Nie wdając się w trwającą od lat dyskusję o wyższości kotów nad psami lub odwrotnie, zajmijmy się relacjami między ludźmi a psami. Fragment książki Marcina Wilka „Lepszy gatunek. Psio-ludzkie historie” (wydawnictwo W.A.B.).
Problem psio-ludzkiej relacji jest bardzo złożony. By spróbować go zrozumieć, trzeba się przyjrzeć np. temu, że psy i koty są traktowane jak przedstawiciele arystokracji wśród zwierząt – wyróżnione przez człowieka, udomowione z wszystkimi tego pozytywnymi i negatywnymi tego skutkami. Trzeba też mieć świadomość, że oba te gatunki mocno zróżnicowane. Każdy pies i każdy kot jest inny.
Nie wdając się w trwającą od lat dyskusję o wyższości kotów nad psami lub odwrotnie, zajmijmy się relacjami między ludźmi a psami. Inaczej wyglądały one w Polsce w latach 30. XX w., kiedy to zaczęła obowiązywać u nas Ustawa o ochronie zwierząt, inaczej po 1939 r. na terenie Generalnej Guberni, jeszcze inaczej po 1945 r., zwłaszcza w momentach wybuchu epidemii wścieklizny, na którą reagowano paniką i okrucieństwem wobec potencjalnie chorych zwierząt, a zupełnie inaczej w 2020 r., gdy nadeszła pandemia COVID-19 i psy pojawiły się w wyobraźni wielu osób jako spacerowy gadżet.
Jednocześnie w całym tym okresie psy stały na drabinie ekosystemu zarządzanego przez człowieka o wiele wyżej niż inne zwierzęta. To prawda, o której na co dzień nie myślimy, ale której stajemy się boleśnie świadomi, zastanawiając się nad naszym stosunkiem do innych istot.
Pies widziany z tej perspektywy jest gatunkiem wybranym. Świadczą o tym chociażby analizy ekonomiczne. Dzisiaj przemysł związany z psami – zabawkami, karmą, szkoleniami itd. – warty jest krocie. Wedle danych z 2019 r. branża zajmująca się pielęgnacją zwierząt w Polsce osiągnęła sprzedaż przekraczającą 1 mld euro. W Polsce żyje około 7,75 mln psów (kotów – 6,6 mln), a w skali Europy w 2020 r. zanotowano wzrost liczby gospodarstw domowych posiadających zwierzęta do 85 mln, a wpływy ze sprzedaży produktów dla tych istot sięga 21 mld euro.
Patrząc na te wzajemne związki z innej perspektywy, można stwierdzić, że to nie człowiek wybrał psy, ale dzicy przodkowie udomowionych zwierząt zdecydowali się wejść na drogę transformacji. Z tego punktu widzenia psy „powstały” w relacji z istotą ludzką. Dla istot żyjących wcześniej, niewspółpracujących z człowiekiem, musimy szukać właściwych nazw. Psy w procesie wzajemnego docierania się nauczyły się korzystać ze szczególnej sytuacji, w jakiej się znalazły. Bywają one wielokrotnie beneficjentami kontaktów z ludźmi, których potrafią używać jak przydatnych narzędzi. Te satysfakcjonujące związki załatwiają im wiele psich spraw – z dostarczeniem pożywienia na czele, opieką zdrowotną, ale również wieloma innymi korzyściami, takimi jak więź emocjonalna, rozrywka czy rozwój osobisty. I nawet jeśli nie użyłyby podobnych określeń do nazywania ważnych dla siebie i swojej egzystencji sfer, to i tak prawdopodobnie wiele psów w wyobrażonej ankiecie oceniającej jakość ich życia miałoby podstawy, by wystawić człowiekowi wysokie noty.
Eva Meijer, filozofka i pisarka z Uniwersytetu Amsterdamskiego od lat zajmująca się relacjami międzygatunkowymi, kładzie szczególny nacisk na znaczenie języka i mowy, którą definiuje się jako „przedsięwzięcie ludzkie, wyraźnie odrębne od sposobu, w jaki wyrażają siebie i używają głosu inne zwierzęta”. Współcześni filozofowie i aktywiści uważają za nieuniknione, że „my” mówimy w „ich” imieniu. Tkwi w tym jednak pewna, jak to nazywa Meijer, niefortunność, polegająca na tym, że komunikacja z innymi gatunkami opierałaby się na zasadach wypracowanych przez człowieka. Mówiąc jeszcze dobitniej, jak ujęli to kanadyjscy filozofowie Sue Donaldson i Will Kymlicka, zmuszamy zwierzęta do „uczestnictwa w społeczeństwie ludzkim na naszych warunkach, tak by przynosiło nam to korzyści”. Meijer na początku swojego politycznego manifestu międzygatunkowego zachęca, by przyjąć koncepcję, że „inne zwierzęta są bytami, które mają swoje własne zapatrywania na życie i swoje własne sposoby komunikowania owych zapatrywań pośród siebie nawzajem oraz wobec innych gatunków”.
Uwagi filozofki odnoszą się ogólnie do pozycji człowieka i człowieczego rozumienia języka wobec innych gatunków zwierząt. Oczywiście relacje psio-ludzkie domagają się, by zawęzić spostrzeżenia. Oraz uwypuklić szczególność tych związków. Jak przypomina Meijer, psy i ludzie ewoluowali razem, oddziałując na siebie i kształtując wzajemnie swoje cechy.
