyzję o zabiciu i utylizacji całego stada. Na ten cel państwo chciało przeznaczyć 350 tys. zł.

W tym momencie do akcji przystąpiły różne organizacje działające na rzecz zwierząt. Zaczęto szukać domów dla stada. Miejsca, które zdecydowałby się przyjąć do siebie zwierzęta, musiały jednak spełniać określone warunki – przede wszystkim to, że krowy nie będą rozmnażane oraz nie będzie z nich pozyskiwane mleko ani mięso. Warunkiem niezbędnym do adopcji było zapewnienie im życia jak najbardziej zbliżonego do obecnego – czyli przede wszystkim łąk, możliwości życia w stadzie oraz odpowiedniej opieki weterynaryjnej, której do tej pory nie miały.

Napłynęło bardzo dużo ofert, znaleziono dom praktycznie dla dwa razy większej liczby zwierząt niż była potrzeba. Najwyższe standardy przedstawił pan Witold Bieschke, który prowadzi gospodarstwo rolne w otulinie rezerwatu Czarnocin. Krowy dostałyby bardzo odpowiedzialną „pracę” w roli „żywych kosiarek”, kontrolując przyrost roślin tak, aby w naturalny sposób wspierać siedliska chronionych ptaków żyjących w rezerwacie.

fot. Ela Radzikowska/ www.eradzikowska.com

Wydawałoby się, że w tym momencie temat dzikich krów powinien zostać zakończony. Organizacje znalazły im dożywotni dom, zwierzęta nie trafią do przemysłu spożywczego, zostaną przebadane i dożyją w spokoju swoich dni na terenie rezerwatu. Zyskałoby na tym też państwo, oszczędzając wspomniane 350 tys. zł przeznaczone pierwotnie na ubój i utylizację stada. Nic podobnego! Urzędnicy wciąż obstawiali twardo przy swoich decyzjach i nawet nie myśleli o cofnięciu wydanego wyroku.

W poniedziałek 20 maja 2019 r. Facebook został dosłownie zalany niesamowitą liczbą postów o sytuacji stada i wyroku, jaki na nie zapadł. Każdy post opatrzony był dopiskiem aktywistów w stylu: „zróbmy coś!”, „nie pozwólmy na to!”, „uratujmy je!”, „błagam, pomóżmy!”. Wciąż jednak nie było żadnych konkretnych planów działania. Wtedy właśnie, zupełnie niezależnie, wśród ludzi, którym los stada nie jest obojętny, narodziły się różne pomysły na realną pomoc dla tych zwierząt.

W piątek 24 maja w Warszawie została zorganizowana demonstracja w obronie wolnych krów. Tego samego dnia, w Ciecierzycach, na łące nieopodal stada, rozbite zostało miasteczko namiotowe i powstał Obóz dla Krów monitorujący na bieżąco sytuację na miejscu. Kilka dni wcześniej w internecie ruszyła akcja zbierania podpisów pod ogólnopolską, a następnie międzynarodową petycją sprzeciwiająca się wyrokowi śmierci.

Decyzja o zabiciu stada była irracjonalna pod wieloma względami. Przede wszystkim oburzenie budziło to, że zwierzęta te miały stracić życie z powodu całego ciągu zaniedbań ludzi. Nie możemy „karać” krów za nieodpowiedzialność właścicieli ani tym bardziej za opieszałość działań inspekcji weterynaryjnej i służb państwowych, które pozwoliły na to, aby stado przez tyle lat pozostawało bez kontroli, pomimo licznych skarg okolicznych mieszkańców.

fot. Ela Radzikowska/ www.eradzikowska.com

Różne środowiska połączyły się w walce o wspólny cel. To bardzo optymistyczne, bo zwierzęta gospodarskie i rzeźne rzadko kiedy wzbudzają u ludzi aż takie emocje i empatię. A jednak! Krowy, które wyrwały się spod systemowej biurokracji i zaczęły wieść życie po swojemu, zyskały sympatię całej Polski.
Zyskały również sympatię części polityków. Za darowaniem im życia wstawił się m.in. prezydent Andrzej Duda, a także prezes PiS Jarosław Kaczyński. Po tych interwencjach temat przyszłości statda powrócił i możliwe były dalsze negocjacje. Nieocenioną pracę wykonało Polskie Towarzystwo Etyczne, które od samego początku uczestniczyło w mediacjach oraz walczyło o wolne krowy na płaszczyźnie prawnej. Aktywiści osiągnęli swój cel. Minister rolnictwa wycofał decyzję o zutylizowaniu zwierząt. Zamiast tego zdecydował jednak, by całe stado trafiło do państwowego gospodarstwa na czas kwarantanny, a następnie zostało… sprzedane rolnikom.

Nie zadowoliło to opinii publicznej. Większość nie wyobrażała sobie, jak można te wolne, urodzone na otwartej przestrzeni i nieznające innego życia zwierzęta zamknąć w oborach i wtłoczyć do systemowej machiny wyzysku. Wygraliśmy dla nich życie, nadszedł więc czas, aby zawalczyć o godną przyszłość w rezerwacie Czarnocin.

10 czerwca 2019 r. – ten dzień zapamiętają chyba wszyscy, którzy przyjechali wesprzeć Obóz dla Krów. Dwa dni wcześniej dostaliśmy nieoficjalną informację, że w niedzielę planowana jest budowa leja, aby spędzić stado do ciężarówek i wywieźć do państwowego gospodarstwa. Dla tych krów byłby to prawdziwy horror. W panice krowy wzajemnie by się tratowały, a cielaki i krowy cielne nie miałyby szans tego przetrwać. Miało do tego dojść w poniedziałek, jak tylko zacznie świtać.

