Pierwszy miesiąc prenumeraty cyfrowej za 5 złzamawiam

Logowanie

Nie smaruj się tym, czego nie możesz zjeść

wrzesień 10 2012

Kleopatra kąpała się w kozim mleku, a nasze babcie przecierały twarz skórką ogórka, smarowały usta miodem, a włosy płukały w naparze z pokrzywy. Rozmawiamy z twórczynią i propagatorką kosmetyków robionych w domu Ewą Sroką

Ewa Sroka – propagatorka zdrowego i ekologicznego stylu życia oraz troski o Planetę. Tworzy naturalne kosmetyki i zachęca do tego innych. Prowadzi warsztaty o ekologicznej pielęgnacji ciała, na których pokazuje, jak w warunkach domowych przygotować ekologiczne kosmetyki. Stworzyła serwis SkinPhilosophy.pl

Dlaczego i kiedy zainteresowała się Pani naturalną pielęgnacją ciała?

Pielęgnacją, dietą i kosmetykami interesowałam się właściwie od zawsze. Mam skórę wymagającą, atopową, ze skłonnością do alergii i dokładałam wszelkich starań, by wyglądała dobrze i aby czuć się w niej komfortowo. Od zawsze też intuicyjnie czułam, że to, co naturalne, jest najlepsze i najbezpieczniejsze. Jednak bardzo długo wierzyłam producentom, którzy nazywali swoje kosmetyki naturalnymi. Teraz już wiem, że to, co jest napisane na opakowaniu, ma niewielkie znaczenie?

Zawsze ważna była dla mnie skuteczność specyfiku. Byłam świetnie zorientowana w dostępnej na rynku ofercie kosmetyków konwencjonalnych i, przyznaję, testowałam na swojej skórze mnóstwo produktów i używałam ich w ogromnych ilościach. W 2007 roku przeczytałam w internecie o samodzielnym robieniu kosmetyków  w domu i od razu kupiłam pierwsze surowce ? był to chyba między innymi olej kokosowy. Dlaczego? Chyba wtedy chodziło bardziej o tworzenie niż o ekologię. Świadomość ekologiczna przyszła trochę później. Na początku podobało mi się po prostu, że mogę sama tworzyć własne kosmetyki, że mogę używać najwyższej jakości składników. Urzekła mnie prostota takiej pielęgnacji. Zaczęłam robić kosmetyki dla siebie, a potem także dla rodziny i przyjaciół. Te początkowe eksperymenty nie zawsze dawały zadowalające rezultaty. Szukałam informacji i zdobywałam wiedzę i doświadczenie. W pewnym momencie okazało się, że zgromadzona przeze mnie wiedza może być użyteczna także dla innych, więc zaczęłam dzielić się nią na wykładach, warsztatach i w mediach. Szczególnie promuję podejście wywodzące się z ayurwedy, zgodnie z którym nie należy smarować ciała niczym, czego nie można by zjeść.

Skąd wzięła się moda na samodzielne robienie kosmetyków?

Z moich obserwacji wynika, że moda na domowe kosmetyki zaczęła się w Stanach Zjednoczonych, natomiast w Europie Zachodniej, szczególnie w Niemczech, a także w krajach skandynawskich (Szwecja) tradycja tworzenia kosmetyków jest bardziej ugruntowana.

Domowa pielęgnacja ma wiele plusów: używamy świeżych, naturalnych składników, które nie kosztują dużo, nie musimy dodawać konserwantów, bo zużywamy wszystko. Na szczęście na rynku pojawiły się wysokiej jakości oleje roślinne, olejki eteryczne, glinki i półprodukty kosmetyczne umożliwiające tworzenie prostych receptur w domu. Dzięki nim możemy sami stworzyć kosmetyki podobne do tych, które znamy z drogerii ? nie musimy ich zużywać na raz, ale odpowiednio zakonserwować i używać nawet przez kilka miesięcy. Możemy sami wyprodukować krem, balsam do ciała, tonik, mydło, peeling i wiele innych. Alergicy mogą tak skomponować  krem, aby nie zawierał uczulających ich składników, a także wykluczyć potencjalnie drażniące składniki, jak silne konserwanty, substancje zapachowe, barwniki, a także substancje ropopochodne. Osoby, którym zależy na wyjątkowo skutecznej pielęgnacji, mogą tworzyć kosmetyki o wysokim stężeniu składników aktywnych, dobrane do potrzeb swojej skóry oraz jej konkretnych problemów. Szczególnie korzystne jest to, że taki krem można stworzyć za ułamek ceny podobnego kremu ze sklepu. Wreszcie grupa osób, która chce 100-proc. ekologicznych kosmetyków bez sztucznych dodatków jest właściwie zdana na samodzielne ich wykonywanie. Takie kosmetyki bardzo trudno znaleźć na rynku, a jeśli już się je znajdzie, to ich cena bywa wysoka.

