Marcin Kostrzyński przez wiele lat był myśliwym. Polował na zwierzęta, ale jednocześnie był wegetarianinem. Jak to łączył? Czemu w ogóle był myśliwym?
Rozmawiał: Mikołaj Jastrzębski
- Jak to się stało, że zainteresowałeś się myślistwem?
Od dziecka często chodziłem do lasu. Któregoś dnia spotkałem tam myśliwego ? starszego pana, który stał się potem moim wielkim przyjacielem. Był bardzo specyficznym myśliwym. Przez wiele lat chodziliśmy wspólnie do lasu, ale nigdy niczego nie upolowaliśmy. A potem trafiłem do szkoły leśnej i tam łowiectwo było jednym z przedmiotów. Każdy musiał zdać egzamin myśliwski ? i bardzo dobrze, bo dzięki temu orientowałem się potem lepiej w temacie łowiectwa niż bez takiego wykształcenia.
- Już wtedy byłeś wegetarianinem czy dopiero potem?
Po raz pierwszy odstawiłem mięso właśnie w szkole leśnej. Ale to były lata 80., system był bardzo kryzysowy i trudny. Oprócz mnie był jeszcze jeden kolega, który nie jadł mięsa. Ale brakowało wtedy wszystkiego, właściwie zostawał nam chleb z solą i musieliśmy porzucić wegetarianizm na jakiś czas.
Później, gdy już na dobre zostałem wegetarianinem, to była bardzo trudna sytuacja. Wyobraź sobie: jesteś w lesie, który świetnie znasz, jesteś myśliwym z koła łowieckiego, dokarmiasz zwierzęta. Masz w głowie całą teorię, całą ideę rozsądnego gospodarowania zwierzyną. Wiesz, że w tym lesie nie ma żadnych szczytowych drapieżników ? nie ma wilków, a od kilkunastu lat nawet rysi. No i nie ukrywam, jest jakaś atawistyczna przyjemność z polowania, którą odczuwa bardzo wielu myśliwych, ja także. Całe polowanie było niesłychanie przyjemną rzeczą? Aż do momentu oddania strzału. Później zaczynają się działania rzeźnicze, patroszenie, których w rzeczywistości zdecydowana większość myśliwych nie lubi. W tamtym okresie byłem prawdopodobnie jedynym w Polsce myśliwym-wegetarianinem. Nie polowałem zbyt wiele, ale miałem w sobie jakąś taką chorą myśl, że skoro nie ma drapieżników szczytowych, to ja będę eliminował najsłabsze sztuki. I rzeczywiście robiłem to sumiennie. Polega to na tym, że wys
zukujesz wśród wszystkich jeleni te, które są wyraźnie słabsze od pozostałych, wśród dzików np. postrzałki (zwierzęta, które wcześniej ktoś trafił, ale przeżyły ? przyp. red.). W życiu dwa razy polowałem na dziki, z których jeden miał odstrzeloną żuchwę przez innego myśliwego, w ogóle nie mógł jeść i umierał z głodu, to było takie sanitarne zastrzelenie. A drugi z kolei nie miał przedniego biegu (przedniej nogi ? przyp. red.). Jednak w tej chwili w lesie obok mnie jest spora wataha wilków, która świetnie czyści te słabsze lub ranne zwierzęta.
- Co sprawiło, że przestałeś polować?
Większość starych myśliwych przestaje polować po pewnym czasie ? najzwyczajniej w świecie zaczyna im być żal zwierząt. Ze mną było tak samo.
- I kiedy dokładnie to się stało?
Jestem cały czas członkiem Polskiego Związku Łowieckiego, w jakiś sposób tam się udzielam, prowadząc działalność edukacyjną, ale nie strzelam fizycznie do zwierząt od dobrych 10 lat. Wtedy też zająłem się wyłącznie ochroną przyrody i zwierząt.
- Wiele mówi się o tym, że myśliwi nadużywają alkoholu. Czy to prawda, że w czasie polowań często się pije, czy to tylko plotki?
