Pierwszy miesiąc prenumeraty cyfrowej za 5 złzamawiam

Logowanie

Jadłonomia od kuchni

październik 28 2016

Dopiero co skończyła nagrywać drugi sezon programu ?Zielona Rewolucja? dla Kuchnia+, a już rozpoczyna kolejne zdjęcia. Prowadzi warsztaty, jeździ po świecie, zgłębiając tajniki lokalnych kuchni, regularnie wrzuca nowe przepisy na blog? Marta Dymek nie zwalnia tempa. Ma głowę pełną pomysłów, którymi dzieli się z milionami Polaków

Marta Dymek ? autorka popularnego bloga z przepisami kuchni wegańskiej i książki ?Jadłonomia. Kuchnia roślinna ? 100 przepisów nie tylko dla wegan?

Rozmawiała: Katarzyna Konopa

Zdjęcia: Magdalena Kata

fff

Bardzo dziękuję, że znalazłaś czas, aby się z nami spotkać! Jak szłyśmy w plener zaczęłaś opowiadać nam historię Twojego pierwszego warszawskiego mieszkania przy ulicy Długiej, na poddaszu. To jest dość ekstremalny przykład studenckiego życia, jak to wyglądało?

Kuchnia na tym strychu była także łazienką, był w niej prysznic i pralka oraz wejście do toalety i do mojego pokoju! Jedyną przestrzenią do pracy była? pralka. Kiedy coś gotowałam, pokrojone produkty czekały na moim biurku, a ja działałam dalej na tej pralce lub siedząc obok.

 

Czy właśnie wtedy zaczęłaś z taką pasją gotować?

Nie, gotowałam już wcześniej, we Wrocławiu, miałam też już wtedy blog. Zobaczyłam to mieszkanie i pomyślałam ?Dobra, będzie ciężko, ale trzeba działać dalej?.

 

Miałaś ogromna determinację! Aby działać w takich warunkach potrzeba wiele serca do tego, co się robi.

Tak, oczywiście. To był dla mnie o tyle ciężki okres, że przyjechałam do Warszawy na staż, więc rano wstawałam do pracy, z której wychodziłam po całym dniu i wracałam do domu zmęczona ?dorosłym życiem?. Wtedy zabierałam się za gotowanie w tej dziwnej kuchni, znajdowałam czas na zrobienie zakupów, w soboty wstawałam rano, aby zrobić zdjęcia na blog i tak dalej… Kiedy teraz sobie to przypominam, to faktycznie myślę, że była w tym sporo determinacji.

 

Ile miałaś wtedy lat, około 25?

Mniej, teraz mam 25.

 

Robisz wrażenie dojrzałej osoby!

Ja jestem z rocznika 1990. Miałam wtedy 21 lat i byłam w trakcie studiów, a staż był w czasie wakacji.

 jadlonomia222

Zawsze byłaś tak konsekwentna i zdeterminowana? Zastanawiam się, skąd w Tobie takie cechy? Ludzie są wygodni, a Ty mimo braku komfortu parłaś dalej i dążyłaś do celu. \

Ja chyba zawsze taka byłam. Jak sobie coś wymyśliłam czy zamarzyłam, to byłam zdeterminowana, aby to robić, aby to osiągnąć. Chyba nigdy nie bałam się cięższej pracy. Nawet jak wyjeżdżałam gdzieś za granicę ? uczyć się w knajpach ? i lądowałam na obieraku, to działałam. Wiele osób by się zniechęciło, bo wyjeżdża się, marząc o rozwoju, o poznaniu nowych przepisów, a tymczasem nie ma przepisów? Są ziemniaki, marchewka i cebula i trzeba to obrać, pokroić. Podobnie było z początkami bloga ? musiałam rano wstać, aby coś ugotować, oszczędzałam pieniądze, aby kupić coś ekstra do potraw, odkładałam pieniądze na serwetkę lub talerz do zdjęć i nigdy nie uważałam, że powinnam szukać wymówek, tylko myślałam, że jeśli czegoś chcę, to zrobię wszystko, aby mi to się udało. Nigdy mi to nie przeszkadzało i nie bolało mnie to.

