Pierwszy miesiąc prenumeraty cyfrowej za 5 złzamawiam

Logowanie

Z wizytą w rezerwacie słoni

lipiec 29 2019

Elephant Nature Park to miejsce, w którym możesz słonie poznać, a nie tylko zobaczyć. Dlaczego warto się tam wybrać? Jak być świadomym turystą i nie przykładać się do cierpienia tych wielkich ssaków?

Odkąd pamiętam, słonie zajmowały szczególne miejsce w moim sercu. Największe zwierzęta stąpające po Ziemi, majestatyczne i piękne, budziły we mnie wielki szacunek i ciekawość. Pewnego dnia zobaczyłam w telewizji, jak giną z rąk kłusowników. Zabite dla zysku na oczach swoich dzieci. Do dziś nie mogę wymazać z pamięci widoku pozbawionych ciosów, martwych ciał tych wspaniałych zwierząt. Stąd moja wizyta w tym wspaniałym miejscu schronienia dla słoni.

fot. Paula Jeżak

Niezrozumienie dla okrucieństwa popchnęło mnie do pogłębienia wiedzy na temat sytuacji słoni. Gdy dowiedziałam się o nich więcej, stały się moimi ulubionymi zwierzętami. Niestety ciągle pozostają zagrożone wyginięciem, zarówno w Afryce przez masowe polowania dla kości słoniowej, jak i w Azji, gdzie wciąż są wykorzystywane do morderczej pracy.

Pozwól, że opowiem ci o kilku istotnych sprawach dotyczących słoni. Gdy raz o nich przeczytasz, nigdy nie zapomnisz. Co więcej, może to właśnie słonie staną się twoimi ulubionymi zwierzętami.
Kiedy myślimy o słoniu, na myśl przychodzi nam przeogromne zwierzę, które nie boi się niczego.

Najczęściej widujemy je w filmach przyrodniczych. Jeśli mamy szansę zobaczyć je na żywo, to niestety zazwyczaj w zoo lub co gorsza w cyrku. Co musi się stać, aby to dzikie, z natury nieustraszone zwierzę podporządkowało się człowiekowi? Czego nie wiemy o słoniu, który posłusznie dźwiga na swoich plecach ciężką, drewnianą konstrukcję zapełnioną ludźmi? Co musiał przejść mały słonik, który trzyma w trąbie pędzel i maluje dla turystów obraz?

Większość słoni azjatyckich

żyje obecnie w niewoli. W krajach takich jak Tajlandia ich właściciele wciąż czerpią znaczące zyski z przemysłu turystycznego, cyrków i nielegalnej wycinki drzew, przy której w okrutny sposób zwierzęta te zmusza się do pracy. Większość z nas, wybierając się na wakacje do Azji, gdzie słonie są ważną częścią kultury i często obowiązkowym punktem wycieczki, nie jest świadoma, jak naprawdę wygląda ich życie i w jaki sposób przyczyniamy się do ich cierpienia, płacąc za atrakcje z ich udziałem.

Informacje o sposobie tresowania słoni są przed nami celowo ukrywane, warto jednak poświęcić trochę czasu na research, aby podjąć świadomy wybór, w jakim miejscu chcemy spotkać słonie podczas wakacji w Azji. Mimo że wiele ze słoniowych parków reklamuje się jako przyjazne słoniom czy nawet chroniące gatunek, w rzeczywistości większość z nich działa przeciwnie. Małe słonie są siłą odbierane od matek i zmuszane do ciężkiej pracy. Pracują też chore i ciężarne zwierzęta. Aż umrą. Praca taka to często cały dzień na pełnym słońcu bez odpowiedniej ilości jedzenia i wody, nie ma też mowy o całodniowym podjadaniu liści, jak to się dzieje w naturalnym środowisku słonia.

fot. Paula Jeżak

Na wolności żyją 70–80 lat, budując, tak jak my, pełne miłości i przywiązania więzi na całe życie. Wypijają kilkaset litrów wody dziennie, większość część dnia poświęcają na jedzenie, śpią pod okiem swojej rodziny 4 godz. na dobę. Słonie to jedne z najinteligentniejszych i najbardziej rozwiniętych emocjonalnie zwierząt, które potrafią kochać czy czuć żałobę. Te największe na świecie zwierzęta lądowe tworzą trwałe, długowieczne rodziny, pełne wzajemnej troski i współczucia.

