Do schroniska w Korabiewicach trafiła nowa świnka po przejściach ? Pepa. Jej historia wzrusza, wygląd rozczula, a inteligencja zdumiewa
Autor: Alicja Czerwińska
Zabrana w pudełku na buty z miejscowego gospodarstwa, bo ?i tak z niej nic nie będzie?. Chude, małe prosię, które zdecydowanie odstawało od reszty rodzeństwa. Przygarnięta przez dobrych ludzi, mieszkała ponad rok w stajni, razem z końmi, kotami i kozą. Gdy stajnię zamknięto została tam na 4 miesiące całkiem sama, bez perspektyw na nowy dom. Jej jedynym towarzyszem była codziennie ją odwiedzająca i dokarmiająca opiekunka, Marta.
I pewnie byłoby tak po dziś dzień, gdyby nie Fundacja Międzynarodowy Ruch na Rzecz Zwierząt Viva!, z siedzibą w Warszawie, która zaproponowała przygarnięcie świnki pod swój dach, a dokładniej do prowadzonego przez nią schroniska dla bezdomnych psów w Korabiewicach. Świnka Pepa mieszkała w stajni koło Zawiercia, a Korabiewice znajdują się blisko Warszawy, więc jej transport do nowego domu był dla nas nie lada wyzwaniem!
Pepa zrobiła nas w konia
Podczas pierwszego podejścia, 5 sierpnia, świnka dosłownie… zrobiła nas w konia! Przez dwie godziny biegała po trawie, jadła jabłka i rozkoszowała się podsuwanymi przez nas smakołykami, którymi usiłowaliśmy zwabić ją do środka pojazdu i specjalnie dla niej przygotowanej skrzyni. Tym samym udowodniła swoją inteligencję ? skutecznie omijała wytyczone dla niej ścieżki, unikając jednocześnie niebezpiecznych miejsc, uciekała najmniejszymi otworami itd. Po dwugodzinnej ?walce? z Pepą skapitulowaliśmy i odjechaliśmy, z uśmiechem na ustach z jednej strony (wykazała się niezwykłym sprytem!), z drugiej zaś ze smutkiem. Dlaczego? Bo skoro roczna świnka sprawia tyle kłopotu, by załadować ją z dobrocią to, w jaki sposób muszą być ładowane hodowane przemysłowo świnie lub choćby te z gospodarstw, które hodują tylko na mięso? Skoro młode zwierzę ma na tyle sprytu i siły by pokonać czwórkę dorosłych ludzi to, w jaki sposób trzeba pacyfikować starsze, większe i silniejsze jednostki…? Zwłaszcza, że w ich przypadku nikt nie myśli o delikatnym załadunku ? pakowane są przecież na rzeź…
Druga próba okazała się już być skuteczna ? 10 sierpnia mieliśmy już przygotowaną strategię (obejmującą nie wypuszczanie Pepy na trawę), która zadziałała! Udało się nam, prawie całkiem po dobroci, załadować świnkę na przyczepę i do specjalnej skrzyni, co zajęło nam jakieś… dwie godziny! Obyło się jednak bez większych kwików, użycia siły i z jej ostatecznym zrozumieniem sytuacji, co dowodzi tylko, że po dobroci również można.
Ratować prosiaka?
Nasza podróż do Korabiewic trwała około 5 godzin ? jechaliśmy powoli, sprawdzając stan Pepy, która praktycznie całą drogę przespała, spałaszowawszy wcześniej schowane w sianie przysmaki. Po drodze mijaliśmy różne znaki – ?hodowla trzody chlewnej?, ?zakłady przetwórstwa mięsnego? itp. Nasunęło to kolejną refleksję – w oczach większości społeczeństwa osoby wiozące świnkę przez pół Polski tylko po to, by miała bezpieczny dom do końca swojego życia ? postrzega się, jako niegroźnych szaleńców. Bo przecież, kto o zdrowych zmysłach poświęca swój prywatny czas, finanse i wkłada wysiłek w ratowanie prosiaka? Co innego ratować psa czy kota, jest to już na swój sposób zrozumiałe. Ale świnia?
Smutne, że większość rozumujących w ten sposób osób nie zdaje sobie nawet sprawy z potencjału intelektualno-emocjonalnego, drzemiącego w takiej właśnie świni. A najczęściej wręcz brutalnie poskramianego przez surowe warunki chowu hodowlanego i uprzedmiotowienie zwierzęcia.
