Odpowiedzi ekspertów na słowa dr. hab. Dariusza Lisiaka z wywiadu opublikowanego w Gazecie Wyborczej.
7.07.2023 r. w Gazecie Wyborczej ukazał się kontrowersyjny wywiad Kto dobija schabowego? Z dr. hab. Dariuszem Lisiakiem z Instytutu Biotechnologii Przemysłu Rolno-Spożywczego w Poznaniu rozmawiała dziennikarka Krystyna Naszkowska. Fundacja Międzynarodowy Ruch na Rzecz Zwierząt – Viva! nie pozostaje obojętna wobec rozpowszechniania niezgodnych z prawdą informacji dotyczących aspektów zdrowotnych, etycznych i środowiskowych spożywania mięsa, w tym przypadku wieprzowego.
Replikę opracowała Sandra Marciniak, dietetyczka specjalizująca się w dietach roślinnych (absolwentka Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego).
Dariusz Lisiak: Tradycyjny [schabowy – przyp. aut.] nie jest najzdrowszy, ale z powodu panierki przesiąkniętej tłuszczem. Ale karkówka z grilla to co innego. Samo zdrowie.
Głównym problemem grillowanego mięsa są bardzo szkodliwe substancje osadzające się z dymem. Nazwanie tego “samym zdrowiem” jest przynajmniej nieodpowiedzialne. Poza tym czerwone mięso jest uznawane za prawdopodobnie rakotwórcze wg WHO (grupa 2a) – odpowiada dr Damian Parol, dietetyk, doktor nauk o zdrowiu.
Oczywiście panierka też nie należy do zalecanych elementów zdrowej diety, bo dostarcza jedynie tzw. pustych kalorii, ale w tym przypadku mięso jest większym zagrożeniem dla zdrowia.
DL: Należy jednak pamiętać, że w tłuszczu są bardzo cenne składniki odżywcze. Po pierwsze cholesterol, który trafia do naszego organizmu z tłuszczem jest podstawą budowy hormonów steroidowych, takich jak estrogeny i testosteron. A brak cholesterolu tak samo jak jego nadmiar nie jest wskazany dla zdrowia.
Jak to dobrze, że cholesterol jest wytwarzany endogennie [wewnątrz organizmu – przyp. aut.] i nie musimy wcale dostarczać go z diety – wyjaśnia dietetyczka, mgr Iwona Kibil.
Nie ma czegoś takiego jak brak cholesterolu w diecie. Organizm wytwarza odpowiednie ilości cholesterolu – komentuje Damian Parol.
W diecie wegańskiej nie występuje cholesterol, natomiast nie stanowi to żadnego problemu, ponieważ ludzie, tak jak inne zwierzęta, potrafią go syntetyzować. Cholesterol jest nie tylko cząsteczką prekursorową do syntezy hormonów steroidowych, kwasów żółciowych i prowitaminy D3, ale też głównym składnikiem błon komórkowych o budowie białkowo-lipidowej otaczających każdą komórkę zwierzęcą.
DL: Po drugie udowodniono, że ludzie, którzy nie jedzą mięsa, znacznie częściej chorują na depresję – wegetarianie dwa razy częściej niż mięsożercy, a weganie nawet pięciokrotnie częściej. (…) Jest na ten temat bogata naukowa literatura. W „Nutrients” z 2018 roku przedstawiono wyniki badań, z których wynika, że objawy depresji związane są z wykluczeniem z diety jakiejkolwiek grupy żywności, w tym pochodzenia zwierzęcego. Udowodniono, że wegetarianie wykazują wyższe wskaźniki rozpowszechniania zaburzeń depresyjnych, lękowych i pod postacią somatyczną.