 

Czyli wiedziałaś, że pewne kroki są konieczne, aby osiągnąć to, czego pragniesz, myślałaś sobie: chcę osiągnąć to, więc zrobię to i to, pójdę tu i tu??

W pewnym sensie tak, ale myślę, że na początku mój blog nie miał celu. Nie myślałam sobie: jeśli założę teraz blog i będę robiła dużo przepisów, i poświęcała temu dużo czasu, to coś się wydarzy. Blog był celem samym w sobie, nie było szczytu, na który chciałam wejść, tylko samo gotowanie zwyczajnie mnie wciągnęło! Zwłaszcza kiedy zaczęłam gotować po wegańsku. Odkryłam zupełnie nowe techniki, potrawy, nowe smaki, dowiedziałam się, jak wiele jeszcze nie wiem? Wegańskie gotowanie uczy moim zdaniem ogromnego szacunku do składników. W tradycyjnej kuchni wystarczy mieć dobrej jakości ser, śmietanę, kawior lub wędliny. To są produkty luksusowe i potrzeba niewiele wysiłku, aby danie było pyszne ? wystarczy położyć na talerzu kilka liści sałaty, na to dobry ser i gotowe. Natomiast kuchnia wegańska uczy np. tego, że zwykły burak może być bohaterem dania, należy mu jedynie poświęcić dużo uwagi, przemyśleć wszystko i nauczyć się doceniać proste składniki ? to one wychodzą na pierwszy plan w potrawach.

 

Ja też czasami opowiadam wszystkożercom, że wegańskie jest wszystko to, co już jedzą, ale znika w serach i innych dominujących składnikach.

Kuchnia wegańska uczy pokory i skromności, bo dowiadujemy się, że na pyszne danie wystarczy kupić od rolnika kilogram marchwi. Okazuje się, że ta marchew ma taki zapach i smak, że wymaga jedynie przemyślenia sposobu przyrządzenia i podania i jest idealnym daniem samym w sobie. Jest smaczniejsza oskrobana niż obrana…

 jaaa

Inspirujesz tak wiele osób, pokazując prostotę wegańskiej kuchni, przedstawiając przepisy, o których niektórzy mówią, że są banalnie proste i każdy mógł to wymyślić i zrobić? Tyle że nie robi, to Ty je wymyślasz! Przyciągasz tak wielu odbiorców, a na Twoim blogu nie ma reklam, choć z pewnością masz wiele propozycji. Skąd decyzja o braku reklam?

Aby wszystko było jasne: nie mam nic przeciwko blogerom i blogerkom, którzy mają u siebie reklamy, banery czy posty sponsorowane. Sama współpracowałam z markami, które cenię. Mam jednak poczucie, że kiedy zaczyna się użyczać swojej marki komercyjnym współpracom, to można stracić panowanie nad własną marką. Jeżeli nie jestem do czegoś przekonana, to tracę serce włożone w markę ? reklamodawca nie jest partnerem, oczekuje liczb, statystyk i realizacji pewnej umowy; moja wizja może być inna, chcę u siebie robić to, na co mam ochotę, co mnie w danym momencie ciekawi. Starałam się od początku nie odbierać sobie tej wolności, którą jest gotowanie na blogu, czuję się w takiej sytuacji lepiej.

