Pierwszy miesiąc prenumeraty cyfrowej za 5 złzamawiam

Logowanie

Nie je, nie pije, a chodzi i żyje

październik 21 2011

Dwuletnia Zosia biega po całym domu. Świetnie się bawi. Za nią biega zdyszana mama z miską kaszki. Gdy tylko mała na moment się zatrzymuje, mama podstępem wpycha jej łyżkę do buzi. A to samolocik leci, a to ciuchcia jedzie, a to za mamusię, a to za tatusia… Znacie ten scenariusz?.

Autor: Marta Jadczak

Niejadki to utrapienie wielu rodziców. Choć wydawałoby się, że w naszym społeczeństwie w zastraszającym tempie rośnie liczba otyłych dzieci, to jednak pozostaje pewien procent, który spędza swym rodzicom sen z powiek zupełnie przeciwną przypadłością. Wielu z nich ima się różnych metod, by dokarmić swoje pociechy. Często uciekają się do coraz bardziej komicznych – a czasem wywołujących dreszcz na plecach – sposobów, by wcisnąć dziecku choć łyżeczkę pożywienia.

Czy rzeczywiście trzeba koniecznie nakłaniać dziecko do zjedzenia obiadu?

Niejadek z definicji

Przede wszystkim należy się zastanowić, czy dziecko, które uchodzi za niejadka, rzeczywiście nim jest. Zdaniem wielu rodziców – a jeszcze częściej babć – ich dzieci prawie nic nie jedzą. Gdyby jednak podsumować każdy wkładany do ust kęs w ciągu dnia, okazałoby się, że nazbierała się całkiem pokaźna porcja. Zaburzenie postrzegania przez dorosłych często bierze się stąd, że mają oni swoją własną wizję tego, ile dziecko powinno zjeść, tymczasem maluchy doskonale wiedzą, jak dużo potrzebują i w którym momencie.

Niestety w dalszym ciągu panuje przekonanie, że zdrowe dziecko to takie, które ?dobrze? wygląda, jest pyzate, z wałeczkami tłuszczu i rumiane. Tymczasem wystarczy pójść na plac zabaw i przyjrzeć się, które dzieci są sprawniejsze i które lepiej się bawią. Te dorodne czy te szczupłe?

Na tym samym placu zabaw można zaobserwować coś jeszcze. Otóż często mamy lub babcie biegają za bawiącym się dzieckiem, wciskając mu do buzi a to batonik, a to wafelek. W najlepszym razie kawałek banana czy jabłka. Może i zabawny widok, ale czy piaskownica to miejsce, w którym spożywa się posiłki?

A może chore?

Bywa jednak i tak, że dzieci rzeczywiście zjadają zdecydowanie za mało. Jeśli mamy jakiekolwiek wątpliwości, o poradę zawsze można zapytać pediatrę, z którym i tak spotykamy się chociażby podczas bilansów na poszczególnych etapach rozwoju dziecka. Oczywiście istnieją siatki centylowe i określone zasady dotyczące wagi i wzrostu dziecka w danym wieku. Należy jednak pamiętać o tym, że każde dziecko rozwija się bardzo indywidualnie. Składa się na to szereg czynników. Dużo zależy od tego, z jaką wagą urodziło się dziecko i czy systematycznie, choćby niewiele, przybiera na wadze.

Warto zapytać swoich rodziców, jak to było z nami, bo być może w naszej rodzinie to standard. Nie dziwmy się też, że nasz potomek jest drobnej budowy, jeśli sami tacy właśnie jesteśmy.

Najważniejszymi wyznacznikami zdrowia dziecka jest to, czy często choruje, czy ogólnie rozwija się prawidłowo, czy jest żywotne, radosne itd. W razie wątpliwości pediatra może zalecić podstawowe badania krwi.

Bezpieczne rytuały

Jeśli dziecko jest zdrowe, to nie ma powodu do przesadnych reakcji. Warto jednak przyzwyczajać je do właściwego odżywiania. To przecież kapitał na całe życie.

Przede wszystkim należy rozdzielić spożywanie posiłków od wszystkich innych czynności. Jedzenie powinno odbywać się w określonym miejscu, przy stole. Nigdy przy włączonym telewizorze czy w trakcie zabawy.