Wspomniane badanie [1] ma pewne ograniczenia. Przekrojowy charakter danych ogranicza możliwość udowodnienia związku przyczynowo-skutkowego. W badaniu nie obliczano spożycia energii, a to jest ważnym czynnikiem w badaniu problemów żywieniowych. Nie oceniano także zaburzeń odżywiania, które mogłyby być związane zarówno z depresją, jak i z ograniczeniami żywieniowymi, jednak fakt, że wykluczenie jakiegokolwiek produktu żywnościowego wiązało się ze zwiększonym ryzykiem depresji sugeruje, że związek między dietami wegetariańskimi a chorobą może być tylko szczególnym przypadkiem szerszego związku między objawami depresyjnymi a wykluczeniem pokarmowym, niezależnie od rodzaju żywności. Wyniki badania pokazują, że związek między objawami depresyjnymi a dietami wegetariańskimi nie jest specyficzny dla wykluczenia produktów pochodzenia zwierzęcego.
Inne przekrojowe badanie [2] pokazuje, że wysokiej jakości diety tradycyjna, wegańska i wegetariańska wiązały się z mniejszymi objawami depresyjnymi. Ponadto wegańskie i wegetariańskie wzorce żywieniowe łączyły się z wyższą jakością diety. Niezależnie od wzorca żywieniowego częstsze spożywanie owoców, warzyw, orzechów, nasion, roślin strączkowych, produktów pełnoziarnistych i wody wraz ze zmniejszeniem spożycia wysokoprzetworzonej, rafinowanej i słodkiej żywności są związane z mniejszymi objawami depresyjnymi.
Dowody na związek diety wegetariańskiej i wegańskiej z depresją są sprzeczne. Konieczne są dalsze badania, aby jednoznacznie stwierdzić pozytywne lub negatywne powiązania.
Krystyna Naszkowska: A co z rakotwórczością czerwonego mięsa? To chyba bezsporny związek?
DL: Najnowsze badania weryfikują wiele obowiązujących od lat opinii na ten temat. W 2022 w „Nature Medicine” napisano, że są tylko słabe dowody na związek między spożyciem nieprzetworzonego czerwonego mięsa a rakiem jelita grubego, rakiem piersi, cukrzycą typu 2 i chorobą niedokrwienną serca. Co więcej, nie znaleziono dowodów na związek tego spożycia z udarem niedokrwiennym i udarem krwotocznym.
To, że znaleziono słabe dowody na związek między spożyciem nieprzetworzonego czerwonego mięsa a różnymi chorobami, nie znaczy, że go nie ma. Autorzy tegoż artykułu [3] wspominają, że niespożywanie nieprzetworzonego czerwonego mięsa prawdopodobnie minimalizuje ryzyko konsekwencji zdrowotnych w porównaniu ze spożywaniem jakiejkolwiek jego ilości. Inny kompleksowy systematyczny przegląd i metaanaliza z 2021 r. [4] wykazały, że spożycie czerwonego mięsa było istotnie związane z większym ryzykiem raka piersi, endometrium, jelita grubego, okrężnicy, odbytnicy, płuc i wątrobowokomórkowego, a wysokie spożycie przetworzonego mięsa było istotnie związane z wyższym ryzykiem raka piersi, jelita grubego, okrężnicy, odbytnicy i płuc. Wyższe ryzyko zachorowania na raka jelita grubego, okrężnicy, odbytnicy, płuc i nerek zaobserwowano również przy wysokim całkowitym spożyciu czerwonego i przetworzonego mięsa.
KN: Czego jeszcze broni pan w wieprzowinie?
DL: Ma żelazo hemowe, a więc łatwo przyswajalne przez organizm człowieka. I tego żelaza jest w wieprzowinie więcej niż w każdym innym rodzaju mięsa. Kiedyś jako źródło żelaza polecano szpinak, dziś wiemy, że nie da się go porównać z mięsem. Szpinak ma żelaza nawet mniej niż szczypiorek. A do tego szpinak zawiera szczawiany, które trzeba zneutralizować, dodając np. jajo czy śmietanę. Bardzo lubię szpinak, ale mówienie przez lata o jego prozdrowotnych właściwościach wprowadzało w błąd. Można sobie czasem wręcz zaszkodzić, jedząc to warzywo.
