Pierwszy miesiąc prenumeraty cyfrowej za 5 złzamawiam

Niezwykłe dropie

maj 12 2017

Drop to gatunek niezwykle trudny ? wymagający, o skomplikowanej strukturze społecznej, nadzwyczaj płochliwy i wrażliwy. Zagrożony wyginięciem w skali globalnej. Ten piękny ptak został zaobserwowany w Polsce po raz pierwszy od ponad 100 lat!

tekst: Jacek Karczewski, Ptaki Polskie
zdjęcie: Dawid Kjaer
grafika: Tomasz Majewski, Goverdose

Na początku stycznia na Faceboooku na fanpage?u Birding Poland opublikowano zdjęcia dropia zaobserwowanego 1 stycznia 2016 r. w województwie małopolskim. Wieść rozeszła się szybko i wzbudziła sensację w świecie polskich ornitologów oraz miłośników ptaków.
Dlaczego? Bo to drop! Arystokrata wśród stepu. Ogromne ptaszysko, największe w Europie. Jeden z najcięższych latających ptaków na świecie. Niektóre samce mają ponad 1 m wysokości, osiągają wagę ponad 20 kg (tyle co dorodna sarna!) i rozpościerają skrzydła na blisko 2,5 m. Mimo to potrzebują zaledwie kilku kroków rozbiegu, aby wznieść się w powietrze. A latają zaskakująco szybko, prosto i wytrwale, choć na podniebne manewry raczej nie mogą sobie pozwolić.

Ptaki ? kwiaty
Tokujące samce robią wszystko, aby ukryć swoje pręgowane, czarno-rude pióra i wyeksponować te lśniące, białe ? zwykle ukryte pod tymi pierwszymi. W tym celu stroszą się, wywijają wielkie skrzydła, zarzucają na plecy strojne ogony. Do tego nadymają worki powietrzne na szyi, zaś po bokach głowy rozkładają coś na kształt długich, srebrno-niebieskich wąsów. Dosłownie zakwitają w krajobrazie niczym ogromne, białe orchidee. Zapalają się i gasną. Widoczne z odległości wielu kilometrów niczym latarnia morska przyciągają do siebie samice. Przeważnie milczą. Słychać jedynie szelest drżących piór, czasami jakby buczenie (po to są właśnie rezonujące worki na szyi) i? bicie serca, które w szczycie podniecenia uderza 900 razy na minutę! Przy czym u dropi ów szczyt następuje w? kulminacyjnej pozie tańca godowego ? wykonywanego solo!

Dropie w Polsce
Dawne łąki i pola od marca do czerwca rozbłyskiwały bielą setek tokujących dropi. Tokowiska rozciągały się na przestrzeni kilkudziesięciu kilometrów kwadratowych. To jeden z najbardziej niezwykłych widoków, jakie możemy podziwiać na naszej planecie. U nas już nie do zobaczenia.
Już w pierwszej połowie XX w. populacja dropi w Polsce szybko się kurczyła. Mimo to prominentni myśliwi wciąż do nich strzelali. Kłusownicy i intensyfikacja rolnictwa przyspieszyły kryzys. Wreszcie podjęto radykalne próby ratowania gatunku. 14 ptaków umieszczono w specjalnej wolierze w Siemianicach w Wielkopolsce. Miały dać początek programowi ratunkowemu. W hodowli dropie pokazały nieznane i zaskakujące oblicze. Młode ptaki szybko przywiązywały się do swoich opiekunów. Poznawały ich z dużej odległości nawet w grupie innych ludzi ? po głosie, sylwetce, ubraniu. Gdy dorosły, wciąż traktowały ich jak swoich najlepszych przyjaciół. Z daleka biegły się witać, chętnie spędzały z nimi czas.
W nocy, 13 grudnia 1980 roku, ktoś wszedł do woliery i zabił dziewięć z trzymanych tam ptaków. Zginęły zatłuczone pałką. Śledztwo umorzono z powodu ?znikomej szkodliwości społecznej czynu?. Dwa lata później ktoś ponownie dostał się do woliery i zabił dwa kolejne ptaki. Śledztwo? umorzono z powodu ?znikomej szkodliwości społecznej czynu?. Wkrótce zgasła polska linia dropi. Ostatni zmarł w 1989.

