Pierwszy miesiąc prenumeraty cyfrowej za 5 złzamawiam

Logowanie

Pomoc zwierzętom obciąża psychikę

sierpień 30 2019

Zespół stresu pourazowego, depresja, a nawet próby samobójcze to problemy, które często dotykają osób pracujących ze zwierzętami i niosących im pomoc, w tym weterynarzy. Dlaczego?

Praca ze zwierzętami. Czy może być coś bardziej przyjemnego? Głaskać radosne pieski i puchate kotki przez cały dzień to lepsze niż nuda siedzenia za biurkiem… Takie wyobrażenia ma wiele osób, a media często je powielają. Niestety, są całkowicie błędne. Owszem, praca ze zwierzętami może dawać mnóstwo satysfakcji i być źródłem spełnienia oraz przyjemności, szczególnie kiedy efekty są widoczne i wymierne. Równie często jednak wiąże się z nią ogromny stres, który może prowadzić do zaburzeń nastroju, depresji i myśli samobójczych. Tak wygląda jej druga, ciemniejsza strona.

Zespół stresu świadka

O samobójstwach wśród lekarzy weterynarii mówi się od pewnego czasu coraz częściej. W zagranicznych mediach temat stał się głośny w 2014 roku, kiedy Sophia Yin, znana lekarka weterynarii, zwierzęca behawiorystka, autorka książek i propagatorka metody pozytywnego treningu psów, popełniła samobójstwo w wieku 48 lat. Wtórny zespół stresu pourazowego (ang. secondary traumatic stress disorder, STSD) przytaczany jest w wielu artykułach jako jedna z przyczyn depresji u lekarzy weterynarii.

Wtórny zespół stresu pourazowego (określany również jako zmęczenie współczuciem, ang. compassion fatigue) jest zaburzeniem podobnym do zespołu stresu pourazowego, nie wywołuje go jednak bezpośrednie przeżycie traumatycznego wydarzenia, lecz bycie świadkiem takiego wydarzenia. Innymi słowy jest to stres spowodowany towarzyszeniu innym w ich cierpieniu. Zaburzenie to występuje u osób związanych zawodowo z pomaganiem innym, a pierwszy raz zostało rozpoznane i opisane u pielęgniarek.

Choć nie pojawia się jako osobna jednostka w znanych klasyfikacjach chorób, jak ICD-10 czy DSM-5, STSD opisywany jest od dość dawna w literaturze. Do najczęstszych objawów należą: uczucie przytłoczenia cierpieniem innych (ludzi lub zwierząt), obwinianie za nie innych ludzi, brak kontroli nad emocjami lub skrywanie ich, zmęczenie fizyczne i psychiczne, poczucie beznadziejności i bezsilności, utrata radości życia, zaniedbywanie swoich obowiązków w pracy. Często dochodzą także kłopoty z koncentracją, bezsenność, koszmary senne, zaniedbywanie siebie, nadużywanie alkoholu bądź narkotyków.

Jessica Dolce, terapeutka pracująca z osobami dotkniętymi STSD, opisuje to w ten sposób: „Zmęczenie współczuciem to po prostu ryzyko zawodowe w pracy ze zwierzętami, niezależnie od tego, czy siedzisz za biurkiem, sprzątasz klatki, czy też jesteś znanym weterynarzem. Nasza praca wymaga współczującego i skutecznego działania w odpowiedzi na nieustaną potrzebę pomocy zwierzętom, które cierpią”.

Lista frustracji

Stosunkowo niedawno zaczęto dostrzegać częstsze występowanie depresji w grupie osób pracujących na rzecz zwierząt oraz potrzebę przeciwdziałania temu zjawisku. Dostępne badania dotyczą głównie lekarzy weterynarii, brakuje niestety danych dotyczących innych „zwierzęcych” zawodów. Nie udało mi się znaleźć statystyk odnośnie wypalenia zawodowego i depresji wśród asystentów, techników weterynarii, behawiorystów zwierzęcych, pracowników i wolontariuszy pracujących w schroniskach dla zwierząt i fundacjach działających na rzecz zwierząt, inspektorów ds. ochrony zwierząt i innych profesji.

Niejednokrotnie jednak słyszy się pojedyncze historie wskazujące, że problem ich również  dotyczy. Osoby pomagające zwierzętom, pracujące w fundacjach i schroniskach dla zwierząt zmagają się regularnie z trudnymi sytuacjami. Cierpiące zwierzęta, które wymagają natychmiastowej pomocy, coraz powszechniejsza bezdomność i porzucenia, permanentny brak miejsca i domów opieki tymczasowej, brak pieniędzy na działalność i pomoc, interwencje w przypadkach znęcania się nad zwierzętami… Tę listę można kontynuować bardzo długo.

