Pierwszy miesiąc prenumeraty cyfrowej za 5 złzamawiam

Logowanie
luty 08 2013

W dziwny sposób dyskutują Polacy o żywności genetycznie modyfikowanej. Dla jednych GMO jest generalnie szkodliwe, dla drugich wcale. Przecież modyfikacje dotyczą wielu różnych genów w wielu różnych roślinach. Czemu więc nie miałoby być tak, że niektóre z tych modyfikacji wywołują niepożądane skutki zdrowotne, a inne nie?

Spór o żywność modyfikowaną genetycznie przetoczył się ostatnio przez polskie media. Nie rozstrzygniemy go, lecz warto poznać najistotniejsze argumenty za i przeciw. Zadanie jest o tyle złożone, że dyskusja dotyczy wielu różnych obszarów. Przyjrzyjmy się im zatem po kolei.

Znaczna część debaty o GMO skoncentrowała się wokół tematu wpływu żywności GMO na zdrowie osób ją spożywających, który z oczywistych względów budzi duże emocje. Zacznijmy więc od niego.

Wydaje się, że kwestia ta powinna zostać rozstrzygnięta na gruncie naukowym. Jak zatem wygląda aktualny stan wiedzy naukowej?

  • GMO a zdrowie

Trzeba powiedzieć, że istnieją wyniki badań wskazujące na to, że spożywanie żywności zawierającej GMO może mieć negatywny wpływ na zdrowie. Wymienić tu można badania prowadzone przez takich uczonych, jak A. Dona i I. S. Arvanitoyannis, I. Ermakova, A. Pusztai, D. R. Schubert, E.-G. Seralini czy J. Zentek. Czy to rozstrzyga sprawę? Nie do końca. Powinniśmy sobie bowiem zdawać sprawę z paru rzeczy.

Po pierwsze, wyniki badań naukowych są wiarygodne, pod warunkiem że zostały przeprowadzone w sposób rzetelny i zgodny ze standardami metodologicznymi. Wobec wymienionych badań zostały sformułowane zarzuty niewłaściwego przeprowadzenia eksperymentów lub analiz. Aby ocenić, czy są to zarzuty słuszne, czy też bezpodstawne, potrzebna jest dokładna znajomość zastosowanej metodologii i przedmiotu badań. Nie łudźmy się: większość z nas, laików, takiej wiedzy nie ma, a opinie naukowców są podzielone.

Po drugie, nawet jeśli badania naukowe są przeprowadzone zgodnie z zasadami metodologii, to z reguły mają charakter badań eksperymentalnych wykorzystujących testy statystyczne. Statystyka to potężne i wspaniałe narzędzie, ale ma pewną wadę: opiera się na dopuszczeniu określonego ryzyka błędu. W praktyce oznacza to, że nawet jeśli tak naprawdę nie ma różnicy między losem szczurów karmionych żywnością konwencjonalną i żywnością GMO, to w 5 proc. eksperymentów testy statystyczne wykażą istotną różnicę. Dlatego w nauce wynik pojedynczego doświadczenia nigdy nie przesądza sprawy.

Po trzecie, większość badań ma postać eksperymentów na zwierzętach. A nawet jeśli prawdą jest, że żywność GMO szkodzi na przykład myszom, to nie wynika z tego automatycznie, że szkodzi również ludziom. Ten zarzut dotyczy zresztą wszystkich badań na zwierzętach ? również tych, w których nie stwierdzono negatywnego wpływu GMO na zdrowie.

A takie ?uspokajające? badania oczywiście również istnieją. W 2010 roku Komisja Europejska wydała publikację ?A decade of EU-funded GMO research?, w której przedstawiono wyniki kilkudziesięciu badań finansowanych przez UE. Autor tekstu podsumowującego, Harry Kuiper, stwierdził, że dzięki nim możemy być pewni bezpieczeństwa żywności transgenicznej w stopniu co najmniej równym temu, jaki dotyczy żywności konwencjonalnej. Współbrzmi to z wytaczanym przez zwolenników GMO argumentem, że żywność transgeniczna jest poddawana nie tylko takim samym, ale nawet znacznie bardziej rygorystycznym testom niż żywność tradycyjna ? pod kątem toksyczności, możliwych reakcji alergicznych itp. Skoro więc jemy gorzej sprawdzone produkty konwencjonalne, to czemu nie mielibyśmy jeść lepiej sprawdzonych produktów transgenicznych?

