Ze strachu, niepokoju, zmęczenia albo z powodu złej pogody chowa się do nory. Długie są lisie nory, mogą ciągnąć się przez kilka, kilkanaście metrów i istnieć nawet od kilkudziesięciu lat. Przekazywane są z pokolenia na pokolenie.
Autor: Robert Rient
Czasami nory dzielone są z borsukami, wtedy każdy ma osobne korytarze i osobne okna, czyli wyjścia. Takie siostrzane sąsiedztwo. Lis jest świetnym łowcą, z ponadprzeciętnym zmysłem słuchu, potrafi usłyszeć pisk myszy oddalonej o 100 m i latającą 0,5 km dalej wronę. Na wzrok i węch również nie narzeka. Poza tym lis śpiewa. Gdy usłyszałem je pierwszy raz, pomyślałem, że słyszę zjawy z innego świata, coś z pogranicza psa i delfina, śpiewaczki operowej i krzyku. Poza dźwiękiem lisy porozumiewają się również ruchem uszu, ogona i postawą ciała.
Na świecie żyje około 35 gatunków lisów, polarny niebieski, cienisty czy biały, pospolity srebrzysty, płomienisty czy białoszyjny. Powszechny w Europie lis rudy może ważyć do 10 kg, chociaż zazwyczaj o wiele mniej, może być wysoki na 0,5 m i długi prawie na 1 m, przy czym sam ogon osiąga czasami 60 cm. Lisy potrafią biec z prędkością ponad 50 km/h. Zajmują określone terytorium albo prowadzą wędrowny tryb życia niczym włóczykije. Śpią przeciętnie tyle, co każdy rozsądny człowiek, czyli jakieś 8, czasami 10 godz.
Kiedyś głównym wrogiem lisa był wilk i ryś, a młodego lisa jastrząb i orzeł, teraz jest nim człowiek.
W latach 90. XX w. światowa produkcja skór lisów wynosiła ogólnie 4,4 mln sztuk, w Polsce wyprodukowano prawie 1 mln. Skóry sprzedaje się na aukcjach. W 2009 roku czołowym producentem skór lisów stała się Finlandia, później Chiny, a w końcu Rosja, Polska i kraje Bałtyckie. Moda na noszenie futer w naszym kraju umiera, ale wciąż jesteśmy jednym z czołowych producentów skór. Oczywiście już na poziomie języka dochodzi do zakłamania, my, ludzie, futer nie produkujemy, my je zdzieramy z zabitych lisów. A wygląda to tak, że lisa za pomocą metalowego chwytaka wyjmuje się z klatki za szyję. Jedną elektrodę wkłada mu się do odbytnicy, drugą do pyska, potem włącza się prąd.
Śmierć hodowlanego lisa jest i tak mniej bolesna od jego życia.
Fermy lisie są zakazane m.in. w Holandii, Szwecji, Austrii i Anglii. A u nas mają się świetnie. Właściciel fermy w Karskach został dwa lata temu skazany za znęcanie się nad lisem, musiał zapłacić 500 zł. Tyle kosztuje cierpienie lisa, udowodnione, zakończone sprawą w sądzie. Nie przeszkadza to właścicielowi znęcać się dalej. Byłem na jego fermie, warunki są drastyczne, odchody pływają pod klatkami, ślepe i chore lisy wyją z bólu, widziałem lisy z uszkodzonymi nogami, otwartymi ranami. I sporo młodych. Jeden nie uciekał, leżał na metalowych prętach klatki, nie reagował na dźwięk, na dotyk, umierał. Ten obraz wraca. Absolutna bezsilność i bezradność we mnie gapiącym się, jak umiera dziecko. Niechciany przez społeczeństwo ból jest szczelnie upchnięty za murami ferm. Może to i tak więcej szczęścia, umrzeć gdy się ma kilkanaście dni, niż przeżyć kilka miesięcy, dopóki nie puszczą przez twoje ciało prądu. Bo tyle żyją tu lisy, poza tymi trzymanymi w celach rozpłodowych. Na wolności miałyby dla siebie 15 lat i mnóstwo kilometrów do przebiegnięcia, a nie kilkadziesiąt centymetrów, na których wiele wpada w obłęd. Stowarzyszenie Otwarte Klatki monitorujące sprawę i posiadające bogaty materiał z fermy w Karskich złożyło zawiadomienie do prokuratury o popełnieniu przestępstwa znęcania się nad zwierzętami. Petycję w tej sprawie podpisało już ponad 20 tysięcy ludzi ? jeśli jeszcze tego nie zrobiliście, znajdziecie ją w sieci. Podobnie wygląda sprawa z fermą znajdującą się kilka kilometrów dalej, w Jankowie Przygodzkim, również w tej sprawie trafiło zawiadomienie do prokuratury.
W tym wszystkim potwornie irytująca jest postawa Inspekcji Weterynaryjnej, zazwyczaj niezainteresowanej prawami zwierząt, skupiającej się oczywiście na literze prawa, deklarującej troskę i zarazem przyzwalającą na masowe cierpienie. Wielkość klatek zapewniona, kontrola była, podatek zapłacony, wszystko w porządku. Tam nie ma istot, tam odbywa się produkcja. To jest świadoma ignorancja. A przecież gdyby historia potoczyła się nieco inaczej, być może z lisami, a nie z psami wychodzilibyśmy na spacer. W latach 40. XX w. dr Dmitrij Bielajew z Instytutu Cytologii i Genetyki w Nowosybirsku (Rosja) rozpoczął kontrolowany eksperyment na lisach syberyjskich. Przez ponad pół wieku krzyżowano lisy między sobą. Wybierano te, które nie wykazywały strachu czy agresji. Personel podchodził do klatki, wyciągał dłoń, jeśli lis nie uciekał, nie chował się, krzyżowano go z innym w ten sam sposób wybranym lisem. Należy tutaj wspomnieć, że owych przyjaznych lisów było zaledwie 1 proc. Nikt nie zastanawiał się, czy ich pokojowe nastawienie nie jest wynikiem choroby psychicznej lub innego zaburzenia. Pan i władca, człowiek, postanowił stworzyć nowego pupila. Faktycznie po wielu latach, lisy które rodziły się z takiej krzyżówki, wykazywały znacznie mniejszy stopień agresji niż poprzednie. Tak się robi przyjaciół, nie poprzez obserwację, akceptację, uczenie się od siebie nawzajem, dzielenie obecnością i wolnością, ale poprzez selekcję, próbę genetycznej modyfikacji.
Taki głupim gatunkiem jesteśmy. Co musi się stać w głowie człowieka, by na widok lisa pomyśleć: wspaniale, porażę go prądem, ściągnę skórę, wysuszę i owinę nim sobie szyję. Argumentem jest gust, wygoda, cena, nasze bezpieczeństwo i wygląd, nic nowego, ale pomyślcie przez chwilę o lisie, nie tym przyjacielskim z ?Małego księcia?, nie wrednym i chytrym z przysłów, ale tym dzikim, na wolności, którego naturą jest biec i być. Moglibyśmy się sporo od niego nauczyć. Może przez chwilę zobaczyła go Magdalena Tulli i opisała jako jednego z bohaterów książki ?Szum?, przeczytajcie, warto, nie tylko dla lisa.
Robert Rient ? dziennikarz, trener treningu interpersonalnego rekomendowany przez Polskie Towarzystwo Psychologiczne, autor książki ?Chodziło o miłość?