Żelazo hemowe wprawdzie wchłania się lepiej (15–30%) niż niehemowe (zwykle 5–10%), jednak ludzie mają ograniczoną zdolność do wydalania jego nadmiaru. Ze względu na prooksydacyjny charakter żelaza hemowego spożywanie go w dużych ilościach wiąże się ze zwiększonym ryzykiem chorób [5].
Wchłanianie żelaza niehemowego (głównie z roślin) można zwiększyć poprzez odpowiednie zabiegi kulinarne (np. moczenie, kiełkowanie, fermentowanie) i łączenie produktów bogatych w żelazo ze źródłami witaminy C i innych kwasów organicznych. Żelazo niehemowe jest odwrotnie proporcjonalne do jego zapasu w organizmie. Kiedy zapasy są niskie, a zapotrzebowanie wzrasta, mechanizmy kompensacyjne ułatwiają większe wchłanianie żelaza [5].
Wg danych USDA szpinak zawiera 2,7 mg żelaza/100g, a szczypiorek 1,6 mg/100g.
Szpinak ma więcej żelaza niż szczypiorek, jednak obydwa warzywa mogą być dodatkowym źródłem żelaza w diecie – podkreśla Iwona Kibil. – Żelazo hemowe przyswaja się lepiej z pożywienia, ale warto podkreślić, że nie dla wszystkich musi być korzystnym wyborem. Jego nadmiar bowiem przyczynia się do wielu chorób przewlekłych i zapalnych (np. cukrzycy typu 2, niealkoholowej stłuszczeniowej choroby wątroby, chorób sercowo-naczyniowych, nowotworów). Żelazo niehemowe z produktów roślinnych nie ma takich niekorzystnych efektów, co jest związane z obecnością błonnika w tych produktach oraz związków antyodżywczych, które częściowo ograniczają jego biodostępność. Kwas szczawiowy jest jednym z takich związków. Można zneutralizować jego niekorzystny wpływ, dodając do posiłku coś, co zawiera wapń. Zamiast śmietany poleciłabym jednak bardziej niesłodzony jogurt lub napój roślinny wzbogacany w wapń albo tofu. Te produkty mają więcej białka i wapnia, oraz mniej tłuszczu (szczególnie nasyconego) i kilokalorii w porównaniu do śmietanki. Ogólnie jednak nie trzeba się martwić o kwas szczawiowy, jeżeli nie jemy go w dużych ilościach codziennie (czyli nie mamy w diecie codziennie szpinaku, botwiny, szczawiu). Wiele produktów z naszej codziennej diety naturalnie zawiera ten związek w mniejszych lub większych ilościach (m.in. różne warzywa, herbata, kawa) – rozwija swoją wypowiedź dietetyczka.
To [żelazo hemowe – przyp. aut.] jest tak samo wada, jak i zaleta mięsa czerwonego. Wiele osób spożywa za dużo żelaza (szczególnie mężczyzn) – dodaje Damian Parol.
DL: Generalnie mięso jest bogate w aminokwasy niezbędne dla naszego organizmu, których sami nie potrafimy wytwarzać, w witaminy, zwłaszcza grupy B (B6, B12) oraz PP, A i D.
Poza witaminą B12, którą obowiązkowo należy suplementować na dietach wegańskich i wegetariańskich (oraz w przypadku niedoborów spowodowanych zbyt niską podażą z dietą, przyjmowaniem niektórych leków i chorobami żołądka lub jelit, które prowadzą do zaburzeń wchłaniania), rośliny dostarczają wszystkich związków wymienionych przez dr. Lisiaka. W przypadku niedoborów czy zwiększonego zapotrzebowania na inne składniki pokarmowe może okazać się konieczna dodatkowa suplementacja. Witamina A występuje w formie beta-karotenu (prowitaminy witaminy A) w czerwonych, pomarańczowych oraz zielonych warzywach i owocach. Aby dostarczyć organizmowi wszystkich niezbędnych składników, ważna jest zróżnicowana dieta bogata w warzywa, owoce, nasiona strączkowe, pełnoziarniste produkty zbożowe, orzechy i pestki. Witaminę D można pozyskiwać z alg i przyjmować w postaci suplementu diety, ponieważ jej zawartość w innych produktach roślinnych jest znikoma.