Wiele surowców można stosować bezpośrednio na skórę ? nie wymagają żadnej dodatkowej pracy. Do tej grupy należy przede wszystkim wiele olejów i maseł roślinnych. Na przykład masło karite (shea) może być używane jako bogaty balsam do ciała, olej do masażu, ochronny balsam do ust, a także zmiękczający balsam do wszystkich suchych miejsc, jak kolana, łokcie, stopy, skórki przy paznokciach.

Prowadzi Pani warsztaty, na których uczy, jak można samodzielne robić kosmetyki. Do jakiej grupy osób są one kierowane? Interesują się tym raczej młodsze czy starsze kobiety?

Na warsztaty może przyjść każdy. Wbrew pozorom trafiają tu też mężczyźni, chociaż rzeczywiście są w mniejszości. Wiek uczestników jest bardzo zróżnicowany ? od kilkunastu do 60 i więcej lat. Chodzi tu raczej o poglądy i chęci, a nie o wiek.

Na razie to nisza, ale wydaje mi się, że zainteresowanie rośnie. Dla wielu osób jest to zupełna nowość. Nie miały pojęcia, że można robić swoje kosmetyki samemu, szczególnie kosmetyki bardziej skomplikowane niż maseczka z ogórka.

Czy kosmetyki kupowane w drogeriach mogą być szkodliwe?

Niestety tak. Wiele z nich zawiera substancje, które nie tylko mogą mieć negatywny wpływ na skórę, ale co gorsze mogą wchłaniać się do organizmu i wywiera niekorzystny wpływ na narządy wewnętrzne. Trzeba też sobie uświadomić, że wiele z nas, nakładając na siebie wiele różnych kosmetyków, każdego ranka tworzy na swoim ciele prawdziwy koktajl substancji, które mogą ze sobą reagować w niekontrolowany sposób. Oczywiście są także opinie, że powszechnie stosowane substancje nie stanowią żadnego zagrożenia. Do takich kontrowersyjnych składników kosmetyków należą laurosiarczany (Sodium Laureth Sulfate, Sodium Lauryl Sulfate, w skrócie SLS), parabeny (Methylparaben, Ethylparaben, Propylparaben, Buthylparaben), PEGi (Polyethylene Glycol, Butylene Glycol), glikole (Propylene Glycol, Xylene Glycol, PG)i substancje ropopochodne (Mineral Oil, Petrolatum, Paraffin Oil, Paraffinum Liquidum). Ja przychylam się do opinii, że niestety mogą one mieć negatywny wpływ na nasz organizm i stan naszej planety. Nie chcę chemii na swojej skórze i pomagam jej uniknąć innym osobom, które jej nie chcą. Na rynku kosmetycznym bardzo powszechne są zjawisko greenwashingu i nazywanie naturalnym wszystkiego, co zawiera chociaż kilka procent naturalnych składników. Dlatego pojawiły się certyfikaty, dlatego też namawiam do czytania składów kosmetyków i na warsztatach staram się wyjaśnić te zawiłe nazwy. Tylko w ten sposób można rzeczywiście odróżnić to, co jest eko, od tego, co tylko się tak nazywa.

W ostatnim czasie pojawia się coraz więcej sklepów z ekologicznymi kosmetykami. Jakich certyfikatów szukać? Czym się kierować przy wyborze?