Od początku lat 80. byłem na wielu polowaniach, w różnych kołach łowieckich i? Może inaczej: nie byłem na polowaniu, na którym by się nie piło. W pojedynczych przypadkach myśliwi byli tak pijani, że odbierało się im broń i musieli być wiezieni w przyczepce za ciągnikiem, bo nie byli w stanie funkcjonować lub byli zupełnie nieprzytomni. Również picie alkoholu po polowaniu jest regułą. Ja się dziwię, że policja tego nie kontroluje, ale mam silne wrażenie, że to jest taki układ. Przecież nie jest tajemnicą, że wielu myśliwych jest w jakiś sposób związanych z lokalnym establishmentem. I jest duże poczucie bezkarności pod tym względem. Być może coś się zmieniło, odkąd nie poluję, ale wiem, że piersiówka to zwyczajowe wyposażenie i ma ją większość myśliwych.
- Czemu właściwie ma służyć dokarmianie zwierząt przez myśliwych?
Są to wymogi prawne. Określone koło łowieckie musi przeznaczyć ekwiwalent określonej sumy na dokarmianie. Chodzi głównie o to? Ilość zwierzyny płowej (saren i jeleni danieli), czyli tych zwierząt, które powodują szkody w lesie, jest o wiele większa, niż miałoby to miejsce w sytuacjach naturalnych. Korzystają z pól uprawnych, gdzie mają dostatek jedzenia, a poza tym nie ma drapieżników, przecież do niedawna prawie w ogóle nie było wilków. A myśliwi lubili mieć wysokie stany zwierzyny ? jeżeli jakiś prominent przyjeżdżał z Warszawy, aby sobie zapolować, to nie miał czasu, żeby szukać tego jelenia przez dwa czy trzy dni, tylko chciał wejść do odpowiedniego fragmentu lasu i tego jelenia spotkać. W związku z tym stany jeleniowatych były przekraczane w stosunku do naturalnej pojemności środowiska na przykład dziesięciokrotnie. Tam, gdzie powinien być jeden jeleń, było dziesięć. W lecie te zwierzęta się rozpraszają po polach i lasach, a w zimie, gdy brakuje pożywienia, miałyby bardzo trudną sytuację, dlatego się przyjmuje, że trzeba je w jakiś sposób dokarmiać. Ale dokarmianie, to jest też kwestia wizerunkowa Polskiego Związku Łowieckiego, wiesz, to ma być takie ?widzisz, dokarmiamy zwierzęta, jesteśmy dobrymi gospodarzami, nie tylko pozyskujemy, ale też dbamy i dokarmiamy?. W związku z dokarmianiem jest rzecz, która mnie strasznie boli, którą bym zmienił jako pierwszą w polskim prawie łowieckim. Jest tam haniebny zapis o możliwości stosowania nęcisk. Nie wolno polować przy paśnikach, jest prawny zakaz. Natomiast wolno polować przy nęciskach.
- Jak zwierzę ma rozróżnić, co jest paśnikiem, a co jest nęciskiem? Nie ma żadnego rozróżnienia.
Na nęcisku jest znacznie więcej znacznie lepszej i atrakcyjniejszej karmy. Są wysypywane zboża, jabłka. Co ciekawe, to wszystko jest i tak klasyfikowane jako dokarmianie zwierząt. Czyli gdy myśliwy wysypuje sobie pod amboną worek zboża, to odhacza i rachunek za to przedstawia, jakby dokarmiał zwierzęta. Ale to nie jest żadne dokarmianie, tylko zwykłe, brudne nęcisko. Przedwojenny myśliwy nawet by nie pomyślał, że można coś takiego zrobić! To patologia, nieprawidłowość, która stała się kanonem.
- W takim razie dlaczego w ogóle wprowadzono taką możliwość?
Głównie dlatego, aby można było zaspokoić oczekiwania myśliwych dewizowych. W czasie, gdy Polska potrzebowała dewiz, Niemcy przyjeżdżali i polowali na dziki czy na jelenie. Gdy stosowało się takie nęciska, zwierzyna przychodziła i stawała się bardzo łatwym łupem.
Według prawa przy nęciskach wolno polować tylko na dziki, ale prawda jest taka, co dobrze widać w internecie, że poluje się na wszystkie gatunki. Wiele jeleni też jest zabijanych przy nęciskach. Taki system się przyjął i nikt nawet okiem nie mrugnie. Myśliwi mówią, że to jest etyczne ? to absolutnie, bezwzględnie nie jest etyczne!