DL: Niedawno FAO, Światowa Organizacja ds. Wyżywienia, przedstawiła dane, z których wynika, że ludzie dla utrzymania własnego zdrowia potrzebują białka zwierzęcego.
Przejrzałam te dane i niestety porównano mięso do wegańskich zamienników mięsa… dlatego wypadło to słabo pod kątem wartości odżywczych. Problemem jest tu więc dobór danych – oznajmia Iwona Kibil.
W dokumencie tym [6] wspomniano o badaniu [7], w którym w wysokoprzetworzonych roślinnych produktach imitujących mięso stwierdzono wyższą zawartość sodu i tłuszczów nasyconych niż w nieprzetworzonym mięsie. Gdyby jednak porównano przetworzone mięso do przetworzonych roślinnych alternatyw, wyniki byłyby zbliżone. Z kolei gdyby przeanalizować suche nasiona roślin strączkowych, wypadłyby najkorzystniej.
DL: Możemy dyskutować o ilościach, czy mięso mamy jadać raz w tygodniu czy codziennie, ale go potrzebujemy.
Według stanowisk największych światowych autorytetów w dziedzinie dietetyki (m.in. Amerykańskiej Akademii Żywienia i Dietetyki [8], Brytyjskiego Towarzystwa Dietetycznego, Stowarzyszenia Dietetyków Kanady [9]), odpowiednio zaplanowane diety wegetariańskie (w tym wegańskie) są prozdrowotne i pokrywają zapotrzebowanie żywieniowe na każdym etapie życia (także podczas ciąży, laktacji, okresu niemowlęctwa, dzieciństwa, dojrzewania, starszej dorosłości) oraz sportowców.
Mięso zwierząt lądowych i morskich, a także jaja czy nabiał nie są niezbędne w diecie. Żywienie oparte wyłącznie na roślinach jest jak najbardziej możliwe i o ile dostarczamy wszystkich niezbędnych składników wraz z dietą i stosujemy niezbędne suplementy, z pewnością sobie nie zaszkodzimy, a nawet możemy w ten sposób zmniejszać ryzyko wielu chorób przewlekłych.
DL: Zastanawia mnie również, dlaczego skoro chcemy „wyrzec się mięsa”, to usilnie nazywamy wyroby roślinne nazwami produktów typowo mięsnych. Proszę wybaczyć, ale kotlet to charakterystyczny kawałek mięsa – nie ma „kotleta sojowego”. Dlaczego takiego wyrobu nie nazwać swoją specyficzną nazwą, przecież niektóre to smaczne produkty. Dochodzi już na tym tle do absurdów – z jednej strony mamy „bezmięsne żeberka” czy, to już wręcz zakrawa na czarny humor, „wegański majonez o smaku bekonu”. Nic dziwnego, że z drugiej strony pojawił się „humus z indyka”. Ciekawe, co się stanie, kiedy nazwę „wege” ktoś zacznie stosować do parówek „o zmniejszonej zawartości mięsa”.
A kotlet to nie jest nazwa potrawy? – pyta Iwona Kibil.
Według słownika języka polskiego PWN kotlet to „bite, mielone lub siekane mięso, czasami także jajka, ziemniaki, soja itp., odpowiednio uformowane, smażone na tłuszczu”.