Zarobki blogerów to jest ulubiony ostatnio temat, nie tak dawno temu opublikowany został ranking wartości marek, ?Jadłonomi? uplasowała się dość wysoko i nagle mój telefon zaczął się urywać. Pytano mnie: gdzie są te pieniądze? Co zrobisz z tymi pieniędzmi? Brzmiało to tak, jakbym miała pokaźną sumę w torebce. Zdaję więc sobie sprawę, jak dużo emocji wzbudza ten temat, natomiast mało mówi się o kosztach ponoszonych przez blogerów, którzy nie pracują komercyjnie. Ja na blogu nie mam reklam, co miesiąc płacę za serwer, aby go utrzymać ? moja strona jest duża, ma dużo zawartości. Przygotowanie sesji zdjęciowych to także koszty, ja tego nie robię po to, aby na tym blogu zarobić. Gdyby tam były banery, to mogłoby to być dobrą inwestycją, ale podstawowym pytaniem jest dla mnie: po co to robię? Nigdy nie przyświecał mi cel, aby zarobić na gotowaniu czy aby był to świetny biznes. Podejrzewam, że gdyby o to mi chodziło, gdyby jedynym motorem były pieniądze, to znalazłabym inną pracę, która nie wymagałaby tylu poświęceń i wyrzeczeń.

 

Nie możesz już teraz mieć innej pracy na cały etat, więc jak udaje Ci się połączyć pasję i rozpoznawalność z codziennością?

Prawda jest taka, że ja po prostu bardzo, bardzo dużo pracuję. Kiedy byłam na etacie w korporacji, a potem w agencji, to wydawało mi się, że dużo pracuję, chciałam zmienić pracę. Teraz wydaje mi się to luksusem ? kończyłam o określonej godzinie, szłam do domu o 18.00. Miałam wolny wieczór, wolne weekendy. Nie pamiętam ostatniego wolnego weekendu! Chyba w zeszłym roku miałam wolną sobotę, kiedy nie sprawdzałam niczego, ale też nasuwa się pytanie, czy jak mam wolne pół dnia i cały czas odpisuję na komentarze, sprawdzam maile itd., to pracuję czy nie? Tak naprawdę nigdy nie mam wolnego, moja głowa cały czas pracuje, nawet gdy jestem w podróży, to też cały czas doradzam czytelnikom. Jeśli ktoś do mnie pisze, że właśnie piecze tort na urodziny pięciolatka, brakuje mu składnika i chce go zastąpić, to nie potrafię tego zostawić bez odpowiedzi? Chodzi przecież o urodziny! Wrzucam przepisy do sieci i czuję ogromną odpowiedzialność, uważam, że nie mogę po prostu umyć rąk i zapomnieć. Staram się być dostępna dla tych, którzy potrzebują mojej pomocy.

Kluczem do tego, co robię, jest dużo ciężkiej pracy. Ma to swoją cenę. Mój chłopak ogromnie się stara, abyśmy spędzali jak najwięcej chwil razem, moi przyjaciele ubolewają często, że tak rzadko mam dla nich czas. Głęboko wierzę jednak, że to, co robię, ma duży sens i nawet jak czasem mam kilka ciężkich tygodni i nieprzespane noce, to kiedyś to nadrobię…

 

Planujesz jakieś zmiany? Wyjazdy?

Na razie trzymam się Warszawy, czuję, że tutaj jest mój dom, tutaj pracuję. Czuję się tutaj dobrze i myślę, że cały czas jest coś do zrobienia w kwestii wegetarianizmu, więc nie planuję się przeprowadzać.

Wiem, że przy tak dużej ilości pracy, jaką biorę na siebie, gdybym nie robiła przerw, bardzo szybko skończyłyby mi się inspiracje, nie potrafiłabym stworzyć niczego nowego. Wiem, że w całym tym szaleństwie najważniejsze dla mnie jest, abym miała świeżą głowę! Potrzebuję się uczyć, rozwijać, a nie stać w miejscu, więc co kilka miesięcy kupuję tanie bilety i gdzieś wyjeżdżam. Kierunek nie jest dla mnie aż tak istotny, podobnie jak jakieś luksusy na miejscu, ważna jest świadomość, że mogę się czegoś nauczyć. Wybieram kraj i jadę, obserwuję, uczę się, poznaję.

