Pierwszy miesiąc prenumeraty cyfrowej za 5 złzamawiam

Logowanie

Oszczędzać z głową

lipiec 29 2019

Wydajemy pieniądze, jakby jutra miało nie być. A gdy jutro jednak nadchodzi, jesteśmy spłukani. Jak to przerwać i zacząć oszczędzać?

Według przeprowadzonego jesienią 2018 roku badania BGŻ BNP Paribas niemal 90 proc. Polaków uważa, że „odpowiedzialny człowiek powinien oszczędzać pieniądze z myślą o przyszłości”. Jednocześnie stopa oszczędności w naszym kraju (wskaźnik określający procent dochodu odkładanego przez przeciętnego rodaka) wynosi zaledwie około 2 proc.

Co prawda wartość ta nieznacznie wzrosła w ostatnich latach, ale wciąż pozostajemy daleko w tyle nie tylko za krajami skandynawskimi czy Niemcami, gdzie indeks ten wynosi 10–20 proc., lecz także za innymi państwami środkowoeuropejskimi, takimi jak Czechy czy Węgry. I nie jest to pochodna niskich dochodów: nasze zarobki systematycznie rosną od czasu transformacji ustrojowej, a jednak wartość stopy oszczędności przez większość tego okresu spadała, by odbić się od dna zaledwie kilka lat temu.

Okazuje się też, że jeśli Polacy oszczędzają, to najczęściej nieregularnie, wpłacając nadwyżki z domowego budżetu na lokaty czy inwestycje. Świadczy to o ty, że budowanie oszczędności nie jest priorytetem względem konsumpcji. Odkładamy, „jeśli się uda”, a ważniejsze wciąż jest dla nas wydawanie. Zresztą według opublikowanego wiosną 2018 roku raportu ING Banku 62 proc. Polaków uważa, że zamiast oszczędzać lepiej wydawać. A przecież brak oszczędności powoduje, że w razie jakiegokolwiek wypadku czy niekorzystnego zdarzenia losowego (utrata pracy, choroba członka rodziny itp.) pozostajemy bez środków do życia. Jak zabezpieczyć się na czarną godzinę, żeby nie dać się zaskoczyć? Wystarczy podjąć kilka prostych kroków, a oszczędzanie wcale nie będzie przykrym obowiązkiem!

Gdzie oszczędzać?

Początkujący stają przed dylematem: czy odkładać pieniądze w skarbonce, na koncie, przelewać na rachunek oszczędnościowy czy może założyć lokatę? Odpowiedź jest prosta: gdziekolwiek, byle nie mieć do tego miejsca zbyt łatwego dostępu, żeby nie kusiła nas możliwość szybkiego sięgnięcia po to, co odłożyliśmy.

Co to oznacza w praktyce? Jeżeli lubimy widzieć postęp i często mamy przy sobie gotówkę, to odkładajmy ją początkowo do skarbonki. Ale niech nie będzie to łatwa do otwarcia puszka czy słoik na drobniaki – postarajmy się o model bez ukrytej szufladki pozwalającej nam niepostrzeżenie wyciągnąć zaskórniaki. Powinniśmy zacząć oswajać się z myślą o tym, że oszczędności mają pozostać nietykalne do określonego czasu albo wystąpienia konkretnych, ustalonych zawczasu okoliczności.

Jeśli natomiast nie posługujemy się na co dzień banknotami i bilonem, to załóżmy konto oszczędnościowe w innym banku niż konto rozliczeniowe i tam przelejmy środki, abyśmy nie mogli w ciągu minuty przenieść ich z powrotem na swoje zwykłe konto. Nie chodzi o to, by całkowicie zablokować sobie dostęp do własnych oszczędności, ale by wyciągnięcie ich ze skrytki było na tyle trudne, by nas do tego zniechęcić. Wybierając konto oszczędnościowe w innym banku, na „odzyskanie” pieniędzy będziemy potrzebować przynajmniej jednego dnia roboczego, więc nie sięgniemy po nie pod wpływem impulsywnej decyzji o jakimś zakupie.