Jeśli nieetyczne jest polowanie przy paśniku, to dlaczego sama zmiana paśnika na nęcisko jest w porządku? To absurdalne. Zadaję często to pytanie członkom Polskiego Związku Łowieckiego, nikt mi jeszcze na to nie odpowiedział.
Są znane metody. Skrapia się siano w paśniku olejem napędowym albo silnikowym, albo jakimiś perfumami. Jeśli przyjedzie kontrola, to pasieki są pełne siana. Zwierzęta tego nie jedzą, to jest tylko na pokaz. A kawałek dalej są ambony (są nawet ogrzewane!), gdzie wyrzuca się z ciągnika przyczepę bardzo dobrej karmy i się strzela jelenie, wszystko się strzela. Takie filmy są na YouTubie.
Ten zapis powinien być zniesiony jako pierwszy i bardzo łatwo byłoby to przeforsować, bo druga strona nie ma żadnych argumentów. No nie da się tego uzasadnić w sposób racjonalny! Ale wiem, że ludzie nie zdają sobie sprawy z tego, jak to wygląda.
- Co jeszcze byś zmienił w prawie łowieckim?
Zmieniłbym bardzo dużo. Przede wszystkim zupełnie nieracjonalne i okrutne, spełniające wszelkie znamiona znęcania się nad zwierzętami są polowania zbiorowe. Jest to nieporozumienie pod każdym względem. Polowanie takie służy tylko do tego, aby zaspokoić rządzę zabijania. Aby strzelić do biegnącego zwierzęcia, trzeba zupełnie inaczej celować ? strzela się przed biegnącym zwierzęciem, aby kula zdążyła do niego dolecieć. Powoduje to, że margines błędu jest kolosalny! Liczba rannych zwierząt i cierpienia podczas takich polowań jest niewyobrażalna. Sam system, w którym nagonka wchodzi w las, przegania te zwierzęta z ich ostoi, jest okrucieństwem.
Podczas polowań zbiorowych zdarza się patroszenie konających zwierząt. Widziałem to. Myśliwy ustrzeli zwierzę, koledzy czekają, nie ma czasu, robi się szybko, byle jak. Tradycyjnie podczas indywidualnych polowań, po oddaniu strzału, gdy zwierzę padło, odczekiwało się kilkanaście minut, czasem dłużej, pozwalało mu się spokojnie umrzeć.
Myśliwi mówią, że takie polowania to tradycja i że to bardzo ważne, aby się integrować w ramach kół łowieckich. Ale czy my musimy się integrować, znęcając się nad zwierzętami? Po polowaniu zbiorowym jest tak, jakby coś w lesie wybuchło! Ja od dawna mam taką propozycję: rozumiejąc potrzeby myśliwych, zrobić jeden weekend w roku polowań zbiorowych. Jeden na hubertowskie polowanie z nagonką. Uważam, że to jest w tej chwili osiągalne. Gdyby wszystkie organizacje chroniące zwierzęta się zjednoczyły, to jesteśmy w stanie to przeforsować. Tutaj też druga strona nie ma żadnych argumentów. Jedno takie polowanie w roku wystarczy do podtrzymania tradycji. A teraz są koła łowieckie, gdzie jest 20?30 takich polowań w roku, bo uważane jest to za bardzo przyjemne.
Podczas takich polowań dochodzi też do największej liczby pomyłek. W grudniu wolno strzelać tylko do saren, kóz i koźląt. Nie wolno do kozłów (samców sarny ? przyp. red.). Ale kozły nie mają wtedy poroża i często się zdarza, że są też strzelane, bo trudniej je rozpoznać. Znaną metodą jest noszenie ze sobą atrapy wnyków. Wtedy, jeśli się przez pomyłkę strzeli do kozła, to zakłada mu się wnyki i uznaje się, że to był odstrzał sanitarny, czyli że w ten sposób mu się pomogło, a nie zaszkodziło. Często w pośpiechu mylą się spusty i zamiast kulą strzela się do zwierzyny grubej ze śrutu, raniąc zwierzęta. Po polowaniach zbiorowych zostaje o wiele więcej rannych zwierząt niż po polowaniach indywidualnych.
Są też inne przypadki. Niedawno rozmawiałem ze znajomym myśliwym o wilkach. Powiedział, że każdego wilka, jakiego spotka, od razu zastrzeli. Absolutnie bez zastanowienia. I że tak, jak koledzy radzą, ma ze sobą obrożę psa, w razie czego zapnie mu ją na szyi i powie, że to był jakiś wilczur, bo przecież wilki nie noszą obroży.