Słowa Iwony Kibil doskonale podsumowują omawiany problem, wychodząc poza ramy artykułu źródłowego, którego dotyczy powyższa polemika:
Moje spostrzeżenia są takie, że specjaliści zdrowia starający się propagować zdrową dietę są mniej skrajni w swoich wypowiedziach (również w social mediach). Na co dzień staramy się przekonywać do jedzenia większej ilości produktów roślinnych i jednocześnie ograniczania odzwierzęcych (szczególnie czerwonego i przetworzonego mięsa), ale nie uważamy, że mięso musi być całkowicie wyeliminowane ze zdrowej diety. Tymczasem skrajne podejście zagorzałych zwolenników diety typowo mięsnej wiąże się często z przytaczaniem wielu nieuzasadnionych merytorycznie argumentów na temat zagrożeń ze stosowania diety roślinnej. Często też przytaczane są przykłady blogerów, czy przypadków nagłaśnianych w internecie, które nie mają nic wspólnego ze zdrową dietą roślinną. Jednocześnie pomijany jest ogrom korzyści zdrowotnych i wyników badań. Niestety te skrajności niosą się szybciej w sieci.
DL: Tak jak schabowy stał się symbolem złej diety, tak hodowla świń, zwłaszcza na dużych fermach, jest symbolem niewłaściwego traktowania zwierząt przez ludzi. Żyją w ciasnocie, nie wychodzą nigdy na zewnątrz, maciora, kiedy urodzi, leży w kojcu, w którym nie może się nawet obrócić (…) Świnia jest zwierzęciem bardzo towarzyskim. Lubi być dotykana, lubi się ocierać o towarzyszy, ciasnota w naszym ludzkim rozumieniu jej wcale nie przeszkadza. To są czyste zwierzęta. Nie wiem, skąd wzięło się powiedzenie: brudny jak świnia…
Tłumaczenie beznadziejnych warunków na fermach przemysłowych społecznymi relacjami, jakie tworzą świnie i tym, że „lubią się przytulać” jest zupełnie nie na miejscu i pokazuje jasną próbę manipulacji. Świnie są zwierzętami towarzyskimi i rzeczywiście lubią się przytulać. Nie oznacza to jednak, że życie w ścisku w betonowej hali lub w kojcach im nie przeszkadza. Przeszkadza im i to bardzo, dlatego też w chowie przemysłowym często dochodzi u zwierząt do wzajemnej agresji i samookaleczenia się. Na bardzo małej przestrzeni żyje wiele zwierząt, które nie mają możliwości realizowania swoich podstawowych potrzeb gatunkowych, nie mają dostępu do słońca czy świeżego powietrza, nie wspominając już o bieganiu czy błotnych kąpielach. Dlatego też małym prosiętom obcina się ogonki, żeby nie mogły ich gryźć, a także przycina zęby. Maciory po urodzeniu młodych leżą w kojcach, w których nawet nie mogą się obrócić. Dla osób, które mają w sobie choć odrobinę empatii i logiki zupełnie oczywiste jest, że traktowanie tych bardzo inteligentnych ssaków w taki sposób jest okrutne – wyjaśnia Karolina Czechowska, koordynatorka kampanii Fundacji Viva! Zostań Wege.
DL: Kiedy [świnie – przyp. aut.] trafiają do rzeźni, są najpierw oszołamiane prądem lub gazem. Oszołamianie prądem trwa kilka sekund, ale świnie tracą możliwość odczuwaniu bólu w sekundę, w przypadku stosowania gazu do 20 sekund. Teraz proszę to porównać z czasem, jaki trwa umieranie zwierzęcia na wolności – całe godziny, a nieraz i całe dni cierpienia. Wie pani, jak wilki polują? Zaganiają ofiarę i rozrywają powłoki brzuszne. To jest naturalne.
