Pierwszy miesiąc prenumeraty cyfrowej za 5 złzamawiam

Logowanie

przedświąteczna choroba

grudzień 05 2014

Krystalicznie czyste okna, wypucowany dom, suto zastawiony stół i idealne prezenty. Sterowani wymogami tradycji i oczekiwaniami innych czasem gubimy prawdziwe znaczenie świąt Bożego Narodzenia
Na przygotowania1 przedświąteczne (łac. Prefestae praeparationes, jednostka chorobowa charakteryzująca się podwyższonym ciśnieniem, wzmożoną wielozadaniowością, silnym podenerwowaniem, chaotycznie wykonywanymi czynnościami oraz tendencją do komenderowania najbliższymi) najczęściej cierpią kobiety. Odporność osłabiają tradycja, przekonania, nawyki wyniesione z domu rodzinnego, a także bezkrytyczna zależność od opinii innych. Największe nasilenie objawów obserwuje się w drugiej połowie grudnia.
Pierwsze symptomy pojawiają się zwykle w chwili, gdy ze sklepowych wystaw znikają znicze, a na ich miejscu pojawiają się czerwone kubraczki św. Mikołajów, choinki, bombki i inne świąteczne ozdoby. Wówczas w głowach budzi się niepokojące, brzęczące niczym zaspana mucha przekonanie, iż lada moment wybuchnie pandemia. Z całych sił odpychamy się od siebie świadomość, iż centra handlowe za sekundę zmienią się w siedliska miotających się w zakupowym szale ludzi. Nie dopuszczamy do siebie myśli, że my będziemy między nimi. Jeszcze chwila błogiego zawieszenia.

Tekst: Karina Sękowska, Ilustracje: Fanny Vaucher

  • Ciocie i sąsiadki

W stan zwiększonego niepokoju wprowadzają co bardziej zapobiegliwe sąsiadki, które korzystając z ładnej pogody, jeśli się taka zdarzy w któryś z grudniowych krótkich dni, sięgają po szmatki, irchy i preparaty chemiczne, aby z zapałem i uśmiechem na ustach pucować okna. Ich widok wywołuje czasem objawy psychosomatyczne: podenerwowanie, drżenie rąk, czasem nawet migreny i bóle brzucha. Z pewną drażliwością dokonuje się analizy czasu i zasobów, a doprowadzenie do stanu lśnienia własnych szyb nijak nie chce się zmieścić w zapchanym grafiku. Ale jak to? Święta z brudnymi oknami?! To nie do pomyślenia!
Za kilka kolejnych dni 5niczym koszmar wynurza się temat wigilii. I tu wyłaniają się dwie kwestie: gdzie się ją zje w tym roku oraz kiedy i jakie świąteczne potrawy należy przygotować. Jak świat światem, a tradycja tradycją, na stole musi pojawić się 12 własnoręcznie przyrządzonych dań. Mak, który już dawno utracił swoją bożonarodzeniową symbolikę mnogości, obowiązkowo trzeba sparzyć i przekręcić trzy razy przez maszynkę. W przeciwnym razie ciocia Krysia, która jak co roku przeprowadzi śledztwo, wypytując, czy został on przygotowany dokładnie zgodnie z jej przepisem, poczuje się urażona i na pewno śmiertelnie się obrazi. Co prawda ciocia nigdy nie pracowała i miała do pomocy trójkę dzieci, ale przecież to rodzinna receptura. A rodzina, wiadomo, jest najważniejsza!
Sam dobór dań może przyprawić o niezły ból głowy. Przy jednym stole zasiądą członkowie rodzin, z których każdy ma swoje upodobania. Największym problemem dla większości polskich rodzin jest ktoś, kto obstając przy swoich poglądach, za żadne skarby świata nie tknie niczego, co pochodzi od zwierząt. I jak tu na jednym stole pogodzić starsze pokolenie o konserwatywnym podejściu z propagatorami wegetarianizmu? Trzeba przygotować kilka wariantów potraw. Nie ma rady!

  • Teleportacja od stołu do stołu

Prawdziwą przeprawą jest usatysfakcjonowanie rodzin par, szczególnie gdy klany obu stron, delikatnie mówiąc, za sobą nie przepadają. Unikając wrogich spojrzeń czy kąśliwych komentarzy o kolorze krawata teścia albo wyjątkowo nietwarzowej fryzurze mamusi rzucanych znad barszczyku (z własnoręcznie utartych buraczków i samodzielnie wykonanego zakwasu!), podejmuje się karkołomną próbę teleportacji z jednej kolacji wigilijnej na drugą. Jest to tym trudniejsze, iż obie zgodnie ze zwyczajem rozpoczynają się w momencie, gdy na niebie rozbłyśnie pierwsza gwiazdka.
Kiedy już zapadła decyzja o miejscu świętowania, najwyższy czas zabrać się za własne lokum. Jest oczywiste, iż na dwa tygodnie wcześniej nie ma po co sprzątać, bo i tak się pobrudzi. Zatem w okolicach 20 grudnia domem zawładnie porządkowy chaos. Z mopem i ścierką dociera się do kątów, o których świat już dawno zapomniał. W kącie starego pawlacza nagle odkryje się zapomniane skarby, a półki kuchennych szafek będą lśniły czystością niczym świeżo po zakupie. Przy okazji dokona się przeglądu szaf i poodkłada się nienoszone ubrania. Tony książek zostaną należycie odkurzone, szafy odsunięte od ścian i dokładnie umyte, a pościel posegregowana według rozmiarów i kolorów. Święta nie nadejdą, jeśli dom nie będzie lśnił w każdym (nawet najbardziej ukrytym) zakamarku! A że i tak nie będzie nas prawie wcale na własnych włościach (patrz: wybór, do kogo pojechać)? Trudno ? obowiązek jest obowiązkiem i porządek musi być!

