Fragment książki „Ludzkie oblicze zwierząt” Vitusa Dröschera, wyd. Prószyński i S-ka, o ponadgatunkowej relacji rodzic-dziecko.
Co jeden lub dwa miesiące nietoperze budzą się z letargu. Nieco paradoksalnym zjawiskiem jest to, że u wielu gatunków właśnie wtedy, zimą, odbywają się gody. Obudzony od jakiegoś czasu i rześki samczyk wyszukuje jedną ze śpiących samiczek i budzi ją, gryząc w kark. Kiedy „dama” obudzi się całkowicie, odbywa się kopulacja. Po niej zwierzęta, każde osobno, ponownie układają się spać.
W społeczności nietoperzy nie istnieje instytucja małżeństwa, nie ma wyraźnej struktury społecznej ani współzawodniczenia o względy samicy. Nie ma też życia towarzyskiego ani innych form związków grupowych. Jest to wyłącznie anonimowa masa osobników. Taka sama anonimowość dotyczy także związków pomiędzy matką a dzieckiem.
Poród u nietoperzy jest prawdziwym majstersztykiem. Aby młode, zanim jeszcze usłyszy pierwsze w swoim życiu ultradźwięki nocy (w przypadku ludzi mówimy: „ujrzy po raz pierwszy światło dnia”), nie spadło na dno jaskini, matka zawiesza się nie tylko nogami, ale i wystającymi z jej skrzydeł pazurkami pod sufitem jaskini, tworząc w ten sposób ze swego ciała coś pośredniego między hamakiem a kołyską.
W pierwszych dniach swego życia młode, jak małe małpki, uczepiają się pazurkami futerka na brzuchu matki, jako dodatkowego zabezpieczenia mogą ponadto użyć jej specjalnie jakby do tego celu przeznaczonej pary dodatkowych, niewydzielających mleka sutek. Małe przysysają się do nich, umacniając w ten sposób swoją pozycję. Ułatwia im to zadanie fakt posiadania od urodzenia specjalnie do tego służących, mlecznych zębów. Żyjący na zachodzie Stanów Zjednoczonych pustynny nietoperz stosuje do zabezpieczenia młodych metodę „żeglarską”. Przywiązuje młode, co prawda nie do masztu okrętu, ale do siebie… liną. Rodząca najczęściej jedynie dwoje młodych samica jest z nimi bowiem jeszcze przez kilka pierwszych dni po porodzie złączona pępowiną. Ten jak by nie było dość ścisły związek nie przeszkadza jej jednak zaraz po upływie tego czasu oddać dzieci do „żłobka”. U nietoperzy instytucja „żłobka” lub „przedszkola” dla młodych ma masowy, niespotykany na taką skalę u innych zwierząt charakter.
W leżącej w Arizonie jaskini Eagle Creek naukowcy naliczyli w takim „przedszkolu” około 20 mln młodych. Takie samo przedszkole australijskich nietoperzy należących do grupy „latających psów”, w którym przebywały miliony młodych osobników, zajmowało cały las mangrowy leżący na północnoaustralijskim przylądku York.
Oddając dziecko do takiego „przedszkola”, matka nie ma już szansy ponownie go odnaleźć w milionowej masie innych małych nietoperzy. Karmi więc od tego czasu pierwsze z brzegu dziecko, które ją o to poprosi. Wydawałoby się, że przy tej metodzie karmienia większość zapomnianych przez swe rodzone matki młodych powinna zginąć z głodu, wcale jednak tak nie jest. Ginie zaledwie niewielki procent małych nietoperzy. Dzieje się tak, ponieważ każda samica produkuje ilość mleka wystarczającą do nakarmienia czworga lub pięciorga młodych. Wytwarzany przez nią pokarm stanowi 16 proc. jej wagi ciała. Gdyby wyobrazić sobie taką wydajność w produkcji mleka u krowy, wyniosłoby to 80 l dziennie, podczas gdy w rzeczywistości najbardziej nawet mleczne krowy dają go maksymalnie 11–18 l.
Wynika z tego, że jedna samica nietoperza karmi całą grupę cudzych dzieci. Jeśli jednak któreś z nich spadnie na dno jaskini, nikt już więcej się nim nie zainteresuje.
Wydaje się, że ten system wychowywania dzieci w masowych skupiskach odpowiada także za powstawanie u nietoperzy społeczności pozbawionych związków między sobą, anonimowych osobników, społeczeństw, które nie znają pojęcia miłości ani wierności.
- Recenzja książki w następnym numerze
- Tekst: Vitus Dröscher
- Vitus Dröscher (1925-2010): niemiecki etolog, autor ponad 20 książek popularnonaukowych, w których z pasją i niezwykle barwnie opisywał zachowania zwierząt. Większość tych publikacji stało się bestsellerami w wielu krajach
- Tłumaczenie: Andrzej Guzek
- Tekst ukazał się w numerze 10/2019 Magazynu Vege