To temat zupełnie obcy części naszych aktywistów – zwłaszcza tych, którzy troszczą się głównie o zwierzęta towarzyszące czy pracujące. Sprzeciwiamy się myślistwu jako rozrywce, hodowli zwierząt na futra, ale tak naprawdę większość z nas nie miała do tej pory okazji zadać sobie pytań, jak możemy przysłużyć się dla lepszego dobrostanu lisa, niedźwiedzia, wilka? Jak chronić zwierzęta mieszkające w miastach?
tekst: Weronika Książek, zdjęcia: stowarzyszenie Aniwel
Konferencja Dzikie zwierzęta wśród nas, zorganizowana 25 listopada przez Stowarzyszenie Aniwel, udzieliła odpowiedzi na te i na wiele więcej pytań. Zaproszeni prelegenci to merytoryczni eksperci – zarówno teoretycy i badacze, jak i praktycy, ratujący zwierzęta w ośrodkach rehabilitacji, pomagający im wrócić do dzikiego świata.
Wielkie wrażenie zrobił na mnie wykład doktor Dominiki Dzwonkowskiej z Instytutu Zrównoważonego Rozwoju i Etyki Środowiskowej. Poruszył bowiem kwestie, nad którymi nigdy nie przyszło mi do głowy zastanawiać się inaczej niż z „człowieczej” perspektywy. Dość łatwo wyznaczyć granicę etycznego i moralnego traktowania w przypadku zwierząt gospodarskich czy towarzyszących, ale aby zrozumieć, czym jest dobro dla zwierząt dzikich, musimy całkowicie porzucić optykę antropocentryczną na rzecz biocentrycznej i uznać, że dobrem będzie np. pozwolenie na przetrwanie całego gatunku. Brzmi to jak oczywistość, ale tylko do momentu, w którym postawimy sobie pytanie na przykład o wartość życia konkretnego zwierzęcia, którego ratowanie może stanowić szkodę dla całej populacji. Kiedy np. w fotopułapce widzimy chorego wilka, który słania się na łapach, czy mamy interweniować i jeszcze bardziej poszerzać nasz wpływ na przyrodę? Co z odstrzałami sanitarnymi zwierząt?
Nie ma jednej odpowiedzi, a antropocentryczna perspektywa zawsze będzie wygrywać z biocentryczną.
Człowiek szuka w zwierzętach czegoś „na swój własny obraz i podobieństwo”, nadaje im swoje cechy, dzięki czemu czuje, że lepiej rozumie ich potrzeby. To często okazuje się złudne i przyczynia się do tworzenia stereotypów.
W ramach konsensusu przyjęło się, że człowiek wkracza w naturę jedynie wtedy, gdy dzikie zwierzę ucierpiało w wyniku jego działalności – w wypadku samochodowym czy w starciu z szybą, ogrodzeniem itp.
Tymczasem również – jak udowadniał choćby bloger Animalus (Maciej Bielak) – człowiek XXI w. traktuje dzikie zwierzęta jak egzotyczne maskotki. To nigdy nie zdaje egzaminu – miliony lat ewolucji nie mogą się mylić. Gatunki nieudomowione w niewoli nie staną się towarzyszami. Pewne jest, że będą cierpieć, gdy ich podstawowe potrzeby gatunkowe nie zostaną zaspokojone.
Doskonale wiedzą to założyciele i pracownicy ośrodków rehabilitacji dzikich zwierząt; na konferencji omówiliśmy sukcesy i wyzwania rehabilitacji wilków, ptaków, a także malutkich zwierząt leśnych (jeży, wiewiórek, nietoperzy). W każdym przypadku pojawiał się wątek odpowiedzialności za zwierzę, „oswojenia”, wytworzonej więzi, trudnego rozstania oraz pokusy, aby zatrzymać przy sobie dzikiego podopiecznego.
Nie sposób streścić w kilku słowach całego wydarzenia tak, aby każdemu z prelegentów poświęcić tyle samo uwagi. Głos dostały autorytety cenione w środowisku obrońców praw zwierząt, jak prof. Andrzej Elżanowski, wspomniany już bloger Animalus, prof. Wojciech Pisula, Robert Mysłajek.
Wypada wspomnieć również słowo o uczestnikach konferencji. Spośród osób, z którymi udało mi się nawiązać kontakt, byli lekarze weterynarii bądź studenci tego kierunku, biotechnolodzy, a także założyciele ośrodków rehabilitacji dzikich zwierząt. W kuluarach opowiadali o tym, jak na co dzień wygląda ich praca, z jak wieloma trudnościami, głównie biurokratycznymi, muszą się zmierzyć, co nierzadko odbiera im wiarę w powodzenie całej inicjatywy i złości, bo zamiast skupić się na zwierzętach, muszą koncentrować się na przygotowywaniu różnych rozliczeń i formularzy.
Udział w konferencji z pewnością wniósł dużo do świadomości osób, które z nieudomowionymi zwierzętami żyją w jednym mieście – po sąsiedzku – i dotychczas (tak jak ja) nie zdawali sobie sprawy z tego, jak można pomóc tym zagubionym w miejskiej dżungli, a czego pod żadnym pozorem nie robić. Niech nas nie zmyli samotne pisklę sowy niewykazujące aktywności! Jej rodzice z pewnością przebywają gdzieś w pobliżu, ona sama zaś poprzez pozorną bezczynność usiłuje nie wabić drapieżników.
To jedno z najbardziej merytorycznych i doskonale przygotowanych wydarzeń prozwierzęcych, w których udało mi się uczestniczyć. Problemy dzikich zwierząt to kwestia tak złożona, że nieraz aktywni działacze organizacji ekologicznych łapią się na tym, że właściwie nie próbowali wcześniej ich zgłębić. W każdej chwili możemy zostać włączeni mimochodem w świat przyrody, choćby poprzez gniazdo uwite znienacka na naszym balkonie. Warto wiedzieć, jak pomóc pisklęciu, które zostanie tam samo, gdy rodzice i rodzeństwo odfruną w nieznane. Dzikie zwierzęta są wśród nas. Zwróćmy na nie uwagę, zainteresujmy się ich potrzebami. To może być początek pięknej przyjaźni.