Niemiec potrafi
Dzisiaj, aby je zobaczyć, trzeba odwiedzić Brandenburgię. Zaledwie 50 km od granicy z Polską, niedaleko Berlina, zamieszkuje 130 dropi. Jeszcze 15 lat temu było ich 57. Niewiele ponad 1 proc. populacji, jaka istniała w Niemczech 60 lat wcześniej! Dosłownie w ostatniej chwili udało się uratować gatunek dzięki wspólnym staraniom niemieckich przyrodników, rolników, rządu oraz Komisji Europejskiej.
W latach 90. XX w., gdy projekt nabierał rozmachu, pojawiły się wokół niego pewne kontrowersje. Niektóre media okrzyknęły dropia najdroższym ptakiem świata, a to za sprawą przebudowy odcinka kolejowego między Berlinem a Hanowerem, który biegnie przez sam środek obszaru ochrony dropia w Havelländisches Luch. To, co wcześniej znajdowało zastosowanie tylko w przypadku osad ludzkich, teraz miało służyć także dropiom. Między innymi zainstalowano system ekranów dźwiękoszczelnych, zaś po obu stronach torów kolejowych wybudowano specjalny wał, który miał zapobiec zderzaniu się ptaków z pociągami lub siecią trakcyjną. Ostatecznie koszty okazały się mniejsze niż zakładano. Wynosiły ułamek tego, ile kosztowałyby rozwiązania alternatywne, takie jak dalekie objazdy czy wykopanie tuneli. Na inwestycji skorzystały i zwierzęta, i ludzie.
Jako że pełna kontrola drapieżników zagrażających jajom i pisklętom nie jest możliwa, wygrodzono specjalne enklawy, aby nie mogły się tam dostać lisy czy inni czworonożni drapieżcy. Teraz zmyślne dropiowe kury tam właśnie zakładają gniazda. Pogodziły się nawet z tłokiem, którego w okresie lęgowym normalnie unikają. Od kilkunastu lat trwa też program monitoringu satelitarnego. Młode dropie wyposażane są w specjalne nadajniki, które pozwalają śledzić ich losy.

Ptak… pospolity?
W Niemczech ? tak jak w dawnej (niedawnej?) Polsce ?drop był ptakiem pospolitym (w polskiej literaturze fachowej nazywano go? dropiem pospolitym). W powszechnym użyciu było też słowo ?dropiowy? dla określenia koloru lub pręgowanego wzoru. Wówczas każdy z łatwością mógł w oryginale zobaczyć, co to za kolor i wzór.
Z uwagi na jego rozmiary dropia uważano za ?zwierzynę grubą? i tylko panujący i szlachta mieli prawo na niego polować. Tylko w Prusach i tylko w 1900 roku odnotowano 820 oficjalnie ubitych ptaków. Podczas gdy władze ceniły te ptaki ze względów łowieckich, chłopi narzekali na szkody, jakie wyrządzały one na polach. W końcu, w 1753 roku, za zgodą Fryderyka II, wprowadzono działania mające na celu zmniejszenie liczebności dropi. Jeszcze na początku XX w. dzieci szkolne miały za zadanie zbierać jaja dropi z pól.
W roku 1939 tylko w Brandenburgii żyło jeszcze około 3,4 tys. ptaków, zaś w całej Europie Środkowej 18 tys. Potem było już tylko gorzej. Tempo spadku wyniosło 90 proc. w ciągu 50 lat!