Pyszałkowata ludzka próżność
Zbliżając się do psa, ludzkie zwierzę lubi projektować na nie swoje cechy (może to dotyczyć oczywiście także innych zwierząt towarzyszących). Henryk Jakub Lewandowski w „Psycho-zoologii” z 1873 r. pisał, że psy posiadają „prawie człowiecze skłonności, które przedstawiają się darem rozróżnienia i sądu, przez co umieją rozpoznawać przestrzeń, formę, kolor, ton, słowa, okoliczności, osoby, przyjaciół i nieprzyjaciół; tudzież rodzajem przymilenia, potulności, ufności, wdzięczności, zazdrości, mściwości, złośliwości, kłótliwości, lekkomyślności, dumy, miłości własnej itd.”. Sporo ludzkich cech – pozytywnych i negatywnych – przejawiają, jak widać, pozaludzkie zwierzęta.
Antropomorfizacja, która jest dwuznacznym gestem wobec zwierząt w ogóle, a wobec zwierząt udomowionych, takich jak psy, w szczególności, jest od dawna przedmiotem refleksji badaczy zajmujących się relacjami międzygatunkowymi. Na ten temat prowadzone są badania w różnych dziedzinach. Na przykład naukowcy przyglądający się szkoleniom doszli do wniosku, że odzwierciedlają one nasze postrzeganie relacji człowiek – pozaludzkie zwierzę. Tak zwana tradycyjna metoda szkolenia, oparta na dominacji i posłuszeństwie, ujawnia pozycję człowieka. To jego potrzeby są uwzględniane, nie potrzeby psa.
Przedmiotem innego badania był związek między postrzeganiem osobowości psa a kolorem jego sierści i kształtem uszu. W internetowej ankiecie respondenci znacznie wyżej ocenili psa żółtego niż czarnego, uznając, że jaśniejsze zwierzęta są bardziej ugodowe i stabilne emocjonalnie. Znacznie lepiej wypadły również psy z zaokrąglonymi uszami. Jak stwierdzili badacze, w przypadku dłuższej relacji to, jak pies wygląda, przestaje mieć znaczenie, ale odgrywa zasadniczą rolę podczas krótkich spotkań, kiedy wygląd psa, a raczej to, jak oceni ten wygląd człowiek, może odgrywać istotną rolę.
Jolanta Antas, profesor Uniwersytetu Jagiellońskiego, językoznawczyni od lat zajmująca się komunikacją niewerbalną, a także komunikacją między psami a ludźmi, zwraca uwagę, że choć uznajemy język za nasz genialny wynalazek, w rzeczywistości nie jest on tak precyzyjny, jak byśmy sobie tego życzyli. Antas przypomina, że przygniatająca większość komunikacji odbywa się na poziomie dekodowania niewerbalnych komunikatów. Człowiek nie zawsze dobrze sobie z tym radzi. „Istnieje ponad siedem tysięcy ekspresji mimicznych, a my potrafimy odczytać maksimum dziesięć, i to takich uniwersalnych, jak smutek, wstręt, radość, strach”. Zdaniem profesor język okazuje się niewystarczający także wtedy, gdy chcemy oddać nasze stany emocjonalne. Mamy za mało słów do opisania szerokiej gamy ludzkich uczuć. Chciałoby się dopowiedzieć z ironią: ot, wielkie ludzkie osiągnięcie. Rozwiązaniem miałoby być przyjęcie innego punktu widzenia. „Tendencja do antropomorfizacji to wielki błąd” – powiedziała Antas w rozmowie z Katarzyną Kubisiowską. „Pies inaczej odczuwa świat i trzeba nauczyć się jego myślenia. To wzbogaca – człowiek ma szansę poznać inny punkt widzenia […]. Ta umiejętność przyjmowania innej perspektywy – dana zresztą tylko najinteligentniejszym gatunkom – stanowi podwaliny dla zdolności empatycznych i manipulacyjnych; zdolności do pomagania innym, ale także ich oszukiwania”.
W poświęconej porozumieniu zwierząt ludzkich z pozaludzkimi książce „Rozmowy z psem, czyli komunikacja międzygatunkowa” teoretyczka języka podkreśla, że nasza typowo ludzka skłonność do uczłowieczania innych gatunków wynika z niezrozumienia. „Przez naszą pyszałkowatą ludzką próżność sądzimy, że inne czujące istoty mają doznania podobne do naszych”. To droga donikąd. Nie tylko tracimy przez to szanse na porozumiewanie się z nimi, czym je krzywdzimy, ale – co stanowi nie mniejszy grzech – nie pozwalamy im się przy nas rozwijać, uważa profesor Antas. „A najwięcej takich krzywd doznaje właśnie pies, który – mimo wszystko – jako jedyny przedstawiciel innych gatunków zdecydował się żyć z nami, a nie obok nas, jak na przykład kot”.
- Tekst: Marcin Wilk, „Lepszy gatunek. Psio-ludzkie historie” (wydawnictwo W.A.B.)
- Tekst ukazał się w numerze 7-8/2024 Magazynu VEGE