Oprócz aktorstwa jego pasją jest ekstremalna aktywność fizyczna, która pozwala mu głębiej odczuwać świat. Startując w zawodach, pomaga osobom cierpiącym na autyzm. O emocjach, diecie, sporcie i zaangażowaniu społecznym rozmawiamy z aktorem i triatlonistą Bartłomiejem Topą.
Rozmawiała: Urszula Rzeszutek
Zdjęcia: Paweł Wodnicki
Widzę, że przybyłeś na wywiad z psem. Przedstawisz go nam?
Tak, to moja Ściema. Przygarnięta zeszłej zimy. Urodziła się gdzieś tam w świętokrzyskiem. Akurat spadł śnieg, było okropnie zimno. Dowiedziałem się o niej przez fundację Psygarnij i przygarnąłem jako małego szczeniaka. Biegamy razem.
Ze zwierzętami jesteś związany nie od dzisiaj. Nie miałeś kiedyś przypadkiem zostać weterynarzem?
Tak, uczyłem się w technikum weterynaryjnym. To były lata 80. Jedno z czterech techników weterynaryjnych w Tarnowie. Nasza szkoła przygotowywała techników weterynarii do pracy w terenie. Miałem fantastycznych profesorów, którzy przygotowywali nas do rzetelnej pracy. Bardzo dobrze wspominam tamten czas.
Już wtedy interesowałeś się aktorstwem?
Tak. Mieliśmy kółko taneczne tańców ludowych. Działało z całkiem dużym powodzeniem. Jeździliśmy po Polsce. Wtedy ten obszar aktywności wiejskich był mocno rozwinięty. Były konkursy, wygrywaliśmy je. Brałem też udział w konkursach poezji śpiewanej, konkursach recytatorskich.
I tak trafiłeś do Łodzi?
Po skończeniu technikum wyjechałem do Łodzi i zacząłem studia aktorskie w szkole filmowej. Koleją rzeczy. Generalnie zawsze byłem takim, wiesz, odszczepieńcem. Te moje świry chciałem gdzieś uwalniać. Oprócz tego grałem w koszykówkę, uprawiałem lekkoatletykę.
To na studiach zaczęła się Twoja przygoda z wegetarianizmem?
Tuż po studiach zacząłem się sam utrzymywać. To był taki newralgiczny okres w naszej historii, rok 1989, początek lat 90. Wszystko bardzo silnie się zmieniało. Pojawiały się pierwsze sklepy spożywcze bez octu, z pełnym asortymentem. Zdałem sobie sprawę, że to jest dobry moment, żeby coś ze sobą zrobić. Ja generalnie eksperymentuję bardzo dużo ze sobą, ze swoim ciałem, z tym, co jest mi potrzebne, co mi służy, a co nie. No i tak się złożyło, że zdecydowałem się przestać jeść mięso. Poczułem się lżejszy, może trochę sprawniejszy, może trochę bardziej myślący. Sporo wtedy się angażowałem w tzw. rozwój osobisty. To był moment przygotowania do zawodu. Szkoła jest jego częścią, ale życie daje motywacje i inspiruje do eksploracji, do obecności w tym zawodzie. Uważam, że każdy zawód łączy się z jakimiś wyzwaniami. My pracujemy na swoim emocjach, na swoim ciele. W związku z tym wszystko to, co wiąże się z doświadczaniem emocji, jest dla mnie niezwykle istotne. To jest częścią mojej pracy ? to, co jem, to, co przyjmuje do siebie. Ważne jest to, co przetwarzamy.
Na początku lat 90. niewiele się mówiło o tej tematyce. Nie byłeś uważany za dziwaka?
Oczywiście nie było łatwo. Szczególnie moim rodzicom. Na Podhalu, skąd pochodzę, głównym elementem menu było mięcho, jaja, wszystko to, co się wyhodowało wokół domu. Było to dla nich dziwne. Z biegiem czasu to się jednak coraz bardziej poszerza, nie tylko u mnie, ale u moich bliskich i generalnie u społeczeństwa. Dzięki mediom ludzie są bardziej świadomi, czytają, doświadczają? Najlepszy przykład mamy z aktywnością fizyczną, jak to się niesamowicie zmieniło w ciągu ostatnich trzech, czterech lat. Ten boom jest niezwykły. Wiatr przywiał to z Zachodu. Bardzo podobnie było z wegetarianizmem.
Jesteś niesamowicie aktywny zawodowo, trenujesz triatlon, masz mnóstwo energii? Taka dieta chyba Ci służy?
Jestem pod opieką zawodowego dietetyka. Przez te 25 lat to było tak: ok, nie jem, bo się z tym dobrze czuję. Dzisiaj nie tylko intuicja, ale też badania naukowe podpowiadają nam, co powinniśmy jeść. Dzięki nauce, możemy teraz to wszystko sprawdzić. Oczywiście jest dużo różnych teorii, ale jak widzę, że mi coś służy i daję energię, to próbuję to eksplorować. Już od dwóch miesięcy nie jem nabiału, bo czułem, że mi nie służy. Jem jaja od kur, które wolno biegają. Albo ze wsi spod Warszawy, albo z gór, z moich rodzinnych stron. W związku z tym, że trenuję triatlon, a to jest bardzo duży wysiłek, zamierzam spróbować też białka konopnego. W tym natłoku pracy, różnych moich działań dieta to jedna z ważnych działek mojego życia ? sen, powietrze i jedzenie. To jest kwestia zmiany myślenia na ten temat. Kim jesteśmy, dlaczego tak robimy? U mnie to też kwestia ogromnej dyscypliny, bo dużo trenuję i muszę jeść co 3,5 godziny. To też się wiąże z moim zawodem. Muszę to wszystko rozplanować, pamiętać o tym, co za chwilę będę robił.