Na rynku jest wiele certyfikatów, dzięki którym możemy stwierdzić, że kosmetyk jest ekologiczny. Do najpopularniejszych należą EcoCert, Soil Association, BDIH, COSMEBIO, Natrue, Cosmos-Standard. Są one przyznawane konkretnemu produktowi lub linii produktów, jeśli spełnione są określone wymogi dotyczące rodzaju, pochodzenia i uprawy surowców, obróbce, której zostały poddane, ich stężenia itp. Znalezienie na opakowaniu logo któregoś z wymienionych certyfikatów jest najprostszym i najszybszym sposobem na stwierdzenie, czy kosmetyk jest ekologiczny. Jednak nawet kosmetyki z certyfikatem nie muszą być w 100 proc. naturalne i ekologiczne. Większość certyfikatów dopuszcza dodatek wybranych syntetycznych substancji do 5 proc., a ilość składników z ekologicznych upraw może być określona na 50 proc. Dlatego osobom o większych wymaganiach pozostaje czytanie etykiet, a szczególnie składu produktu (tzw. INCI). To, w jakim sklepie kupujemy kosmetyk, nie ma znaczenia. Musimy się liczyć z tym, że na razie duże, popularne drogerie mają w ofercie niewiele ekologicznych produktów. Zawsze jednak warto szukać.

Czy to prawda, że domowe kosmetyki mają krótki termin ważności i trzeba je trzymać w lodówce?

W przypadku niektórych kosmetyków to prawda. Ale są i takie, które mają termin ważności nawet kilka miesięcy i rok, jeśli będziemy je chronić przed światłem i ciepłem. Kosmetyki w formie emulsji, czyli takie, które składają się z części wodnej i części tłuszczowej (kremy, balsamy, mleczka) należy trzymać w lodówce i zużyć w ciągu 7-10 dni, jeśli nie zostały zakonserwowane. Jeśli użyjemy naturalnego konserwantu, to trwałość może się wydłużyć do 3-6 miesięcy. Kosmetyki, które składają się tylko z fazy tłuszczowej (olejki, masła, peelingi) mają o wiele dłuższy termin ważności, w zależności od użytych składników od kilku miesięcy do roku. Z małymi wyjątkami nie muszą być też trzymane w lodówce.

Podzieliłaby się Pani z naszymi czytelnikami swoim ulubionym przepisem?

Pewnie! Moje ulubione przepisy to te najprostsze. Bardzo lubię maskę do włosów z oleju kokosowego. Weź 1-2 łyżki oleju kokosowego ze świeżego miąższu (w temperaturze pokojowej ma konsystencję półstałą). Umieść w niskiej szklance. Włóż szklankę do miseczki z gorącą wodą ? olej ma się rozpuścić do płynnej konsystencji. Przed myciem włosów nałóż ciepły olej na włosy i pozostaw przynajmniej na 30 min. W tym czasie możesz sobie zrobić relaksujący masaż głowy. Następnie umyj głowę bardzo dokładnie szamponem (zwykle trzeba to zrobić dwa razy, aby całkowicie usunąć olej z włosów). Możesz na koniec nałożyć odżywkę. Wysusz i układaj jak zwykle.

Świetną maseczkę do twarzy można przygotować z glinki Ghassoul lub ze sproszkowanej spiruliny. Bierzemy 1-2 łyżeczki proszku dolewamy trochę ciepłej wody, aby uzyskać konsystencję wygodnej do nałożenia pasty. Nakładamy na twarz na około 20 min., a następnie spłukujemy i cieszymy się oczyszczoną, rozjaśnioną i zrelaksowaną skórą.

Zachęcam też do zapoznania się tłoczonymi na zimno olejami roślinnymi (najlepiej o ekologicznym pochodzeniu), które można kupić w większości sklepów w dziale spożywczym, takimi jak olej sojowy, kokosowy, ryżowy, sezamowy oraz genialny olej arganowy. Można ich używać na wiele sposobów, chociażby jako olejek do ciała.

 

Więcej przepisów można znaleźć na stronie www.SkinPhilosophy.pl, a jeszcze więcej (na przykład jak zrobić krem) można się nauczyć podczas warsztatów i wykładów Ewy Sroki

rozmawiała: Martyna Kozłowska

Fundacja Viva! również przyznaje znaczki, dzięki którym dowiemy się, czy dany produkt jest wegetariański lub wegański. O pierwszych firmach, które dostały taki znaczek przeczytacie w naszym czerwcowym numerze.

 

Artykuł pochodzi z Vege nr 9/2011

none