Nie może być tak, że staje się ono nagrodą czy karą. Ani tym bardziej szantażem emocjonalnym typu: jeśli mnie kochasz, to zjedz jeszcze jedną łyżeczkę.

Dzieci poturbują stałości. Dlatego jedzenie powinno stać się codziennym rytuałem, zaczynającym się od mycia rąk. Jeśli dziecko wcześniej się bawiło, należy przed podaniem posiłku powiedzieć, że za na przykład pięć minut siadamy do stołu.

Z ustaleniem domowych rytuałów wiąże się także niedokarmianie dzieci pomiędzy posiłkami. Zwłaszcza słodyczami. Nie trzeba rezygnować z nich całkowicie. Wystarczy wyznaczyć określone zasady ich spożywania. I przede wszystkim nie używać ich jako nagrody za zjedzony obiadek.

Malec w kuchni

Jedną z najskuteczniejszych metod, jakie można zastosować, jest zaangażowanie dziecka w przygotowanie posiłku. Wielu rodziców boi się wpuszczenia dziecka do kuchni ze względu na możliwość poparzenia się czy skaleczenia ostrym nożem. Jednakże często są to obawy na wyrost, ponieważ dziecko może wykonywać bezpieczniejsze czynności. Może wsypać mąkę, dolać wody, dodać cukru czy czegokolwiek innego, w zależności od rodzaju przyrządzanego dania. Oprócz tego, że dziecko angażuje się w pracę, dajemy mu także możliwość rozwoju poprzez zmysły. Może ono poczuć fakturę, gładkość ciasta, spróbować różnych smaków (często czegoś, czego wcześniej nie chciało jeść), poczuć zapachy, posłuchać bulgotania gotującej się zupy… 

Kuchenne zabawy można obrócić w naukę. Zawsze, kiedy robimy z dziećmi kluski czy pierogi, przed wrzuceniem na wrzątek możemy je przeliczyć. Podobnie warzywa. Prócz nauki liczenia możemy zadawać dziecku pytania: Jakie to warzywo? Jakiego jest koloru? A jaki ma smak? To wszystko pomoże w naturalnym rozwoju naszego dziecka. A samodzielnie przygotowane ciastko czy kluska (nawet jeśli będzie się rozpadać) będzie najsmaczniejszym daniem na świecie, które dziecko z przyjemnością zje.

Prócz angażowania przygotowanie posiłku, warto zachęcić dzieci także do uczestniczenia w całym rytuale. Mogą one nakryć do stołu, rozłożyć serwetki, sztućce. To daje im poczucie odpowiedzialności za to, by cały posiłek był udany. Nie są wówczas jedynie biernymi konsumentami, ale aktywnie uczestniczą w przygotowaniach.

Jem sam(a)!

Ważne, by postawić na samodzielność dziecka. Nawet niespełna roczny malec jest w stanie najeść się sam. Wystarczy dać mu do ręki łyżkę. Co z tego, że się ubrudzi? Maluch, który włada własną łyżeczką, jest przeszczęśliwy! A posiłek kojarzy mu się z czymś przyjemnym. Starsze dzieci powinny same przyrządzać swoje kanapki czy układać ulubione dodatki na swoim kawałki domowej pizzy.

Często popełnianym błędem jest także nakładanie zbyt dużych porcji na talerz. My sami zjadamy zazwyczaj więcej, niż potrzebujemy, i tego uczymy też nasze dzieci. Lepiej nalać niewielką ilość zupy do małej miseczki i potem w razie potrzeby dołożyć niż wciskać dziecku na siłę więcej, niż może zjeść.

Warto zadbać także o to, by podane danie wyglądało ładnie. Nie trzeba być od razu artystą. Czasami wystarczy listek bazylii czy natka pietruszki, by danie ożyło. Sami też chętnie sięgamy po to, co jest ładne. Poza tym pamiętajmy o tym, że nie wszystko musi naszemu dziecku smakować. To, co my lubimy, niekoniecznie znajdzie aprobatę kubków smakowych naszej pociechy.

I na koniec jeszcze jedna bardzo ważna zasada! Zasiadajmy do posiłków razem! Nikt nie lubi samotności.

Tagi:
none