Nie masz problemów z posiłkami na planie?
Zupełnie nie. To już jest powszechne. Jest tylu aktorów wegetarian, że zawsze do wyboru są dwa posiłki. Mimo że ten wegetariański może nie jest jakoś świetnie zbilansowany, ale mimo wszystko nie ma mięsa, można to czymś zastąpić. Oprócz tego zawsze wożę ze sobą jakąś paszę.
A na zawodach?
Na początku koledzy się ze mnie śmiali, jak zacząłem trenować. Przywoziłem swoją paszę dla konia, jak oni to mówili. To były zabawne sytuacje. Teraz, kiedy jeździmy na triatlony, na tzw. pasta party jest już wybór, jest makaron z warzywami itp. Ci, którzy przygotowują takie imprezy, mają świadomość, bo też doświadczali ekstremalnej aktywności fizycznej. Wiedzą i mówią o tym, czego potrzeba po takim wysiłku.
Co daje Ci triatlon i aktywność fizyczna w ogóle?
Mamy ciała, żyjemy w trójwymiarowym świecie. Ruch jest konieczny, żeby móc jakoś przeciwdziałać przyciąganiu ziemskiemu. Jest gdzieś w tym jakaś ukryta idea, że coraz więcej ludzi się rusza. Jestem przekonany, że istnieje nie tylko to serce fizyczne, ale również serce energetyczne, które ma wpływ na nas, na naszych najbliższych. Jestem przekonany, że będziemy na to zwracać coraz większą uwagę. A nie tylko na to, co wymieniamy i jak wymieniamy. Nie tylko komunikacja umysłu, ale też komunikacja serca będzie ważniejsza. Aktywność jest dla mnie właśnie po to, żeby poczuć to serce.
A propos serca. Aktywność jest dla Ciebie również sposobem na pomaganie innym.
Myślę, że to jest naszym obowiązkiem. Każdy, kto się pokazuje w mediach, jest tzw. osobą publiczną, ma obowiązek wspierać tych, którzy tej pomocy potrzebują. Tak się stało, że wspieram fundację Synapsis, która pomaga ludziom dotkniętym autyzmem. To jest poniekąd związane z moimi zainteresowaniami emocjami. Te osoby inaczej przetwarzają informacje, które do nich przychodzą poprzez zaburzony system zmysłów. To bardzo indywidualna praca związana z tymi osobami. Niestety ten problem się rozszerza. Coraz więcej ludzi rodzi się z tym autyzmem. To jest choroba cywilizacyjna, zresztą uznana przez ONZ za jeden z podstawowych problemów tego świata. W zeszłym roku zbieraliśmy środki na wczesne wykrywanie autyzmu u niemowląt i małych dzieci. W tym roku też będziemy uświadamiać innych, że autyzm jest coraz bardziej powszechny. Ten, kto wejdzie w rezonans z tym tematem, będzie szukał głębiej.
Biegasz w drużynie Biegiem na pomoc, która wspiera osoby z autyzmem. Jak można do niej dołączyć?
Można wejść na stronę biegiemnapomoc.pl, i się tam zarejestrować. Zbieramy ilość uderzeń bicia serca, możemy tam te nasze uderzenia zadedykować ludziom potrzebującym.
Angażujesz się też w akcje na rzecz zwierząt?
Dałem swój głos i bardzo silnie zaangażowałem się w akcję przeciwko legalizacji uboju rytualnego w Polsce. Podnosiłem ten problem z Jackiem Bożkiem z Klubu Gaja. Uważałem, że to jest bardzo istotna kwestia. Ja podchodzę do tego tak: jeśli będziemy świadomie podchodzić do tego, co mamy na talerzu, to siłą rzeczy producenci będą podchodzili inaczej do tego, co sprzedają. Oczywiście, że są we mnie te fale sprzeciwu i negacji przeciwko nieetycznego traktowaniu zwierząt w zakładach produkcyjnych, gdzie nie mają miejsca, gdzie są żywione sterydami, mączkami z kości swoich braci ? ja nawet nie wkraczam w ten ekstremalny ból i zło, które mają tam miejsce. Jest ogrom hipokryzji. Ludzie mówią, że są przyjaciółmi zwierząt, a za rogiem wpie***lają kotleta. Nie widzę tutaj połączenia. To jest dla mnie trudne do zrozumienia. Ale z drugiej strony każdy ma swój wybór, każdy ma swojego king-konga, z którym musi się spotkać. Naszym zadaniem jest świadczenie o tym, świadczenie swoim życiem, a nie wychodzenie z pikietami. Oczywiście to też jest ważne, ale tak naprawdę to przykład ma większy wpływ. Chyba że zaczniemy okupować sejm, jak się stało przy uboju rytualnym.
Musimy mieć też świadomość, że to, co jemy ma wpływ na to, co je się po drugiej stronie kuli ziemskiej. Moje wybory, ten mój mały wszechświat ma wpływ na kolejne wszechświaty.
Wywiad pochodzi z “Vege” nr 6/2014