Tego dnia obóz został wręcz zalany przez ludzi gotowych na wszelkie możliwe sposoby bronić naszego stada, naszych krów. Jednocześnie nastąpiły bardzo istotne zmiany prawne, ponieważ właściciel stada przepisał własność zwierząt na Biuro Ochrony Zwierząt. Z powodu zamętu informacyjnego osoby będące w obozie przeżyły jednak bardzo dużo stresu, zwłaszcza uniemożliwiając quadom wjazd na teren, gdzie przebywały krowy. Los stada wciąż był niepewny, nie było wiadomo, czy zaganianie zwierząt się odbędzie, a jeżeli tak, to w jaki sposób. Bardzo wysoka temperatura, plan gonienia krów quadami, a także badanie wykonywane na polu przez rolnika nieprzychylnego naszej sprawie i niewpuszczającego na swój teren działaczy, to wszystko powodowało bardzo napiętą atmosferę, w której jedyne, co mogliśmy zrobić, to po prostu czekać na rozwój wydarzeń.

Na szczęście prawne przejęcie stada przez BOZ wstrzymało planowane działania wobec zwierząt i pozwoliło ludziom w obozie odetchnąć z ulgą, chociaż nie spowodowało to zaniechania patroli mających na celu kontrolę stada. Podjęte przez BOZ próby rozmowy z powiatową inspektor weterynarii nie przyniosły oczekiwanych rezultatów.

fot. Ela Radzikowska/ www.eradzikowska.com

Fala ciągłych zmian popchnęła warszawskich działaczy do zorganizowania drugiej demonstracji w Warszawie, pod siedzibą Ministerstwa Rolnictwa i Rozwoju Wsi. Tym razem postulatem nie było już jedynie darowanie wolnym krowom życia, lecz przede wszystkim zapewnienia im godnej przyszłości i odpowiedniego dobrostanu w Rezerwacie Czarnocin.

Tego samego dnia, w którym odbyła się druga demonstracja, Polskie Towarzystwo Etyczne przystąpiło do kolejnych rozmów z przedstawicielami rządu. Zapadła decyzja o pozostawieniu organizacjom zaangażowanym w sprawę krów wolnej ręki w kwestii docelowego miejsca pobytu zwierząt pod warunkiem spełnienia wymogów weterynaryjnych, takich jak zapewnienie im odpowiedniego schronienia przed warunkami atmosferycznymi, opieki weterynaryjnej czy też ogrodzonych pastwisk. Oznacza to dokładnie tyle, że całe stado wolnych krów, po przebadaniu i zakolczykowaniu, zostanie przeniesione do Gospodarstwa Ekologicznego „Rezerwat Czarnocin”, gdzie w spokoju i w naturalnym środowisku będą mogły dożyć końca swoich dni. Obóz dla Krów wciąż działa. Trzeba pilnować stada, dopóki ostatnie zwierzę nie stanie na czarnocińskich łąkach.

fot. Ela Radzikowska/ www.eradzikowska.com

Jednocześnie ruszyła prowadzona przez Klub Gaja zbiórka pieniędzy, której patronuje PTE. Całość zebranych funduszy przeznaczona zostanie na zbudowanie kopla i poskromu do badań na polu, na którym przebywają zwierzęta, aby uniknąć zbędnego i niebezpiecznego przeganiania ich. Poza tym pieniądze zostaną przeznaczone na badanie krów, ich kolczykowanie, obsługę weterynaryjną, szczepienia, korekcję racic, kastrację buhajów, a także transport do Czarnocina. Jak można się łatwo domyślić, państwo, które bez zbędnych formalności zadecydowało o przekazaniu 350 tys. zł na utylizację zwierząt, nie ma zamiaru dołożyć ani złotówki do ich badań i zapewnienia im dobrostanu.

Sprawa wolnych krów z gminy Deszczno, fenomen istnienia takiego stada, a także heroiczna walka o nie wielu różnych ludzi zwróciły uwagę na to, że zwierzę gospodarskie również ma swoje prawa. Idea praw zwierząt to naturalne następstwo rozwoju naszego społeczeństwa. Teraz, kiedy wiemy, że oprócz ludzi, istnieją także inne istoty zdolne odczuwać ból, przeżywać emocje, doświadczać myśli i tworzyć relacje społeczne, wiemy także, że dyskryminacja i brak szacunku nie dotyczy jedynie naszego gatunku. To sprawia, że jesteśmy im winni ochronę i sprzeciw wobec wyzysku. Poszanowanie innych istot powinno być uważane za osiągnięcie, a nie ograniczenie.

Uprzedmiotowienie zwierząt, globalizacja okrucieństwa i uprzemysłowienie hodowli sprawiły, że w ludzkiej świadomości zwierzęta przestały być żywymi istotami, a stały się jedynie towarem i rzeczą. Wolne krowy zjednoczyły nas w sprzeciwieniu się temu ustalonemu porządkowi. Uświadomiły wielu ludziom, że zwierzę nie jest rzeczą i należy mu się szacunek oraz ochrona.

  • Notka od autorki: tekst powstał w lipcu 2019 r. i przedstawia stan aktualny na ten moment)
  • Tekst: Kaja Karczewska
  • Tekst ukazał się w numerze 9/2019 Magazynu Vege