Praca weterynarza to także wiele okazji do frustracji. To trudny i wymagający zawód. Oprócz ciągłego podnoszenia kwalifikacji od lekarzy weterynarii wymaga się umiejętności komunikacji z opiekunami zwierząt i współpracownikami, dużego zaangażowania, zdolności do pracy pod presją czasu i w stresie oraz radzenia sobie z porażkami. Oprócz zwierząt, które „dobrze się leczą”, są takie, którym nie da się pomóc lub jest to bardzo trudne. Niekiedy nie da się stwierdzić, czy można było zrobić coś więcej, żeby zwierzę uratować. Strata pacjenta jest traumatycznym przeżyciem. Są też sytuacje, w których zwierzęciu dałoby się pomóc, ale jego opiekun nie decyduje się na leczenie – z powodów finansowych czy innych.

Niestety pracownicy przychodni weterynaryjnych mają z nimi do czynienia bardzo często. Oprócz powyższych przyczyn można wymienić również inne – samodzielne prowadzenie leczniczy, niskie płace, brak uznania dla posiadanej wiedzy, wygórowane oczekiwania klientów, praca po godzinach – to często chleb powszedni.

Czasami leczenie jest na tyle trudne, że trzeba podjąć większy wysiłek, uzupełnić swoją wiedzę, podnieść kwalifikacje. Niekiedy problem nie polega wcale na braku współczucia czy też wypaleniu zawodowym, lecz leży na zupełnie innej płaszczyźnie – może to być zmaganie się z trudnym ludzkim klientem, nieodpowiednim miejscem pracy czy współpracownikami. Wielu lekarzy zwraca uwagę na to, że sprowadzanie wszystkiego do zmęczenia czy wypalenia zawodowego jest błędem i utrudnia znalezienie prawdziwej przyczyny i rozwiązanie problemu.

Co ciekawe, największy stres zdaje się występować w pracy ze zwierzętami towarzyszącymi. Według niezależnych badań tylko połowa lekarzy twierdzi, że wybraliby ten zawód ponownie. I rzeczywiście, wielu z nich rezygnuje z zawodu i wybiera inne zajęcia.

Trudne dylematy

Nieczęsto w dyskusji słychać głosy poruszające kwestię postawy etycznej lekarzy weterynarii. Łacińska sentencja z kodeksu etyki weterynaryjnej Sanitas animalium pro salute homini (przez zdrowie zwierząt do zdrowia człowieka) nie pozostawia wątpliwości, co jest nadrzędnym celem działalności weterynaryjnej – jest nim troska o zdrowie człowieka. Zwierzęta nie są celem samym w sobie, a jedynie środkiem do celu lub – jak kiedyś usłyszałem z ust znajomej zootechniczki – zwierzęta są jedynie narzędziem, które człowiek od dawna wykorzystuje do osiągania swoich celów.

Profesor Andrzej Elżanowski w tekście „Moralność naukowców eksperymentujących na zwierzętach (Przegląd Filozoficzny, 94(2), 2015) porusza również temat etyki lekarzy weterynarii. Z przytaczanych badań wynika, że w toku studiów osłabieniu ulega empatia i więź ze zwierzętami, jak również wzrasta lekceważenie ich cierpienia, co jest szczególnie widoczne u osób planujących pracę ze zwierzętami gospodarskimi.

Studenci nie są podczas studiów uczeni rozwiązywania pojawiających się w późniejszej pracy dylematów moralnych, brak również odpowiedniej koncentracji na zagadnieniach dobrostanu zwierząt.
W innym artykule („Potrzeba efektywnego kursu etyki w kształceniu lekarzy weterynarii”, Życie Weterynaryjne, 92(6), 2017) ten sam autor wskazuje na liczne badania, które potwierdzają, że w toku studiów bez nauczania etyki, następuje regres moralny widoczny wraz z postępem studiów. Ma to z pewnością duży wpływ na trudności w przyszłej pracy.

By oddać w pełni skomplikowaną sytuację, należy wziąć pod uwagę także wszechobecne w społeczeństwie użytkowe podejście do zwierząt. U osób wrażliwych moralnie czynniki te sprawiają, że do trudności zawodu dochodzi dyskomfort funkcjonowania w systemie, w którym uprzedmiotowienie i wyzysk zwierząt stały się de facto obowiązującą normą, jego integralnym elementem. Ambiwalentny stosunek do zwierząt w ogóle (dzielenie ich na zwierzęta towarzyszące, użytkowe, rzeźne, szkodniki) i konieczność odnalezienia się w tym podziale są być może jakąś fundamentalną przyczyną psychicznego rozbicia w pracy ze zwierzętami. Rozwiązaniem staje się zobojętnienie, utrata empatii i przywdzianie „grubszej skóry”.

Depresja weterynarza

W Polsce zagadnienie depresji w środowisku weterynaryjnym nie doczekało się na razie obszerniejszego opracowania. Choć wielu lekarzy przyznaje, że wśród ich kolegów po fachu zdarzają się samobójstwa, dotychczas często zjawisko to było uważane za marginalne. Pewnych danych dostarcza serwis Vetnolimits – firma założona przez lekarzy weterynarii, która zajmuje się m.in. edukacją w zakresie zdrowia psychicznego i umiejętności miękkich w weterynarii. Na podstawie ankiet wśród studentów weterynarii z Polski zespół Vetnolimits ustalił, że 23,1 proc. z nich ma zdiagnozowane zaburzenia nastroju, w tym także zaburzenia lękowe. Według innych badań przeprowadzonych w 2018 roku wśród lekarzy weterynarii 12,6 proc. miewa myśli samobójcze, a 3,6 proc. ma je często. Aż 21,4 proc. pytanych weterynarzy odpowiedziało, że ma za sobą epizod planowania samobójstwa.