Argument ten z pewnością wart jest wzięcia pod uwagę. Wydaje się jednak, że w przywoływanych badaniach i testach jest pewna luka. A jest nią ustalenie wpływu długotrwałego i to dwojako rozumianego. Eksperymenty zazwyczaj zakładają niezbyt długi okres podawania zwierzętom żywności transgenicznej, np. 90 dni (do chlubnych wyjątków należą wcześniej wspomniane badania Zenteka i Seraliniego). Po drugie, czas trwania testów często nie pozwala na wykrycie efektów ujawniających się z dużym opóźnieniem. Osobiście zetknąłem się z wynikami badań sugerującymi, że genetycznie modyfikowane rośliny wywołują zaburzenia płodności u karmionych nimi myszy, ale jest to widoczne dopiero w trzecim miocie lub w trzecim pokoleniu. Czy to oznacza, że te rośliny spowodują bezpłodność w trzecim pokoleniu odżywiających się nią ludzi? Niekoniecznie. Wyniki tych badań wymagają jeszcze potwierdzenia, a poza tym metabolizm myszy jest odmienny niż metabolizm człowieka. Nieprędko się jednak o tym przekonamy, bo przecież nikt nie jest obecnie w stanie sprawdzić, jaki jest wpływ żywności transgenicznej na trzecie pokolenie spożywających ją ludzi. Być może warto jednak zachować ostrożność.

Środowiska naukowe są więc podzielone. Sytuacji nie ułatwia to, że naukowcy, tak jak inni ludzie, mogą kierować się swoim światopoglądem lub interesem, a mówiąc o GMO, dają się niekiedy ponieść emocjom (aby się o tym przekonać, wystarczy przeczytać lub obejrzeć wywiady na temat GMO z prof. Węgleńskim). A gdzie rządzą emocje, tam pozostaje mało miejsca na naukowy obiektywizm i racjonalizm.

Krótko mówiąc, kwestia wpływu GMO na zdrowie nie jest jeszcze rozstrzygnięta, co nie przeszkadza czytelnikowi, by się w nią zagłębił i wyrobił sobie własną opinię.

  • GMO w medycynie

Jeżeli mówimy o zdrowiu, to warto wspomnieć, że niektóre modyfikacje genetyczne zostały opracowane w celach zdrowotnych. Tak jest ze ?złotym ryżem? ? transgeniczną jego odmianą zawierającą witaminę A, która ma rozwiązać problem niedoboru tej witaminy w diecie Azjatów. Z powodu oporu społecznego nie został jeszcze wprowadzony do upraw. Jest to kwestia szczególnie kontrowersyjna, ponieważ ?złoty ryż? (w odróżnieniu od innych roślin transgenicznych) nie jest własnością wielkiej korporacji, a jego wprowadzenie jest uzasadniane względami humanitarnymi, a mimo to takie organizacje ekologiczne, jak Greenpeace, sprzeciwiają się jego wykorzystaniu. Twierdzą przy tym, że inne sposoby walki z niedoborami w diecie mieszkańców Azji są skuteczniejsze, a przy tym niosą ze sobą mniejsze zagrożenia środowiskowe.

Modyfikowane genetycznie bakterie są wykorzystywane przy produkcji szczepionek i hormonów używanych w medycynie (np. insuliny). Zwolennicy GMO często powołują się na to, że całkowity zakaz stosowania tej technologii zablokowałby postęp medycyny i skazałby chorych na gorsze sposoby leczenia. Trzeba jednak powiedzieć, że czym innym jest wykorzystanie genetycznie modyfikowanych bakterii w zamkniętych laboratoriach medycznych, a czym innym wprowadzenie transgenicznych roślin na pola. Choćby dlatego, że transgeniczne nasiona mogą się w niekontrolowany sposób przenosić na znaczne odległości z wiatrem i zanieczyszczać uprawy konwencjonalne lub ekologiczne (w tym drugim przypadku grozi to utratą certyfikatu ekologicznego).

  • GMO zwalczy głód?

Popularny argument na rzecz GMO brzmi następująco: do 2050 roku ludność Ziemi wzrośnie do 9 mld. Aby wyżywić taką populację, musimy dwukrotnie zwiększyć ilość wytwarzanej żywności. Żeby się to udało, konieczne jest podwyższenie produktywności upraw przez zastosowanie GMO.

Brzmi logicznie, ale przeciw takiemu rozumowaniu można wytoczyć istotne kontrargumenty. Po pierwsze, sporne jest, czy GMO są jedynym możliwym rozwiązaniem. Na przykład z przedstawionego na forum ONZ raportu ?Agroecology and the Right to Food? wynika, że w krajach Trzeciego Świata wprowadzenie rolnictwa ekologicznego powoduje mniej więcej dwukrotne zwiększenie plonów.