Co się dzieje, gdy są wyłapywane do niewoli i tam spędzają całe swoje życie? W Tajlandii, aby zmusić to dzikie zwierzę do poddania się człowiekowi, stosuje się powszechnie praktykę zwaną phajaan: małe słonie zamyka się w klatkach i torturuje poprzez wiązanie wszystkich kończyn liną oraz kłucie ostrym hakiem aż do wycieńczenia zwierzęcia i jego całkowitego poddania się człowiekowi. Po takich praktykach mały słoń nie poznaje więcej swojej matki. Jest złamany i może już służyć człowiekowi jako niewolnik.
Mimo że słonie są bardzo silne, naturalnie nie są przystosowane do pracy, jakiej się od nich wymaga w obozach trekkingowych. Po wielu latach wożenia ludzi na grzbiecie słonie mają poważne problemy z kręgosłupami, połamane miednice, uszkodzone kości.

Nietrudno sobie wyobrazić, jakiego rodzaju tresurę musi przejść słoń, aby wykonywać nienaturalne dla siebie zachowania, jak np. bardzo ostatnio modne pokazy malowania obrazów czy inne cyrkowe sztuczki. Co najgorsze, brutalną procedurę phajaan stosuje się też poza Tajlandią. Od Hollywood aż po Indie słonie doświadczają tego samego, tylko pod innymi nazwami.

fot. Paula Jeżak

Trzeba być świadomym tego, że wszystkie słonie, na których można jeździć lub które wykonują nienaturalne czynności, przeszły w młodości procedurę „łamania ducha”. Korzystając z atrakcji z ich udziałem, płacimy za tych cierpienie wspaniałych i uduchowionych zwierząt.

Sangdeaun „Lek” Chailert pokazuje, że nie musi tak być. Jej przydomek po tajsku oznacza „mała”, co odnosi się jednak tylko do jej niewielkiej postury. Gdy jeszcze jako nastolatka po raz pierwszy zobaczyła obóz trekkingowy dla słoni, postawiła sobie za cel walkę z okrucieństwem i niesprawiedliwym traktowaniem zwierząt, które tak jak my zasługują na miłość i szczęście. Założyła Save Elephant Foundation na rzecz ochrony słonia azjatyckiego i otworzyła sanktuarium dla uratowanych zwierząt pod nazwą Elephant Nature Park na północy Tajlandii. Do dzisiaj Lek walczy o poprawę ich losu w całej Azji. Ujmuje się zresztą także za innymi zwierzętami, podnosząc świadomość, zachęcając inne kraje do zmian oraz oferując wsparcie lokalnym społecznościom w zmianie podejścia do zwierząt. Jej bohaterska walka o prawa i lepsze warunki dla słoni, pomimo wielu sukcesów, nie jest łatwą drogą.

Słonie to w Tajlandii symbol narodowy,

mocno zakorzeniony w kulturze i gospodarce. Praca Lek spotyka się często z niezrozumieniem i jest uznawane za działanie na niekorzyść kraju i wbrew jego kulturze.

Jej determinacja sprawiła jednak, że sytuacja słoni w Azji jest tematem obecnym w opinii publicznej na całym świecie. Została zresztą doceniona wieloma nagrodami i wyróżnieniami medialnymi. W 2010 roku Lek została przez sekretarz stanu Hilary Clinton uznana za jedną z sześciu Women Heroes of Global Conservation – bohaterek walczących o ochronę zwierząt i przyrody.

Lek ze swoją słoniową rodziną. Zdj. Save Elephant Foundation

Mimo wielu działań na rzecz zmiany prawa, rozmów z właścicielami słoni w innych regionach Tajlandii i licznych podróży Lek najczęściej spotkamy w Elephant Nature Park w towarzystwie uratowanych zwierząt, z którymi tworzy niesamowite więzi. Sposób, w jaki słonie zachowują się w jej towarzystwie, jest hipnotyzujący. Zobaczycie ją siedzącą ze stadem olbrzymów, które – jak twierdzi – są najdelikatniejszymi stworzeniami, jakie zna. Lek otacza wielkie, słoniowe nogi ramionami i śpiewa zwierzętom kołysanki. W ten sposób sprawia, że pomimo najsmutniejszych historii, jakie przeżyły, słonie potrafią pokochać człowieka.

