Oscar Horta: aktywista i filozof pracujący na Universidade Santiago de Compostela, specjalizuje się w badaniach gatunkiwizmu. Autor książki „Po stronie zwierząt”, której tłumaczenie na język polski ukazało się w 2024 r. nakładem gdańskiego wydawnictwo Słowo/obraz terytoria).
Dla wielu polskich czytelników lektura książki „Po stronie zwierząt” będzie pierwszym spotkaniem z Tobą. Opowiedz, jak zaczęła się Twoja praca na rzecz zwierząt.
Zaczęło się, gdy byłem nastolatkiem. Już wtedy uczestniczyłem w kampaniach antyfutrzarskich i sprzeciwiałem się wykorzystywaniu byków do walk. Wtedy nie miałem jeszcze pojęcia, jak wiele możliwych metod wyzysku i form krzywdzenia zwierząt stosuje człowiek. Dopiero wiele lat później za sprawą przyjaciół podjąłem decyzję o przejściu na weganizm oraz zaangażowaniu się w inne formy walki o ochronę zwierząt. Ta decyzja była dla mnie oczywista! Gdy dowiedziałem się, jak wielka jest liczba ofiar oraz skala dokonywanej krzywdy, poczułem, że zaangażowanie jest po prostu konieczne. Wtedy jeszcze niewiele osób poświęcało czas i uwagę sprawie zwierząt – a przecież był to palący temat. Pamiętam, że jednym z przełomowych wydarzeń była dla mnie lektura książki „Speciesism” (autorstwa Joan Dunayer – przyp. red.) – wtedy postanowiłem nadać działaniom konkretny kierunek i wziąć sprawy w swoje ręce.
Żyjemy w świecie, który w większej mierze skupia się na ekologii, np. ochronie ekosystemów lub gatunków, nie ceni natomiast zwierząt indywidualnie. Twoja praca stoi niejako w opozycji do tej idei – zakłada ochronę jednostek. Jak długo dojrzewał w Tobie taki pogląd?
Było kilka takich momentów, a pomiędzy nimi wiele etapów. Czasami zdawałem sobie sprawę, że idee, w które wierzę, wchodzą w sprzeczność z obowiązującymi prądami. Na przykład zdaniem konserwacjonistów zwierzęta dzikie należy zostawić samym sobie i nie ingerować w ich los. Ten pogląd kłóci się z moim. Zakładam, że pomoc należy się wszystkim istotom zdolnym do odczuwania cierpienia.
Większość badań pokazuje, że dzikie zwierzęta codziennie walczą o przetrwanie: są głodne, spragnione, chorują, mają pasożyty i doświadczają bólu. Mają liczne potomstwo, ale tylko niewielki odsetek przeżywa, a to oznacza, że zdecydowana większość traci życie w młodym wieku i w ogromnym cierpieniu. Uważam, że działania służące ochronie pojedynczych istot, zamiast skupianiu się na gatunkach – pomimo że nie są zgodne z duchem tradycyjnej „ochrony środowiska” – są słuszne: tworzenie centrów ratujących dzikie zwierzęta, szczepienia, leczenie ich, budowanie dla nich schronień są naszym obowiązkiem. Skoro takiej pomocy nie odmówilibyśmy ludziom, dlaczego mielibyśmy odmawiać jej zwierzętom? Tak samo sprzeciwiam się zabijaniu zwierząt w celu regulowania populacji gatunkowej, mimo że wiele podobnych działań uważa się za „ekologiczne”.
W książce poruszasz temat nie tylko zwierząt dziko żyjących czy tych z przemysłowych hodowli. Idziesz o wiele dalej, poświęcając dużo miejsca bezkręgowcom. Jak mówisz, im także należy się ochrona. To dość odważne stwierdzenie, zważywszy na fakt, że już samo nawoływanie do ochrony tych pierwszych i drugich bywa uznawane w naszym społeczeństwie za radykalne.
