Rozmowa: Małgorzata Biegańska-Hendryk – techniczka weterynarii, behawiorystka zwierząt towarzyszących i zoodietetyczka kotów. Autorka książki „Rozmowa z kotem”, która ukazała się w 2022 roku nakładem wydawnictwa Buchmann. Prowadzi blog: blog.kocibehawioryzm.pl
Jak rozmawiać z kotem?
Koty porozumiewają się – zarówno z nami, jak i między sobą – za pomocą kilku rodzajów komunikatów. Przede wszystkim są to sygnały zapachowe, które większości ludzi całkowicie umykają. To kwestia różnic ewolucyjnych. W przypadku ludzi umiejętność komunikacji zapachowej zanikła. Oczywiście, czasem coś wyczuwamy, nie zawsze świadomie, jednak tylko w szczątkowym zakresie. Natomiast u kotów komunikacja zapachowa jest szalenie ważna i bardzo zróżnicowana.
Można ją podzielić na kilka rodzajów. Po pierwsze, jest komunikacja semiochemiczna, którą nazywamy też feromonową. Feromony z gruczołów policzkowych odpowiadają za podpisywanie przestrzeni. Ocieranie się pyszczkiem służy właśnie zostawieniu swojego zapachu. Co ciekawe, kot może zostawiać ten komunikat dla samego siebie, bo w podpisanej przez siebie przestrzeni czuje się bezpiecznie.
A więc koty nas podpisują?
Tak, nas też. Ocierają się o nas i o siebie nawzajem. W ten sposób zostawiają lub wymieniają znaczniki feromonowe. Kolejnym rodzajem komunikatu zapachowego są odchody, które mogą służyć do podkreślenia granic terytorium. Wystarczy oznaczyć pewien punkt w przestrzeni, żeby dać każdemu przechodzącemu kotu wyraźny sygnał „to moje”. Koty wykorzystują odchody także do przywoływania partnerów do rozrodu, oczywiście jeśli mamy do czynienia z kotami niekastrowanymi, dochodzi tu bowiem aspekt hormonalny. Potencjalny partner lub partnerka, kiedy wyczuje ten zapach, wie, że w tym miejscu może spotkać parę. Co ważne, w ten sposób oznaczają przestrzeń również kotki. Przy tej okazji chciałabym obalić mit: nie, nie wystarczy wykastrować kocura, żeby nie mieć oznaczanego mieszkania, kotka też może znaczyć terytorium.
Opiekowałam się kiedyś kotką Żiżi, która wydzielała intensywny, wyczuwalny dla mnie zapach, kiedy była czymś przejęta lub podekscytowana. Co to był za sygnał?
Potrząsała w tej ekscytacji ogonem?
Tak. Miałam wrażenie, że to była oznaka zadowolenia. Robiła to, kiedy działo się coś atrakcyjnego.
To mogła być oznaka silnej, pozytywnej ekscytacji. Prawdopodobnie było to spontaniczne opróżnianie gruczołów okołoodbytowych, a to jeszcze inny sygnał. Mogło to być też zachowanie na pograniczu znaczenia terenu – na to by wskazywało potrząsanie ogonem. Niektóre koty w takich sytuacjach zostają przy potrząsaniu ogonem, bez znaczenia zapachem.
W jakim innym celu koty znaczą przestrzeń odchodami? „Mój kot załatwia się poza kuwetą” to dość powszechny problem opiekunów, również kotów kastrowanych…
Koty wykorzystują odchody w komunikacji z człowiekiem, żeby zasygnalizować, że jest jakiś problem. One doskonale zdają sobie sprawę, że jesteśmy zapachowymi analfabetami i subtelny bodziec węchowy nam umknie. Dlatego używają sygnału, którego nie możemy nie zauważyć. Jeśli kot sika poza kuwetą, najczęściej znaczy to, że jest jakiś problem medyczny, o którym chce nam powiedzieć. Sygnalizowanie choroby to ok. 75 proc. takich przypadków. Innymi powodami mogą być źle zorganizowana przestrzeń, hałas (również za ścianą albo za oknem), inne nieprzyjemne i stresujące bodźce z otoczenia.
Wiele osób w takich sytuacjach wyciąga wniosek, że kot jest złośliwy.
Niestety, słyszałam takie stwierdzenia również z ust lekarzy weterynarii. Ludzie często nie wiążą oddawania moczu poza kuwetą z problemami, a to poważny i niebezpieczny dla kota błąd. W sytuacjach załatwiania się poza kuwetą zawsze należy zacząć od diagnostyki medycznej. Dopiero po wykluczeniu problemów ze zdrowiem możemy zacząć poszukiwanie innego, pozamedycznego podłoża komunikatu.
