Dlaczego warto pojechać na Dolny Śląsk? Powodów jest bez liku!
Magiczny Dolny Śląsk – tym hasłem lokalny samorząd zachęca do odwiedzenia regionu. Nie jest to pusty promocyjny slogan. Wręcz przeciwnie – kryje się za nim cały wachlarz niezwykłych miejsc do odkrycia: twierdze pamiętające rządy królów Prus (Srebrna Góra, Kłodzko); systemy podziemnych budowli z czasów ostatniej wojny (kompleks Riese w Górach Sowich); Dolina Pałaców i Ogrodów w Kotlinie Jeleniogórskiej; malownicze zamki ze swoimi legendami i mrocznymi historiami, które nie raz były scenerią filmową (Czocha, Książ, Chojnik); niezwykła skandynawska świątynia przeniesiona do Karpacza na rozkaz księżnej; szczęki wieloryba ustawione przed kościołem w Mysłakowicach – wyliczankę można kontynuować bez końca.
Bliskość Sudetów, które na terenie Polski ciągną się przez niemal 300 km od Gór Izerskich do Gór Opawskich, bogactwo przyrodnicze, spływy kajakowe Bobrem albo wiosłowanie po Jeziorze Złotnickim to aż nadto powodów, żeby obrać Dolny Śląsk za cel wyprawy, zwłaszcza, że wielu z nas – może poza wyjazdem narciarskim do Szklarskiej Poręby albo szkolną wycieczką z obowiązkowym wejściem na Śnieżkę – nigdy tam nie było. Dojazd na Dolny Śląsk z różnych części Polski znacznie się skrócił dzięki modernizacji dróg do Wrocławia i dalej do granicy z Czechami, a także dzięki utrzymywaniu dobrych połączeń kolejowych w regionie. Planując kolejny wyjazd, warto skierować się do niezwykłych miejsc położonych w Rudawach Janowickich, Górach Suchych i Górach Izerskich. Nie są zbyt obszernie opisywane w przewodnikach, a ich frapująca historia sprawia, że warto je bliżej poznać.
Dolny Śląsk jest miejscem do zakochania się i wielokrotnych powrotów, a przed ciekawymi turystami odkrywa bardzo złożoną i inspirującą do dalszych poszukiwań historię. Zwiedzając go, warto pamiętać, że po II wojnie światowej był świadkiem całkowitej wymiany zakorzenionych tu niemieckich mieszkańców na repatriantów ze Wschodu oraz poszukiwaczy nowego życia z innych stron Polski, co znacząco wpłynęło na kształt krajobrazu kulturowego. Przez okres PRL-u niemiecką tożsamość tych ziem celowo wymazano z przekazu. Dopiero upadek dawnego systemu i rozwój społeczności lokalnych sprawił, że przedwojenna historia stała się przedmiotem dociekań, refleksji i dumy.
Wrocław, stolica regionu, zasługuje na oddzielną prezentację, bo liczby atrakcji proponowanych odwiedzającemu oraz fantastycznych miejsc z dobrą roślinną kuchnią nie można skwitować jednym akapitem. Poprzestanę na przypomnieniu, że na Rynku pod numerem 27a działa nieprzerwanie od 1987 roku Vega – bodajże najstarsza wegańska jadłodajnia w Polsce. Smaczny humus w niebanalnych aranżacjach podają w W kontakcie na Benedykta Polaka 12/1b. Mając więcej czasu, warto najeść się w Żyznej (Nożownicza 37) oraz Wilku Sytym (Nadodrze, Trzebnicka 3), a także spróbować roślinnego sushi w The Root (Krupnicza 3).
Najedzeni możemy ruszyć dalej. Jeżeli trasy i czas pozwolą, warto zatrzymać się w Jeleniej Górze, przynajmniej na tak długo, żeby w kawiarni-galerii fotografii Mikavka (ul. Konopnickiej 1) napić się najlepszej kawy w promieniu 50 km od Śnieżki i dopełnić dawkę kofeiny smakowitym wegańskim deserem.