Po drugie, wśród międzynarodowych ekspertów zajmujących się problemem głodu dominuje pogląd, że problemem jest nie tyle niedobór żywności, co jej nierówna dystrybucja. Jeśli wierzyć doniesieniom medialnym, obecnie na świecie więcej ludzi umiera z powodu chorób związanych z otyłością niż z głodu. Statystyki mówią, że od lat 60. XX wieku ilość produkowanej na świecie żywności zwiększyła się trzykrotnie, liczba ludności zaledwie dwukrotnie, a mimo to liczba osób dotkniętych głodem znacznie wzrosła.

Przyczyny głodu są złożone. Sytuacja gospodarcza, wzrost spożycia mięsa i rozwój rynku biopaliw, niezrównoważone rolnictwo i monokultury sprawiają, że maleje powierzchnia upraw roślin przeznaczonych do spożycia przez ludzi, upadają małe gospodarstwa rolne, a ceny żywności rosną. Biedni głodują nie dlatego, że na świecie brakuje żywności, tylko dlatego, że nie są w stanie za nią zapłacić.

Po trzecie, w moim przekonaniu powinniśmy się kierować raczej obserwacją, jak w rzeczywistości działa dane rozwiązanie, niż teoretycznymi rozważaniami. A praktyka budzi spore wątpliwości. Aktualnie wśród światowych upraw transgenicznych dominuje soja, kukurydza, bawełna i rzepak, których plony są przeznaczone w większości na pasze dla zwierząt, oleje, paliwa i tekstylia. Pola obsadzone GMO dostarczają głównie produktów na potrzeby konsumpcji w krajach bogatych (mięso, paliwo, ubrania), a nie żywności dla biednych.

Warto przyjrzeć się przykładowi wprowadzenia genetycznie modyfikowanej bawełny w Indiach, przy którym obraz efektów jest krańcowo różny w zależności od źródła informacji. Według promującej biotechnologię organizacji ISAAA, pozwoliło to na zwiększenie produktywności i zwiększyło dochody 7 mln rolników, pomagając im w wydobyciu się z biedy. Jednak indyjskie Ministerstwo Rolnictwa w wewnętrznej notatce z 2011 roku oskarżyło transgeniczną bawełnę o spowodowanie fali samobójstw wśród tychże rolników. Okazało się bowiem, że po pięciu latach szkodniki nabyły umiejętności radzenia sobie z genetycznymi modyfikacjami mającymi je zwalczać i stały się prawdziwą plagą. W rezultacie zyski rolników dramatycznie spadły, a nadal musieli słono płacić za nasiona GMO, dostosowane do nich nawozy i pestycydy. Powrót do tradycyjnych odmian bawełny okazał się w praktyce niemożliwy, ponieważ zostały one już w większości wyparte przez odmiany transgeniczne, a poza tym nie są objęte interwencyjnymi kredytami. Stąd uzależnienie rolników od korporacji produkujących GMO (pozywających zresztą do sądu osoby uprawiające stworzone przez nich odmiany roślin bez zakupu licencji). Skutkiem było zadłużenie i bankructwo małych gospodarstw rolnych, doprowadzające tysiące właścicieli do samobójstwa.

Choć więc teoretycznie GMO mogą pomóc w zwiększeniu produkcji żywności, w praktyce przynoszą zyski przede wszystkim korporacjom posiadającym patenty na modyfikacje genetyczne, natomiast zmniejszanie przez nie skali głodu na świecie budzi wątpliwości.

  • GMO a środowisko

We wcześniej wspomnianym raporcie Komisji Europejskiej GMO są postrzegane jako szansa na zmniejszenie presji na środowisko, a przez to realizację koncepcji zrównoważonego rozwoju. Na przykład stosowane we współczesnym rolnictwie nawozy i pestycydy są źródłem zanieczyszczeń i innych problemów ekologicznych (choćby wymierania zwierząt morskich). Stąd pomysł opracowania takich odmian roślin, które będą wymagać mniej środków chemicznych: będą odporne na szkodniki, dzięki czemu nie będzie potrzeby stosowania pestycydów.

W teorii brzmi to przekonująco. Problem jednak znów w tym, że praktyka jest daleka od spełnienia tych oczekiwań. Nie jest bowiem prawdą, że rośliny genetycznie uodpornione na szkodniki nie wymagają środków chemicznych. W rzeczywistości razem z transgenicznymi nasionami standardowo sprzedawany jest herbicyd (np. Roundup) niszczący inne gatunki roślin niż zmodyfikowana genetycznie. Według Doroty Metery z Zielonego Instytutu na amerykańskich polach GMO używa się sześciokrotnie więcej środków chwastobójczych niż na polach konwencjonalnych. Z kolei ISAAA twierdzi, że wprowadzenie w Indiach transgenicznej bawełny zmniejszyło zużycie środków owadobójczych o około 50 proc. Przypomnijmy jednak, że po kilku latach wystąpiła plaga szkodników, co zmusiło rolników do zwiększenia dawki insektycydów.