Takie kulinarne wyjazdy bardzo się różnią od typowych wakacji. Kiedy docieram na miejsce, ciekawi mnie wszystko, wiem już, gdzie coś ciekawego się wytwarza, gdzie jest jakiś świetny szef kuchni, a gdzie fantastyczny bazar? Całą swoja trasę ustawiam pod kulinarne punkty zainteresowania. Nie śpię do południa, tylko wstaje rano i idę na zakupy, rozmawiam z mieszkańcami, idę za nimi, jem z nimi, więc właściwie cały czas upływa mi na takim chodzeniu, krążeniu, bieganiu i nie ma zupełnie czasu na typowy wypoczynek jak leżenie na plaży. Mój chłopak jest na szczęście wyrozumiały, wie, jak to wygląda, już niejeden taki wyjazd przerobiliśmy, ale czasami, kiedy jest zmęczony pracą, mówi, że nie ma siły na kolejny wyjazd i wtedy jadę sama.

 

Jesteś bardzo energetyczna. Co robisz, aby utrzymać ten poziom?

Oczywiście to zasługa kuchni wegańskiej? A tak serio, to wynika z tego, że wierzę w to, co robię. Zainwestowałam w blog tyle czasu, energii i tyle lat pracy, że wierzę, że idzie to w dobrym kierunku. Myślę, że kiedy jest wiara i w pracę wkłada się całe swoje serce, ta energia przychodzi i pozostaje na wysokim poziomie.

 

Czy wierzysz, że Polacy są w stanie zmienić swoje myślenie? Wszystko idzie w dobrym kierunku, ale czy jako naród możemy się troszkę zmienić?jadlonomiaaa

To się bardzo zmienia! Pamiętam, że kiedy startowałam z blogiem, to słyszałam: ?to będzie takie niszowe, kto to będzie czytał??. A kiedy przekształciłam ?Jadłonomi? w blog wegański, mówili: ?wegański to już w ogóle?, to jest dla panków i squotersów?. Wiele razy tłumaczyłam ludziom, czym jest weganizm, jak to działa. Wydaje mi się, że teraz jest dużo prościej. Kiedy opowiadam o tym, co robię, nie widzę już takiego zdziwienia, ludzie rozumieją, o co chodzi, większość zetknęła się z weganizmem. Czasem słyszę, że odwiedzili wegańską knajpkę albo ugotowali coś według wegańskiego przepisu. Na pewno takie jedzenie coraz mniej dziwi i coraz więcej osób jedzących tradycyjnie otwiera się na potrawy roślinne.

 

Czy masz jakieś statystyki na temat tego, ile niewegan korzysta z Twojego bloga?

Ciężko mi powiedzieć, ale blog ma miesięcznie prawie 2 mln odsłon i wydaje mi się, że przynajmniej połowa z tych osób to te jedzące tradycyjnie. Wnioskuję to z komentarzy i maili, jakie dostaję. Wiele z tych pojawiających się zaraz po publikacji przepisu brzmi: ?nie jestem weganką, ale? pasztet dobry, mężowi smakuje, dziecko uwielbia? itp. Ludzie chcą próbować, poszukują dań, szukają ciekawostek lub odmiany od diety mięsnej. Dla mnie komentarze od tych osób są szczególnie ważne, bo wierzę, że weganie umieją gotować wegańsko i ich już nie ma potrzeby przekonywać. Ja zresztą na blogu nie przekonuję, nie nawołuję, ale każdy wegański przepis jednak do weganizmu nakłania. W pewien sposób przepisy przemycają i podpowiadają, że nie wykorzystując odzwierzęcych składników, można tworzyć takie dania. Kiedy osoby na co dzień jedzące mięso piszą, że dania im smakują i chętnie zrobią je jeszcze raz, to czuję, że jest to szczególny sukces.

 

Zawsze mi się podobało to, że na Twoim blogu nie ma nachalnej propagandy. Podajesz wyśmienite przepisy, mówiąc przy tym: zrobisz jak zechcesz. Jak to było z Tobą? Jak weszłaś na drogę roślinną?

