Pierwszy miesiąc prenumeraty cyfrowej za 5 złzamawiam

Logowanie

Nie oszukujmy się czyli o ekologicznych decyzjach

lipiec 29 2019

Nasze codzienne decyzje kształtują świat. Przekonuje o tym Jonathan Safran Foer w swojej książce „Zjadanie zwierząt”, której fragment możecie przeczytać poniżej.

Nie oszukujmy się – mało kto ma dostęp do jedzenia, które można by uznać za etyczne. W USA poza fermami przemysłowymi nie hoduje się nawet tyle kurczaków, by dało się nimi wykarmić populację Staten Island, ani tyle wieprzowiny, by starczyło dla ludności Nowego Jorku. Mięso produkowane etycznie to obiecująca koncepcja, ale jeszcze nie rzeczywistość. Każdy, kto myśli o niej poważnie, powinien jeść przede wszystkim produkty wegetariańskie.

Nie oszukujmy się – wielu ludzi, którzy wspierają przemysł mięsny, kupuje też mięso od małych producentów. To dobry znak. Jeśli jednak tylko na tyle nas stać, nie ma powodów, by optymistycznie patrzeć w przyszłość. Jeśli nasze pieniądze będą wciąż wspierać przemysł, ten nigdy nie przestanie dręczyć zwierząt. Czy bojkot autobusów w Montgomery przyniósłby jakikolwiek skutek, gdyby protestujący zaczęli z nich korzystać w momencie, gdy zatęsknili za wygodą? Czy strajki miałyby sens, gdyby pracownicy wycofywali się z nich przy pierwszej napotkanej trudności? Ta książka nie jest zachętą do naprzemiennego kupowania mięsa z alternatywnych źródeł i ferm przemysłowych.

Jeśli chcemy położyć kres okrucieństwu, bezwzględnie musimy przestać dofinansowywać katów. Dla niektórych podjęcie decyzji o wyrzuceniu mięsa od zwierząt z chowu przemysłowego z menu to nic trudnego. Dla innych przeciwnie. Ci, którzy myślą, że przyjdzie im to z trudem (ja również zaliczałam się do tej grupy), powinni się zastanowić, czy warto pocierpieć dla sprawy. Czy warto sprzeciwić się wycinaniu lasów, zanieczyszczaniu środowiska, potęgowaniu efektu cieplarnianego, marnowaniu zapasów ropy, nadmiernej eksploatacji terenów wiejskich, łamaniu praw człowieka i dręczeniu zwierząt? Ważne jest też to, co nie przychodzi nam do głowy od razu, gdy myślimy o następstwach takiej decyzji.

Jak zmieniłaby ona nas samych?

Abstrahując od konkretnych konsekwencji dla środowiska, jedzenie z rozwagą może samo w sobie być siłą o ogromnym potencjale. Jak zmieniłby się świat, gdybyśmy, zasiadając do stołu trzy razy dziennie, uruchamiali nasze rezerwy empatii i rozsądku, gdybyśmy mieli wyobraźnię moralną i wolę zmiany naszego stosunku do jedzenia? Tołstoj pisał, że rzeźnie istnieją dlatego, że istnieją pola bitewne – i na odwrót. Oczywiście nie toczymy wojen dlatego, że jemy mięso, a niektóre konflikty zbrojne są uzasadnione. Empatia to siła, której moc rośnie wprost proporcjonalnie do częstotliwości działania. Regularne decydowanie się na współczucie zamiast okrucieństwo zmieniłoby świat.

Być może twierdzenie, że zamówienie wegetariańskiego burgera zamiast sznycla to decyzja wielkiej wagi, brzmi naiwnie. Z drugiej strony gdyby ktoś w latach 50. powiedział, że zmiana miejsca w autobusie rozpocznie skuteczną wojnę z rasizmem, uznano by go za wariata. Podobnie reagowano by, gdyby jeszcze przed rozpoczęciem przez Césara Cháveza walki o prawa robotników w latach 70. stwierdzono, że rezygnacja z zakupu winogron będzie pierwszym krokiem do wyzwolenia farmerów z niewolniczej pracy.

Nasze codzienne wybory kształtują rzeczywistość. Kiedy amerykańscy osadnicy postanowili urządzić sobie bostońską herbatkę, powstała siła wystarczająca do stworzenia narodu. Wybory żywieniowe są fundamentem całej produkcji i konsumpcji. Kładąc na talerz warzywa zamiast kotleta czy kupując produkty od małych producentów zamiast od korporacji, nie zmienimy świata, ale radząc naszym dzieciom, społecznościom, do których należymy, i w ogóle wszystkim wokół, by jedli świadomie – owszem. Jedząc, wzmacniamy lub zdradzamy nasz system wartości. Dotyczy to nie tylko jednostek, ale całych narodów.

Siła naszego dziedzictwa jest potężniejsza niż potrzeba oszczędzania na żywności. Martin Luther King Jr. pisał o czasach, gdy „trzeba było zająć stanowisko, które nie było ani bezpieczne, ani politycznie poprawne, ani powszechne”. Czasami po prostu musimy podjąć konkretną decyzję, bo „sumienie podpowiada, że tak należy postąpić”. Te słynne słowa Kinga oraz wysiłki stworzonej przez Cháveza organizacji walczącej o prawa pracowników farm United Farm Workers również są częścią naszego dziedzictwa.

Można by pomyśleć, że te ruchy na rzecz sprawiedliwości społecznej nie mają nic wspólnego z sytuacją przemysłu mięsnego. Opresja ludzi to nie dręczenie zwierząt. King i Chávez walczyli w sprawie cierpiących ludzi, a nie cierpiących zwierząt czy ograniczenia globalnego ocieplenia. Kogoś może to oburzać, ale warto zauważyć, że César Chávez i żona Kinga, Coretta Scott King, byli weganami, syn Kinga Dexter także. Jeśli z góry zakładamy, że dziedzictwo Cháveza i Kinga nie obliguje nas do sprzeciwu wobec cierpienia powodowanego przez przemysł mięsny, interpretujemy ich spuściznę zbyt wąsko.

  • Tekst: Jonathan Safran Foer
  • Tłumaczenie: Dominika Dymińska