Skromne początki

Skoro już wiemy, gdzie będziemy gromadzić pierwsze oszczędności, to czas zacząć oszczędzać! Na początku ważniejsze od wpłacania wysokich kwot jest wyrobienie w sobie odpowiednich nawyków. Ustalmy, że przelewamy na rachunek oszczędnościowy małą kwotę zaraz po otrzymaniu każdej pensji, emerytury, stypendium czy zapłaty za zlecenie. Niech będzie to na początek np. 5 proc. wypłaty. Ważne, by „zachomikować” te pieniądze od razu po ich otrzymaniu, żebyśmy przez resztę miesiąca żyli tak, jakby ich nigdy nie było. 5 proc. dochodu to na tyle niewielka kwota, że nie musimy się martwić, że jej brak uderzy w nasz budżet domowy. Nawet przy bardzo małych przychodach 5 proc. mniej pieniędzy w kieszeni nie będzie wyraźnie odczuwalne.

Oczywiście jeżeli mamy już stałą pracę i nasze dochody są wyższe niż pensja minimalna, to powinniśmy spróbować odkładać od razu po 10 proc. wynagrodzenia.

Najważniejsze to wyrobić w sobie nawyk odkładania tych kilku, kilkunastu procent przychodu zaraz po jego wpłynięciu na konto.

Wypadki losowe

Ale na co chomikujemy te 5–10 proc. wynagrodzenia? Przygodę z oszczędzaniem powinniśmy zacząć od stworzenia funduszu awaryjnego. O co chodzi? Fundusz awaryjny to pula pieniędzy, które będziemy trzymać na koncie oszczędnościowym lub lokacie na wypadek nagłych zdarzeń losowych. Środków tych nie inwestujemy w akcje, obligacje czy fundusze, ponieważ chcemy mieć do nich relatywnie łatwy dostęp, żeby w razie nadejścia „czarnej godziny” móc je w ciągu kilku dni wyciągnąć.

Ile powinien wynosić fundusz awaryjny? Na początek postarajmy się odłożyć na nim równowartość naszych comiesięcznych dochodów. Już to będzie zbawienne w razie jakiegokolwiek wypadku losowego. Docelowo powinniśmy starać się uzbierać trzykrotność miesięcznych wydatków.

Zrozumieć swoje wydatki

Gdy mamy już wdrożony system comiesięcznego oszczędzania części pensji na fundusz awaryjny i życia jakbyśmy tych oszczędzonych pieniędzy nigdy nie otrzymali, czas przeanalizować wydatki. Często okazuje się, że pieniądze „rozpływają się”, a my ani nie wiemy na co ani nie odczuwamy z tych wydatków żadnej szczególnej korzyści czy przyjemności. To znaczy, że czas przyjrzeć się domowemu budżetowi.
Wiele osób twierdzi, że nie planuje wydatków, bo to zbyt restrykcyjne. Nie zauważają jednak, że plan budżetowy ma każdy z nas – czasem po prostu nad nim nie panujemy. Ale jeśli przyjrzeć się wydatkom z konta z ostatnich kilku miesięcy, to okazuje się, że działamy według pewnych nawyków i prawidłowości.
Poświęćmy godzinę na przejrzenie wyciągów z konta z ostatnich trzech, sześciu miesięcy i zachomikowanych w portfelu paragonów. Jaki obraz się z tego wyłania?

Zwróćmy uwagę na to:
• czy rozpoznajemy wszystkie wydatki,
• ile średnio wydajemy miesięcznie,
• które z tych wydatków są naprawdę niezbędne (np. czynsz, prąd, internet) i ile nas łącznie kosztują,
• czy wszystkie powtarzające się płatności (np. subskrypcje) są dla nas wciąż ważne i przydatne,
• na jakie kategorie możemy podzielić nasze wydatki (np. codzienne zakupy, wyjścia i rozrywka, przejazdy, prezenty),
• ile średnio wydajemy na poszczególne kategorie,
• czy te kwoty są rozsądne i czy jesteśmy z nich zadowoleni?