Do Miedzianki (niem. Kupferberg) można dotrzeć pieszo z dworca kolejowego w pobliskich Janowicach Wielkich. Zatrzymują się tam pociągi z Wrocławia, Jeleniej Góry i niektóre z Warszawy. Niezwykłość Miedzianki polega na tym, że jest nieistniejącym miastem, które jeszcze po ostatniej wojnie szczyciło się ratuszem, rynkiem, dwoma kościołami, browarem i zasobnymi mieszczańskimi kamienicami. Stojąc dzisiaj w miejscu zajmowanym niegdyś przez gospodę Schwarzer Adler, trudno uwierzyć, że w Miedziance mieszkało przed wojną ponad 800 osób, a już po wojnie w okresie działalności kopalni uranu nawet 3 tys. O tym, że było tu miasto, świadczy obecność samotnego kościoła i nielicznych zabudowań. Zagładę przyniosło mu właśnie górnictwo uranu. Ono spowodowało stopniowe „zapadanie się” budynków, które bez uszczerbku przetrwały wojnę. Ostatecznie w 1972 roku władze zarządziły całkowite przesiedlenie ludności i rozbiórkę zagrożonej zabudowy. Nieco wcześniej przestał działać także browar, po wojnie znacjonalizowany i połączony z zakładami z Lwówka Śląskiego. Miedzianka zawdzięcza renesans kilku osobom, które zafascynowane jej historią i niewątpliwie pod wpływem genius loci sprawiły, że naprzeciwko ruin dawnego browaru powstał nowoczesny Browar Miedzianka produkujący rzemieślnicze piwa.
Filip Springer napisał książkę „Miedzianka. Historia znikania”, na podstawie której stworzono spektakl wystawiany w Teatrze Norwida w Jeleniej Górze i na terenie Miedzianki. Od 2017 roku pod koniec sierpnia odbywa się Miedzianka Fest organizowany przez Fundację Instytut Reportażu. Jego pomysłodawcą jest nie kto inny niż autor „Miedzianki…”. Podczas festiwalu można uczestniczyć w klimatycznych spotkaniach z autorami reportaży odbywających się w ocalałym budynku kościoła lub na okolicznych łąkach, zdobyć nowe umiejętności podczas warsztatów, przejść po śladach dawnego miasteczka w trakcie spacerów z literackim przewodnikiem albo pozytywnie się nastroić i zrównoważyć o wchodzie Słońca podczas sesji jogi na łące. Odbywają się także koncerty i spektakle. Program festiwalowy warto uzupełnić degustacją „Cycucha Janowickiego”, „Mniszka” albo „Boberka” na tarasie Browaru Miedzianka z niezapomnianym widokiem na bliźniacze wzniesienia Sokolika i Krzyżnej Góry. W Browarze można też się posilić i zanocować.
Warto pamiętać, że w Rudawach Janowickich wprawiali się w sztuce wspinania alpiniści i himalaiści, wśród nich Wanda Rutkiewicz – można zatem połączyć wizytę w nieistniejącym mieście z wyprawą jednym ze szlaków prowadzących z Janowic Wielkich albo pobliskiego Trzcińska. Warto też odwiedzić leżące w odległości kilku kilometrów od Miedzianki Kolorowe Jeziorka – stawy powstałe w miejscu wyrobisk dawnych niemieckich kopalni, w których woda zabarwiona jest na zielono, błękitno, purpurowo i żółto.
Położone w odległości kilkunastu kilometrów od Wałbrzycha Sokołowsko (niem. Görbersdorf), dzięki otoczeniu gór i specyficznemu mikroklimatowi, już w połowie XIX wieku ujawniło wyjątkowy potencjał uzdrowiskowy. Z inicjatywy dr. Hermana Brehmera, który w 1854 roku przejął powstały kilka lat wcześniej, ale już podupadający zakład leczniczy, Görbersdorf stał się najstarszym uzdrowiskiem gruźliczym na świecie. Na sudeckim ośrodku sanatoryjnym i stosowanej w nim metodzie leczenia wykorzystującej walory świeżego górskiego powietrza, spacery, gimnastykę oraz bogatą w warzywa dietę, wzorowano się, tworząc najbardziej znane sanatorium przeciwgruźlicze w szwajcarskim Davos. Na kurację metodą dr. Brehmera przyjeżdżano do Görbersdorf z najodleglejszych miejsc Europy. U progu II wojny światowej uzdrowisko przyjmowało około tysiąca pacjentów jednocześnie. Ani wojna, ani zmiany granic nie przerwały działalności leczniczej ośrodka, jednak doprowadziły do całkowitej wymiany personelu i stopniowego niszczenia sanatoryjnej infrastruktury.