Lek i jej mąż Darrick przyznają w rozmowie, że wszystkie przygarnięte słonie traktują jak najbliższą rodzinę, na równi z gromadą kotów i psów (które rywalizują o najlepsze miejsce w ich łóżku). Na pytanie, jak to w fundacji robią, że mimo wielkiego cierpienia, jakie codziennie muszą obserwować, mają siłę iść naprzód i wciąż walczyć, Darrick odpowiada: Nigdy nie rezygnujesz ze swojej rodziny. Lek zwraca się do każdego z uratowanych słoni po imieniu, a one odpowiadają, każdy w swoim, ale mimo to zrozumiałym dla obu stron języku. Kiedy tak ich obserwujesz, zdajesz sobie sprawę, że to pierwszy raz, kiedy widzisz prawdziwie szczęśliwego słonia.

Częścią pracy Lek jest odwiedzanie wciąż funkcjonujących na terenie całej Tajlandii obozów trekkingowych i rozmowy z właścicielami przetrzymywanych tam słoni. „Mała” próbuje przekonywać ludzi przemysłu turystycznego do zmiany działalności – tworzenia wolnych od przemocy schronisk dla zwierząt. Wiele z takich wizyt kończy się porażką, a z powodu ograniczonych funduszy Elephant Nature Park nie może uratować wszystkich słoni. Widok wykorzystywanych i krzywdzonych zwierząt Lek porównuje do zobaczenia zombie – pozbawionych duszy, która sprawia, że słoń jest słoniem.
Dzięki pracy Lek, jej męża i całej fundacji, turystyka bez przemocy staje się coraz powszechniejsza, a bardziej świadomi turyści unikają miejsc, w których zwierzęta są wykorzystywane. Misja Lek ma ogromny wpływ na sytuację słoni w Azji, a jej postulaty świadomej turystyki znalazły kontunuatorów na całym świecie. Inspiruje i pokazuje, że głos każdego z nas ma znaczenie.

Wybierając się na wakacji do Tajlandii, wiedziałam już bardzo dużo o sytuacji słoni, a wizyta w sanktuarium stworzonym przez Lek była głównym punktem mojej wycieczki. Choć miałam ogromne oczekiwania, miejsce to i tak przerosło moje najśmielsze marzenia. Będąc tam, po prostu czujesz, że wszystko jest na właściwym miejscu, nic nie musisz robić, tylko być i odczuwać.

Położone w środku dżungli schronisko

to jednak dużo więcej niż bajeczny krajobraz, to przede wszystkim klimat i dusza, którą tworzą wszystkie zgromadzone tu istoty. To dom dla 66 słoni, ponad 400 psów i 300 kotów, ocalonych krów, świń i innych zwierząt, które żyją w harmonii razem z ludźmi o wielkich sercach. Lek i Darrick tworzą je od wielu lat, zapraszając przyjezdnych z całego świata do zanurzenia się w tym doświadczeniu na dzień, dwa lub tydzień. Jeśli chcielibyście przyjechać do parku na wolontariat, polecam wybranie pobytu na minimum kilka dni.

W tym czasie poznacie historie mieszkających tu słoni, będziecie przygotowywać posiłki dla tych nieradzących już sobie z samodzielnym rozgryzaniem surowych owoców i warzyw, pomożecie w drobnych pracach na terenie całego parku lub wyprowadzicie na spacer psy, które mieszkają w schronisku kilka kroków obok. W przerwach będziecie zajadać wegańskie pyszności na tarasie z widokiem na przechadzające się nieśpiesznie słonie (te roślinne, iście królewskie posiłki to naprawdę jeden z najlepszych momentów dnia!). Ponadto poprzytulacie się z kotami, które gdy robi się chłodno, szukają otwartych ramion, a codziennie rano będzie was budzić ryk słoni, które dają znać, że szkoda życia na sen! Jeśli lubicie wodę tak jak słonie, popluskacie się z nimi rzece, a popołudniami dowiecie się tylu ciekawych informacji na temat ich sytuacji, że po powrocie do domu już nigdy nie zwątpicie, że wszystko, co robimy dla zwierząt, ma sens!