Kolejna kwestia – zabijanie zwierząt. Dariusz Lisiak porównuje zabijanie świń hodowanych na masową wręcz skalę ze śmiercią zwierząt np. leśnych, żyjących w naturalnych warunkach. Tam śmierć w naturze jest naturalnym procesem i zwierzęta, które żyją w naturalnych warunkach mogą realizować swoje potrzeby gatunkowe, słabsze osobniki nie przetrwają – w taki sposób natura dba o równowagę w ekosystemie, którą zresztą uczestnictwo człowieka często zaburza. Czy hodowanie i zabijanie w Polsce rocznie ponad 21 milionów świń jest naturalne? Nie! Jest to przemysłowa produkcja, w której nie uwzględnia się potrzeb zwierząt. W przypadku hodowanych w chowie przemysłowym świń całe ich życie jest udręką. Rodzą się w kojcu, całe życie spędzają w ścisku w betonowej hali, obcina im się ogony i przycina zęby, bez znieczulenia kastruje, nie opatrując ran, co często jest przyczyną infekcji. A co potem? Transport do rzeźni, najpierw zapędzanie do ciężarówek, często nieumiejętne z wykorzystaniem niedozwolonych przyrządów, przecież nikt nie kontroluje załadunku zwierząt z ferm do ciężarówek. Potem droga w ścisku w ciężarówce, w transporcie długodystansowym, nawet w upale. Wyczerpane zwierzęta na rampie są przepędzane do ubojni. Towarzyszy temu często paniczny kwik świń. A jak wygląda zabijanie? Dariusz Lisiak mówi, że, w przypadku gazowania do 20 sekund zajmuje, aż świnia przestanie odczuwać ból. Jak wygląda gazowanie świń w rzeczywistości, pokazało śledztwo Soko Tierschutz, którego aktywiści zamontowali kamerę w komorze gazowej w dwóch ubojniach w Niemczech. Nagrania przedstawiają straszną agonię, jakiej doświadczają zagazowywane dwutlenkiem węgla świnie. One nie zasypiają, duszą się. Zwierzęta w panice uderzają głową w pręty, aż do krwi, starają się złapać powietrze i strasznie krzyczą. CO2 jest gazem drażniącym. Po kontakcie z błonami śluzowymi zmienia się w kwas, a zwierzęta doświadczają piekielnej agonii, która trwa przez około 40 sekund. Materiały z tego śledztwa są dostępne w Internecie – opisuje Czechowska.
KN: Pewnie widział pan filmy kręcone przez aktywistów z organizacji walczących o prawa zwierząt i tam wcale nie wygląda to tak różowo, jak pan przedstawia. Zwierzęta jednak się stresują, próbują uciekać, a pracownicy ubojni czasem wykazują całkowity brak empatii.
DL: Śmiem twierdzić, że od czasu, kiedy takie filmy u nas kręcono, wiele się zmieniło na lepsze. W latach 90. dużo jeździłem po naszych zakładach mięsnych, to był czas gwałtownej modernizacji przed wejściem do Unii, zakłady wprowadzały system HACCP. Dziś naprawdę bardzo przestrzega się norm, które mają zapewnić dobre traktowanie zwierząt przed ubojem, by one nie cierpiały, bo zmęczone i zestresowane zwierzę to gorszej jakości mięso.
Nie wiem, na jakiej podstawie Dariusz Lisiak twierdzi, że od czasów kiedy aktywiści kręcili filmy w chowie czy ubojniach, tak wiele się zmieniło, a dziś naprawdę przestrzega się norm? Śledztwa z ubojni publikowane są cały czas i pokazują nie tylko nieprawidłowości, ale też łamanie przepisów ustawy o ochronie zwierząt, które są podstawą do postawienia zarzutów znęcania się nad zwierzętami. W ostatnich latach kampania śledcza Vivy – Stopklatka przeprowadziła 6 śledztw w ubojniach. Wobec wszystkich toczy się postępowanie prokuratorskie lub sądowe, są także prawomocne wyroki jak np. pierwszy w Polsce wyrok bezwzględnego pozbawienia wolności za znęcanie się nad świniami (ubojnia Witkowo). To nie są drobne wyjątki, ale obszerne śledztwa, które pokazują ogromną patologię całego systemu. Ostatnie z nich to śledztwo w znanej chyba wszystkim firmie Sokołów (oddział w Kole, publikacja materiałów 2023 r.), wcześniej w Zakładach Agryf w Szczecinie (Animex – Smithfield Foods – producent Krakus, Morliny, Berlinki, Morlinki, Mazury i Yano) czy McKeen Beef. To są firmy, które mają duże udziały w rynku. Jak traktowane są świnie w ubojniach, można zobaczyć także w materiale o Zakładach Mięsnych Pamso. Po każdym śledztwie aktywiści przekazują obszerny materiał prokuraturze. Stwierdzenie, że przestrzega się norm, które zapewniają zwierzętom dobre traktowanie przed śmiercią jest fikcją. Normy te czy przepisy prawa nie tylko nie chronią wystarczająco zwierząt tzw. hodowlanych. Mamy jeszcze do czynienia z brakiem skutecznej kontroli ze strony pracowników nadzoru czy inspekcji weterynaryjnej, a także ludzi, którzy na ostatniej drodze życia tych zwierząt zadają im dodatkowy ból fizyczny i cierpienie psychiczne – mówi Czechowska.