Może doprecyzuję, że nie chodzi o ochronę wszystkich form życia, ale „sentientów”, a więc tych zwierząt, które według stanu naszej wiedzy naukowej są istotami zdolnymi do odczuwania cierpienia. Nie jest tu łatwo wytyczyć granicę, ale warto opierać się na dowodach, które mamy. Wiemy np., że gąbki nie posiadają systemu nerwowego, a więc nie są w stanie odczuwać cierpienia, natomiast większość bezkręgowców już tak. Co więcej, warto pamiętać, że są one zdecydowaną większością krzywdzonych istot. Ludzie skupiają się na ochronie psów i kotów, tyle że one są mniejszością, gdy porównamy je z liczbą zwierząt w rzeźniach. Te natomiast są mniejszością w stosunku do ryb. Ryby z kolei są mniejszością, gdy ich liczbę porównamy z liczbą bezkręgowców. Wniosek nasuwa się sam: nie możemy lekceważyć tak ogromnej grupy zwierząt. Nawet jeśli mielibyśmy poświęcić zaledwie jedną setną naszej troski i uwagi tej grupie – zróbmy to.
Brzmi to logicznie i dla mnie jest całkowicie zrozumiałe, ale jak to wyjaśnić osobom, które na co dzień obejmują kręgiem moralnym wyłącznie tę najmniejszą i najbardziej uprzywilejowaną grupę – zwierzęta domowe?
Pytasz o to, jak rozmawiać o ochronie bezkręgowców bez bycia posądzonym o szaleństwo? Zdaję sobie sprawę, że jest to pewne wyzwanie. Musimy to robić ostrożnie i racjonalnie, a więc nie rozpowszechniać nieprawdziwych informacji, tylko posługiwać się danymi, które potwierdza współczesna nauka. Obrońcom zwierząt, którzy mają pewne obawy co do mówienia o bezkręgowcach, radziłbym zacząć dyskusję od wymienienia zwierząt, które wszyscy kochają i cenią – pszczół, ważek i motyli. Wówczas nie będzie powodu, żeby martwić się o to, co ludzie pomyślą.
Skoro już poruszyliśmy temat rozmów z innymi o ochronie zwierząt, wytłumacz, jak ważny jest w tym język. Jak rozmawiać z kimś o zwierzętach pozaludzkich, gdy przejawia cechy gatunkowistyczne?
Na pewno należy unikać oskarżycielskiego tonu. Naszym zadaniem jest rozpowszechnianie wiedzy, a nie krytykowanie. Powinniśmy skłaniać ludzi do refleksji bez wywoływania w nich poczucia winy czy atakowania ich. Zdaję sobie sprawę, że jesteśmy niedoskonali i komunikowanie się z innymi nie zawsze udaje nam się w stopniu, w jakim byśmy chcieli, a nasze działania i próby nie zawsze doprowadzą do upragnionych rezultatów. Jest też dobra wiadomość: pomimo naszych niedoskonałości wciąż czynimy postępy. Zachęcałbym też do doskonalenia się w przejrzystej komunikacji, która będzie otwarta, jasna i empatyczna – dla dobra sprawy, o którą walczymy.
Z pewnością dziś jest łatwiej rozmawiać o sprawie zwierząt niż 20 czy 30 lat temu. Jak postrzegasz zmiany we współczesnym świecie?
Zmiany zachodzą wszędzie, choćby tu, w Polsce! Ostatnim razem byłem tu 10 lat temu i zdumiewa mnie, jak wiele zmieniło się na plus, choćby z dostępnością wegańskiego jedzenia. Dotyczy to całej Europy, ale również Ameryki Łacińskiej i krajów azjatyckich. Możemy myśleć, że zmiany są powolne, ale gdy poszerzymy perspektywę o wiek Ziemi, nagle zdamy sobie sprawę, że kilkadziesiąt lat to jest zaledwie sekunda! Zobacz, ile pozytywnych zmian zaszło w tej jednej sekundzie!
Czy sposób, w jaki mówimy o zwierzętach pozaludzkich, pociąga za sobą realne konsekwencje?
Język idzie ramię w ramię z postrzeganiem zjawisk w świecie. To nie jest tak, że jego zmiana zmieni postrzeganie świata. Odwrotnie, to zmiana naszego sposobu myślenia i postrzegania może również zmienić język, a co za tym idzie – także nasze działania. Stosowanie takich pojęć jak „gatunkowizm” jest pożyteczne i pomaga uwidocznić zjawiska, które bez istnienia tych terminów nie byłyby widoczne. Z drugiej strony wciąż jesteśmy świadkami mówienia o zwierzętach w sposób, który je uprzedmiotawia, np. gdy chcemy użyć wyzwisk, często stosujemy nazw gatunków niektórych zwierząt. Ale, co ciekawe, samo słowo „zwierzę”, którego używamy, aby zaznaczyć, że istota nie jest człowiekiem, już jest przekłamaniem. W końcu my jako ludzie również jesteśmy zwierzętami.