Moja kotka Pompon przez pierwsze kilka tygodni w naszym domu siusiała nam do łóżka, kiedy wracaliśmy po kilkugodzinnej nieobecności. Robiła to dopiero na naszych oczach, nie wcześniej. Doszliśmy do wniosku, że bała się być sama. Słusznie?
Tak, mogła też być zła, że Was nie było. Mogło się w czasie waszej nieobecności dziać coś, co było dla niej niepokojące i wiązało się z jakimś rodzajem napięcia psychicznego. Żeby wypowiedzieć się precyzyjniej, potrzebowałabym o wiele więcej informacji.
W pracy z kotami nie ma jednego, skutecznego schematu działania. Przyczyny mogą być najróżniejsze, różne też mogą (i powinny!) być metody pracy z problemem. To, co działa u jednego kota, u drugiego może nie przynieść rezultatów lub wręcz pogorszyć sprawę.
Jak jeszcze koty mogą okazywać nam, że są zestresowane?
Koty są zwierzętami, które bardzo skutecznie ukrywają, że coś się z nimi dzieje. Dotyczy to także objawów związanych ze stresem. Może być tak, że kot nasikał nam na łóżko, ale poza tym zachowuje się normalnie. Dlatego opiekun lub opiekunka nie kojarzy, że dzieje się coś niedobrego. Każdy przewlekły stres u kota prowadzi do obniżenia odporności, co z kolei grozi rozwojem chorób. Zwykle zaczyna się od dolnych dróg moczowych.
Pisałaś w swojej książce, że kot może przejmować stres człowieka, z którym żyje. Opowiesz o badaniach, które na to wskazują?
Badania, o których pisałam, miały na celu obserwację stanów emocjonalnych kotów, których opiekunowie przechodzili przez trudne życiowe okresy, a emocje związane z tymi kryzysowymi sytuacjami „były przynoszone do domu”. Badania miały charakter wtórny: zbierano wywiady o sytuacji życiowej i emocjonalnej opiekunów, których koty trafiały do poradni w związku z symptomami wskazującymi na stres (np. wspomnianymi problemami z dolnymi drogami moczowymi). Okazało się, że wiele z tych kotów mieszkało z ludźmi, u których od jakiegoś czasu działo się coś trudnego, a koty wyłapywały napięcie i niejako je przejmowały. Ja także miałam kocich pacjentów, którzy bardzo źle znosili konflikty dziejące się między ich opiekunami, co odbijało się na ich zdrowiu. W procesie domestykacji koty stały się empatyczne wobec ludzi, dlatego takie współprzeżywanie emocji jest możliwe.
Zatem powinnyśmy dbać o swoje psychiczne zdrowie i komfort dla dobra kotów.
Tak! Kot może być dla nas motywacją do dbania o siebie.
Zapachów nie czujemy, słyszymy też nie najlepiej. Jak – poza odchodami – koty radzą sobie z komunikacją z nami?
Jest jeszcze mimika, postawa ciała, operowanie ruchami ogona, uszu, oczu, łap, grzbietu… Kota czytamy zawsze w całości. Nie możemy na podstawie ruchu ogona stwierdzić, czy kot jest „zły”. Może macha ogonem, bo jest zainteresowany, czai się na coś, jest podekscytowany. Każdemu z tych stanów będzie towarzyszyć inny wyraz pyszczka i różna postawa ciała. Koty swoim ciałem wysyłają masę sygnałów, np. mało osób zdaje sobie sprawę, że ogon zawinięty na przednie łapki siedzącego kota znaczy „nie podchodź do mnie”. Kot wtedy na nas patrzy, uczestniczy w życiu domu, ale chce zachować dystans.
U mnie w domu ta pozycja nazywa się „śliczny kotek”. Nie widziałam, że kot nie życzy sobie wtedy kontaktu. A co znaczy podniesiony do góry ogon?
Podniesiony ogon u kota, który idzie w naszym kierunku, to przeniesiony sygnał z komunikacji między kotami na relację kot–człowiek. Kocięta unoszą w ten sposób ogony, kiedy są w wysokiej trawie lub wśród innych niskich roślin czy przedmiotów. Wtedy ogon działa jak chorągiewka – kociej mamie łatwiej jest zlokalizować młode. Matka je nawołuje, one jej odpowiadają i wystawiają ogony.
Zdaje się, że podobnie jest z miauczeniem do człowieka? Naturalnie kocięta miauczą do kotki, a w procesie udomowienia przeniosły ten sygnał na ludzi.