Rewolucja rolna
Postępująca intensyfikacja rolnictwa w połowie XIX wieku nabrała wyjątkowego tempa. Aby ciągle zwiększać produkcję, konieczne stało się częste nawożenie pól oraz walka z tzw. szkodnikami. Oczywiście zmieniły się też same maszyny ? stały się nieporównywalnie większe i cięższe. Coraz częściej pracowały zespołowo. Za nimi ? i pod nimi ? zmieniła się ziemia. Była coraz bardziej ubita, coraz mniej przepuszczalna. Dawna sezonowość prac polowych odeszła w przeszłość. Wraz z nią okresy ciszy i spokoju oraz poczucie bezpieczeństwa w domach dropi i ich wszystkich sąsiadów. Zniknął też zróżnicowany krajobraz, tak cenny dla trwania całej przyrody. Różnorodność upraw, zmienność pól, współistnienie łąk, miedz, strumieni i zagajników zajęła monotonia monokultur. Przyjęły się uprawy jednogatunkowe, szybko rosnące, równo wysokie, jednolicie gęste i bardzo rozległe. Gęsta wegetacja utrudnia poruszanie się i utrzymuje wilgotny, chłodny mikroklimat. Nieliczne owady występujące w tego typu uprawach są starannie trute w obawie przed ewentualną inwazją, o którą w monokulturze przecież łatwiej! To fatalna kombinacja ? szczególnie dla bardzo wrażliwych piskląt.
Praktycznie w całej Europie w latach 70. i 80. XX w. dropiowe maluchy i młodzież stały się niezwykle rzadkie. Większość lęgów niszczyły częste prace polowe. Tam, gdzie pisklęta się jakimś cudem wykluwały, zwykle umierały. W nowych warunkach zawodziła ulubiona strategia małych dropi ? ?w razie niebezpieczeństwa ukryjmy się w trawie i udawajmy, że nas nie ma?. Mogło to wystarczyć w konfrontacji z lisem, ale nie z najazdem maszyn rolniczych. Jedynie żywotność i odporność dorosłych (które dożywają 25 lat!) mogła jeszcze opóźnić dramatyczny spadek liczebności wielkich ptaków.

Dla każdego coś dobrego
W przyrodzie jest jak w inwestycjach: więcej daje więcej. Każdy gatunek roślin jest w stanie wyżywić od 10 do 12 gatunków owadów. Te z kolei stanowią podstawę pożywienia wielu innych ? w tym również piskląt dropi. Innymi słowy, im więcej różnych roślin w danym miejscu, tym więcej różnych owadów i tym większa szansa na przeżycie tych, którzy od nich zależą. To nie wszystko! Większa różnorodność roślin zapewnia też bogatszą strukturę poszycia… Jedne są wysokie, inne niskie. Właściwości gleby w różnych miejscach też będą się od siebie różnić, determinując tym samym gatunki i charakter roślin, jakie na niej wyrosną. Oczywiście dzieje się tak tylko do czasu, kiedy częsta i głęboka orka oraz intensywne nawożenie takiej naturalnej różnorodności nie ujednolicą.
Tymczasem wszystkie te naturalne zależności tworzą szczególne enklawy, mikrosiedliska, mikroklimaty. W jednym miejscu możemy poszukiwać ulubionych owadów, w innym zajadać się świeżymi pączkami kwiatów, a potem przejść do jeszcze innego i wykąpać się w piachu albo w wodzie, wygrzać się w słońcu? Słowem dla każdego coś dobrego. A już z całą pewnością dla bardzo wymagających dropi. Bo w przyrodzie każdy ma szansę! Tak, w dużym uproszczeniu, przebiegają niezwykłe i wprost niepoliczalne zależności i wzajemne powiązania w przyrodzie, które określamy jako bioróżnorodność. Są one podstawą życia na naszej planecie. I wszystko jest dobrze, dopóki my nie postanowimy tego uprościć i dostosować wyłącznie do naszych potrzeb