- Ale czemu ma służyć strzelanie do wilków?
To jest taki głęboki atawizm. To znaczy, że drapieżnik nie znosi na swoim terenie obecności innego drapieżnika. Myśliwi po prostu nienawidzą konkurencji, a ten wilk jest na ich terytorium.
Myśliwi teraz podnoszą temat tego, że chcą strzelać do jastrzębi gołębiarzy, co jest kolejnym absurdem. Po pierwsze polujący kompletnie nie są w stanie rozróżnić gatunku ptaka drapieżnego, do którego strzelają. Głównie będą strzelać myszołowy, które są z kolei bardzo pożyteczne, ograniczając populację norników. A jastrzębie gołębiarze są tak trudne do zaobserwowania, tak szybkie, że trzeba by do nich strzelać od razu przy ich gnieździe. I to się niestety zdarza. Myśliwy, którego znam, chwali się tym, że eliminuje jastrzębie gołębiarze ? chodzi pod gniazdo, kiedy mają jajka, i strzela drobnym śrutem. Tak, aby przebić jajka, ale ich nie zniszczyć ? gdyby je rozbił, samica zniosłaby nowe, a tak nie orientuje się, że coś jest źle, wysiaduje jajka, które są przestrzelone, i nie zniesie już następnego lęgu. Ten człowiek to leśniczy, z wyższym wykształceniem, on wie lepiej, nie da sobie przetłumaczyć.
Zresztą to się często zdarza, że ?myśliwi wiedzą lepiej?. Wiedzą lepiej, że wilk jest zły, wiedzą lepiej, że kruki czy jastrzębie to szkodniki i krąg się zamyka.
- Jakie jeszcze problemy należało jak najszybciej wyeliminować?
Kłusownictwo. Uważam, że przy dzisiejszej technice kłusownictwo, takie tradycyjne, czyli zakładanie wnyków, jest bardzo proste do wyeliminowania. Po prostu dobrze ustawione fotopułapki pozwolą zakończyć te praktyki.
Problemem, który istnieje od dziesięcioleci, jest też to, że praktycznie nie ma państwowej straży łowieckiej. Dzika zwierzyna stanowi własność państwa i ma ogromną wartość. To są setki milionów złotych rocznie. A żeby chronić ten skarb, mamy w całym kraju mniej strażników łowieckich niż strażników miejskich w Radomiu. Jeśli w jakimś województwie jest trzech, to oni siedzą i zajmują się głównie papierkami, nie ma ich w terenie.
Koła łowieckie wymyśliły to w ten sposób ? każde z nich zatrudni strażnika łowieckiego. No i jest pięknie, widać, że dbają, mają strażnika, który będzie gonił kłusowników, ale takie rozwiązanie ma same wady. Po pierwsze pojedynczy strażnik ma bardzo utrudnione zadanie, nie ma świadków, aby w razie czego świadczyć, nie ma środków, aby zabezpieczyć teren, jest strażnikiem tak naprawdę tylko na papierze. Po drugie kłusownikami są czasem w istocie myśliwi strzelający ?do gara?. Są tacy, którzy uważają , że należy im się jedna sztuka rocznie strzelona na własne potrzeby. Jeśli myśliwy ustrzeli jelenia albo łanię, to nie zanosi jej do punktu skupu, tylko skóruje ją gdzieś tam w domu, skórę wyrzuca do rzeki i zwierzę zjada.
Mamy sytuację, w której duża część majątku państwowego jest niezabezpieczona w żaden sposób, policja się tym nie zajmuje. To powinna być wyspecjalizowana jednostka, taka jak straż łowiecka. Ale jest ona tak szalenie niedoinwestowana. Dodatkowo strażnicy, którzy już są, są zależni od kół. Trudno sobie wyobrazić, że strażnik, który jest zatrudniany i którego opłacają koledzy z koła, będzie ich gonił i łapał, gdyby okazało się, że kłusują. Przecież to jawny konflikt interesów!
- W ostatnim projekcie ustawy łowieckiej, który na szczęście nie przeszedł, był zapis umożliwiający zabieranie na polowania dzieci. Wziąłbyś swoje dzieci na polowanie?