Tak, komunikacja dźwiękowa to kolejna grupa sygnałów. Wśród kotów nie jest jej aż tak dużo, przy czym większości tych, które się pojawiają, jako ludzie nie jesteśmy w stanie usłyszeć ze względu na częstotliwość, w której są nadawane. Koty, które są otwarte społecznie, szybko uczą się, na jakie pasmo dźwięków reagujemy i w taką częstotliwość przenoszą komunikaty przeznaczone dla nas. Znowu: subtelne sygnały się nie sprawdzają, a one nastawione są na efekt, np. pełną miskę lub otwarte drzwi.
Mój kocur Aleks – dorosły, kastrowany, bardzo miły i komunikatywny – od kocięcia wokalizuje. Wchodzi do łazienki, najchętniej do umywalki, i śpiewa. Jak należy traktować takie sygnały dźwiękowe?
Wokalizacja może być postrzegana na kilka sposobów, w zależności od kota, jego sytuacji zdrowotnej, wieku i innych czynników. Jeśli Aleks jest silnie z Tobą związany, może po prostu wołać „chodź do mnie”. Czasem okazuje się, że o nic nie chodzi, a kot chciał po prostu sprawdzić, czy przyjdziesz, „przetestować łączność”.
Zdarzają się też koty, które po prostu lubią śpiewać i robią to dla przyjemności. Twój kot wybiera łazienkę, ludzie też śpiewają pod prysznicem, bo wtedy ich głos brzmi donośniej. Jeśli robi to od małego, możliwe, że jest tym rzadkim przypadkiem kota, który miauczy, bo lubi słuchać swojego głosu. Natomiast w sytuacji, gdy wokalizacja pojawia się nagle, szczególnie w starszym wieku (powyżej 12 lat), niestety może być jednym z symptomów demencji.
W podręczniku „Zaburzenia zachowania kotów” z 2018 r., którego autorami są Dehasse i Schroll, przeczytałam, że wokalizacja jest stanem patologicznym, tymczasem ja nigdy nie widziałam tego w taki sposób.
To dobra książka, ale trzeba ją czytać z pewną praktyczną wiedzą. To, co znajdziemy w podręcznikach, często jest schematyczne, a zwierzęta nie działają szablonowo. Spotkałam się z opiniami, że „pacanie się” łapami przez koty zawsze jest związane z agresją. Kompletnie się z tym nie zgadzam. Obserwacja zwierząt mówi mi coś zupełnie innego. Koty mają w swoim repertuarze zabaw zachowania łowieckie, przykładowo skakanie drugiemu kotu na plecy i łapanie go zębami. Istotne jest to, czy druga strona też traktuje to jako zabawę. Jeśli role się zamieniają i koty chcą powtarzać tę zabawę, nie możemy mówićdo siebie pod łóżkiem.
Jedna z moich kotek, Lizi, jeży się w czasie zabawy. Absolutnie nie jest to przejaw strachu, ona po chwili przestaje się jeżyć, bawi się dalej, jest zadowolona. Ale jeżenie się to w naturze sygnał poprzedzający agresywne zachowanie.
Tak, ale jeżenie się jest praktykowane w zabawie przez kocięta, które chcą sobie nawzajem o agresji. Problem z „pacaniem się” pojawia się wtedy, kiedy jeden kot zawsze atakuje, a drugi po takim incydencie przez godzinę dochodzi pokazać „o, zobacz, jaki jestem duży i straszny”.
To zachowanie nie ma nic wspólnego z dyskomfortem. Pracując z kotami, musimy się wykazywać dużą elastycznością i umiejętnością dostrzegania szerokiego kontekstu.
Co jeszcze jest ważne w pracy behawiorystki?
Dla mnie osobiście najważniejsze jest bezpośrednie doświadczenie w pracy ze zwierzętami. Profesji behawiorysty nie da się nauczyć z książek. Jest dużo kursów i szkoleń, także online. To dobra podstawa, ale bez praktyki w mojej ocenie nie da się nauczyć pracy z kotami. Jeśli ten wywiad trafi w ręce osób, które chcą się uczyć behawioryzmu lub znaleźć pomoc dla swojego kota, chciałabym przekazać od siebie informację: szukajcie osób, które mają doświadczenie praktyczne, współpracują z jakąś fundacją lub schroniskiem, mają swoje koty, konsultują na żywo pacjentów. Do kotów trzeba podchodzić indywidualnie, a tylko praktyka jest w stanie nas tego nauczyć.
- Rozmawiała: Olga Plesińska
- Zdjęcia: Monika Małek
- Tekst ukazał się w numerze 7-8/2022 Magazynu VEGE