Inteligentniejsza niż pies
Świnia jest inteligentniejsza niż pies, co Pepa udowodniła robiąc ?w konia? nas wszystkich przy pierwszej próbie załadunku. Jednocześnie, wykazuje ona zachowania bardzo podobne do psich ? przychodzi na zawołanie, odpowiada podnoszeniem uszu i chrumkaniem na większość wypowiadanych do niej słów, merda ogonkiem, kładzie się na boku i nakazuje drapać brzuch, chrumkając przy tym cicho i wręcz zaprzestając żucia, ? bo jeśli tylko ma, ciągle coś miele w pyszczku. Na dobroć człowieka reaguje entuzjazmem i przychylnością ? zapomina szybko niemiłe rzeczy. Pepa była zestresowana w momencie załadunku, jednak po zrozumieniu swojej bezsilności i faktu, że musi pozostać w leżąco/stojącej pozycji (koniecznej do transportu), była spokojna, łagodna i odpowiadała chrumkaniem na uspokajania.
Co więcej, bynajmniej nie jest zwierzęciem brudnym, z jakim pejoratywnie kojarzy się nam słowo ?świnia?. Mieszkając przez rok w boksie zawierciańskiej stajni, Pepa utrzymywała w nim porządek ? w jednym kącie miała toaletę, w drugim spała! Mało z nas wie o tym, że świnie się nie pocą i jest to bezpośrednim powodem do ich tarzania się w błocie, wodzie i innych ciekłych, chłodzących substancjach. Więc to, co jest powszechnie uznane za ich zamiłowanie do brudu i ogólnie wpływa na ich negatywny wizerunek, jest w rzeczywistości dostosowaniem się do innych warunków biologicznych i potrzebą schłodzenia.
Te refleksje towarzyszyły nam przez całą drogę. Mimo iż żal było nam Pepy, zapakowanej skrupulatnie w przyczepie, by nie stała się jej krzywda w trakcie transportu, jej los w zestawieniu z milionami hodowanych w nieludzkich warunkach i zabijanych świń wydawał się być nad wyraz dobry.
Gotowane ziemniaki i żołędzie
Do Korabiewic przyjechaliśmy ok. 16.00. W bramie przywitały nas szczekające przyjaźnie psiaki i przestrzenne, pokryte trawą boksy z ich psimi mieszkańcami. Po chwili pojawili się pracownicy schroniska i zaprowadzili nas na wybieg, w którym od prawie dwóch miesięcy mieszkają dwie dorosłe świnki ? Zygmunt i Zosia. Pepa bardzo niechętnie wyszła z przyczepy, była w zasadzie zaspana, a drapanie po brzuchu odbierała, jako zachętę do dalszego snu. Obudziła się dopiero na zapach gotowanych ziemniaków, które wyprowadziły ją na wybiegową trawę.
Pierwszą reakcją na nową przestrzeń było jej dokładne zbadanie ? nie odstraszyło nawet szczekanie sąsiadujących z wybiegiem psiaków. Pepa obwąchała cały teren, zakosztowała żołędzi sprezentowanych przez zwierzolubnych pracowników i skierowała się w stronę Zosi i Zygmunta ? obecność innych świnek zdecydowanie ją zaintrygowała. Po zaznajomieniu się ze świnkami i psimi sąsiadami zaczęła się zaprzyjaźniać z nowymi osobami, które od tej pory się nią opiekują. Ponieważ jest bardzo otwartym zwierzakiem i uwielbia jeść, nawiązywanie nowych znajomości przychodzi jej bez większego trudu.
Po oddaniu Pepy w dobre ręce i upewnieniu się, że czuje się komfortowo w nowej dla niej sytuacji, (co zajęło nam około godziny) odjechaliśmy z lekkim smutkiem ? to naprawdę bardzo sympatyczna, kochana i przymilna świnka i przykro zostawiać ją tak daleko, bo aż 300 kilometrów od nas… Z drugiej strony, mamy pewność, że znajduje się w ciepłym, bezpiecznym miejscu, z ludźmi, którzy dobrze się nią zaopiekują i zwierzakami, które dotrzymają towarzystwa, bardzo potrzebnego tak towarzyskiemu zwierzakowi, jak świnia. Po czterech miesiącach samotności, osładzanej wizytami swojej opiekunki i przestrzeni życiowej ograniczonej do małego, stajennego boksu, dom w Korabiewicach zdaje się być dla niej najlepszym miejscem.
Bardzo dziękujemy: Vivie!, która przygarnęła Pepę pod swoje skrzydła; Marcie, która jako jedyna opiekowała się nią przez cztery ostatnie miesiące i wszystkim, którzy pomogli w zorganizowaniu transportu dla świnki. Będziemy otaczać ją wirtualną opieką finansową, w której wesprą nas, mamy nadzieję, również ci, których jej historia wzruszyła.