Ptasi konserwatysta
Dropie nie żyją w parach, lecz w grupach. Każda płeć tworzy własną grupę, przy czym młodzież zwykle trzyma się z matkami. Każda grupa ma swoją strukturę i rządzi się swoimi prawami. Grupy spotykają się albo w czasie ostrych zim, albo na tokowiskach.
Grupa daje poczucie sensu, ładu i bezpieczeństwa. Bez niej drop przeżywa silny stres. Mimo to, raz do roku, każda grup dorosłych dropi rozdziela się na okres godów i lęgów. Wówczas zwykle harmonijne współżycie ustępuje miejsca rywalizacji. Odnosi się to przede wszystkich do kogutów, które udają się na tokowiska. Ptaki, znane ze swojego konserwatyzmu i wręcz panicznej niechęci do zmian, co sezon powracają do tych samych miejsc używanych od pokoleń.
Tokowisko to domena samców, które popisują się tam nawet przez ponad trzy miesiące. Zwykle wystarczy znany im kod, aby każdy trzymał się swojego miejsca i respektował ustalone zasady. Gdy jednak te zostaną złamane ? może dojść do walki. Dropie walczą ze sobą rzadko. Zdarzały się jednak pojedynki na śmierć i życie.
Oczywiście samice też zaglądają na tokowiska. To one wybierają partnera ? na chwilę. Potem zajmują się swoimi sprawami ? znoszeniem jaj, ich wysiadywaniem i wychowaniem piskląt. Małe dropie należą do zagniazdowników (tuż po wykluciu są gotowe, aby podążać za rodzicami), z tym że dropiom sprawia to trudności. Wciąż są bardzo powolne, nieporadne i wymagają ciągłej opieki. Nawet chodzić muszą się nauczyć. Początkowo matka musi je karmić. Co chwila podaje im drobne owady, których różnorodność i dostępność ma decydujące znaczenie dla przeżycia maluchów. W pierwszych dwóch tygodniach życia jedno pisklę potrzebuje ponad 10 tys. owadów ? prawie 1kg! Z czasem troskliwa mama będzie zrywać dla dzieci soczyste pędy ziół i kwiaty. Gdy będą jeszcze większe ? włączą do diety ziarna, a nawet małe ssaki. Wychowanie dropiąt to naprawdę ciężka i żmudna praca. Tym bardziej, że w ich świecie wszystkie matki są samotne. Mimo to, gdy okolica jest bezpieczna i dostatnia, niektóre z nich decydują się nawet na trójkę dzieci w sezonie. To nie lada poświęcenie, zwłaszcza że pisklęta rosną wolno, trzeba je wszystkiego nauczyć, a do samodzielności im nie spieszno. Młodzież męska wkrótce zacznie przerastać matkę, ta jednak będzie ją cierpliwie dokarmiać.

Urodzeni flegmantycy
Któregoś dnia wszyscy powrócą do swoich grup, na tradycyjne letnie kwatery. Dni będą im upływały na spacerach, podjadaniu ziół i sjestach. Ponieważ mają tylko trzy palce, nie mogą drzemać, stojąc na jednej nodze, tak jak wiele innych ptaków. Dropie kładą się na brzuch i w tej pozycji zasypiają. Oczywiście ktoś w grupie zostaje na straży. W razie niebezpieczeństwa, zamiast latać, wolą odejść lub odbiec, choć niechętnie i z niedowierzaniem. Dumne i arystokratycznie, flegmatyczne dropie sprawiają wrażenie, jakby brzydziły się szybkich ruchów.

Jasnowidz, prowokator, lunatyk
Po ryzykownym okresie dzieciństwa i młodości, który w świecie dzikiej przyrody przeżywają tylko prawdziwi szczęściarze, wielkie ptaki wchodzą w okres dorosłości. Kury mają wówczas dwa lata, koguty cztery, pięć, przy czym te ostatnie, mimo że już płciowo dojrzałe, dopiero w wieku sześciu, siedmiu lat zasmakują pełni dorosłości? Wtedy mają szansę na utrzymanie własnego rewiru godowego. Do tego czasu ptaki będą uczyły się życia, w tym w szczególności skomplikowanych relacji i rytuałów społecznych. Również i tego, jak najlepiej zaprezentować się w czasie toków oraz jak zdobyć i posiąść samicę.
Z doświadczeniem przychodzi czas względnego spokoju i stabilizacji. Tym bardziej, że dorosłe dropie prawie nie mają naturalnych wrogów, a mało który z nich zdoła się zbliżyć do dropi na tyle, aby im zagrozić. Chyba że chodzi o wroga, który trzyma w ręku broń zdalnego zabijania.
Legendarne były czujność i spostrzegawczość dropi. Ptaki te były znane z tego, że bez obaw spacerowały w odległości kilkudziesięciu metrów od pracujących w polu rolników, ale na widok myśliwych zrywały się do lotu z odległości więcej niż 0,5 km! Oczywiście myśliwi wpadli na pomysł, aby przebierać się za rolników lub nawet ukryć w stercie siana na wozie lub przyczepie i w ten sposób zbliżyć się do ptaków. Dropie jednak umiały rozpoznać taką zasadzkę. Jak?! To już pozostanie ich tajemnicą. W każdym razie te niezwykłe zdolności ptaków obróciły się przeciwko nim.