fot. Paula Jeżak

Elephant Nature Park

wykupuje pokrzywdzone, schorowane słonie i zapewnia im przepełnione miłością, arbuzami i dyniami spokojne życie. Słoniowe sanktuarium położone jest na rozległym, dziewiczym terenie. Nie ma tu łańcuchów, haków czy bezsensownych ćwiczeń, każdy słoń może tu być tylko słoniem. Większość z nich jest chora lub pokaleczona, nie poradziłyby sobie na wolności, dlatego miejsce takie jak to umożliwia im spędzenie reszty życia w spokoju i pod pełną miłości opieką.

Lek uważa, że jest to jedyne lekarstwo na zło, którego doświadczyły w życiu – „Miłość potrafi leczyć. Dzięki niej świat staje się lepszy”. W taki sposób Lek buduje zaufanie u skrzywdzonych słoni, które trafiają do schroniska. Czasami potrzeba wielu na to lat. Jak jednak twierdzi Lek, jeśli je pokochasz, one zawsze pokochają Cię z nawiązką. „Mała” pokazuje, że istnieje alternatywa dla wciąż odwiedzanych przez turystów okrutnych miejsc, które zarabiają na wykorzystywaniu zwierząt. Nie przejedziesz się tu na słoniu, ale będziesz mógł doświadczyć towarzystwa tych wspaniałych zwierząt, stojąc obok, ciesząc się ich wolnym od przemocy, szczęśliwym życiem. Pobyt tutaj był najwspanialszym przeżyciem, jakie mogłam sobie wymarzyć i tylko utwierdził mnie w przekonaniu, że wszystkie zwierzęta zasługują na nasz szacunek i opiekę. Każde z nich ma swoją historię i swój charakter, każde z nich jest indywidualną istotą, która potrafi kochać i czuć tak jak my.

Lek, Darricku, dziękuję Wam za całą Waszą pracę i serce, które dajecie wszystkim naszym braciom mniejszym (i większym). Dzięki Wam wciąż mam nadzieję. Wizyta w słoniowym raju sprawiła, że nigdy o tym nie zapomnę i nigdy się nie poddam.

Elephant Nature Park – informacje praktyczne

  • Kiedy jechać?
    Najlepiej od listopada do lutego, unikniesz w ten sposób pory deszczowej i największych upałów.
  • Gdzie?
    Około 60 km od Chiang Mai. Do Chiang Mai w łatwy sposób dolecisz samolotem, a z miasta fundacja prowadzi zorganizowane transporty do Parku.
  • Za ile?
    Koszt pobytu na 7 dni to 12 000 baht, czyli około 1300 zł. W cenę wlicza się zakwaterowanie (w dużym, dwuosobowym pokoju z widokiem na słonie!), trzy posiłki dziennie w formie pysznego wegańskiego bufetu, transport i codziennie atrakcje. Cała kwota stanowi darowiznę na rzecz fundacji, dzięki której możliwe jest funkcjonowanie schroniska, wyżywienie zwierząt i najbardziej kosztowne lekarstwa.
  • Jak zarezerwować?
    Pobyt na dowolną liczbę dni (w grę wchodzi także wizyta na pół dnia) zarezerwujesz na stronie www.elephantnaturepark.org
fot. Paula Jeżak

 

  • Tekst: Paula Jeżak
  • Paula Jeżak: od lat zaangażowana w ochronę przyrody i działania na rzecz zwierząt. Zawodowo działa w marketingu online i social media. Na co dzień odkrywa wegańskie smaki, dzieli kanapę z dwoa psami i odkłasa na wymarzoną podróż do adopotowanego slonia w Kenii
  • Tekst ukazał się w numerze 7-8.2019 magazynu Vege