Moja historia jest bardzo prosta. Byłam dzieckiem, które nie cierpiało mięsa. Chowałam zrazy w kieszeni, wynosiłam kotlety w plecaku, karmiłam psa pod stołem, płakałam. Kiedy miałam cztery lata, lekarka powiedziała mojej mamie, że muszę jeść więcej mięsa, bo mogą być kłopoty. Mama kupiła puszkę mielonki i postawiła ją przede mną. Do dzisiaj pamiętam, jak strasznie płakałam nad tą mielonką. Moja mama, widząc moją rozpacz, dała mi spokój. Kiedy zaczęłam chodzić do liceum, poznałam kolegę, który był wegetarianinem, a ja przeżyłam olśnienie, że są osoby w ogóle niejedzące mięsa! Nikt ich do tego nie zmusza, a jak powiedzą, że są wegetarianami, to nikt im go nawet nie proponuje. Wróciłam wtedy do domu i ogłosiłam mój wegetarianizm. Rodzice uważali, że ta faza szybko minie. Moje gotowanie przyszło właśnie na fali tej decyzji, wcześniej nie miałam takiej potrzeby. To mnie niesamowicie wciągnęło. A weganizm pojawił się, kiedy już sporo gotowałam i dobrze mi szło. Doszłam do wniosku, że kuchnia wegetariańska jest dość powtarzalna, że wystarczy dowolne warzywo połączyć z dobrym serem pleśniowym czy parmezanem i powstaje smaczne danie. Odkryłam wówczas istnienie kuchni wegańskiej, która wymaga dużo więcej od kucharza/kucharki. Kuchni, przy której trzeba mieć dużo więcej pokory, kreatywności i myślenia. Zaczęłam eksperymentować, ale uważałam to za radykalne podejście, coś nie dla mnie i nie zamierzałam rezygnować z serów. Po pewnym czasie okazało się jednak, że nie kupuję już nabiału, potem, już celowo, przestałam jeść nabiał także na mieście. Te zmiany przyszły stopniowo, właściwie niezauważalnie. Nie można nikogo do niczego zmusić, można jedynie przekonywać powoli, pokazywać i dobrze karmić. Okazuje się wtedy, że niezauważalnie i bezboleśnie można przestać jeść mięso, ryby czy przejść na weganizm. Wytykając ludziom jedzenie mięsa, można ich do weganizmu skutecznie i na trwałe zniechęcić.

 

Zdradzisz nam swoje plany na najbliższe miesiące?

W przerwie przed rozpoczęciem trzeciego sezonu programu ?Zielona Rewolucja? skupię się na gotowaniu, na blogu. Lato jest najpiękniejszym, najwspanialszym okresem, chce mi się gotować przez całą dobę, u innych ochota na gotowanie jest także większa, kiedy widzą stragany pełne pięknych, kolorowych warzyw. Chciałabym pokazać jak najwięcej przepisów. Mam też nadzieję, że uda mi się w ciągu najbliższych miesięcy gdzieś wyjechać, szykuję się do wyprawy do Tajlandii, gdzie w październiku odbywa się słynny wegetariański festiwal związany z obrzędami religijnymi. Jest to ogromne widowisko, jedno z najważniejszych tajskich świąt. W tym okresie większość wierzących osób odżywia się wegetariańsko, można zjeść potrawy, których nie ma nigdzie indziej i dostępne są tylko w czasie trwania festiwalu. Już teraz czytam na ten temat i szykuje się do tej wyprawy, aby się tam jak najwięcej się nauczyć i przywieźć inspiracje na blog i być może materiał do kolejnej książki.

Książka! Hurra, czekamy!

 

 

Rozmawiała: Katarzyna Konopa

Fotografia: Magdalena Kata ? MUMA Studio

Makijaż: Katarzyna Konopa – PINK MINK Studio

Włosy: Monika Banaszkiewicz ? Imagine Yourself

 

Podziękowania dla restauracji VEGE Miasto w Warszawie za udostępnienie lokalu oraz marce NENUKKO za wypożyczenie strojów do sesji.

Magazyn Vege nr 5/2016