Drop na celowniku
Zastrzelenie dropia dowodziło wyjątkowych umiejętności łowczego, toteż każdy ambitny myśliwy stawiał sobie za punkt honoru pozyskanie takiego trofeum. Im więcej zdobył, tym bardziej oczywiste było, że to nie przypadek, lecz umiejętności ich dumnego właściciela. Poszukiwaczy trofeów przybywało. I o ile w dawnych czasach czujne dropie miały jakieś szanse na wojnie wytoczonej im przez ludzi, o tyle technologia XX w. tych szans je pozbawiła. Tym bardziej, że sprytny człowiek, doskonale wiedział, kiedy ptaki są najbardziej bezbronne. Oczywiście w okresie godowym. W tym czasie wszyscy jesteśmy szczególnie narażeni ? dropie, cietrzewie, łosie, żaby, motyle i oczywiście my, ludzie. Tyle, że nasze amory nie mają charakteru sezonowego, dzięki czemu ich intensywność nie jest aż tak obezwładniająca, chociaż każdy z nas wie, że i tak zdarzają się chwile, gdy bardzo trudno się skupić… Niektóre zwierzęta mają znacznie gorzej! To, co my przeżywamy raczej punktowo, one przechodzą okresowo i długotrwale, regularnie co roku, najczęściej z niewyobrażalną intensywnością. Bywa, że tokujące samce całymi tygodniami nawet nie jedzą. W ich żyłach i mózgach trwa ogłupiająca burza hormonów. Przedtem najważniejsza była dyskrecja i dobre ukrycie się. Teraz zrobią wszystko, aby być widocznym i/lub słyszalnym. Jedyne, o czym myślą (o ile szalejące hormony w ogóle nie zablokowały im myślenia!), to wyglądać tak pięknie i okazale, jak to tylko możliwe.
Kiedy kolejny strzał kończy życie drobiowego koguta, rozpoczyna się cała seria problemów i złożonych konsekwencji dla lokalnej ptasiej społeczności. Problemy te, skumulowane i w większej skali, mogą dotknąć cały gatunek. Najokazalsze trofea zapewniają zaś najokazalsze samce ? najcenniejsze dla przetrwania gatunku. Ich też najbardziej pożądają myśliwi.