Chyba najbardziej znanym mieszkańcem Sokołowska był Krzysztof Kieślowski, który spędził tu kilka lat dzieciństwa, towarzysząc leczącemu się w uzdrowisku ojcu. Dzisiaj wieś kontynuuje tradycje sanatoryjne i nadal gości pacjentów, ale przedwojenne budynki uzdrowiskowe i klimat niczym z Mannowskiej „Czarodziejskiej góry” przyciągają także animatorów sztuki i artystów. Monumentalne neogotyckie mury dawnego sanatorium Grunwald są od 2007 roku siedzibą Fundacji Sztuki Współczesnej In Situ, która postawiła sobie za cel odbudowę tego dwukrotnie niszczonego pożarami miejsca. Fundacja prowadzi Międzynarodowe Laboratorium Kultury i Archiwum twórczości Krzysztofa Kieślowskiego, organizuje Międzynarodowy Festiwal Sztuki Efemerycznej Konteksty, Międzynarodowy Festiwal Sanatorium Dźwięku oraz Międzynarodowy Festiwal Filmowy Hommage à Kieślowski (więcej szczegółów na www.sokolowsko.org). Latem działa także kinoteatr Zdrowie, w którym przez dziurę w dachu – jak głosi biograficzna legenda – Kieślowski podglądał projekcje filmowe i w ten sposób odkrył swoje powołanie. Vis-à-vis kinoteatru mieszczą się Palmiarnia – klimatyczna klubokawiarnia z serdeczną obsługą, która karmi pierogami i ciastami, poi kawą lub winem, a także organizuje koncerty – oraz po sąsiedzku
Kawiarenka Smaków, gdzie można zjeść pizzę i pastę z sosem truflowym. Z Sokołowska warto pójść do schroniska Andrzejówka i stamtąd wybrać się jednym ze szlaków na odkrywanie Gór Suchych.
Dla miłośników pięknych widoków i wędrówki oferującej niezapomniane panoramy i schładzanie stóp w wodach górskiego potoku ciekawym kierunkiem będą Góry Izerskie. Wybierając się tam, warto pamiętać o uruchomionej ponownie w 2010 roku Kolei Izerskiej kursującej przez malownicze tereny ze Szklarskiej Poręby do czeskiego Kořenova. Do wagonu można zabrać rower i wysiąść np. na Polanie Jakuszuckiej, skąd poprowadzone są piękne widokowo i wymagające kondycyjnie trasy dla cyklistów. Tymi samymi oraz wieloma innymi szlakami mogą przemieszczać się także turyści piesi. Na szczególną uwagę zasługuje czerwony szlak prowadzący przez Schronisko Orle (budynek dawnej huty szkła), który idzie doliną Izery płynącej pośród torfowisk do Chatki Górzystów na Hali Izerskiej – niezwykle urokliwym ostańcu po przedwojennej osadzie Gross Iser. W zimie Jakuszyce zmieniają się w ośrodek narciarstwa biegowego, proponując ponad 100 km tras.
Poznawanie Gór Izerskich można rozpocząć, wybierając jeden z dwóch szlaków walońskich ze Szklarskiej Poręby prowadzących śladami dawnych przybyszów z Galii, którzy we wczesnym średniowieczu na zlecenie władców poszukiwali lokalnych złóż metali i minerałów. Ich odkrycia zasobów kwarcu i pirytu przyczyniły się do rozwoju hutnictwa szkła, dając nazwę Szklarskiej Porębie. Metody i efekty poszukiwań były owiane tajemnicą i ubrane w liczne rytuały, o czym możemy przekonać się, próbując rozkołysać skałę Chybotek (miejsce walońskich rytuałów) albo tropiąc wyryte w skałach tajemne symbole, którymi komunikowali się odkrywcy.
Inne możliwości wycieczek to trasy prowadzące ze Świeradowa Zdroju. Zbaczając z górskich szlaków, warto odwiedzić Kopaniec – wieś i kolonię artystów tworzących i pracujących na rzecz lokalnej społeczności – oraz Antoniów, który zwraca uwagę uporządkowaną zabudową, harmonijnie współistniejącą z przyrodą. Estetyczny efekt to podobno zasługa Holendrów, którzy – ulegając magii miejsca – od kilkunastu lat osiedlają się w Antoniowie. A może to zasługa ich średniowiecznych przodków – górników-czarnoksiężników, którzy wezwali późne wnuki na Pogórze Izerskie, żeby ocalić resztki niezwykłego krajobrazu kulturowego.
- Tekst i zdj. Joanna Sakowicz
- Tekst ukazał się w numerze 11/2019 Magazynu Vege