W połowie kwietnia świat obiegła informacja o pożarze na fermie mlecznej South Fork Dairy Farms w Teksasie.
W pożarze zginęło 18 tysięcy krów, a jeden człowiek został ranny. W mediach mówi się o tym zdarzeniu jako o najbardziej śmiertelnym pożarze stodoły w historii Stanów Zjednoczonych. Aktywiści prozwierzęcy podkreślają, że nie jest to odosobniony wypadek. W samych Stanach w hodowlach przemysłowych żyje obecnie około 1,6 miliarda zwierząt, często w dużym ścisku. Według Animal Welfare Institute w USA, od początku 2023 roku do 11 kwietnia aż 144 670 zwierząt zginęło w pożarach obiektów hodowlanych.
Z raportu można wyczytać, że pożar w Teksasie prawdopodobnie został spowodowany przez uszkodzony i przegrzany sprzęt, który w kontakcie z metanem mógł doprowadzić do wybuchu. Metan jest gazem cieplarnianym, którego duże ilości emitowane są przez przemysł produktów zwierzęcych, zwłaszcza przez wydalające go krowy. Jedno zwierzę przez rok jest w stanie wydzielić go około 100 kg.
Według raportu AWI przyglądającego się pożarom w latach 2018-2021, spośród 539 przypadków, w 179 stwierdzono przyczynę, a w 65% z nich było nią nieprawidłowe funkcjonowanie urządzenia grzewczego albo inne uszkodzenie elektryczne. Te liczby sugerują, że wyposażenie farm nie jest wystarczająco często sprawdzane i naprawiane. Dodatkowo, obiekty hodowlane mają mniej restrykcyjne zasady przeciwpożarowe niż budynki przeznaczone dla ludzi, m.in. nie są w nich wymagane spryskiwacze i alarmy.
Warto jednak pamiętać, że zwierzęta w chowie przemysłowym doświadczają wielu problemów, a ryzyko śmierci w pożarze jest tylko jednym z nich.
- tekst: Berenika Piotrowska