Po tej analizie może się okazać, że jesteśmy zaskoczeni tym, ile wydajemy na książki, słodycze, jedzenie na mieście czy przejazdy Uberem. I teraz musimy podjąć decyzję, czy jesteśmy z obecnych wydatków zadowoleni, czy może któreś z nich nie przynoszą nam korzyści współmiernych do kwot, które na nie poświęcamy. Pamiętajmy, że nie chodzi o to, by zrezygnować ze wszystkiego (bo taka metoda oszczędzania bardzo szybko stanie się udręką i wkrótce ją porzucimy), ale by wyeliminować z budżetu rzeczy, które nie są dla nas warte swojej ceny, a zaoszczędzone w ten sposób pieniądze przeznaczyć na coś, co przysporzy nam więcej korzyści.

Przydatne tricki

Polacy twierdzą, że ich wiedza finansowa jest zadowalająca i nie muszą jej zwiększać… Na pewno? Nie każdy musi znać się na giełdzie, ale wszyscy powinniśmy rozumieć i być w stanie porównać podstawowe produkty finansowe, takie jak konta bankowe (tzw. ROR-y), oszczędnościowe czy lokaty. Warto zaczerpnąć wiedzy z licznych poradników w serwisach finansowych i na blogach poświęconych niezależności finansowej i oszczędzaniu.

Dobrze też znać pewne triki, którymi możemy sami siebie (i swoich bliskich) zachęcić do oszczędzania. Są to głównie proste sztuczki wykorzystujące pewne cechy naszego umysłu, dzięki czemu postrzegamy oszczędzanie jako przyjemniejsze i mniej ograniczające.

Niektóre ciekawe pomysły to:
• oszczędzanie reszty z zakupów – otrzymaną w sklepie resztę gromadzimy i co jakiś czas wpłacamy cały zebrany bilon na konto oszczędnościowe;
• metoda pięciozłotówek – za każdym razem, gdy w sklepie otrzymamy w wydanej reszcie monetę o określonym nominale (np. 5 zł), odkładamy ją do skarbonki;
• oszczędzanie „końcówek” przelewów – to elektroniczny odpowiednik zbierania reszty z zakupów w słoiku: niektóre banki mają programy „skarbonek” czy „celów oszczędzania”, w ramach których wykonywane przez nas płatności są zaokrąglane np. do pełnych 10 zł i ta nadwyżka automatycznie wpłacana jest na konto oszczędnościowe;
• dzień lub tydzień bez zakupów – wyzwanie, w którym ustalamy okres, podczas którego nie będziemy nic kupować, i staramy się w tym czasie wykorzystać posiadane już produkty (np. zużywamy zalegającą z tyłu szafki kaszę, szykujemy kanapkę do pracy zamiast zjeść lunch na mieście, wypożyczamy książkę z biblioteki zamiast kupować);
• ograniczenie jednej kategorii wydatków – przez miesiąc próbujemy ograniczyć np. słodycze; po tym czasie możemy wrócić do poprzednich nawyków, ale dzięki wyzwaniu przekonamy się, czy na pewno jest to konieczne;
• lista życzeń – spisujmy na liście wszystkie produkty, które chcielibyśmy kupić a następnie… czekamy tydzień; jeśli po tym czasie wciąż uważamy, że powinniśmy coś zakupić, to zróbmy to; jednak zaskakująco często okaże się, że po kilku dniach wymarzona bluzka już wcale nie wydaje się taka niezbędna;
• płacenie gotówką – nasz mózg doskonale rozumie płacenie gotówką, ale wirtualne pieniądze na koncie lub karcie kredytowej w naszych umysłach nie powodują tak wyraźnego odczucia ponoszenia wydatku; warto czasem przejść na „dietę gotówkową”, żeby przypomnieć sobie, ile naprawdę wydajemy.

  • Tekst: Dorota Orzeszek
  • Tekst ukazał się w wydaniu 7-8/2019 magazynu Vege