W porównaniu ze średnią w populacji lekarze weterynarii mają istotnie wyższe ryzyko popełnienia samobójstwa. Z najnowszego badania opublikowanego w tym roku przez amerykańskie Centra Kontroli i Prewencji Chorób (CDC) wynika, że mężczyźni w zawodzie lekarza weterynarii dzielą ryzyko 2,1 raza większe niż reszta populacji, kobiety zaś 3,5 raza. Przy czym dodać należy, że zawód ten częściej wykonują kobiety (60 proc.), a feminizacja w weterynarii stale rośnie. Badania przeprowadzono, analizując kartoteki zgonów 11620 osób i przypadki samobójstw w Stanach Zjednoczonych w latach 1979–2015.

Osoby dotknięte depresją z reguły przez długi czas funkcjonują pozornie dobrze. Często nawet najbliższe otoczenie nie dostrzega niepokojących sygnałów, a one same nie zauważają, kiedy prozaiczna melancholia codzienności przeradza się w poważną chorobę. W wielu przypadkach do tragicznej decyzji dochodzi wskutek pogłębiającej się depresji oraz równoczesnego nagromadzenia się życiowych problemów. Czasami samobójstwo jest długo i starannie planowane, o wiele częściej jednak dochodzi do niego pod wpływem impulsu. Nie jest tajemnicą, że łatwy dostęp do śmiercionośnych leków, jaki mają lekarze weterynarii, sprawia, że wielu z nich wybiera właśnie taki sposób rozstania się z życiem.

Coś trzeba zrobić

#4EyesSaveLives to inicjatywa stworzona przez dr. Andy’ego Roarka po samobójstwie jednego z jego kolegów. W ankiecie przeprowadzonej przez niego wśród 8 tys. pracowników klinik weterynaryjnych 71 proc. przyznało, że ma swobodny dostęp do leków podlegających kontroli, w tym środków do przeprowadzania eutanazji.

Propozycja dr. Roarka polega na wprowadzeniu zasady dostępu do tych środków wyłącznie w obecności drugiej osoby, co według niego może zapobiec wielu dramatom. Według dostępnych danych 2/3 kobiet i 1/3 mężczyzn wśród weterynarzy do popełnienia samobójstwa użyła środków farmaceutycznych, przeważnie z grupy barbituranów. Większość prób samobójczych podejmowana jest pod wpływem nagłej, emocjonalnej decyzji. Często już samo odłożenie takiej decyzji w czasie i przemyślenie jej sprawia, że osoba taka odstępuje od swoich zamiarów. Przerwanie lub odwleczenie próby samobójczej poprzez uniemożliwienie zrealizowania impulsu użycia śmiertelnych leków może zatem uratować komuś życie.

Powszechnie podnoszoną kwestią jest fakt, że lekarze weterynarii mają wiedzę naukową i techniczną, nikt jednak nie uczy ich zasad współpracy w zespole, umiejętności potrzebnych w komunikacji z klientem czy radzenia sobie z problemami psychologicznymi. W wielu krajach dostępne są już szkolenia przeznaczone dla pracowników lecznic i osób zajmujących się pomocą zwierzętom. Są one okazją, żeby nauczyć się wspólnej pracy, komunikacji z kolegami i z klientami, a także innych kompetencji miękkich, radzenia sobie ze stresem i osłabieniem empatii oraz sposobów przeciwdziałania wypaleniu zawodowemu.

W pracy ze zwierzętami bardzo trudnym zadaniem jest ustalenie granicy, gdzie kończy się życie zawodowe a zaczyna życie prywatne. Wiele osób nie traktuje swojego zajęcia jak pracy, jest to dla nich wręcz rodzaj powołania. Wiele jest wolontariuszami, są nieustannie gotowi pomagać, są zawsze do dyspozycji zwierząt i niekiedy zatracają się całkowicie w tym zajęciu. Pracę przynoszą do domu, stale o niej rozmyślając, wypełnia ona całe ich życie. Lekarze dają klientom swój numer telefonu, sprawdzają pocztę, kiedy są już po pracy. Uzależnienia, depresja, rozchwianie emocjonalne są często naturalną konsekwencją takiego trybu życia. W terapii ważne jest wytyczenie jakichkolwiek granic – żeby dać sobie czas na odpoczynek. Może to być choćby zasada nieodbierania telefonów lub niesprawdzania poczty po pracy. Wydaje się, że to niewiele, jednak może pomóc zachować dystans i odzyskać nadwątloną równowagę psychiczną.