(śmieje się) Moje dzieci nie darowały by mi do końca życia, gdybym chociaż pomyślał o zabiciu jakiegoś zwierzęcia! To jest budujące, bo widać, że wrażliwość społeczeństwa niesłychanie się zmieniła. Pamiętam, jak kiedyś, jeszcze w latach 80., dzikie zwierzęta traktowano jak biegające obiekty do zjedzenia, nie dostrzegano ich piękna.
Nie wziąłbym nigdy dzieci na polowanie. Oglądanie cierpiących zwierząt, krwi, patroszenia… To nie jest miejsce dla dzieci. Powinniśmy uczyć dzieci wrażliwości, szacunku dla innych istot, otaczania ich opieką.
Od jakiegoś czasu nagrywam filmy z dzikimi zwierzętami w naturalnym środowisku. Wymyśliłem różne metody, aby nagrywać je bardzo blisko, tak aby ich nie stresować. Dzięki temu mogę nagrywać te zwierzęta, jak są radosne, odpoczywają, śpią. Jeżdżę do okolicznych przedszkoli, by pokazywać dzieciom te filmy. Ich reakcje są fantastyczne! Widać, że są bardzo podekscytowane zwierzętami, ich zachowaniem w naturalnym środowisku. Natomiast myśliwi nie lubią tych moich filmów. Nie wyobrażam sobie, aby pokazywać dzieciom zabijanie. To jest trauma nawet dla dorosłych, a co dopiero dla dzieci, które emocjonalnie nie są gotowe na takie doświadczenia.
- Czy w takim razie uważasz, że należałoby całkowicie zakazać polowań?
Nie twierdzę, że musimy zakazać polowania na zwierzęta, bo tego nie da się zrobić. Musimy w jakiś sposób ograniczać ich liczebność, inaczej szkody łowieckie będą zbyt duże. Musi być jakiś czynnik ograniczający, ale obecny system jest bardzo zły. Obowiązujące obecnie okresy polowań są zdecydowanie za długie. To jest cały kalendarz polowań, wymyślony przez myśliwych dla myśliwych. Specjalnie okresy polowań są tak wydłużone, aby myśliwi w każdy weekend, jeśli tylko najdzie ich taka ochota, mogli spojrzeć w kalendarz i na pewno znaleźć coś, na co mogą zapolować.
- Czyli należałoby zmienić długość okresów polowań?
Ten cały system jest źle pomyślany. Na przykład na łanie można polować, gdy są w zaawansowanej ciąży. Pamiętam, że gdy pierwszy raz w życiu byłem przy patroszeniu późno strzelonej łani, to o mało nie zemdlałem. Cielak w jej brzuchu był już w pełni wykształcony. To było niezwykle szokujące! To jest zresztą powód, dla którego przynajmniej połowa myśliwych nie poluje przez ostatnie dwa miesiące okresu polowań na łanie ? te płody są wielkie, nikt nie chce ich zabijać.
Weźmy jeszcze polowanie na kaczki ? nie ma żadnego gospodarczego znaczenia, a jest przy nich mnóstwo pomyłek. Gdy strzela się do kaczek na zlotach, widać tylko cień lecącej kaczki na tle nieba i trudno stwierdzić, co to za gatunek.
Ja bym dał myśliwym jeden weekend w roku na polowania na dzikie kaczki. Wiadomo, że będą się mylić, że będą polować na inne gatunku, w tym na gatunki chronione, ale jeśli będzie to tylko przez dwa dni w roku, to będzie miało dużo mniejsze znaczenie, niż jak jest przez prawie 100 dni w roku.
Poza tym trzymanie gatunków łownych do samego końca. Tak było z cietrzewiem, głuszcem, a potem z rysiem. Te gatunki zostały tak przetrzebione, że prawie zostały wytępione. A potem to samo ministerstwo, za nasze pieniądze, wymyśla kosztowne projekty reintrodukcji tych gatunków, hoduje się je i wypuszcza do środowiska. Dlaczego? Dlatego, że myśliwi utrzymywali do końca te okresy polowań, mimo że już brakowało tych zwierząt.
- Myślisz, że kiedyś uda się wprowadzić realne zmiany w prawie łowieckim, które służyły by dobrostanowi zwierząt?
To wszystko jest szalenie złożone i trudne do zmiany. Ale myślę, że małymi krokami wszystko jest do załatwienia.