Jak zatem rozszerzyć uwagę naszych rozmówców na zwierzęta pozaludzkie oraz nakłonić ich do zmiany postrzegania ich statusu?
W książce jest cały rozdział z eksperymentami myślowymi pomagającymi rozszerzyć uwagę na wszystkie zwierzęta. Pokazuje również, jakie argumenty stosować na rzecz wszystkich zwierząt. Powody kulturowe spowodowały, że czynimy rozróżnienie między zwierzętami i dzielimy je na kategorie, ale u podstaw wszystkie istoty są takie same – wrażliwe i czujące. Z moralnego i naukowego punktu widzenia nie ma powodów, by kogokolwiek wartościować.
Nawiążę teraz do fragmentu książki, który zatrzymał mnie na dłużej. Opowiedz proszę, ile kosztuje życie?
Moralna decyzja to taka, którą jesteśmy w stanie poprzeć, bo jest sprawiedliwa. Kiedy zjadamy zwierzę, to często myślimy o własnych korzyściach i preferencjach – jak smak i zdrowie. Warto jednak pamiętać, że nasza korzyść jest jednocześnie kosztem zjadanych zwierząt. Skoro kurczak spędza siedem tygodni na fermie, a my poświęcamy na posiłek około 15 min, to będąc fair, powinniśmy być gotowi zapłacić za ten posiłek taką samą ilością cierpienia, która staje się udziałem zwierzęcia. Załóżmy, że pięć osób chce zjeść kurczaka. Skoro kurczak spędza około 45 dni na fermie, to na każdą osobę przypada dziewięć dni cierpienia kurczaka. Czy bylibyśmy gotowi poświęcić tyle godzin cierpienia dla 15 min odczuwania smaku? Oczywiście nikt się na to nie zgodzi, a to u samych podstaw pokazuje, że w naszym podejściu do zjadania zwierząt jest coś bardzo niewłaściwego.
W książce pojawia się jeszcze jedno mało znane pojęcie – „longtermizm”. Odnosi się ono do skutecznego działania w długiej perspektywie czasu. Na czym najbardziej powinien skupić się ruch obrońców zwierząt, aby skutki sięgały możliwie daleko?
Uważam, że obrońcy zwierząt nie powinni skupiać się wyłącznie na teraźniejszości. Powinni raczej myśleć o zwierzętach w długich perspektywach czasowych. Naszymi działaniami często kieruje intencja zmiany świata na lepsze. Sądzę jednak, że lepszym rozwiązaniem będzie skupienie się na tym, aby zatrzymać eksploatację na obecnym poziomie. Nie dopuśćmy do tego, aby stan się pogorszył.
Nie brzmi optymistycznie.
Jeśli chodzi o przyszłość, to nie jestem przesadnym optymistą z kilku powodów. Oczywiście mam przekonanie, że ruch na rzecz wyzwolenia zwierząt będzie rosnąć w szybkim tempie, a grupy wegan i antygatunkowistów wyraźnie się poszerzą. Jednocześnie też obawiam się, że liczba eksploatowanych zwierząt będzie rosnąć ze względu na nowe metody hodowli oraz takie narzędzia jak sztuczna inteligencja, które będą kontrolować działanie masowych hodowli przemysłowych. Naszym priorytetem będzie zatrzymanie się na tym poziomie eksploatacji, który już jest.
Do kogo jest skierowana Twoja książka?
Nie jestem pewny, czy powinienem odpowiadać na to pytanie, żeby nie zabrzmiało to makiawelicznie i nieskromnie (śmiech). Myślę, że książka jest dla każdego – zarówno dla aktywistów walczących o prawa zwierząt, bo jest w niej dużo użytecznych narzędzi i pomysłów, jak i dla osób, które dopiero wstępnie interesują się tematem gatunkowizmu. To świetny prezent, który można podarować osobom, które chcemy zainspirować do zmiany postrzegania świata. Mam nadzieję, że każdy z niej skorzysta.
- Rozmawiała: Kamila Gulbicka
- Zdjęcia: Kornelia Głowacka-Wolf
- Tekst ukazał się w numerze 11/2024 Magazynu VEGE