W praktyce więc technologia GMO wymaga stosowania środków chemicznych, co powoduje zanieczyszczenie środowiska. Ilość i szkodliwość tych środków może być mniejsza niż przy uprawach konwencjonalnych, ale jest z pewnością nieporównanie większa niż przy uprawach ekologicznych. Warto pamiętać, że nie jest to jedynie kwestia ochrony środowiska, ale również zdrowia ludności. Badania naukowe pokazują, że, wbrew zapewnieniom koncernu Monsanto sprzedawany przezeń Roundup może być toksyczny dla ludzi i innych zwierząt.

Również w przypadku innych problemów ekologicznych, takich jak utrata bioróżnorodności i erozja gleby, można sobie wyobrazić stworzenie transgenicznych odmian roślin, które pomagają przeciwdziałać tym zjawiskom. I faktycznie, według wyników badań prowadzonych w Niemczech uprawiana tam modyfikowana genetycznie kukurydza sprzyjała występowaniu większej liczby gatunków owadów i większej żyzności gleby niż uprawy konwencjonalne. Jednak technologia GMO wiąże się raczej z zastosowaniem monokultury, która sama w sobie jest fundamentalnym zagrożeniem dla bioróżnorodności i jakości gleby. Jeśli więc chodzi o oddziaływanie na środowisko, to rolnictwo transgeniczne pozostaje daleko w tyle za rolnictwem ekologicznym (choć może nad nim górować produktywnością).

  • Zmodyfikowana etyka

Sam pomysł modyfikacji genetycznych może budzić zastrzeżenia etyczne ze względu na to, że jest rażącą ingerencją w stworzony przez Boga lub naturę mechanizm tworzenia życia. Człowiek przejmuje tu rolę Stwórcy, kreując nowe gatunki według swoich zachcianek. Częstą ripostą na taki argument jest

stwierdzenie, że człowiek od niepamiętnych czasów manipuluje rozwojem roślin i zwierząt, starając się uzyskać ich użyteczne odmiany i rasy. Od dziesięcioleci stosuje przy tym mutagenezę, czyli przy użyciu promieniowania lub środków chemicznych wywołuje mutacje genów roślin, aby wyłowić potem te przydatne dla siebie. Inżynieria genetyczna to jedynie doskonalsze narzędzie do tego, co człowiek robi od dawna. Odrzucanie jej świadczy więc o niekonsekwencji.

Ten wywód kieruje dyskusję w stronę rozważań, czy jest istotna różnica między technologiami stosowanymi poprzednio i obecnie, choć z tego, że ludzkość coś czyni od dawna, nie wynika, że jest to etycznie właściwe.

Nieco bardziej pragmatyczna wersja zarzutów może głosić, że modyfikacje genetyczne to ingerencja w bardzo złożony system. A doświadczenie pokazuje, że człowiek, dokonując takich ingerencji, nie potrafi przewidzieć skutków. Stąd wiele negatywnych konsekwencji ekologicznych, z którymi musimy się obecnie zmagać.

Nie wiemy do końca, jak wprowadzenie do roślin nowych genów wpłynie na inne geny tej rośliny, na inne rośliny i zwierzęta. A konsekwencje mogą być groźne i dalekosiężne. Siła przekonywania tego argumentu zależy od światopoglądu danej osoby. Dochodzimy tu bowiem na koniec do fundamentalnej kwestii filozoficznej: czy człowiek ma żyć w zgodzie z naturą (bo jest jej częścią i tak jest dla niego lepiej), czy też ma ją sobie podporządkować (bo może i ma prawo ją kontrolować).

  • GMO w polskim prawie

W Polsce przepisy dotyczące GMO można znaleźć w wielu aktach prawnych, np. ustawie o nasiennictwie, ustawie o paszach czy ustawie o rolnictwie ekologicznym. Obowiązująca do 28 stycznia ustawa o nasiennictwie zabraniała obrotu nasionami GMO. Taki ogólny zakaz był jednak sprzeczny z prawodawstwem UE. Dlatego ustawę znowelizowano, usuwając ten zapis. Równocześnie rząd wydał rozporządzenia zabraniające upraw kukurydzy MON810 i ziemniaka Amflora, jedynych roślin GMO dopuszczonych w UE.

Tekst: Paweł Penszko

 

none