DL: Obchodzenie się z dużymi zwierzętami nie wygląda jak na filmach Disneya. Trzeba umieć do nich podejść, a czasem użyć siły, to nie jest zabawa z kotkami czy pieskami, to są zwierzęta, które potrafią być niebezpieczne. Jeśli ktoś mówi mi, że widział film, gdzie metalowymi drągami bito świnie, by je zapędzić na ciężarówkę, to ja wiem, że używano tzw. wioseł.
To jest faktycznie aluminiowa rurka, na której jest osadzona plastikowa osłona, taki przyrząd waży niecały kilogram, a świnia jest tą plastikową osłoną szturchana, bo sama na pewno nie weszłaby tam, gdzie chcemy ją zapędzić, ale wygląda to dramatycznie. Takim wiosłem nie można zrobić zwierzęciu krzywdy, jednakże jest prawda ekranu i rzeczywistość.
Dariusz Lisiak bez oglądania filmu, w którym świnie są bite metalowymi drągami potrafi stwierdzić, że na pewno jest to plastikowy poganiacz typu wiosło. Takie stwierdzenie pokazuje ignorancję i bagatelizowanie cierpienia zwierząt i oczywiście brak wiarygodności wypowiadanych słów. W materiałach ze śledztwa w zakładach mięsnych Pamso można zobaczyć, jak świnie są bite i dźgane długim (ok. 2-metrowym) metalowym prętem. Na nagraniach z innych śledztw także widać używanie niedozwolonych narzędzi lub tych dozwolonych, ale w zły sposób, np. poganiacze, które mają być wykorzystywane do emitowania hałasu, który przegoni zwierzęta, są wykorzystywane do bicia. Niestety na materiałach widać, że często zwierzęta są uderzane we wrażliwe miejsca ciała takie jak okolice oczu, głowa czy brzuch. Zwierzę nie musi mieć krwawiącej rany, żeby było wiadomo, że zadano mu ból, choć można zobaczyć w materiałach ze śledztw i krwawiące zwierzęta. Silne uderzenia i dźganie powodują ból, stres i urazy narządów wewnętrznych. Materiały ze wszystkich śledztw przeprowadzonych w Polsce przez kampanię Stopklatka można zobaczyć na stronie stopklatka.org i przekonać się na własne oczy, jak wyglądają realia zwierząt przywożonych do rzeźni. Dzięki aktywistom śledczym takie materiały są udostępniane społeczeństwu, obnażają one prawdę i szybko dyskredytują manipulacyjne i niezgodne z faktami wypowiedzi przedstawicieli i lobbystów branży mięsnej – przedstawia Czechowska. – Przemysł mięsny od lat manipuluje. W reklamach przedstawia szczęśliwe zwierzęta na zielonej trawce, a w logo swoich produktów umieszcza wizerunek uśmiechniętych świń. Przemysł twierdzi także, że zwierzęta w chowie nie cierpią, a zadawana im śmierć jest „humanitarna”. Zdecydowanie nie jest i żadna reklama czystych świnek, sponsorowane artykuły czy wypowiedzi przedstawicieli branży mięsnej tego nie zmienią. Zwierzęta w chowie i w ubojniach cierpią i niezwykle nieetyczne jest sugerowanie społeczeństwu, że jest inaczej – podsumowuje koordynatorka kampanii Zostań Wege.