Na ratunek dropiom
Na Węgrzech dropie stały się wizytówką regionów, w których jeszcze żyją, i przedmiotem troski lokalnych społeczności. Najważniejsza jednak jest współpraca z rolnikami. W dzisiejszej, przeważnie rolniczej Europie przetrwanie dropi, podobnie jak kuropatw, czajek, derkaczy, skowronków i wielu innych (większości!) gatunków zależy od rolników. O ironio, tylko aktywne rolnictwo może zapewnić im substytut niegdysiejszych stepów. Oczywiście jest jeden warunek ? rolnictwo musi być przyjazne przyrodzie. Przede wszystkim trzeba zsynchronizować prace polowe z rytmem rozrodczym ptaków i w miarę potrzeby zastosować odpowiednią technologię. Trzeba też zachować różnorodność upraw. Współcześnie taki typ rolnictwa jest mocno promowany i wspierany finansowo przez Unię Europejską, a przyroda świetnie wykorzystała daną jej szansę. Powstała cała sieć bogatych przyrodniczo enklaw ? z pożytkiem dla dropi i innych gatunków oraz dla lokalnego krajobrazu i mikroklimatu.
Trzeba wierzyć, że któregoś dnia populacja dropi wzrośnie na tyle, że będzie samowystarczalna. Wówczas nasza opieka już nie będzie konieczna. Teraz jednak nie ma czasu do stracenia! Pamiętamy o dodo, alkach olbrzymich, turach ? a to zaledwie ułamek hańbiącej nas listy gatunków wytępionych. Jesteśmy im to winni ? dropiom i wszystkim innym.
Dropiowi poważnie zagraża tylko człowiek i tylko człowiek może go uratować.
Dzisiaj ponad 60 proc. całej światowej populacji dropia żyje w Hiszpanii. Klimat i specyficzne, półnaturalne (ekstensywne) rolnictwo powodują, że wciąż jest tam wiele dobrego miejsca dla wymagających ptaków. Tym bardziej, że tamtejsze dropie nauczyły się żyć na wielkich przestrzeniach sadów korkowych i oliwnych. Po okresie kryzysu, kiedy wyginęło wiele mniejszych, lokalnych populacji, wystarczyło, że przestano na nie polować. Po nieco ponad 20 latach obowiązywania moratorium hiszpańskich dropi jest już 30 tys.! Oczywiście i tutaj do sukcesu przyczyniły się specjalne projekty dofinasowane przez UE.
W innych krajach albo dropi nie ma już wcale, albo ludzie, stowarzyszenia i władze z oddaniem (współ!)pracują dla ich uratowania. Każdy u siebie i wszyscy razem ? od Hiszpanii po Mongolię.

Anglik chce
23 lipca 2007 roku wszystkie brytyjskie media donosiły, że po raz pierwszy od 175 lat na Wyspach znowu zniósł jajo drop. Ale trzeba było czekać kolejne dwa lata, aby 2 czerwca 2009 te same media informowały o pierwszych w Wielkiej Brytanii od 1832 roku szczęśliwych narodzinach trzech małych dropi. Dwa z nich dorosły i powiększyły niewielkie stado zamieszkujące od 2004 roku Salisbury Plain ? dawny poligon, który Armia Królewska oddała? dropiom. Dzisiaj żyje tam 15 ptaków. A wszystko za sprawą piskląt z rosyjskich inkubatorów ikilku pasjonatów, którzy postanowili przywrócić Anglii te wielkie ptaki. Wspierani przez rząd brytyjski, licznych wolontariuszy, coraz liczniejszych darczyńców i przedstawicieli biznesu oraz Komisję Europejską dokonali niemożliwego. W Anglii, tak jak w Niemczech oraz kilku innych krajach, dropie nie tylko same na siebie zarabiają, lecz także skutecznie napędzają lokalny biznes. Obserwatorzy ptaków ściągają z odległych miejsc, aby zobaczyć te wspaniałe, wielkie ptaki. Potrzebują noclegów i wyżywienia. Robią zakupy. Mieszkańcy znajdują też zatrudnienie w kolejnym wielkim projekcie.
Drop już od stuleci widniał w herbie hrabstwa Wiltshire. Ostatnio trafił znalazł się także na oficjalnej fladze tego hrabstwa oraz? na mundurach miejscowego pułku.


Grafika przedstawiająca dropia autorstwa – Tomasza Majewskiego – jest częścią wystawy Ptak też Człowiek, zrealizowanej przez Ptaki Polskie we współpracy z kolektywem Goverdose.
Publikacja jest częścią Ogólnopolskiej Kampanii Wiedzy i Edukacji Przyrodniczej, Bądź na pTAK!, Edycja 3, realizowanej przez stowarzyszenie Ptaki Polskie pod Honorowym Patronatem Ministra Środowiska, dzięki dofinansowaniu pochodzącemu z Programu Operacyjnego pn. ?Ochrona różnorodności biologicznej i ekosystemów? w ramach Mechanizmu Finansowego Europejskiego Obszaru Gospodarczego 2009?2014. Patronem Kampanii jest firma AMS, Partnerem Medialnym ? Gazeta Wyborcza.
Więcej na www.jestemnapTAK.pl


Artykuł z magazynu “Vege” nr 3/2016, do kupienia tutaj.