  • Choinkowa moda

4Święta nie mogą się obejść bez choinki. Trzeba wyszukać idealnie proste, wspaniałe, rozłożyste drzewko, które idealnie wpasuje się w niewielkie mieszkanie.
Sprawność tropiciela choinek zdobyta? Teraz trzeba tylko udowodnić całemu światu, że absolutnie bez niczyjej pomocy dotransportuje się drzewko do domu. Nie szkodzi, że mieszkanie jest na czwartym piętrze bez windy.
W powrotnej drodze wzrok przyciągają okna sąsiednich mieszkań. Dlaczego we wszystkich królują choinki bogato udekorowane w czerwone światełka i ozdoby? Przecież rok temu specjalnie kupiliśmy zestaw dekoracji w panującym akurat niebieskim odcieniu! A poprzednie święta miały kolor chłodnej bieli? Nie ma rady. Nie można wyłamać się z mody.

  • Prezentowy perfekcjonizm

W przerwach między pucowaniem fug szczoteczką do zębów a wygarnianiem okruszków w kuchennych kącikach za pomocą wykałaczki jest chwila na wdarcie się w tłumy świątecznych zakupowiczów. Ze starannie przygotowaną listą, na której widnieje kilkanaście osób czekających na obdarowanie, wybiera się prezenty dokładnie dobrane do gustu każdego członka rodziny. Koniecznie należy pamiętać, aby kupowane rzeczy nie były banalne i przypadkiem nie za tanie. Nie ma gorszego momentu, gdy w oczach osoby rozpakowującej świąteczną niespodziankę pojawi się oburzenie lub, co równie fatalne, zdegustowanie. Oj, trudno jest sprostać wymogom tych, którzy już właściwie mają wszystko, czego sobie zażyczą, ale czytanie w myślach i spełnianie marzeń to świąteczna kompetencja z roku na rok podnoszona do poziomu perfekcjonizmu.

  • Kilometry z kuchni do salonem

Wreszcie po niespokojnym zlustrowaniu dań, przeliczeniu prezentów, odprasowaniu każdej fałdeczki na obrusie można zasiąść do wigilijnej kolacji. Jak to zasiąść? Przecież nikt nie obsłuży szanownej rodziny, a jeśli pojawi się kusząca myśl o chwili oddechu, to karcący wzrok jednej z seniorek rodu na pewno szybciutko ją odpędzi. Przyklejonemu, radosnemu uśmiechowi towarzyszyć będą mnożone kilometry między kuchnią a salonem, ręce nabiorą mistrzowskiej wprawy w żonglerce pustymi talerzami i półmiskami, na których dymią dania, a czujny wzrok będzie wyprzedzał ruchy i podsuwał wieczerzającym a to chleb, a to solniczkę. Zawsze znajdzie się ktoś, kto współczująco stwierdzi, że babcia robiła uszka inaczej, ale cóż ? czego można oczekiwać po kobiecie, która ma kaprys robienia kariery zawodowej… I kto to widział, wigilia bez łazanek z kapustą!

  • Sterowani tradycją

6Kiedy już po tradycyjnej, rodzinnej (a jakże!) pasterce cichy dom obejmie swoim wypucowanym wnętrzem skonaną panią domu, w jej głowie pojawi się pytanie: ?Po co są te święta?? Żeby się zaharować, uszczęśliwić tych wiecznych malkontentów i jeszcze dać im powód do bezzasadnej krytyki? Sterowani wymogami tradycji, oczekiwaniami innych, gubimy prawdziwe znaczenie tych chwil. Przecież w Bożym Narodzeniu nie o to chodzi. Z nostalgią przypomną się czasy dzieciństwa, kiedy cała rodzina na długo przed 24 grudnia spędzała wieczory, wspólnie robiąc z jabłek, orzechów i kolorowego papieru ozdoby. Każdy dostawał swoją część domu do wysprzątania, a największą frajdą było lepienie uszek do barszczu razem z babcią.
Przełamanie się opłatkiem było cudownym, pełnym życzliwości symbolem łamania się chlebem. Życzenia były serdeczne, prawdziwe. Na stole mogło nie być 12 dań, ale zawsze stawiano nakrycie dla zbłąkanego wędrowca. Twarze osób wokół były uśmiechnięte, oczy radosne, a atmosfera była wyjątkowa. Jedyna, choć wracająca co roku. Na te magiczne trzy dni czekało się cały miesiąc. Ten celebrowany czas wyglądania owej gwiazdki niósł w sobie niecierpliwość bycia razem. Przez te kilka godzin. Przy jednym stole. Z tymi, których się kocha. W jednym z najpiękniejszych momentów całego roku.
Być może pamiętamy to tak, bo byliśmy dziećmi. Może nasze mamy tak samo biegały w obłędem w oczach. A może warto już przerwać ten zaklęty krąg i sprawić, by nasze córki (i nasi synowie) nie wpadli w ten schemat?

none